Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-03-2014, 21:44   #31
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
Rudi stał dzielnie koło krasnoluda, gdzie czuł się względnie bezpiecznie. Na tyle bezpiecznie aby zlekceważyć prośbę Kat. Toż to byłoby całkowicie głupie, tak samemu opuszczać bezpieczne miejsce - pomyślał.

Jednakże czuł potrzebę pomocy swoim towarzyszom atakowanym przez mutanty. A to czy ta potrzeba nie była przypadkiem również, czy może przede wszystkim jego potrzebą chronienia swojego tyłka; to byłą już sprawa oddzielna.

Niziołek zajął dogodną pozycje i nie ruszając się zbytnio, ciskał pociskami w agresorów. Ciągle było słychać świst kręconej procy, który milkł na czas lotu pocisków. Część z nich trafiła, część nie, nie było to istotne. Ważne że w końcu oba mutanty leżały na ziemi krztusząc się własną krwią.

Rudi nie chował procy, lecz już lekko rozluźniony zaczął się rozglądać wokół siebie, czy może przypadkiem jaki inny czort nie stoi gdzieś w cieniu.
 
Dekline jest offline  
Stary 14-03-2014, 15:56   #32
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
No się zaczęło. Anzelm ruszył pewnym krokiem, od czasu do czasu wzdrygając się z obrzydzenia, na mutanta. Miecz trzymał mocno w jednej ręce a w drugiej dzierżył sztylet. Ach cóż za walka…cóż za wspaniały pokaz szermierczych umiejętności Anzelma.. byłby. Ale niestety nie byłby, bowiem każdy jego cios podstępny mutant, za pewne korzystający z czarnoksięskiej mocy – tak będzie do końca swych dni Wujaszek twierdził – omijał jego ciosy. Szlachcicowi zdawało się, że jego przeciwnik jest nieziemsko szybki, w dodatku jakby przewidywał jego ruchy zanim ten je wykona i tylko fartem nasz bohater omijał zmasowane ataki przeciwnika. Mutant wściekle zaatakował chcąc zrewanżować się lecz Anzelm, ćwiczony jak sam powiadał przez fechmistrzów samych, unikał i odbijał ataki z łatwością.
No „łatwością” to dużo powiedziane bowiem musiał się strasznie namęczyć by nie zostać zranionym. Lniana koszula po kilku sekundach walki, mokra od potu bohatera, zaczęła delikatnie śmierdzieć. Wujaszek jednak nie zrażony swoimi bezcelowymi atakami wykorzystał fakt, że kolejny towarzysz przyszedł mu w sukurs. Idealnie wyczekał mutasa wrednego by wbić mu sztych ostrza w gardło i umoczyć broń we krwi wroga. Ten padł na kolana przed nim, z dziwnym smutkiem i zaskoczeniem w oczach. Było po wszystkim?
Nie. W żadnym razie. Dziwne hałasy z kuchni… Możliwa kradzież wózeczka. Ach Anzelm prawie się zagotował na samą myśl. Wytarł Anzelm broń o ubranie złego i podstępnego mutasa i zaczął go przeszukiwać. Chciał wiedzieć z kim przyszło mu mierzyć się… Może będzie miał jakieś cenne informacje…
Gdyby jednak nic nie znalazł przydatnego ruszył za Maxem spoglądając pytająco na krasnoluda. Liczył, że ten będzie stał tuż koło niego…
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 16-03-2014, 22:14   #33
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Walka była intensywna i męcząca, jednak mutanci zostali pokonani bez strat w drużynie, przeszukanie ciał nie dostarczyło niestety żadnych informacji, przy ciałach było tylko kilka miedziaków, nic pozatym. Dźwięk ze strony kuchni cały czas delikatnie wibrował w korytarzu tak więc Max a za nim Anzelm, Helvgrim, Kat i Rudi, kiedy wbiegli do kuchni okazało się, że dźwięki docierają z piwnicy. Max porwał wiszącą na ścianie pochodnie i ruszył w głąb piwnicy. Śpiew stawał się coraz głośniejszy, powoli dało się rozróżnić słowa, które jednak były wyśpiewywane w języku, którego żaden z bohaterów nie znał, śpiew brzmiał jak zaklęcie, może rytuał. Piwnica była niewielka i zastawiona beczkami i skrzyniami, śpiew dochodził jakgdyby spod podłogi co wydawało się dosyć niedorzeczne. Jednak wszyscy rzucili się do poszukiwania, byli pewni że da się zejść niżej. Nareszcie, po przesunięciu kolejnej z beczek śpiew stał się głośniejszy a ich oczom ukazała się płyta w podłodze, która różniła się od całej reszty, wydawała się jakby luźna. Sverrisson z pomocą Maxa uniósł płyte a ich oczom ukazały się schody. Śpiew stał się wyraźni a do słów dołączyły także jęki, jakgdyby glosy zakneblowanych ludzi. Na dole znaleźli zakratowane pomieszczenie, w którym leżeli wszyscy goście karczmy, poza przewoźnikiem, któremu udało się uciec w trakcie walki w głównej sali karczmy. Kawałek dalej dało się dojrzeć pomieszczenie z którego dochodził teraz już glośny i wyraźny śpiew, niewątpliwie rytuał, taką teze potwierdzały też dwie postacie ułożone na czymś co przypominało kamienny stół. Grupa pięciu osób zebrana była wokół posągu



Kiedy bohaterowie wkroczyli do akcji cztery zakapturzone postacie zwróciły się w ich kierunku, jednak najlepiej ubrany dalej wyśpiewywał zaklęcie, było jasnym, że reszta będzie go bronić do czasu kiedy ten przyzwie demona.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 18-03-2014, 15:57   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
W pierwszej chwili Max nie wierzył własnym oczom. Spodziewał się mutantów, ale banda kultystów? A stało tu przed nim pięciu i odprawiali jakieś mroczne rytuały. I na dodatek mieli zamiar złożyć ofiarę z ludzi, czego dowodziły ciała, leżące na czymś na kształt ołtarza.

Max rzucił pochodnią w tego zakapturzonego kultystę, który wyśpiewywał jakieś zaklęcie. A nuż by się udało go podpalić? Albo chociaż rozproszyć...
Dobre chęci niestety nie znalazły odzwierciedlenia w praktyce i rzucona pochodnia rozminęła się z celem, sypiąc iskrami po zderzeniu się ze ścianą.
Trzeba było kultystę załatwić w inny sposób, najlepiej zimną stalą. Problem polegał jednak na tym, że na drodze do tamtego stało czterech zakapturzonych osobników, którzy jakoś nie zamierzali ustawić się w honorowy szpaler...
Max zaatakował pierwszego z brzegu kultystę, mając nadzieję, że kompani wspomogą go w walce i zajmą się pozostałą czwórką.
I tak zapewne było, bowiem podczas mniej czy bardziej udanej wymiany ciosów nikt nie wsadził Maxowi ostrza w plecy. A jego z kolei uderzenie, pierwsze z udanych, niemal przecięło na pół kultystę, który - zalany krwią - zwalił się bez życia na ziemię.

Pozostawiając kompanom trzech kultystów Max ruszył ku (jego zdaniem) najgroźniejszemu ze wszystkich - temu, który odprawiał rytuał. Ale cóż... Dobre chęci dobrymi chęciami. Mimo starań Maxa i Kat kultyście jakoś udało się ukończyć zaklęcie i zadać cios leżącej na ołtarzu dziewczynie.
Max zaklął.
Wszak zamiast próbować przerwać rytuał, mógł ściągnąć z ołtarza choćby dziewczynę.
Było jednak za późno na próżne rozważania.
Podłoga zaczęła się trząść, a Max z przerażeniem patrzył, jak posąg zaczyna pękać. Nie było to jednak trzęsienie ziemi, które mogło ich przysypiać żywcem, ale coś jeszcze gorszego.

Na widok demona Max uniósł miecz, próbując się osłonić, ale demon nie zainteresował się nim, ale - o dziwo - tym, który go przywołał. Potężny cios trafił w kultystę.
Czyżby ofiara nie była dziewicą, przemknęło przez głowę Maxa.
Zaraz jednak opanował się i zaatakował. Co prawda powiadają, ze wróg mojego wroga jest przyjacielem, to jednak Max za mniejsze zło uznał kultystę i za swój cel obrał demona.
Cios był celny, lecz demon przetrwał. Kolejne uderzenie Maxa chybiło celu, ale rewanż demona również okazał się nieskuteczny.
Na szczęście szarża Helvrima okazała się bardziej skuteczna i demon rozpadł się na dwie części.

Max odetchnął z ulgą.
Za wcześnie.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-03-2014, 17:18   #35
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
O ja piórkuje, szepnął pod nosem Rudi gdy zauważył podziemną komnatę. Uwięzieni ludzie nie byli dobrym znakiem, a co dopiero kultyści. Zdecydowanie nie było to miejsce dla małego niziołka. Przez pierwszą chwilę chciał uciec, lecz zdał sobie sprawę że pomimo wszystko, większe szanse na przeżycie ma tutaj, z towarzyszami. Schował sie na krasnoludem i zakręcił procą. Uderzenie nie było zbyt mocne, widocznie strach odebrał mu część siły. Jednakże kultysta odprawiający jakieś czary mary stracił na chwile swoje skupienie. Niziołek strzelał dalej, kolejny cios był juz nieco mocniejszy, lecz pomimo zranienia jego cel zdawał się byc nieporuszony. Kolejne pociski leciały w strone kultysty odprawiającego czar. Jeden z nich nie trafił, następny był dośc słaby.

wtem stało sie coś czego Rudi obawiał się najbardziej, z posągu wyszedł demon, lecz zajęty atakowaniem "swoich" nie zdołał uniknąć bardzo silnego ciosu.... Który pomimo swojej siły nie zdołał wytrącić stwora z równowagi. Gdy następny pocisk minął się z celem, przy demonie był już Helv który dosłownie rozpłatał go na dwie połówki.... okazały się samodzielnymi stworzeniami, na szczęście nie dożyły zbyt długo aby wyżądzić jakiegolwiek szkody.
 
Dekline jest offline  
Stary 19-03-2014, 09:41   #36
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Anzelm wiele widział w swoim życiu, ale ta dziwna sytuacja lekko go zaskoczyła. Grupa zakapturzonych postaci stojących w okół posągu, z czego jeden zawodził jak stara baba na targu, nie wyglądała zbyt poważnie… Choć gdy “chórek śpiewaka” wyjął broń, dla szlachcica okazało się jasne, że Ci nie mają ochoty prowadzić dysput na temat muzykologii. Cóż, kto mieczem wojuje z ręki Helva ginie, jak mawiał Anzelm lecz nie zamierzał pozwolić by towarzysze sami stanęli do walki. Szanse trzeba było jakoś wyrównać więc Wujaszek przypuścił atak na jednego z zakapturzonych. Proste pchnięcie, wykonane niedbale, jakby chciał wypróbować swojego oponenta, dosięgło celu. Pierwsza krew została przelana, i gdy Wujaszek już myślał że jego przeciwnik weźmie się w garść i wykaże kunsztem szermierczym, ten zaatakował nie dość że powolnie to strasznie niedbale. Sam Anzelm machał mieczem jak cepem, lecz jego przeciwnik przebijał go o głowę nieudolnością walki bronią białą. Nie było jednak czasu na zagrzewanie dodatkowe go do walki, bo jeszcze “ignorancja” Wujaszka obróciła by się przeciw niemu więc nasz bohater przypuścił kolejny atak. Tym razem zamarkował uderzenie na wysokość głowy a ostrze skierował w lewą rękę przeciwnika. Ciemne ubranie zakapturzonego zaczęło przesiąkać krwią lecz nim ten coś zrobił, Max dobił go idealnie. Szybka współpraca zaczęła przynosić efekty. Widząc, że jego towarzysz idzie do “spiewaka” Wujaszek ruszył do Helva by z nim ramię w ramię odciągać przeciwników od Maxa.

Stojąc przy Khazadzie Wujaszek próbował dorównać swojemu ochroniarzowi i towarzyszowi i choć zranił mocno przeciwnika to decydujący cios zadał Helvgrim, kładąc kolejnego przeciwnika trupem.

Mimo ataków Maxa jeden z zakapturzonych wyśpiewał swoją litanię do końca a pomnik zaczął się rozpadać powoli. Pot pojawił się na czole naszego biednego Anzelma i strach zajrzał mu w oczy po raz kolejny. Krwawa ofiara z córki kupca posłużyła za bramę, a może coś innego lecz chaosyta, bo nim okazał się śpiewak, przywołał istotę z innego wymiaru. Demona. Ten rozszarpał tego, który go przyzwał a potem swój morderczy wzrok skierował na naszych bohaterów. Anzelm czuł jak nogi każą mu po prostu spierdalać jak najdalej, coś w jego głowie krzyczało “uciekaj” lecz duma nie pozwoliła. Wiedząc że nie ma szans z tak potężna istotą rzucił się na kolejnego kultystę zatapiając ostrze w jego ciele, gdy tymczasem Helgrim udowodnił, że Khazad ma jaja twarde i wielkie jak rycerski hełm płytowy.
Potężny cios przepołowił demona...Zwycięstwo… Jednak nie.. Usta szlachcica otworzyły się ale nie dźwięk nie mógł się z nich wydobyć żaden. Strach zwyciężył...a demon zdawał się być nie pokonany...bowiem...
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 22-03-2014, 04:06   #37
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Krok za krokiem, stromymi stopniami w dół, ku podejrzanym odgłosom, ciemności i nieznanemu. Kat nie lubiła zwłaszcza tego ostatniego, bo nigdy nie było wiadomo, jak się za to zabrać. Nie można się było nań przygotować i gdy przybyło, trzeba było główkować jak rozwiązać problem. To, co napotkali w piwnicy było w połowie nieznane. Plugawe moce i szaleni kultyści, rytuały w blasku Morrslieba i horrory z innego wymiaru - to były rzeczy rzadko spotykane w złodziejskim fachu. No, oprócz zakazanych kultów, bo nie raz i nie dwa zdarzało się, że wścibski włamywacz odkrywał skrywany głęboko sekret. Katharina raz taki sekret odkryła.

Działała wtedy w ramach lukratywnego zlecenia w akademickiej stolicy Imperium - Nuln. Miało być prosto i przyjemnie, mimo wysokiego stopnia trudności który, jak na gust Kathariny i jej ówczesnego partnera Felixa, tylko dodawał smaczku całej sprawie. Bal w rezydencji von Wertheimów był wydarzeniem miesiąca i okazją dla duetu do wzbogacenia się, dzięki robocie zapewnionej przez rywali szlacheckiej familii. Weszli na salony, podając się za rodzeństwo von Alvensleben-Leiningen, ale z bankietu pamiętali niewiele; większość czasu spędzili bowiem w podziemnych pomieszczeniach i natknęli się na scenę podobną do tej, która rozgrywała się w karczemnej piwniczce.

Kat miała zatem jako-takie doświadczenie z kultystami, ale na tym wygwizdowie było chuja warte. Instynkt podpowiadał, żeby wziąć tyłek w troki i nie skakać w to szambo, ale wyboru za bardzo nie miała. W Nuln były Kolegia, straż, świątynie i cała masa innych organizacji (mniej lub bardziej legalnych) do których mogła zanieść informacje o plugawych zapędach bliźnich, ale tutaj... Na tym zadupiu była zdana na samą siebie i kompanów. Bonheur zrobiła więc to, co zrobiłby każdy rozsądny człowiek na jej miejscu, kiedy ucieczka nie wchodziła w grę - skoncentrowała się na wyłączeniu z gry najniebezpieczniejszego zawodnika.

Katharina słyszała niegdyś, że najmądrzejszym ruchem jest zawsze atak w najsłabsze ogniwo, ale dla niej to był stek bzdur i rada, którą można było o kant rzyci rozbić. Nie, nie, należało uderzać tam, gdzie zaboli najbardziej i tak, by nie musieć poprawiać. Złodziejka przemknęła między walczącymi korzystając z zamieszania, pustej przestrzeni i ciemnych kątów. Nie musiała nawet martwić się o ostrożne stawianie kroków; w harmidrze wywołanym przez zderzające się ostrza były jak spadająca kropla podczas burzy. To było dziecinnie proste, nawet nikt na nią nie zwracał uwagi.

Pierwszy cios minął inkantującego kultystę o dobre dwa centymetry, a kolejny sięgnął celu ledwo-ledwo. Kat nie mogła się nadziwić, że żaden z jej ciosów nie uderzał tam, gdzie powinien. Czarownik był zajęty swoimi modłami do ciemnych mocy, ale jakimś cudem unikał kolejnych pchnięć sztyletu bardzo oszczędnymi ruchami ciała. Złodziejce zdawało się, że nawet cienie wspomagają mężczyznę, ale może to była tylko gra świateł? Dopiero w ciszy, jaka zapadła po zakończeniu inkantacji, doznała olśnienia.

Bała się. To był zwyczajny, ludzki strach przed nieznanym, zmieszany z adrenaliną. Serce łomotało jej tuż pod gardłem, krew szumiała w uszach, ciemność powoli formowała się w kącikach oczu i nie mogła złapać oddechu. Uczucie było jej znane - rzadko kiedy doznawane, ale znane. W zwolnionym tempie widziała, jak ostrze kultysty opada i zagłębia się między piersiami związanej dziewczyny. "To mogłam być ja," przemknęło jej przez myśl, "po to mnie wzięli." Krzyk mimowolnie wyrwał się Katharinie z ust, ale pochłonął go dźwięk pękającego posągu. Coś nieludzkiego wyszło z kamiennej skorupy, lecz złodziejka nie była w stanie powiedzieć co. Już jej tam nie było.

* * *

Napad lęku minął po chwili. Katharina nie była w stanie powiedzieć, jak długo trwał i ile zajęło jej odzyskanie władzy nad własnym ciałem. Znajdowała się na powrót u szczytu schodów, w kuchni i sądząc po odgłosach, a raczej ich braku, piwniczne starcie dobiegło końca. Panna Bonheur nie była jednak pewna na czyją korzyść i przez chwilę miała ochotę zamknąć klapę, przywalić ją czym popadnie i zabrać się z zadupia w bardziej cywilizowane miejsce, ale mimo tego trwała w miejscu. Minęło parę uderzeń serca, a z piwnicy nie wyleciało nic choćby trochę przypominającego czorta piekielnego. Kat wzięła to za dobry znak.

Po raz drugi już, krok za krokiem, ruszyła stromymi stopniami w dół.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 22-03-2014 o 05:40.
Aro jest offline  
Stary 24-03-2014, 01:03   #38
VIX
 
VIX's Avatar
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
... i tak też było. Anzelm nie zawiódł się na Helvgrimie. Khazad stał u boku szlachcica w potyczce i choć sam nie zdołał usiec ni jednego wroga z dwóch pokracznych zmienioncyh ludzi którzy kiedyś mieli czelność zwać się synami Sigmara, boga Imperium ludzi. Obaj zdrajcy leżeli martwi nim Sverrisson zdołał się dobrze rozgrzać, ale nie było tego złego, ważne że Anzelmowi nic się nie stało a i Katharina była w jednym kawałku. Później już było tylko dziwniej.

***

Tajemnicze, złowrogie zawodzenie które dochodziło z piwnicy mogło zmrozić krew w żyłach, ale na pewno nie krasnoludzką krew. Helvgrim podniósł swe dwie siekiery i ruszył dziarsko przed siebie. Będąc już w piwnicy karczmy Helv nie omieszkał uszczknąć kawałka solonej wieprzowiny i wpakować go do mordy. Grupa przeszukiwała ciemne komórki a krasnolud nie był gorszy choc kawałki mięsa sypały mu się z ust, wprost na brodę. To szperanie doprowadziło Sverrissona jedynie do złapania ciężkiej zadyszki, po której żałował że tak chciwe podjadał po drodze, no ale cóż było robić skoro w brzuchu pusto a stopy bose po deskach, kamieniu i ubitej ziemi stawiać przyszło. Helv był już srodze wkurwiony. Wtem ta beczka i zejście w psa dupę kopane.

- Przemytnicy jacyś czy w górników się bawić im zachciało? - Rzucił żartobliwe pytanie Helv lecz nie liczył na odpowiedź. Po prostu zwykł być marudny kiedy od kilku dni wędrował w deszczu, przeprawiał się wzdłuż rzeki barką i do tego trafił na gospode w której azyl swój znaleźli jacyś zmienieni ludzie rodem z koszmarów. Zły humor Helva prawie zawsze przekładał się na marudzenie i kąśliwe uwagi pod adresem każdego jeno nie siebie samego.

***

Kolejny poziom, piwnica pod piwnicą... tak, to było coś w stylu krasnoludów dlatego krew mocniej zabuzowała w żyłach Sverrissona. Schodził na niższy poziom i mruczał pod nosem modlitwę do bogów podziemnego świata o ty by strop nie zarwał mu się na głowę. Jedynie ten śpiew wydawał sie niepokojący.

- Uważajcie na głowy. Heh! - Przerwał ciche westchnienia i oddechy towarzyszy khazad i pokazał innym na niski nawis nad schodami. Khazad szedł uważnie ale pewnie, jak zwykle rozsądek walczył wnim z dumą. Idąc tak i myśląc o szerokich biodrach i silnych udach krasnoludkzich kobiet, bo czort wie jeno jak Helv od tematu swej dumy potrafił myślą przejść do zagadnienia gier miłosnych górskiego ludu, trafił na dno i zobaczył przed sobą kraty.

- Co do rączych kurew Nuln tu się dzieje? - Szepnał pod nosem gdy zauważył zamkniętych za kratami ludzi, resztę klienteli Czerwonego Kaptura. - Siedźcie cicho. Wrócimy po was. - Dodał i ruszył korytarzem dalej z grupą. Celem było odnalezienie tego kto tak paskudnie zaśpiewywał przeklęte teksty z ksiąg północy o jakich Helv słyszał już nie raz. Rzecz jasna czarnej mowy krasnolud nie znał ale na dalekiej północy, klany Vargów i Aeslingów często używali tego języka do zwyczajnych rozmów. Na południu, w Imperium czy Bretonii, taki język uważano za spaczony, i kto wie, może było w tym sporo racji. Norska jednak rządziła się innymi prawami. Myśli swoim torem a rzeczywistość namacalna swoim. Chwilę później drużyna stała już oko w oko z grupą nędznych skurwieli którzy modły swe wznosili do bóstw zniszczenia i rozkładu. Piątka idiotów licząca na mannę z nieba i dwie ofiary dla krwiożerczej istoty która pewnie w dupie miała grupę obszczymurków z karczmy na końcu świata.

Obie grupy spojrzały na siebie. Helvgrim jedynie mruknął pod nosem do Rudiego. - Pilnuj tyłów Rudi, a ja zobacze co ci kretyni mają pod kapturami. - Sverrisson spojrzał na herr Anzelma i dał mu znak głową liczył na to że szlachcic zdecyduje się na atak... i tak też się stało.

***

Jak zwykle w walce, trudno było coś przytoczyć z niej, przypomnieć sobie szczegółwy. Jednak Helv wiedział że wszystko potoczyło się szybko i sprawnie. Rzut siekierami. Jedną poniosło gdzieś na lewo, z dala od wroga, druga zaś dosięgła złego i wbiła się weń. Sverrisson wyciągnął swe miecze i uderzył. Raz i drugi, atak, finta, parowanie, unik i cios pięścią zaciśniętą na rekojeści miecza, prosto w zęby kultysty. Później kilku zakapturzonych skupiło sie na bosym khazadzie i chciało pokazać swą szkołę walki, źle się to dla nich skończyło. Khazad obrócił w lewej dłoni miecz i wbił go w podłogę, wolna ręką złapał kultystę za czerep, za szczyt kaptura i ściągnął go niżej po czym uderzył go dwa razy szybko kolanem w klatkę piersiową. Gdy ścierwiarz łapał chciwie powietrze w płuca, Helvgrim wział zamach mieczem i ciosem znad prawego barku puszczonym w ruch, odjął głowę zdrajcy. Gdy krew chlusnęła i krasnolud poczuł ją pod swymi bosymi stopami, wtedy dopiero rozejrzał się. Wszyscy radzili sobie świetnie, a Anzelm zdawał się być bezpieczny i co najważniejsze był obok Sverrissona.

- Świetna robota panie. - Skwitował to jak Anzelm wypatroszył jednego z zakapturzonych, kiwnął też głową w potwierdzeniu szczerości tych słów. Komnata wtem zatrzęsła się w posadach a dziwny pomnik na który Helvgrim nawet nie zwrócił nawet większej uwagi pękł. Krasnolud wciągnął w nozdrza dziwny zapach.

- Siarka! Krzyknął Sverrisson i zdążył już tylko skoczyć tak by zasłonić Anzelma swym pancerzem ze stali. Statua rozpadła się. Pękała i kruszyła się, ale w ostatnim stadium rozerwało ją na kawałki i te obsypały drużynników. Oba ciała nad którymi wcześniej stali kultyści były naszpikowane kawałkami kamienia... wygladały makabrycznie. Jednak to nie to było najgorsze.

W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała figura dziwacznej istoty, pojawiła się chmura gęstego dymu, w niej formował się kształt i obrał on wyglad monstrum rodem z najgorszych koszmarów. Ten który przywołał go chyba, krył się za ołtarzem, stał się także pierwszą i ostatnią ofiara owego stwora tego wieczoru. Kobieta z zachodnich krain wycofała się i nie było się czemu dziwić, halfing zaś odważnie wypuścił kamień ze swej broni w kierunku demona. Rudi był wzrostem niski ale widać jajca miał spore bo z wyborem celu się pierdzielił się zbyt długo. Anzelm na miecz za to nabił ostatniego z kultystów i w ułamku chwili Helvgrim poczuł ulgę że hrabia nie skoczył do stwora... jednak khazad wiedział że szlachcic pewnie ruszy lada moment na wynaturzenie, zatem nie było co czekać. Sverrisson wyrwał swój miecz z podłogi i zaszarżował. Wolf był jednak szybszy i już pracował z odwagą godną bohaterskiej sagi nad tym by demon wrócił w zaświaty ale tu potrzeba było krasnoludzkiej stali.

- Ahkr' az' Nazhagar! - Wrzasnął syn Svergrima i skoczył z mieczami gotowymi by smakować krwi demona. Ciosy były celne. Jeden z mieczy wbity został w pierś stwora, a drugim Helvgrim oddzielił prawe ramię i kawał torsu aż do pasa, od reszty. Trwoga zagościła jednak w sercu krasnoluda, bo obie części zdawałoby się martwego zawezwańca poczęły przyjmować formy nim jeszcze dotknęły podłogi. Uderzenie serca nie minęło, a dwie bestialsko wygladające pokraki ryknęły przeciągle. Stwory były głodne krwi. Sverrisson westchnął ciężko i rzucił tylko okiem czy jego pracodawca jest bezpieczny. Anzelm żył i miał się dobrze... zatem nie było powodu by Helv nie nakarmił obu demonów stalą. Zrobił dwa czy trzy wymachy swymi mieczami... był gotów na kolejne starcie.
 
VIX jest offline  
Stary 25-03-2014, 01:34   #39
 
piotrek.ghost's Avatar
 
Reputacja: 1 piotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie cośpiotrek.ghost ma w sobie coś
Walka była krwawa i zaciekła, szczęśliwie kultyści okazali się mało wymagającymi przeciwnikami, jednak mroczny rytuał dobiegł końca i do walki dołączył demon. Mimo wszystko Kultysta okazał się niewystarczająco silny aby opanować przyzwane monstrum, które zaatakowało swojego "pana" w pierwszej kolejności. Potężny cios Sverrissona rozpłatał poczwarę, która ku zdziwieniu i przerażeniu wszystkich nie została unicestwiona, co więcej potwór rozdzielił się na dwie mniejsze części, jak się jednak szybko okazało był to zabieg mający na celu głównie wzbudzić przerażenie gdyż jedna z mniejszych istot wniknęła w kultystę rozsadzając go od środka, unicestwiając tym samym zarówno odpowiedzialnego za całe zamieszanie z demonem, jak i mniejszego demona, druga z częsci okazała się słabym przeciwnikiem i po jednym celnym ciosem Helvgrima już na dobre wróciła na plany Chaosu.

~***~

Kiedy udało się otworzyć pomieszczenie, w którym wyznawcy chaosu zamknęli wszystkich gości karczmy, jedynym, który miał na tyle świadomy umysł aby rozmawiać był mężczyzna, którego widzieli w kącie karczmy uprzedniego wieczoru. Mężczyzna jak się okazało był stróżem prawa wysłanym w okolice po pogłoskach jakby mogli się tu kręcić wyznawcy mrocznych bóstw, jak widać, pogłoski mówiły prawdę, jednak strażnik otumaniony narkotykiem dodanym do jedzenia stał się łatwą ofiarą. Niemniej jednak obiecał wypłacenie nagrody, pod warunkiem, że udadzą się razem z nim do najbliższego miasta. Zapewnił jednak, że nagroda nie sprawi, że będą bogaci gdyż okoliczne miasta same w sobie miały problemy finansowe.

Cała reszta z pojmanych powoli zaczęła dochodzić do świadomości co tak właściwie się stało, powoli ich świadomość wracała do ciał, jednak pewnym było, że ich życie nie będzie ju takie samo, właściciel karczmy rozważał nawet spalenie całego przybytku i wyruszenie wraz ze swoją rodziną w drogę, w poszukiwaniu nowego początku. Najmniej przejęci wydawali się drwale, którzy prawdopodobnie ze względu na stan w jakim zakończyli biesiadę poprzedniego wieczora niezbyt zdawali sobie sprawe z tego co się właściwie stało.

~***~

Po przyjrzeniu się zakapturzonym napastnikom, można było rozpoznać świtę kupca, który był gościem karczmy, sam kupiec był trudny do zidentyfikowania gdyż demon, który wszedł w jego ciało pozostawił je niemalże doszczętnie zniszczone. Dziewczyna, która została poświęcona w trakcie rytuału, okazała się tą samą, która wieczorem biesiadowała z napastnikami przy wspólnym stole, drugiej ofiary nie rozpoznali, prawdopodobnie została pojmana gdzieś wcześniej.
 
piotrek.ghost jest offline  
Stary 26-03-2014, 08:58   #40
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Demon zginął pokonany potężnym i druzgoczącym ciosem Helva. Niewinni ocaleli. Wszystko wracało do normy. Wujaszek poczuł dumę, że po raz kolejny jego skromna osoba stawiła opór siłom zła. Wszakże on nie był ani wojownikiem, którego zdolności walki odsyłały by tuziny wrogów jeden po drugim. Nie był też magiem, który ciskał by śmiercionośnymi zaklęciami. Był zwykłym facetem, do którego szczęście się uśmiechnęło. Żył, to było najważniejsze i żyli jego przyjaciele.
Filipek? Zaświtało w jego głowie i pędem Anzelm ruszył ku wózeczkowi co by sprawdzić czy jego psyjaciel nadal żyje. Dobiegł, zostawiając towarzyszy samych, do swojego skarbu. Filipek żył. Spoglądał na Anzelma swoimi smutnymi, jak zawsze, oczami i nic nie mówił. Milczał. Rozumiał najwyraźniej powagę sytuacji. Można było wracać do swoich i podjąć decyzję co dalej.

- Cóż..Jeśli mamy ruszać to albo zróbmy to natychmiast bądź też poczekajmy do rana, snu trochę zażywając i wypoczęci ruszmy. Anzelm de Mull - przedstawił się strażnikowi -A to moi towarzysze, którzy waćpana uratowali. Im winien Pan okazać wdzięczność - lekki uśmiech pojawił się na twarzy.

Gdy mężczyzna przedstawił się a inni zaczęli naradzać się co dalej, Anzelm udał się do kuchni i spiżarni, jeśli takowa była w celu nabrania zapasów. A i być może jakieś lepsiejsze wino się trafi. Wolał mieć pewność, że nim wyruszą będą gotowi na dalsze...przygody. Wszakże droga daleka a i los nie był zbyt łaskawy.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172