Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-03-2014, 19:05   #40
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Morgan „Morlock” Lockerby


Tim był gadułą. Paszcza dosłownie mu się nie zamykała na dłużej niż minutę. Ale przynajmniej gadał ciekawie. Półork dużo wiedział o historii miasta i poszczególnych dzielnicach, znał wszystkie ploteczki i częstował nimi hojnie Morgana, gdy szli do Pirackiej Zatoki.
Tim potwierdził też to co Morgan już wiedział.
Piracka Zatoka zawdzięczała swą nazwę istnieniu pirackiej osady, jednej z pierwszych na tym kontynencie. Osada nazywała się Skulltown, była kupą budynków wybudowanych dookoła naturalnej zatoki i jedną z niewielu osad, które potrafiły żyć pokojowo z tubylcami.
Ale to akurat nie dziwiło. Piratów nie interesowała ziemia i jej skarby, swych łupów szukali na morzu.
Tubylców nie interesowało złoto i klejnoty, więc wymieniali żywność za towary, które stanowiły małą wartość dla morskich łupieżców. A które trafiały się wszak na łupionych karakach i karawelach. Bele tkanin, pospolite metale, broń, przedmioty codziennego użytku. Nic dziwnego, że Skulltown kwitło… Nic też dziwnego, że czczono Chabrys… jak wtedy nazywaną Panią Morza. W końcu ten kto pływa po morzach i oceanach, musi płacić trybut ich władczyni.
Nic więc dziwnego, że powstała tam jej świątynia.

A potem coś zaczęło się psuć. Nadchodził bowiem Zmierzch Bogów… Coś cyklicznego, co różni znawcy teologii tłumaczą zazwyczaj: zmęczeniem materiału, zużyciem się ideologii, oddalaniem się boskich dziedzin, skostnieniem kultu bądź przepoczwarzaniem samych bóstw.
Co jakiś czas bogowie tracili zdolność przekazywania swych łask kapłanom, zwykle gdy już struktury kultu okrzepły całkiem, a i sam kler popadał w stagnację i rutynę. Zwykle wtedy następowały spory teologiczne i kłótnie, a bóstwo objawiało się po kilkuletnim okresie milczenia gorliwemu klerykowi, za pomocą którego pod sztandarem nowego imienia odnawiano doktrynę i burzono stare struktury, by w ich miejsce zbudować nowe. Które z czasem krzepły, kostniały i… cały cykl powtarzał się od nowa.
Zdarzało się to co kilkaset lat i dotąd zawsze następowało odrodzenie… Dotąd, ostatnio bowiem coś poszło nie tak i bogowie się nie odradzali… Jedynie niektórych dotknęło nowe nieznane dotąd błogosławieństwo… jednakże zbyt słabe jak na kapłański dar.

W każdym razie kłopoty Skullport zaczęły się na początku obecnego Zmierzchu Bogów. Coś poszło nie tak w tej świątyni. Zaczęły się jakieś rytuały, polała krew na ołtarzach, morscy rabusie zamiast polować na złoto i klejnoty… zaczęli polować na ludzi i nieludzi… Mordować dla samej rozkoszy mordowania.
I wtedy ktoś przerażony, tym wszystkim… zdradził templariuszom Pan Kuźni położenie Skullport i sposób opłynięcia skał i mielizn broniących do niego dostępu. Cokolwiek ci paladyni znaleźli w mieście sprawiło, że spalili do fundamentów tę osadę… i na jej miejscu wybudowali własny posterunek. By zawsze stać na straży… tak przynajmniej twierdził Tim.
Sam Morgan też tą legendę słyszał parę razy. Czasami wzbogaconą krwawymi szczegółami powstałymi w ich wyobraźni.
W samej Pirackiej Zatoce Morgan nie bywał prawie nigdy. Przemytnicy ją omijali, mimo że kusiła mniejszą ilością patroli policyjnych. Było bowiem coś w tym miejscu, co budziło zimne ciarki na plecach.


Przypomniał sobie o tym, gdy już tu dotarli…



Z pozoru co prawda Piracka Zatoka wydawała się tylko kolejną dzielnicą portową, może jedynie bardziej podłą… i bardziej zaniedbaną. To nie zawijały oceaniczne liniowce, a jedynie kutry rybackie. Bo i jej mieszkańcy trudnili się głównie połowem ryb. Ale nie była to jedyna różnica.
Dzielnica wydawała celowo podupadać, wydawało się że jej mieszkańcy nie czują żadnej potrzeby utrzymywania porządku, czy naprawiania walących sie ruder. Zupełnie jakby kochali życie wśród rozkładu.
No i jeszcze ten zapach.
Tylko Piracka Zatoka tak śmierdziała… rybi zapach zmieszany z rozkładającymi się algami. W dodatku to miejsce wydawało się pozbawione życia. O ile w innych dzielnicach miasta, nieważne jak podłych, pełno było na ulicach ludzi i nieludzi i zawsze było głośno. O tyle Piracka Zatoka wydawała się pusta… wymarła niemal.

Dlatego też pojawienie się kogokolwiek ściągało uwagę. Spojrzenia, które napotykali Tim i Morgan były niechętne i podejrzliwie. Rzucali się w oczy, bo byli obcy. Na ich widok milkły rozmowy. Na ich widok tutejsi się zatrzymywali… Niewiele osób nie zwracało na nich uwagi.
Dlatego osoba, która ostentacyjnie ich zignorowała, od razu przyciągnęła spojrzenie Morlocka i półorka.


A była to starucha, powoli kuśtykająca ulicą w poprzek ulicy. Miała pewnie z dziewięćdziesiąt lat i była przygarbiona wiekiem. Podpierając się kosturem kierowała się do niedużej wnęki w pobliskim budynku. Tam też stał zaniedbany ołtarzyk przedstawiający kobiecą sylwetkę siedzącą na tronie zrobiony z mątw, rekinów i innych stworzeń morskich, obmywaną przez fale i z wężem morskim za plecami. Zapomniana i porzucona kapliczka Morskiej Suki. Staruszka mamrocząc coś pod nosem zabrała się za jej uporządkowywanie i oczyszczenie.
Nagle… spojrzała na Morgana i uśmiechnęła się szaleńczo.

Lockerby jednak nie miał czasu na rozważanie tej sytuacji, bo Tim ciągnął go za sobą w głąb dzielnicy. Ponoć do baru jego znajomego. Więcej szczegółów Tim podać nie chciał, a Lockerby… czasami wolał nie miec powodu, by je poznać. Im dłużej tu bowiem przebywał, tym gorsze wrażenie robiła na nim ta dzielnica.


Jej metaforyczna “atmosfera” była lepka i dusząca. Instynkt Morgana szalał wręcz nalegając, do rejterady i odpuszczenia sobie. W końcu Amelia wiedziała co robi, prawda?
Im dłużej przebywał w tym miejscu, tym szybciej chciał je opuścić. Im dłużej tu był tym bardziej robił się nerwowy. A co gorsza, miał wrażenie że jest… śledzony.

W końcu jednak dotarli...Tawerna “Pod Upadłym Rekinem” znajdowała się naprzeciw tego co zostało z siedziby zakonu Templariuszy Władcy Płomieni i Pana Kuźni. Katedra ku czci boga ognia była monumentalnym i przytłaczającym pobliskie budowle budynkiem. Kiedyś pięknie zdobiona, obecnie była w ruinie… zaniedbana i opuszczona przez wyznawców robiła ponure wrażenie trupa wstającego z grobu. Ale jakże potężnego trupa… smocze truchło co najmniej.
Co nie zmieniało, że truchło pozostawało truchłem. A zapomniana świątynia… opuszczonym budynkiem.

Tawerna “Pod Upadłym Rekinem” była zaś kwintesencją Pirackiej Zatoki. Z ulicy wyglądała na ruderę z doczepionym niechlujnie i podobnie namalowanym szyldem. W środku panował brud i smród pijackiej meliny zmieszany z tutejszą mieszanką rybiego odoru, słodkawą wonią gnijących glonów i jarzyn doprawioną dla ostrości nutką szczyn z zaułka. Wypełniała ją klientela siedzących przy stolikach marynarzy i rybaków w wytartych kurtkach i chustach oraz wełnianych czapkach na głowach.
Siedzieli oni po dwóch, trzech czy czterech, przy kielich żółtawej cieci od biedy będącej przepalanką lub grogiem.



I oczywiście wszyscy zamilkli na widok wchodzących, Morgana i Tima. Przez chwilę Lockerby rozglądając się po bywalcach i ich przekrwionych podejrzliwych oczkach miał wrażenie, że tylko czekają na okazję by rzucić się jak dzika tłuszcza i rozerwać ich dwójkę obcych na strzępy. Przez chwilę dłoń Morgana była niebezpiecznie blisko rękojeści rewolweru.
Przez chwilę atmosfera była tak gęsta, że można ją było kroić nożem.

-Hej Tim… co robisz w Pirackiej Zatoce? To nie twoja okolica.- chrapliwy głos barmana, trochę rozluźnił napięcie. Tutejsi wrócili do przyciszonych rozmów, przerywaną jedynie niechętnymi spojrzeniami.
Zwykle taka przemowa, powinna była uspokoić tutejszych. Ale nie tu…

Tim i Morgan podeszli do barmana stojącego za kontuarem.


Rosłego brodatego półorka, o jednym z kłów zastąpionym złotą protezą.
-Tsadock Złotyząb… Morgan Lockerby.- przedstawił ich sobie nawzajem Tim. Półork spoglądał zaciekawiony przyglądał się Morlockowi. A oceniwszy go, sięgnął po butelkę leżącą obok obrzyna zrobionego z dubeltówki na słonie.
Lockerby instynktownie przyjrzał się broni. Była to stara prymitywna konstrukcja, ładowana w dwa naboje. Co prawda przeładowanie zajmowało chwilę, ale… zapewne jeden strzał wystarczał na uspokojenie awanturującego się klienta. A i samemu klientowi, taki postrzał zapewniał spokój wieczny.
-Rum…- zaczął nalewać ciemną ciecz pachnącą cukrem trzcinowym.-...Nie daję go po znajomości, bo liczę że zapłacicie. Po znajomości... to może być najwyżej to.
Skinął głową na rząd butelek pełnych żółtawej cieczy, nieprzyjemnie kojarzących się z uryną.
-To co za czarty was tu zagnały?-zapytał Tsadock, ale ani Morgan, ani Tim nie zdążyli odpowiedzieć, bo do karczmy wparowała rudowłosa dziewuszka, pasująca do Pirackiej Zatoki jeszcze mniej niż Morlock z Timem.



Rudowłosa kobitka, ubrana była w rzucające się w oczy czerwone szaty i nosiła koszulkę kolczą wzmacnianą pasami metalu w strategicznych miejscach. Wyglądała na… Trudno było określić czym właściwie rudowłosa się paprała, ale musiała mieć w okolicy sporą renomę, bo tutejsi tylko się skulili...niektórzy z szacunkiem, a inni ze strachem w spojrzeniu.
Ruda weszła do tawerny jak do własnej posiadłości. Podeszła do barmana i ignorując fakt, że Morgan z Timem byli tu pierwsi, rzekła stanowczym głosem.- Dawaj rum… podwójny.
A Tsadock zupełnie “zapomniał” o dwójce klientów i zabrał się za obsłużenie nowo przybyłej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-04-2014 o 22:21.
abishai jest offline