Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2014, 01:03   #38
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
... i tak też było. Anzelm nie zawiódł się na Helvgrimie. Khazad stał u boku szlachcica w potyczce i choć sam nie zdołał usiec ni jednego wroga z dwóch pokracznych zmienioncyh ludzi którzy kiedyś mieli czelność zwać się synami Sigmara, boga Imperium ludzi. Obaj zdrajcy leżeli martwi nim Sverrisson zdołał się dobrze rozgrzać, ale nie było tego złego, ważne że Anzelmowi nic się nie stało a i Katharina była w jednym kawałku. Później już było tylko dziwniej.

***

Tajemnicze, złowrogie zawodzenie które dochodziło z piwnicy mogło zmrozić krew w żyłach, ale na pewno nie krasnoludzką krew. Helvgrim podniósł swe dwie siekiery i ruszył dziarsko przed siebie. Będąc już w piwnicy karczmy Helv nie omieszkał uszczknąć kawałka solonej wieprzowiny i wpakować go do mordy. Grupa przeszukiwała ciemne komórki a krasnolud nie był gorszy choc kawałki mięsa sypały mu się z ust, wprost na brodę. To szperanie doprowadziło Sverrissona jedynie do złapania ciężkiej zadyszki, po której żałował że tak chciwe podjadał po drodze, no ale cóż było robić skoro w brzuchu pusto a stopy bose po deskach, kamieniu i ubitej ziemi stawiać przyszło. Helv był już srodze wkurwiony. Wtem ta beczka i zejście w psa dupę kopane.

- Przemytnicy jacyś czy w górników się bawić im zachciało? - Rzucił żartobliwe pytanie Helv lecz nie liczył na odpowiedź. Po prostu zwykł być marudny kiedy od kilku dni wędrował w deszczu, przeprawiał się wzdłuż rzeki barką i do tego trafił na gospode w której azyl swój znaleźli jacyś zmienieni ludzie rodem z koszmarów. Zły humor Helva prawie zawsze przekładał się na marudzenie i kąśliwe uwagi pod adresem każdego jeno nie siebie samego.

***

Kolejny poziom, piwnica pod piwnicą... tak, to było coś w stylu krasnoludów dlatego krew mocniej zabuzowała w żyłach Sverrissona. Schodził na niższy poziom i mruczał pod nosem modlitwę do bogów podziemnego świata o ty by strop nie zarwał mu się na głowę. Jedynie ten śpiew wydawał sie niepokojący.

- Uważajcie na głowy. Heh! - Przerwał ciche westchnienia i oddechy towarzyszy khazad i pokazał innym na niski nawis nad schodami. Khazad szedł uważnie ale pewnie, jak zwykle rozsądek walczył wnim z dumą. Idąc tak i myśląc o szerokich biodrach i silnych udach krasnoludkzich kobiet, bo czort wie jeno jak Helv od tematu swej dumy potrafił myślą przejść do zagadnienia gier miłosnych górskiego ludu, trafił na dno i zobaczył przed sobą kraty.

- Co do rączych kurew Nuln tu się dzieje? - Szepnał pod nosem gdy zauważył zamkniętych za kratami ludzi, resztę klienteli Czerwonego Kaptura. - Siedźcie cicho. Wrócimy po was. - Dodał i ruszył korytarzem dalej z grupą. Celem było odnalezienie tego kto tak paskudnie zaśpiewywał przeklęte teksty z ksiąg północy o jakich Helv słyszał już nie raz. Rzecz jasna czarnej mowy krasnolud nie znał ale na dalekiej północy, klany Vargów i Aeslingów często używali tego języka do zwyczajnych rozmów. Na południu, w Imperium czy Bretonii, taki język uważano za spaczony, i kto wie, może było w tym sporo racji. Norska jednak rządziła się innymi prawami. Myśli swoim torem a rzeczywistość namacalna swoim. Chwilę później drużyna stała już oko w oko z grupą nędznych skurwieli którzy modły swe wznosili do bóstw zniszczenia i rozkładu. Piątka idiotów licząca na mannę z nieba i dwie ofiary dla krwiożerczej istoty która pewnie w dupie miała grupę obszczymurków z karczmy na końcu świata.

Obie grupy spojrzały na siebie. Helvgrim jedynie mruknął pod nosem do Rudiego. - Pilnuj tyłów Rudi, a ja zobacze co ci kretyni mają pod kapturami. - Sverrisson spojrzał na herr Anzelma i dał mu znak głową liczył na to że szlachcic zdecyduje się na atak... i tak też się stało.

***

Jak zwykle w walce, trudno było coś przytoczyć z niej, przypomnieć sobie szczegółwy. Jednak Helv wiedział że wszystko potoczyło się szybko i sprawnie. Rzut siekierami. Jedną poniosło gdzieś na lewo, z dala od wroga, druga zaś dosięgła złego i wbiła się weń. Sverrisson wyciągnął swe miecze i uderzył. Raz i drugi, atak, finta, parowanie, unik i cios pięścią zaciśniętą na rekojeści miecza, prosto w zęby kultysty. Później kilku zakapturzonych skupiło sie na bosym khazadzie i chciało pokazać swą szkołę walki, źle się to dla nich skończyło. Khazad obrócił w lewej dłoni miecz i wbił go w podłogę, wolna ręką złapał kultystę za czerep, za szczyt kaptura i ściągnął go niżej po czym uderzył go dwa razy szybko kolanem w klatkę piersiową. Gdy ścierwiarz łapał chciwie powietrze w płuca, Helvgrim wział zamach mieczem i ciosem znad prawego barku puszczonym w ruch, odjął głowę zdrajcy. Gdy krew chlusnęła i krasnolud poczuł ją pod swymi bosymi stopami, wtedy dopiero rozejrzał się. Wszyscy radzili sobie świetnie, a Anzelm zdawał się być bezpieczny i co najważniejsze był obok Sverrissona.

- Świetna robota panie. - Skwitował to jak Anzelm wypatroszył jednego z zakapturzonych, kiwnął też głową w potwierdzeniu szczerości tych słów. Komnata wtem zatrzęsła się w posadach a dziwny pomnik na który Helvgrim nawet nie zwrócił nawet większej uwagi pękł. Krasnolud wciągnął w nozdrza dziwny zapach.

- Siarka! Krzyknął Sverrisson i zdążył już tylko skoczyć tak by zasłonić Anzelma swym pancerzem ze stali. Statua rozpadła się. Pękała i kruszyła się, ale w ostatnim stadium rozerwało ją na kawałki i te obsypały drużynników. Oba ciała nad którymi wcześniej stali kultyści były naszpikowane kawałkami kamienia... wygladały makabrycznie. Jednak to nie to było najgorsze.

W miejscu gdzie jeszcze przed chwilą stała figura dziwacznej istoty, pojawiła się chmura gęstego dymu, w niej formował się kształt i obrał on wyglad monstrum rodem z najgorszych koszmarów. Ten który przywołał go chyba, krył się za ołtarzem, stał się także pierwszą i ostatnią ofiara owego stwora tego wieczoru. Kobieta z zachodnich krain wycofała się i nie było się czemu dziwić, halfing zaś odważnie wypuścił kamień ze swej broni w kierunku demona. Rudi był wzrostem niski ale widać jajca miał spore bo z wyborem celu się pierdzielił się zbyt długo. Anzelm na miecz za to nabił ostatniego z kultystów i w ułamku chwili Helvgrim poczuł ulgę że hrabia nie skoczył do stwora... jednak khazad wiedział że szlachcic pewnie ruszy lada moment na wynaturzenie, zatem nie było co czekać. Sverrisson wyrwał swój miecz z podłogi i zaszarżował. Wolf był jednak szybszy i już pracował z odwagą godną bohaterskiej sagi nad tym by demon wrócił w zaświaty ale tu potrzeba było krasnoludzkiej stali.

- Ahkr' az' Nazhagar! - Wrzasnął syn Svergrima i skoczył z mieczami gotowymi by smakować krwi demona. Ciosy były celne. Jeden z mieczy wbity został w pierś stwora, a drugim Helvgrim oddzielił prawe ramię i kawał torsu aż do pasa, od reszty. Trwoga zagościła jednak w sercu krasnoluda, bo obie części zdawałoby się martwego zawezwańca poczęły przyjmować formy nim jeszcze dotknęły podłogi. Uderzenie serca nie minęło, a dwie bestialsko wygladające pokraki ryknęły przeciągle. Stwory były głodne krwi. Sverrisson westchnął ciężko i rzucił tylko okiem czy jego pracodawca jest bezpieczny. Anzelm żył i miał się dobrze... zatem nie było powodu by Helv nie nakarmił obu demonów stalą. Zrobił dwa czy trzy wymachy swymi mieczami... był gotów na kolejne starcie.
 
VIX jest offline