Ocknięcie się było jak zawsze przyjemne niczym poranek na kacu. Przeczucie Wieśka się spełniło, bo oto przewodnik kolejnej wycieczki po tym surrealistycznym świecie, duch spierdolonych świąt już był przy nim i szczerzył zębiska w głupkowatym uśmiechu, za który Vel mał ochotę skuć mu mordę na amen. Bezczelny typ jeszcze pytał o samopoczucie, choć zdawał sobie sprawę, że ostatnia wycieczka o mało nie zakończyła się totalną porażką, czyli zamknięciem Wieśka w wariatkowie. Cudem chyba tylko vel jakoś się z tego otrząsnął wszystkie "objawienia" zrzucając na karb zmęczenia, wieku, alkocholu i sfiksowanego snu. Nie myślał o tym. Nie było na to czasu. Zwyrol grasował po okolicy a on i jego kumple postawili sobie za punkt honoru dopaść go i zatłuc.Akcja z radiolą i walka z gównażerią nie ułatwiała tego zadania. Miał tylko nadzieję, że zamelinowany sprzęt jest bezpieczny. Teraz ku swemu zdumieniu był w jakimś szpitalu. W szpitalu był tylko cztery razy. Raz podczas swojej choroby, wa razy podczas narodzin dzieci a czwarty raz... Nie pamiętał, ale wiedział, że to nie to. Trzech pacjentów, siedem łóżek. "Co jest kurwa?" - spytał się w myślach jednak w odpwiedzi na pytanie "doktora" był bardzo ostrożny. Mruknął niewyraźnie, że czuje się dobrze. Nie omieszkał usiąść na swoim łóżku by po chwili wstać i podejść do ducha. Był spięty, gotowy zaatakować. Jednak tylko z miną pełną pogardy jaką traktuje się przylepionne do podeszwy gówno minął go i wyszedł z sali na korytarz. Miał cel: Za wszelką cenę dolączyć do kumpli by pokonać zwyrola. Sprintem ruszył ku klatce schodowej nie dając się nikomu zatrzymać dalej schodami na parter i w długą.
__________________ Gargamel. I wszystko jasne |