Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2014, 11:16   #45
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Snajper zaczął montować manekina, tak, by ewentualny wróg jego wziął za cel, sam zaczął przygotowywać sobie stanowisko obserwacyjne trochę z boku przy ścianie, gdzie w murze ziała dziura na kilka cegieł, pozwalająca obserwować przedpole. W międzyczasie zagadał do swojego towarzysza na warcie:

- Umiesz się obsługiwać z bronią, a ten Scar to świetna spluwa. Używałem kiedyś podobnego, tylko z dłuższą lufą. Służyłeś czy służysz gdzieś? Znasz te okolice jak rozumiem? - Givens próbował jakoś zagaić rozmowę. Za dużo nie wiedział o okolicy, a młody Morgan najwyraźniej czuł się jak u siebie. Temat broni był tematem uniwersalnym obecnie, to jakby przed wojną rozmawiać o pogodzie. Teraz ta była parszywa, nie ważne czy świeciło słońce czy padał deszcz.

Jeff nie odzywał się zbyt dużo. Był spokojny. Zajął pozycję z dala od manekina, nieopodal Waylanda, ale kila dziur w ścianie dalej. Chłopak wyglądał na zdecydowanie starszego niż w rzeczywistości był, a jego głos nie zdradzał wieku bardziej niż wygląd:

- Miałeś wersję snajperską. - stwierdził bardziej niż zapytał młodzik. - Ja od dawna szukam granatnika FN40GL do tego, ale znaleźć ciężko. Jestem jednym z Poszukiwaczy. To grupa mieszkańców wszystkich trzech enklaw zajmująca się ich ochroną przed zagrożeniami z zewnątrz… Okolice znam bardzo dobrze. A ty? Ile lat służyłeś?

- Dwa kontrakty - powiedział, rozwijając na podłodze na stanowisku obserwacyjnym koc - czyli dziesięć lat służby liniowej. Ze szkoleniami innymi pierdołami wyjdzie z piętnaście. Opowiedz mi coś o tej okolicy? Czego prócz mutantów można się spodziewać w tych ruinach? Są jakieś zorganizowane grupy bandytów? Mutantów? A samo Nashville? Duże jest? Znalazłaby się tam praca dla gościa jak ja? - kątem oka zauważył, że młody Morgan nie rozstaje się z pistoletem, a bezpiecznik Scara nie jest w pozycji “safe”. Młody albo z własnej inicjatywy albo z ojcowskiego polecenia nie ufał Waylandowi. “Mądry dzieciak” - pomyślał zabójca maszyn z uznaniem. Rozpiął kamizelkę i położył ją obok legowiska. Wyciągnął lunetę, którą wcześniej zdjął z karabinu zdobytego na mutantach i zaczął przyglądać się okolicy. Najbliższa tonęła w ciemnościach, żadnego ogniska, czy choćby najmniejszego odblasku. Na granicy widnokręgu majaczyły światełka, pewnie to były większe osiedla ludzkie, do których zmierzali. Pewnie misja albo Nashville.

- Kupa czasu… - zamyślił się na chwilę Jeff. - Jak zapewne wiesz okolica składa się z trzech enklaw. Nashville, Pineville oraz Amityville. Nashville jest największa z nich i obecnie prowadzi wojnę z mutantami. Nowy burmistrz ponoć odwala tam dobry kawał roboty. Pozostałe dwie enklawy upadły… - lekko opuścił wzrok młodzik. - My byliśmy z Pineville, które zostało zaatakowane Czarnym Opadem. To gaz bojowy wywołujący duszności prowadzące do śmierci, a nawet jak je przeżyjesz zabiją Cie ludzie pod wpływem halucynacji. Jedyny ratunek to dobra maska, ze świeżym filtrem i i ucieczka. Chyba, że lubisz zabijać swoich… - chwilę się zamyślił. - Sorry. Nie chciałem Ciebie oceniać. Od czasu poznania tego popierdolonego Randalla trochę mniej wierzę w ludzi.

- O niego też chciałem zapytać. Długo jest z Wami? Trochę o nim słyszałem, w sumie też walczył dla Posterunku, choć za pewne on walczy tylko dla siebie. Jest śmiertelnie niebezpieczny i uwierz mi, to kawał skurwysyna. W innych okolicznościach bym się cieszył, że mam go za sobą. Tylko nigdy nie wiadomo co mu strzeli do tego zakutego łba. Uważaj na swoją szóstą, przy nim, ale chyba nie muszę Ci tego mówić. Ta wojna z mutantami długo już trwa? Są oni jakoś zorganizowani, w oddziały? Ktoś tam u nich dowodzi? Nie odpowiedziałeś mi na pytanie o tych bandytów? I kim są Ci Przeszukiwacze? - kluczem do przetrwania, było poznanie terenu, a o Nashville Lynx wiedział niepokojąco mało, dlatego cieszył się, że młody Morgan udostępniał mu trochę ze swojej wiedzy. Rozmawiali cicho, Wayland przepatrywał okolicę przez zdobytą lunetę, dzięki noktowizji wbudowanej w wszczep nie sprawiało mu to najmniejszej trudności.

- Z nami jest około dwa dni. Ja podróżowałem wcześniej z moją rodziną, Pascalem i Cly. No nie licząc psa. Może Randall to kawał skurczybyka, ale zauważ, że albo ma cholernie mocną psychikę i jeszcze się nie zapił na śmierć po tym co widział albo też ma słabą psychikę, a przeżył tyle samo co ojciec. Będę na niego uważał. Wojna trwa długie miesiące. To mutki rozpierzyły Amityville i nie wiadomo czy nie one stoją za atakiem tym gazem na Pineville. Są inteligentni, mają oddziały podobne do ludzkich i… są raczej sprawniejszymi zabójcami. Mają dowódcę, ale to za wysoko jak na mnie. Dość znaczącym osobnikiem był ten, którego ty zabiłeś. Bandyci są jak wszędzie. Kiedyś było ich o wiele mniej, ale teraz pozwalają sobie na wiele kiedy Ci dobrzy są osłabieni walką z mutantami. Cóż… Przeszukiwacze to coś w podobieństwie do szeryfów naszych enklaw. Tak jak w NY mają gliniarzy, w Taksasie Rangersów, w Miami Rzecznych, tak my mamy Przeszukiwaczy. - młodzik zamilknął na chwilę. - Naprawdę wielu nas ostatnio zginęło…

- Przykro mi, też straciłem sporo znajomych na Froncie - przyjaciół to byłoby jednak zbyt duże słowo - wiem jak to jest. Miejmy nadzieję, że nasza droga do misji Gianni będzie w miarę bezpieczna, choć to słowo zakrawa na sarkazm ostatnio. Po drodze można spotkać wasze oddziały Przeszukwiaczy? Wychodzicie w teren rozumiem w większych grupach?

- Na to, że kogoś spotkamy w tej zawierusze są minimalne szanse. Nasi wychodzą w grupach, ale bywa i że po dwie osoby. Po ostatnich wydarzeniach w Nashville, zniszczeniu Pineville wielu musiało ratować rodziny, część dobytku. Nikomu z nich nie jest łatwo i nie wiem kiedy znowu się w większej grupie zbierzemy… Oby trasa była bezpieczna chociaż faktycznie sam w to nie wierzę. Za dobrze znam te ruiny.

- Jak myślisz sprzedamy te gamble u Gianniego albo w Nashville z zyskiem? Nie znam tutejszych przeliczników, w jednych miejscach czegoś potrzebują w innych priorytetem jest coś zupełnie innego.

- Większość pójdzie u Gianniego. Taka zbieranina ma olbrzymie zapotrzebowania chociaż na olbrzymią przebitkę bym nie liczył. Resztę kupią w Nashville. Jestem niemal pewien, że kupią wszystko, bo nie jest to zwykły złom. Raczej większość to poszukiwane rzeczy. Macie każdy zaklepane co kogo czy dzielicie po równo na osoby? - zapytał młody unosząc głowę w kierunku snajpera.

- Dzielimy się po równo, sami z Clydem byśmy nie pociągnęli wozu, bez twojego ojca i Fraya. Do podziału jest sporo, także to było logiczne rozwiązanie. tylko teraz dowieźć to do misji albo Nashville, a to może być trudne.

Rozmowa się urwała, Lynx zajął się obserwacją, podobnie jak młody Morgan. Przypominał mocno swojego ojca. Ojciec? Rodzina? To dla niego wydawały się takie abstrakcyjne pojęcia, nigdy nie myślał takimi kategoriami, a już na pewno nie wtedy, kiedy w ataku wściekłości rozbijał głowę swojej matki o metalowy stół w pokoju odpraw. To przez nią miał koszmary, przez te cholerne rozkazy. ”Są zbędni… przeszkadzają … dla dobra sprawy… strategiczne znaczenie … eksteminacja to jedyne rozsądne rozwiązanie…”, przez tyle lat karmiła go tą indoktrynacyjną papką, a on słuchał. Słuchał i strzelał, zamiast maszyn i mutantów, kazano mu mordować nieposłusznych, karać niesubordynowane wioski… Zamrugał powiekami, chcąc wyrzucić nawarstwiające się pod nimi obrazy, miał wartę nie mógł się rozpraszać.

*****

Reszta nocy minęła mu spokojnie. Wyczyścił karabin i przejrzał ekwipunek. Przytrafiła mu się również bardzo ciekawa rozmowa z Marią. Dziewczyna? Kobieta? Na zmęczonej i brudnej twarzy nie mógł dokładnie określić wieku, choć głos miała świeży, choć nieco przygnębiony. Bała się, to szło wyczuć i bez jej słów. Wydawało mu się, że nadzieja ją opuszcza, musiała sporo przejść… zniszczona farma, potem porwanie i podróż w karawanie niewolniczej. Sporo… żeby się bać… o dziwo rozmowa z nią, pomimo początkowej szorstkości i zacinaniu się Waylanda odprężyła go. Pierwszy raz od bardzo dawna, kładł się spać wyciszony, choć nie zapomniał położyć odbezpieczonego pistoletu tuż obok. Najważniejsze, że koszmary nie wróciły, nie musiał od nowa oglądać makabrycznego filmu, który co jakiś czas przewijał się przez jego umysł, powodując, że przeszłość wyciągała po niego swoje szponiaste łapy.

Rano wstał wypoczęty, choć musiał rozciągnąć zdrętwiały od leżenia na plecaku kark. Makabryczne znalezisko, które później odkryli, nie sprawiło, że poczuł się lepiej. Odcięta noga, coś jak straszak, ktokolwiek to zrobił chciał zasiać w ich sercach zwątpienie i paranoję. Jego specjalnia cała sytuacja nie obeszła. Widział już gorsze rzeczy, niż amputowana kończyna. Uznał, że musi porozmawiać z Nathanem. Clyde i Jeff kręcili się po pomieszczeniu, więc z pewnością znajdą jakieś ślady. Póki co postanowił trzymać się na uboczu i dowiedzieć się paru rzeczy od Nathana.

*****

Ruszyli w drogę, przeciągając wóz ciasnymi uliczkami zrujnowanego miasta. Lynx to pomagał przy ciągnięciu wozu, to torował drogę, to zamykał tyły. Cały czas obserwował okolicę, czuł niepokojące swędzenie z tyłu czaszki. Coś mu mówiło, że sylwetki, które widział w nocy, nie opuściły okolicy. Miał przeczucie, graniczące z pewnością, że ktoś ich śledzi. Watpił, żeby jego oczy płatały mu figle. Gdzieś między ruinami mignęła sylwetka, albo szary cień. Ktokolwiek ich śledził, nie miał albo wystarczających środków by ich zaatakować, albo czekał na dogodną okazję.

Szlak do Nashville prowadził przez stary tunel samochodowy, jak dla niego, to było idealne miejsce na zasadzkę, tyle, że przejście górą, przez kilka kwartałów wypalonych ruin, było równie idealne. Przed wejściem, kilkadziesiąt metrów przed nimi na ziemi leżało ciało. Ktoś albo bardzo chciał ich wystraszyć, albo bardzo chciał, żeby poszli górą. Naradzali się sporą chwilę, próbując znaleźć jakieś rozsądne rozwiązanie. W końcu Clyde, Ezechiel i potem Nathan podeszli sprawdzić ciało. Wayland został przy karawanie.

Stojący kilkadziesiąt metrów dalej Lynx, przyglądał się całemu zajściu przez lunetę M110, oderwał oko od okularu i szepnął do stojącego obok Randalla: - Miałeś rację, nasz trup nie do końca jest martwy - powiedział to tak, by nie wzbudzać paniki u reszty. - Albo chcą nas zdestabilizować psychicznie, albo chcą żebyśmy do tunelu nie wchodzili, tylko puścili się przez ruiny, choć ten tunel śmierdzi mi kurwa na kilometr cholerną zasadzką.
Fray wzruszył ramionami, upewnił się, że nikt inny nie jest w pobliżu.
- Jak się uda zagramy w ich grę. Obaj mamy noktowizje, latarki… Ale dzieciaki pewnie padną. Pilnujmy sobie nawzajem pleców, nie ufam tym Morganom.

- Jak mniemam, nie ufasz nikomu - bardziej stwierdził, niż zapytał Givens. - Więc pewnie mi też? Pewnie się domyślasz, że ja też nie mam powodu ufać Tobie. Siedzimy w tym gównie razem z nimi, więc oszczędź mi takich gadek. Im nas więcej, tym mamy większe szanse przejść przez tunel, widzisz tą babkę co tam zdycha w kałuży własnej krwi, moczu i kału? Ona poszła sama prawdopodobnie… Swoją drogą szkoda że nie mamy jakichś flar ale pochodnie będą musiały wystarczyć. Poczekamy co powie reszta jak wrócą…

- Pewnie, że sobie nie ufamy. Ale z tego co o Tobie słyszałem jesteś racjonalny. Nie walniesz mi w plecy bo nie poszedłem szukać dzieciaka czy coś. Współpracujemy bo dzięki temu przeżyjemy. Prosta sprawa. Lubię proste sprawy. Z nimi coś mi śmierdzi dlatego wolałbym wiedzieć, że ktoś mnie pilnuje gdy do nich się odwrócę. A do kogo innego miałbym się o to zwrócić? Zaćpanej latynoski? Rozhisteryzowanej Marii czy Ezechiela? Nie chce byś mi zdradzał swoje sekrety i powierzał opiece nastoletnią córkę. Po prostu potraktował jak członka oddziału. Chyba jako jedyni wiemy co to znaczy. A co do zasadzki… Wolę się z nimi mierzyć przygotowany. Załóżmy, że ominiemy tunel w którym faktycznie się zasadzili a oni pójdą naszym śladem i spróbują powyżynać nas we śnie? Albo podczas srania? Nieustanna czujność jaką byśmy musieli zachować zabije większość z nich. Wytrzymam ja, Ty, Ezechiel i może Nathan. Ale ten się załamie, gdy zginie ktoś z jego rodziny. Dlatego liczę, że są w tym tunelu, ale nie przewidzą ile o nich wiemy i jak dobrze jesteśmy wyposażeni. Że połamią na nas zęby i kosztem małych strat będziemy mieli spokój aż do misji.

- Spoko, taka argumentacja mnie przekonuje. Mam nadzieję, że masz rację, w każdym razie damy skurwysynom popalić. Ważne, żeby nie dekoncentrować się przy wyjściu, jak poczujemy się bezpieczni to już po nas…

- I to dlatego Tobie Lynx najbardziej ufam podczas tej akcji. Ja bym szarpał nas gdzieś w połowie, trochę przed. Zmusił do bieganiny, wykrwawiania się. Główny atak przeprowadziłbym jednak za trzema czwartymi drogi. Gdy będziemy rozluźnieni a w momencie ataku głupio pójdziemy na pałę zamiast trzymać pozycje i wykorzystać przewagę broni. Do tego zostawiłbym grupkę za wyjściem, żeby dorwać niedobitków, którym uda się zwiać. A Ty jakbyś to zrobił?

- Ustawił snajperów na wyjściu z tunelu i grupę szturmową, która by ich na nich gnała przez tunel - zażartował - ale twój plan też mi się podoba. - Nie miał zamiaru przed Frayem, ujawniać swoich planów, czy wiedzy, wolał wszystko obrócić w żart.

Fray chyba nie zrozumiał żartu bo pokiwał głową.
- Najprawdopodobniej nie walczymy jednak z zwartym oddziałem chociaż istnieje i cień takiej ewentualności. Najgorzej, że reszta zlekceważy przeciwnika jeżeli to faktycznie mutki z nożami. A nóż na krótkim dystansie jest tak samo śmiercionośny co śrutówka. Jeśli moje przypuszczenia się sprawdzą to nie będą zdyscyplinowani. Będą działać według planu ale nie będą zgrani tak jak oddział wojskowy. Według Twoich obserwacji nie mają broni palnej. To i dyscyplina musi być naszym atutem. Tylko, że mamy ze sobą zgraję cywili. Uzbrojonych ale jednak. Nawet my mimo, że byliśmy podobnie szkoleni nigdy razem nie walczyliśmy. Wiele bym oddał za trzech zgranych ze mną ludzi.

Od strony tunelu wrócił King, niosąc w ręku pęk pochodni.

- Przydadzą się na coś? Ciężko trzymać broń i źrodło światła... - po chwili zauważył drobne napięcie panujące między mężczyznami, jakby tamci koncentrowali się przed wejściem do tunelu - Tamta kobieta… ledwo żyje, ale nie chce żeby “pomóc” jej odejść. W każdym razie według jej relacji w tunelu wpadli w zasadzkę, możliwe że byli to jacyś mutanci. Przynajmniej kilkunastu.
- Jasne, że się przydadzą. Pomysł Lynxa pozwoli nam się bronić skuteczniej wokół wozu. Jakie miała rany? Jakiekolwiek postrzałowe? - jedno za drugim, pytania padał z ust Fraya.
- Chyba nie. Cała była poszarpana i pocięta. Wyglądało to na rzeźnicką robotę. Dziwne, że udało jej się stamtąd uciec... - Clyde był wyraźnie wstrząśnięty.

- W każdym razie, nie możemy się zatrzymywać, czy łamać szyku. - skomentował wszystko spokojnie snajper.

Randall uśmiechnął się.
- Rezygnujemy z pochodni Lynx? A Ty Clyde pokaż mi jak trzymasz latarkę, pokażę Ci jeden trik jak stać się kiepskim celem dla strzał i kul.

- Sam nie wiem, tylko my dwaj mamy noktowizory, reszta będzie miała problemy z poruszaniem, więc czas przebywania w tunelu się wydłuży. Nie wykluczymy wszystkich czynników ryzyka, za dobrze by kurwa było. W każdym razie pochodnie umieścił bym na wozie, ze cztery. - wątpliwości na chwilę ogarnęły Lynxa, jeśli będą oświetleni staną sie łatwym celem, czy to dla broni białej czy palnej.

- No to pokaż ten swój trick. - zwrócił cię spec do Fraya.

- Nie lepiej latarki? Mam jedną na zbyciu. Czekaj, pokażę doktorkowi trick.

Wyciągnął latarkę i broń.

- Gliniarze trzymają latarki pod bronią lub na skos ciała, przy szyi. Pozwala im to lepiej omiatać pomieszczenie. Nas jednak bardziej interesuje przeżycie. Trzymasz ją w bok, bo strzela się obok źródła światła. Gdy zaczną świstać kule klękasz i podnosisz ją na skos w górę na pełen zasięg ramienia. Wtedy zamiast w korpus lub w głowę strzelec trafi w pustkę. - zademonstrował sposób trzymania latarki Clydowi. Murzyn przyglądał się wyraźnie zaciekawiony. Po chwili rzucił jeszcze jedną wątpliowść: - Sprytne. Acha, mała uwaga. Pochodnie na wozie, gdzie wieziemy paliwo i łatwopalne śpiwory to niezbyt trafiony pomysł. Ostatnie czego byśmy chcieli to kula ognia za plecami.

- Kurwa - zaklął Lynx, widząc, że King ma sporo racji, ale przy okazji podsunął mu pewien pomysł - mamy benzynę, skombinujmy butelki i zrobimy skurwysynom piekło w razie czego.

- Plan niezły. Ale ma swoje minusy. Ktoś rzuci za dużo ich przed nas i mamy odciętą drogę. Ktoś w tym samym rzuci za nas i jesteśmy w potrzasku. Zaufajmy technice. Noktowizji, latarkom i automatom. - skontrował jego plan Randall.

- Nie zaszkodzi mieć jednej czy dwóch butelek z benzyną na podorędziu. Co do latarek, to mi nie potrzebna, ale musimy mieć ich co najmniej cztery albo i pięć - podsumował zabójca maszyn.

- Nie chcę psuć wam waszych planów, ale jeżeli ktoś odpali wam latarkę przy włączonej noktowizji, może skończyć się to bardzo nieprzyjemnie dla waszych oczu. Niech no komuś puszczą nerwy, a zostaniecie oślepieni na tę minutę za długo. Ostrożnie z tym sprzętem, wiem co mówię. - spec przypomniał im o oczywistej oczywistości.

- Dlatego idę z przodu. Do tego nie wiem jak ten model ale w niektórych da radę operować póki ktoś mi nie walnie po oczach. Taktyczną muszę zachować jakby wizja mi puściła ale drugą komuś kopsnę. Wiem, że niektórzy mają swoje. - Snajper z Randallem dokonali chwilowej zamiany, Fray dał mu latarkę, a Lynx odpalił dziesięć nabojów 5.56, jeśli wszystko poszłoby dobrze, przedmioty miały wrócić do swoich właścicieli.

- Dobra, mam nieprzyjemne wrażenie, że ktokolwiek czai się w tym tunelu jest dobrze przygotowany na nasze przyjście i nieważne czego byśmy teraz nie wymyślili oni i tak będą mieli nad nami przewagę. Chodźmy już. - King chyba nie miał zamiaru dłużej czekać.
- Błąd Clyde. Oni czekają na zwykłych cieciów. Jeżeli ta kobitka nie miała ran postrzałowych a od ostrzy samoróbek to pewnie gardzą techniką. Tym samym nie znają się na niej i nie doceniają. Mało która karawana ma takich strażników jak ja czy Lynx. A w naszej naturze jest dokładna analiza zagrożenia i miejsca przed akcją.
Clyde tylko uśmiechnął się lekko.
- Wiem, wiem. To twój żywioł. Po prostu robi się późno, a stojąc w miejscu jesteśmy łatwym celem.
- Jasne. Ruszajmy. Pamiętaj nie daj się tylko ponieść emocjom i słuchaj bezwzględnie naszych rozkazów. Jak się zacznie szczególnie Lynxa.
- Zapamiętam i… powodzenia. Nam wszystkim.
Charakterystyczny dźwięk przeładowywanej pompki, podsumował ostatnią wypowiedź Clyda. Lynx postanowił, że przypnie sobie broń do pasa taktycznego, który znalazł razem z nią. Tylko raz widział strzelbę tego kalibru, szturmowiec na froncie urwał Łowcy połowę tułowia, wystrzeloną z niej breneką. W ciasnym tunelu, przy walce na bliską odległość, nie chciał być gościem po drugiej stronie lufy.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline