Z inicjatywy
Astrala Mruk zostaje pochowany.
Tari pozostała bezstronna - po długich bojach przegłosowaliście demokratycznie że najlepiej wyruszyć na poszukiwania dwarfa do podziemnej świątyni, i poszukać w jej czeluściach ołtarza na którym nieszczęsny kapłan Moradina miał zakończyć swój żywot. Wszyscy zatem wracacie do zalanego korytarza.
Vriess, niesiesz zapaloną pochodnię,
Avalanche trzyma się więc blisko ciebie gdyż bez światła niewiele widzi.
Dochodzicie do kwadratowego pomieszczenia, które część drużyny już zna. Na ścianach, tkwiąc w przerdzewiałych uchwytach, płoną pochodnie; czarna, srebrna, zielona, czerwona, żółta, jedno miejsce na pochodnię jest puste. Posąg aligatora ze zniczem w pysku ciekawi przez chwilę
Avalancha i Vriessa. Ruszacie niezbadanym jeszcze korytarzem prosto. Ściany i sufit z czarnych cegiełek. Sucha podłoga – zdaje się, że po wizycie na bagnach nie ma nic lepszego od suchej podłogi! Na szczęście zdążyliście już umyć się z błotnistej ziemi o niemiłym zapaszku w wodzie z zalanego korytarza.
Wtem
Astral zatrzymuje się.
Legion i Tari, po ostatnich przygodach z wahadłem, wiedzą, że jeśli biała patera zatrzymuje się, NALEŻY się zatrzymać
Nieświadomi tego
Avalanche i Vriess postępują jeszcze kilka kroków na przód. Świst strzały przeszył powietrze!
Avalanche odruchowo odepchnął nekromantę pod ścianę (aż biedak gruchnął o nią ze stęknięciem
, sam zaś uskoczył w drugą stronę, strzała więc przemknęła pomiędzy nimi, nie czyniąc żadnemu krzywdy.
Legion stał z boku,
Tari cudem uniknęła strzały, zaś
Astral był... zwyczajnie za niski, by strzała go dosięgła. Wszyscy przez ułamek sekundy widzicie majaczącą w korytarzu postać:
która natychmiast odwraca się na pięcie i znika w mroku korytarza, gnając tak szybko, że po paru sekundach nie słyszycie już nawet tupania.
Niedługo korytarz kończy się niewielkim pomieszczeniem z zamkniętymi drzwiami (kamienna, zasunięta płyta). Tajemniczej postaci ani śladu. Za to... zauważacie małą, niebieska jaszczurkę siedzącą w kącie pomieszczenia.
Pod ścianą stoją trzy posągi – wszystkie to postacie z głowami jaszczurek i o ludzkim ciele, stojące na dwóch nogach. Tylko środkowa figura ma ogon. Na piedestale po środku sali znajdowały się trzy kamienie, teraz leżące rozrzucone bezładnie na podłodze, kształtem pasujące do otworów w podstawach trzech posągów. Na kamieniach jest coś wyryte. Gdyby był z wami
Waldorff, znawca języków, odczytałby to bez problemu, podobnie jak pismo które odnaleźliście nwyryte na podstawach posągów. Wam zaś wspólnymi siłami bardzo cienko idzie rozszyfrowywanie pisma.
Legion odczytał jeden wyraz, to znów
Astral coś dorzucił,
Tari coś dodała,
Avalanche zgadł znaczenie ostatniego słowa, a
Vriess sklecił to w całość i.... okazało się, że z waszego tłumaczenia wyszła kompletna bzdura. Coś w stylu „łżyj kamieniu, mówię ci, stoję obok, mam nie wiem na imię”... Nie, chyba piśmiennictwo nie jest waszą mocną stroną... Niebieska jaszczurka przekrzywia łepek wysłuchując waszych spekulacji na temat wyrytych słów, i nagle wydaje z siebie zabawny odgłos, coś jakby niepohamowany chichot.