Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-03-2014, 20:30   #132
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
- Juliet, zgłoś się. Zdaję się, że będzie mi niezbędna twoja ekspertyza - rzekł Henry do komunikatora w swoim przedramieniu zaraz po tym jak wybrał numer swojej asystentki.
- Gadaj szybko w czym problem - odparła niezbyt miłym tonem dziewczyna, której trójwymiarowy hologram ukazywał rozczochraną w nieładzie fryzurę i stertę brudnych kubków po kawie piętrzącą się na jej stanowisku komputerowym. - Nie żeby coś, ale mamy tutaj mały zapierdziel w związku z tą całą wojną, muszę pracować za trzech i od dwóch dni prawie nie zmrużyłam oka, więc streszczaj się jeśli łaska. A tak poza tym, co ty do cholery robisz w Polsce? Dopiero co mignął mi przed oczami raport, że jesteś w Holandii z tym całym oddziałem psioników.
- Nastąpiła mała zmiana planów. W Holandii znajduje się mój sobowtór - wyjaśnił na prędce Henry. - To długa historia, więc na razie nie będę cię zamęczał. Powiedz mi tylko, czy znasz może takie dziwne wejście komputerowe?
Naukowiec cyknął na prędko kilka fotek maszyny i przesłał swojej asystentce zdjęcia przedstawiające dziwaczne złącze, którego nie potrafił rozpoznać.
Cisza twała dłuższą chwilę.
- Nie...chociaż. - asystentka miała problem z wywołaniem pamięci. - Tak, miałam to na studiach. Tak miał wyglądać kabel do internetu w aparaturze Franka Steinera. Wiesz, idea zgrania ludzi do internetów i pozwolenia im na błogie życie poza światem rzeczywistym. Oczywiście nigdy tych aparatów nie zbudowano. Dziwi mnie, że w Polsce w ogóle ktoś o tym słyszał. - wyjaśniła agentka. - Właściwie gdzie ty jesteś? Nie mogę dostać twoich dokładnych koordynatów. Pod jądrem ziemi to wykopałeś?
- Może nie aż tak głęboko, chociaż musiałem zejść dość nisko. Znalazłem jakieś podziemne laboratorium do którego wysłał mnie Jacek. Nie, też się tego po nim nie spodziewałem - stwierdził Henry i uśmiechnął się nieznacznie. - Ale pomysł Steinera rzeczywiście zawsze brzmiał dla mnie jak chora fantazja. Na tyle wręcz szalona, że nie nazywam się Dr. Ignatius jeśli nie podłączę się do tego ustrojstwa! Khahahaha! - szalony śmiech rozszedł się echem po podziemnym kompleksie, gdy ciało naukowca w przypływie eoforii pokryło się cieniami, a pojedyncza macka utkana z mroku wysunęła się z czubka jego dłoni, by zanurzyć się w internetowym złączu. - Wish me luck, Julie!
Po tych słowach Henry zamknął oczy, by przy użyciu technomancji połączyć się z komputerem i uzyskać do niego dostęp, tak jak robił to już wiele razy wcześniej z innymi urządzeniami. W gruncie rzeczy wchodzenie świadomością do maszyn nie było to dla niego niczym nowym, choć nigdy do tej pory nie był podłączony do internetu za pomocą PSI. Mocno ciekawiło go więc jakie to będzie uczucie.
- Kim jest Jacek? - Henry usłyszał niespodziewane pytanie, gdy wszystko nagle zanikło.
Zalany przytłaczającą ilością danych, poddany uczcuciu wessania i pojmania Henry stracił wzrok. Przebywał w niebycie gdzie każdy jego pojedyńczy zmysł powoli zanikał, wzmażając swoisty ból i panikę.
Wtem wszystko na raz powróciło. W innym miejscu. W innym wymiarze.
W sieci.
Można było porównać to do wejścia w konspekt, tylko bardziej brutalnego i bolesnego. W pełnej przepływających danych wydostał się głos.
- Udało ci się do mnie dotrzeć bez wskazanej pomocy. Gratuluję. - był to głos mechaniczny, pozbawiony uczucia. - Stoisz przed samym bogiem.
Źródła dźwięku nie było widać.
- To ci dopiero deus ex machina - rzekł sam do siebie Henry, podziwiając przelatujące dookoła siebie petabajty danych. - Jeśli rzeczywiście jesteś bogiem, to może odpowiesz mi na jedno pytanie? Teraz gdy się tu znalazłem, naprawdę zastanawia mnie w jaki sposób ludzki umysł myślący w sposób analogowy może przebywać i prawidłowo funkcjonować w skwantyzowanym świecie cyfrowym?
- Co takiego wiesz o PSI aby twierdzić, że nie może być ona tłumaczem rzeczywistości dla twojego umysłu? - padła odpowiedź w postaci pytania. - Jak będąc powitym w cienistą, niematerialną powłokę o fizycznych właściwościach uważasz, że wciąż jesteś człowiekiem? - drwiła postać boska. - Ten świat korzystał z wszystkiego czego nie pojmujecie i wszystkiego czego przez wieki pojąć wam nie będzie dane. Dlatego był błędem i dlatego zostałem w nim uwięziony za jego sprawą. - wyjaśnił bóg. - Umysł analogowy nie może przebywać w świecie cyfrowym. To jest prawdą.
- Aha. W takim razie dobrze wiedzieć, że nie jestem uwięziony tak jak ty - stwierdził chłopak, drapiąc się po brodzie. - Choć trochę ironiczne, że bóg został uwięziony dzięki ludzkiej technologii, a do tego w miejscu którego 90% stanowią bezużyteczne odpady naszych umysłów - swoistym wysypisku śmieci dla naszych mózgów. Mógłbyś dokładniej wyjaśnić jak to się stało, że zostałeś tutaj uwięziony? Wygląda na to, że dawno nie miałeś gości. Może mógłbym w jakiś sposób pomóc ci się stąd uwolnić?
- Dlatego byłeś tu przywołany. - odparł dźwięk. - Zostałem tu uwięziony przez *niego* za pomocą was. Sny i technologie jakie zapoczątkował w waszym umyśle pozwoliły wam na stworzenie własnego wymiaru, świata. Był to plan od początku zamierzający mojemu odspearowaniu. I nie był to plan możliwy do zatrzymania. - wyjaśnił bóg. - Byłem w stanie wykorzystać potencjał martwego, znanego jako “Jacek” aby tymczasowo powrócić do waszego świata, znów przez waszą technologię. Ty masz większy potencjał. Możesz mnie w końcu uwolnić.
- No dobrze, wszystko powoli zaczyna nabierać sensu - przytaknął Henry. - Jednak nasuwa się pytanie, po co miałbym to robić? Tak jakby zawsze wolałem świat w którym mogłem udawać, że wszystkie te konspekty, gargulce i boskie istoty to tylko wymysły ludzkiej wyobraźni. Czy uwolnienie cię przyczyniłoby się do uratowania tego świata, czy do jego zniszczenia? Jeśli jest sposób na przywrócenie równowagi entropii bez konieczności przebudowy tego świata na nowy, to jako nasz stwórca powinieneś go znać.
- *On* powstał gdy ja stworzyłem porządek. Moim pragnieniem jest kreacja, jednak kreacja wymaga zasad. Więc nadrzędną zasadą jest istnienie przeciwieństw. Utrzymywanie balansu. - zaczęła istota. - Balans został narzucony na mnie, nie stworzony przeze mnie. Ironia znajduje się w miejscu w którym ja, istota twórcza nie posiadam ciała ani fizycznej osobowości. W tym czasie *on*, istota niszczenia, posiada formę fizyczną i niezniszczalną.
Postać Jacka odzianego w królewskie szaty zmaterializowała się z sterty danych naprzeciw Henriego. - Jego dążenie jest wieczne, jego pragnienie szczere. Jednak byt i niebyt nie ma praw. Oboje jesteśmy równi. Musisz wiedzieć, że zniszczenie świata jak i jego zatrzymanie w obecnej formie, są równie złe. Cykl powtórzy się. *On* opęta was i rozpocznie go na nowo. Zniszczenie świata skończy się narodzinami nowego. Który również powróci do cyklu. Jest to błędne koło. - ponura wiadomość rozbrzmiała w uszach Henriego. - Jest jednak możliwość ocalenia tego świata. A świat ten jest mój, więc tego właśnie pragnę. - odpowiedział w końcu bóg.
Postać przyjrzała się Henriemu za pośrednictwem swojego avatara. Wyglądała dość ponuro. Jacek zawsze się uśmiechał, miał wtedy ten swój głupi charakter. Bogu nie było do śmiechu.
- Jesteś człowiekiem który zna ten świat z każdej strony. Jeżeli zdobędziesz władze nad kształtowaniem nowego świata, możesz zwyczajnie odtworzyć ten właśnie świat. Z swojej pamięci, wyzbywając go zagrożenia jakim był rdzeń.
Owo pół rozwiązanie miało choć trochę znaczenia w sobie. - Wszystko jednak sprowadza się do walki o niego.
- Muszę przyznać, że o dziwo brzmi to jak w miarę sensowna oferta w porównaniu do innych które mi składano - przytaknął wystarczająco usatysfakcjonowany Henry. - Wygląda na to że aby powstrzymać szaleńców, trzeba postawić naprzeciwko nich większego szaleńca niż oni sami. Może nie jest to rola której się spodziewałem, ale cóż, jeśli jest to jedyny sposób by zachować ten świat w jego obecnym kształcie, to zrobię to. Moim zadaniem jest więc połączyć się z moją duszą i zostać księciem, by następnie stać się kandydatem na nowego stwórcę. Rozumiem też, że jesteś gotowy mi w tym pomóc. Jak więc mam cię wyswobodzić z tego więzienia, o boże?
- To proste. Zastąpię twoją duszę. - wyjaśnił bóg. - Twoje wewnętrzne więzy są zbyt słabe aby się z nią połączyć. Zamiast tego wymusimy twoją ewolucję. Za moją pomocą. - wyjaśnij bóg. - Chodź. - poprosił, wyciągając dłoń. - Ocalmy moją kreację, na której ci tak bardzo zależy.
- Rzeczywiście nie czułem się nigdy specjalnie związany z tamtym gościem - przyznał chłopak, wzruszając ramionami. - Dodatkowo wydaje się to dość adekwatne, żeby człowiek mający ocalić świat połączył się z samym bogiem.
Naukowiec uśmiechnął się wesoło i również wyciągnął dłoń w kierunku swego rozmówcy.
- Naprawdę nie sądziłem że to kiedyś powiem, ale... pokaż mi drogę, mój Boże! - zakrzyknął gromko, chwytając wyciągniętą ku niemu rękę.
Światło błysnęło przed oczami Henriego i znikło. Chwilę później stał on oparty o biurko z komputerem, oblany przedziwnymi odczuciami.
Jego zmysły wydawały się otępiałe, ale zarazem wyostrzone. Nie odczuwał tego co nieistotne, ale widział więcej o tym, co było ważne.
W jego umyśle znajdowała się mądrość. Wielka i nieskończona, choć jego własna inteligencja zmniejszała ilość tego, co mógł z niej zrozumieć. Świat zdawał się wirować, być wszędzie, nie mieć tajemnic...
To był najgorszy kac w życiu Masona.
Mężczyzna nie musiał się odwracać aby spostrzec siedzącego za nim na krześle Mulcha.
Czarnowłosy chłopak rozstawił się w drzwiach do pomieszczania, pilnując ich i czytając książkę.
- Jeżeli chcesz wyparować na kilka godzin, przynajmniej zostaw robota na straży. - zasugerował. - I jak? - dopytał.
- Nie najgorzej jak na kogoś komu w głowie siedzi bóg - odparł Henry, niezbyt zaskoczony towarzystwem Mulcha. - Jak sam widzisz, jeśli przyszedłeś mnie powstrzymać, to trochę się spóźniłeś. Jednak wątpię że po to tu jesteś. Nie mam zamiaru już walczyć z Matką. Pewnie domyślasz się jaki jest mój nowy cel? Przybywasz więc jako mój rywal, czy też sojusznik?
- Siedziałem tutaj przez dwie godziny pilnując, aby nikt nie poderżną ci gardła. Zgadnij. - odparł Mulch niezbyt przejęty tym, czym stał się jego odpowiednik. - Mówiłem ci...jedyne na czym mi zależy to Charlotte. Tylko ty zamierzasz zostawić ten świat w stanie, w którym możemy być razem, tacy sami. - wyżalił się czarnowłosy.
Mulch przymknął na chwilę oczy, zastanawiając się nad czymś. W końcu się odezwał. - Wszystkie plany poszły w ruch. Matka, Nikita i Deus znajdują się w jednym miejscu. Ty też będziesz z nimi przesiadywał. Ukryjemy się do samego końca, aż będzie można to wszystko zakończyć. W ten sposób jeżeli pojawi się ten przeklęty rusek, albo Albert coś przyprowadzi...będziemy mogli ich powstrzymać. - wyjaśnił zamiary Matki. - W tym czasie Geenie Corp wyniszcza Aurorę, aby CyberCore nie stanowiło zagrożenia. I tak nas nie znajdą, ale lepiej aby zajęli się czymś bezużytecznym, niż tworzyli zbędne zamieszanie.
- Więc Borys też został księciem? Dość zaskakujące zważywszy na jego osobowość - stwierdził Henry, krzywiąc się nieco. - Naprawdę nie chciałem z nim walczyć, ale chyba nie będę miał wyboru. Ostatnim razem nie miałem okazji zapytać, więc zanim z tobą pójdę chciałbym dowiedzieć się jednej rzeczy. Czy ty, Deus lub Nikita macie zamiar zostać nowymi stwórcami? Skoro masz taką opcję to nie wiem czemu miałbyś z niej nie skorzystać.
- Ja nie mam takiego zamiaru. Nikita nie ma takiego prawa. Deus chce, ale nie mamy zamiaru mu pozwolić. Jego ideologia jest dużo lepsza i logiczniejsza od twojej...ale my jesteśmy nieco bardziej egoistyczni. Jest naszym asem w rękawie, w razie gdyby coś się nie udało. - wyjaśnił szczerze Mulch. - Nigdy nie byłem w dobrych stosunkach z moją duszą...poza tym, mówiłem. Chcę być z charlotte. Nie samotnie w jakimś nieboskłonie, mając na karku boskie obowiązki.
- Co to znaczy, że jego ideologia jest logiczniejsza od mojej? - zapytał nagle Henry z przekąsem, krzyżując ręce na piersi. - Gdy ostatni raz go widziałem, zachowywał się jak średnio rozgarnięty dzieciak z psychopatycznymi skłonnościami i przerażająco bujną wyobraźnią. Co niby ktoś taki jak on planuje zrobić ze światem gdy stanie się panem kreacji? Uczynić z niego swój osobisty plac zabaw z ludźmi jako zabawkami mającymi dostarczać mu rozrywki?
- Zamiarem Deusa jest stworzenie Nirvany. - odparł mętnie Mulch. - Każdy człowiek żyłby w swoim małym wymiarze, kreując swój własny mały świat z swoimi małymi stworzeniami. Każdy byłby bogiem...choć każdy byłby sam. - objaśnił. - Deus nienawidzi ludzi, bo nie chcą być szczęśliwi. Więc chce się od nich odciąć. Ale nie jest sadystą.
- Dość osobliwe podejście - stwierdził Henry, gładząc się po brodzie w zastanowieniu. - [/i]Rzeczywiście nie sądzę, by podobała mi się rzeczywistość w której wszyscy ludzie zamiast poznawać tajemnice wszechświata i zdobywać nowe doświadczenia, tworzą własne światy wyłącznie w oparciu o swoją własną imaginację. To tak jakby zamiast pozwolić ludziom grać w grę komputerową, posadzić każdego z nich przed photoshopem, albo kazać mu pisać własną książkę. Nie wydaje mi się, żeby większość ludzi pociągała taka perspektywa.[/i]
- Dlatego wolimy aby pozostał ten burdel który jest. Tylko bez Alberta, książąt i całego tego pierdolnika. - zgodził się Mulch. - Wchodzisz? - spytał, wyciągając dłoń.
- Sounds cool to me - odparł Henry, odpowiadając swemu drugiemu "ja" tym samym gestem. - Ale zanim wybierzemy się na spotkanie z resztą, chciałbym żebyś zabrał mnie do Korei, a konkretniej baru "leosia-eo nongdam". Jeśli nie wiesz gdzie to jest, to zaraz znajdę ci odpowiednie koordynaty w internecie. Mam tam do załatwienia pewną niedokończoną sprawę z rzekomo zmarłym prezydentem.
- Ah. Rzekomo. Mieliśmy potwierdzenie od Stardust, że prezydent nie żyje. Wciąż chcesz ryzykować? - dopytał, dla upewnienia.
- Skontaktował się ze mną niespełna dwa tygodnie temu niedługo po swojej śmierci i chciał żebym odzyskał dla niego tą pluskwę która zainstalowana była w jego komputerze - wyjaśnił naukowiec, wyciągając z kieszeni czip, który pokazał Mulchowi. - Co prawda była to jedynie rozmowa głosowa, więc nie mam pewności czy to był rzeczywiście Roland, ale sądzę że warto zaryzykować. Zresztą nie sądzę by w moim obecnym stanie zwykli ludzie mogli mi w jakikolwiek sposób zagrozić.
Mulch przytaknął skinieniem głowy. - I tak będę z tobą. - zauważył. - Gdyby coś, łap mnie.
Dwójka mężczyzn została rozwiana, zniknęła z miejsca w oka mgnieniu.
 
Tropby jest offline