Przekradał się między kontenerami, szukając śladów życia. Wszystkie wyglądały podobnie, ale diabeł tkwił w szczegółach. Te, które miały wyrwane wejście skreślił na początku. Tak samo jak te, których zamek był zardzewiały i pokryty glutem. Okolica była rzeczywiście chłodniejsza, był to ten region Elizjum, którego nie warto było ani oświetlać, ani ogrzewać. Nawet powietrze było nieco rzadsze. Nie widział zbyt wiele istot. W oddali dwójkę złomiarzy, kotopodobną istotę i hiperświnie. Ciągneli za sobą wózek, a gdy go zauważyli zniknęli w mrokach. Musieli się bać go bardziej.
W końcu znalazł kwaterę, która zdawała się być częściej używana i była lepiej zabezpieczona. Ale nie dość dobrze. Mechaniczny zamek uległ doświadczeniu Nauta. Wnętrze było puste, ale ktoś się w nim urządził. Posłanie, skrzynia z ubraniami. Liczne skrzynie zapasów. Samowar. Manierka wódki i lampa oliwna. Dotknął dłonią samowaru. Był lekko ciepły.
-
Ani kroku dalej dziwko! - zabrzmiał głos od strony wejścia, a zaraz po nim szczęk odbezpieczanej strzelby. Z tego co Naut widział stał przed nim wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o bladej cerze. Ubrany był w uniform techniczny, mocno ubrudzony i dawno niezmieniany. Mimo zarostu nie miał wątpliwości, że stoi przed nim Aleksiej Obłomow.