Mark zastanowił się nad jej słowami, zanim odpowiedział.
- Być może masz rację. W pewnej chwili, kiedy moje życie zawaliło się w gruzy, rozważałem ucieczkę właśnie tam. Rok przed tym wydarzeniem zakupiłem mapę od pewnego starego krasnoluda. Wyrysowane były na niej ścieżki i przełęcze, a nawet naniesione naturalne bogactwa. Jak mnie zapewniał, jedno z przejść prowadziło na przestrzał, do innej krainy.
Bez trudu znaleźli niewielkie zagłębienie, przyjemną chociaż mokrą polanę, gdzie dało się stworzyć bardzo wygodne miejsce na ogień. Osłonięty z trzech stron przed wiatrem zakątek szybko zrobił się cieplejszy, gdy płomienie lizały ułożone w stos gałęzie. Alez także miał ochotę wybrać ubranie, i zanim to zrobi, przygotować miejsce na suszenie i odpoczynek.
- Krasnolud niedługo potem zmarł, a ja mając jeszcze wtedy pieniądze, nie szczędziłem ich do zweryfikowania tej teorii. Mając coś takiego można było marzyć o czymś wielkim. Bo zwykły szlak handlowy byłby czymś wielkim. Znalazłem jeszcze dwóch nieludzi, którzy potwierdzali, że słyszeli o takim przejściu. Niestety potem wszystko się posypało, a jak się okazało, bez ludzi i pieniędzy nie dało się nawet zorganizować tej wyprawy. Kto jednak wie, może gdybym cię nie spotkał, to zamiast na południe szedłbym na wschód.
Uśmiechnął się i uciął nożem dwa długie, giętkie, ale niezbyt grube patyki, które oskubał z gałęzi i zaostrzył na końcu. Humor mu się poprawił, bo zapytał:
- Zawody, kto złapie więcej albo szybciej? Przegrany przyrządza. |