Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-03-2014, 00:17   #47
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Dobrze zrobił Eryk, podpuszczając kartografa, okazał się on właścicielem niemałego mieszkania, a jego wdzięczność - szczerą i, prawdopodobnie, dożywotnią. Ugościł nowych przyjaciół, nakarmił i zadbał o ich wygody, również o grzane piwo dla Eryka. Ten nie chciał oczywiście nadużywać gościnności, ale raz wspomniał o napitku, Aniela przyniosła, potem spytany, czy dolewkę chce, nie zaprzeczył, i tak trzy kufelki poszły z mała. Finał był taki, że znużony dniem i upojony alkoholem, zasnął jeszcze zanim zdążył poprosić Anielę, żeby mu łoże pod pierzyną nagrzała.

Poranek był przyjemniejszy, niż można by się spodziewać. Kac tak bardzo nie dokuczał, mimo iż od obiadu chodził już podpity, pompując aż do nocy, a i wyspał lepiej niż w jakiejkolwiek karczmie. Tak przyjemnie przespane noce kojarzyły mu się z Biberchof, jednak co dom, to dom.
Nazwa łajby wróżyła dobrze - "Szczęśliwy podróżnik". Ba, czyż mogło być lepiej?

Nie było jednak tak różowo. Pierwszy dzień i noc faktycznie były spokojne i Eryk mógł rozkoszować się spokojnym, rytmicznym kołysaniem, do którego jego żołądek zdołał się już przyzwyczaić, jak i widokami przyrody po obu brzegach rzeki. Jednak dnia drugiego, natrafili na pobojowisko. "Kara boska", jakże przeciwny wydźwięk w porównaniu z ich statkiem, gdy dało się słyszeć jęk dochodzący z łajby, aż ciarki po plecach przeszły. Nic to jednak, wszak to wołanie o pomoc, a więc i pomóc trzeba. Chłopcy z Biberchof szybko zgodzili się, że trzeba się na Karę dostać i pomóc temu, kto w potrzebie. Była też mowa o zebraniu kosztowności ewentualnych, jednak dla Bauera była to sprawa co najmniej drugorzędna. Zabrał co najpotrzebniejsze, zbroję, miecz i linę, i dzięki użyczonej przez kapitana szalupie, szybko dostali się na tonący statek.

Już z daleka widać było pozbawione głowy ciało, mimo to widok był wstrząsający. Zresztą, samo ciało wyglądało na tyle nienaturalnie, że dałoby się szybko o nim zapomnieć, jednak głowa, samotnie leżąca kilka metrów od szyi na której powinna spoczywać, z otwartymi oczami i grymasem strachu, agonii... niedowierzania? Ale przede wszystkim, wyglądała ludzko. Głowy widuje się zawsze w komplecie z resztą ciała, więc gdy patrzy się w nieruchome oczy, ciężko jest potem oderwać wzrok i otrząsnąć się z szoku.

Kolejne zwłoki w korytarzu, kolejny kapłan Sigmara. Atmosfera zagęściła się, coś było bardzo nie tak. Złoto leżące luźno na deskach pokładu, statek sigmarytów, co napastnicy musieli zauważyć... Kto porywa się na kapłanów? Wszak to nie tylko gniew bóstwa na łeb można sobie sprowadzić, ale i całej społeczności, kapłanobójcy są potępiani nawet w niektórych środowiskach przestępczych a winni takiej zbrodni są ścigani ze szczególną zawziętością. Tak przynajmniej zakładał Eryk, ale nie mógł sobie przypomnieć, skąd u niego to przekonanie; od kogoś, czy od siebie?

- Eryk - zawołał łowcę Winkel. - Może niech nasza dwójka pójdzie sprawdzić kajuty i domek na rufie, a Jost z Arno niech zejdą pod pokład? W razie jakiegoś ważnego znaleziska dwójka woła pozostałych. Pasuje?
- Jeśli na tym wraku jest jeszcze coś ważnego, to najpewniej będzie to w kajutach. Sprawdźmy najpierw wszyscy kajuty, a potem, jeśli będzie czas, to zajrzymy pod pokład
- zaoponował Schlachter.
- Dobra. Najpierw ranny. Mam nadzieję, że uda się go jeszcze uratować - rzekł Winkel.
- No to dalej, dalej. Skoro jęki były tak głośne, musi być gdzieś blisko, pewno w otwartej kajucie - pomyślał na głos Eryk, jako pierwszy przechodząc przez drzwi do pomieszczeń pod achterdekiem, ostrożnie stąpając nad ciałem nowicjusza. Niepewność wzięła górę, wyjął z pochwy miecz i zwolnił kroku.

Sprawnie sprawdzili kajuty, wszystkie poza kapitańską. A tam, krew na podłodze, i kotara. Z mieczem przygotowanym do ataku, Eryk odsłonił ją i ujrzeli wreszcie sprawcę jęków, nieprzytomnego rycerza w pełnym rynsztunku. Doskoczyli do niego, zaczęli potrząsać, mówić, zero reakcji. Zareagował dopiero, gdy Eryk z Bertem próbowali go podnieść, i reakcja ta nie była tym, czego oczekiwali. Rycerz zaczął krzyczeć i wymachiwać młotem, zupełnie jakby nic mu nie dolegało. Za cel obrał sobie Biberchofian, mylnie (poniekąd...) biorąc ich za szabrowników. Pierwszego na cel wziął Arno, na całe szczęście chybił. Cóż było robić?
- Nie! - zdążył krzyknąć Winkel panicznie. - My chcemy pomóc! - zawołał mając nadzieję, że wojownik się opamięta zanim stanie się coś złego.
- Panie, jęki usłyszeliśmy, to z pomocą ruszyliśmy! Opamiętaj się! - wrzasnął Eryk, z przestrachem patrząc na atakującego mężczyznę. Był gotowy sięgnąć po broń, jeśli tylko sigmaryta się nie opamięta, na nic to wszystko. Na nic słowa błagalne, szczerość w sercach, wszystko to nieistotne. Łowca jak w jakim barbarzyńskim szale, wrzeszczał niezrozumiale i atakował. Musieli się bronić, a że najlepszą obroną jest atak...

Parował ich ciosy skutecznie, w końcu mimo ran ciągle był Łowcą Czarownic, ale Erykowi udało się go zranić. Niewiele to dało, chociaż zachwiał się on lekko po otrzymaniu ciosu, to widać było, że jest gotów na dalszą walkę. I, niestety, że ma na nią chęć, czy też raczej czuje konieczność. Ubzdurał sobie, że są grabieżcami, i pewnie nawet, gdyby rzucili broń na bok i klęknęli przed nim, rozgruchotałby im czaszki. Łowcy nie zwykli byli zmieniać zdanie. Ich słowa, ich myśli, ich oceny, to wszystko było niepodważalne, święte, bo byli narzędziami w rękach bogów. Nieomylność wpisana jest w ten zawód, a przeświadczenie o swojej nieomylności w każdego Łowcę Czarownic. Jakże więc teraz on miałby przyznać, że zaatakował młodych podróżnych, którzy przybyli mu z pomocą? Jedyny sposób, to pozbawić go przytomności, tym razem naprawdę, i zabrać na łajbę. Tam, jeśli uda się go uratować, może zechce kogokolwiek wysłuchać...

Na chwilę obecną, trzeba było go znokautować. Celny atak Arno byłby najlepszy, młot usypia najskuteczniej, ale jeśli nie, Eryk spróbuje ogłuszyć rycerza atakując w tył czaszki głowicą rękojeści miecza.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline