Arthes zdziwiona patrzyła na plecy uciekających zbirów bezmyślnie wycierając miecz. Echo ciężkich kroków cichło z każdą sekundą. Już po chwili tylko metaliczny zapach unoszący się w powietrzu i widok ciał świadczyły o mającej tu miejsce walce. Znów na uliczce zapanował ten leniwy spokój. Starcie, które początkowo wyglądało z ich perspektywy nie najlepiej, skończyło się zanim tak naprawdę zdążyło się zacząć. Mieli szczęście, że przeciwnik nie okazał się doświadczony w walce. Nie tylko nie wykorzystał przewagi z faktu, że ich grupa nie spodziewała się ataku, ale wystarczyło trochę, no może trochę dużo, krwi, by zbiry zaczęły uciekać w popłochu.
Resztę drogi dziewczyna pokonała z bronią w ręku, znacznie uważniej zwracając uwagę na otoczenie. Okazało się to jednak niepotrzebne. Widocznie przeciwniki napadając z tak dużą przewaga liczebną nie liczył się z możliwością porażki. Nic już nie zakłóciło ciszy wieczoru i bez dodatkowych przygód dotarli do posiadłości barona.
Gdy ten postanowił jeszcze zwiększyć ich i tak już spore przecież wynagrodzenie nie mogła powstrzymać zdziwionego spojrzenia. Miała już różnych zleceniodawców, ale nie mieściło się jej w głowie, że tak lekką ręką można zapłacić tyle pieniędzy, za krótkie i w sumie dość proste zadanie. Pozostawało tylko pytanie, czy to już koniec ich przygód z sektą. Czy z dzisiejszego zlecenia nie wynikną jakieś komplikacje. Te rozważania szybko jednak wyparła z jej głowy wizja zarobionego dziś złota. |