Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2014, 04:06   #37
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Krok za krokiem, stromymi stopniami w dół, ku podejrzanym odgłosom, ciemności i nieznanemu. Kat nie lubiła zwłaszcza tego ostatniego, bo nigdy nie było wiadomo, jak się za to zabrać. Nie można się było nań przygotować i gdy przybyło, trzeba było główkować jak rozwiązać problem. To, co napotkali w piwnicy było w połowie nieznane. Plugawe moce i szaleni kultyści, rytuały w blasku Morrslieba i horrory z innego wymiaru - to były rzeczy rzadko spotykane w złodziejskim fachu. No, oprócz zakazanych kultów, bo nie raz i nie dwa zdarzało się, że wścibski włamywacz odkrywał skrywany głęboko sekret. Katharina raz taki sekret odkryła.

Działała wtedy w ramach lukratywnego zlecenia w akademickiej stolicy Imperium - Nuln. Miało być prosto i przyjemnie, mimo wysokiego stopnia trudności który, jak na gust Kathariny i jej ówczesnego partnera Felixa, tylko dodawał smaczku całej sprawie. Bal w rezydencji von Wertheimów był wydarzeniem miesiąca i okazją dla duetu do wzbogacenia się, dzięki robocie zapewnionej przez rywali szlacheckiej familii. Weszli na salony, podając się za rodzeństwo von Alvensleben-Leiningen, ale z bankietu pamiętali niewiele; większość czasu spędzili bowiem w podziemnych pomieszczeniach i natknęli się na scenę podobną do tej, która rozgrywała się w karczemnej piwniczce.

Kat miała zatem jako-takie doświadczenie z kultystami, ale na tym wygwizdowie było chuja warte. Instynkt podpowiadał, żeby wziąć tyłek w troki i nie skakać w to szambo, ale wyboru za bardzo nie miała. W Nuln były Kolegia, straż, świątynie i cała masa innych organizacji (mniej lub bardziej legalnych) do których mogła zanieść informacje o plugawych zapędach bliźnich, ale tutaj... Na tym zadupiu była zdana na samą siebie i kompanów. Bonheur zrobiła więc to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek na jej miejscu, kiedy ucieczka nie wchodziła w grę - skoncentrowała się na wyłączeniu z gry najniebezpieczniejszego zawodnika.

Katharina słyszała niegdyś, że najmądrzejszym ruchem jest zawsze atak w najsłabsze ogniwo, ale dla niej to był stek bzdur i rada, którą można było o kant rzyci rozbić. Nie, nie, należało uderzać tam, gdzie zaboli najbardziej i tak, by nie musieć poprawiać. Złodziejka przemknęła między walczącymi korzystając z zamieszania, pustej przestrzeni i ciemnych kątów. Nie musiała nawet martwić się o ostrożne stawianie kroków; w harmidrze wywołanym przez zderzające się ostrza były jak spadająca kropla podczas burzy. To było dziecinnie proste, nawet nikt na nią nie zwracał uwagi.

Pierwszy cios minął inkantującego kultystę o dobre dwa centymetry, a kolejny sięgnął celu ledwo-ledwo. Kat nie mogła się nadziwić, że żaden z jej ciosów nie uderzał tam, gdzie powinien. Czarownik był zajęty swoimi modłami do ciemnych mocy, ale jakimś cudem unikał kolejnych pchnięć sztyletu bardzo oszczędnymi ruchami ciała. Złodziejce zdawało się, że nawet cienie wspomagają mężczyznę, ale może to była tylko gra świateł? Dopiero w ciszy, jaka zapadła po zakończeniu inkantacji, doznała olśnienia.

Bała się. To był zwyczajny, ludzki strach przed nieznanym, zmieszany z adrenaliną. Serce łomotało jej tuż pod gardłem, krew szumiała w uszach, ciemność powoli formowała się w kącikach oczu i nie mogła złapać oddechu. Uczucie było jej znane - rzadko kiedy doznawane, ale znane. W zwolnionym tempie widziała, jak ostrze kultysty opada i zagłębia się między piersiami związanej dziewczyny. "To mogłam być ja," przemknęło jej przez myśl, "po to mnie wzięli." Krzyk mimowolnie wyrwał się Katharinie z ust, ale pochłonął go dźwięk pękającego posągu. Coś nieludzkiego wyszło z kamiennej skorupy, lecz złodziejka nie była w stanie powiedzieć co. Już jej tam nie było.

* * *

Napad lęku minął po chwili. Katharina nie była w stanie powiedzieć, jak długo trwał i ile zajęło jej odzyskanie władzy nad własnym ciałem. Znajdowała się na powrót u szczytu schodów, w kuchni i sądząc po odgłosach, a raczej ich braku, piwniczne starcie dobiegło końca. Panna Bonheur nie była jednak pewna na czyją korzyść i przez chwilę miała ochotę zamknąć klapę, przywalić ją czym popadnie i zabrać się z zadupia w bardziej cywilizowane miejsce, ale mimo tego trwała w miejscu. Minęło parę uderzeń serca, a z piwnicy nie wyleciało nic choćby trochę przypominającego czorta piekielnego. Kat wzięła to za dobry znak.

Po raz drugi już, krok za krokiem, ruszyła stromymi stopniami w dół.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 22-03-2014 o 05:40.
Aro jest offline