Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2014, 17:40   #36
Cranmer
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Rozdział II - Pęknięcie

[ Mistrz ]
Alan

Jedziecie dalej. Bez większych przeszkód przejeżdżacie przez skrzyżowanie z Telluride Street i grzejecie dalej na pełnym gazie. Zaraz będzie skrzyżowanie z Tower Road.

Ramirez

Z przodu idzie koleś z Colt Commando. Za nim M16A2. Potem Robert z Twoim M16A3, dalej koleś z AK-74U, i Ty z AK-74. Z tyłu zostaje ciężarowiec z M249 SAW. Osłania was.

Huk. Komandos z przodu pada martwy po bezpośrednim trafieniu w głowę.

- Snajper! Kryć się!

Kryjecie się za czymkolwiek. Kolejny huk. Pocisk trafia w ziemię. Trzy sekundy potem następny. Prosto w kosz na śmieci za którym się ukryłeś. Kula przerżnęła obie blachy, wzbijając masę śmieci i papierów w górę. Przeleciała tuż nad Twoją szyją.

Koleś od wsparcia wygarnął serią z erkaemu. Słychać charkotliwy wrzask i uderzenie ciała o ziemię.

- Teraz, ruchy! Do środka!

[ Alan Eye ]
- Skręcaj na Tower. Jeszcze trochę i będziemy w domu...

A przynajmniej mam taką nadzieję. Dalej staram się złapać jakiś kanał na radiu.

[ Ramirez Rake ]
< lekko pochylony ruszam szybkim krokiem niemal biegiem w stronę wejścia do budynku. Jak aj nie lubie tych tchórzliwych snajperów...

Jeśli po wejściu do budynko spostrzegam jakiegoś wroga częstuję go krótką serią.>

[ Mistrz ]
Alan

Skręcacie w Tower Road i jedziecie na północ. Dopiero na skrzyżowaniu z Zeno Way wyłapałeś w radiu coś innego niż szumy i niezrozumiały kanał mutantów. Dość wyraźne głosy. Raporty, meldunki, rozkazy, militarny żargon. Tak jak wcześniej.

Przy Iowa Dr zauważyliście, że jesteście ścigani. Tym razem mutanci się musieli wkurwić. Jechał na was od tyłu cywilny, przerabiany i opancerzony Hummer. Na dachu miał cekaem M2HB który właśnie jakiś mutas obracał w waszą stronę.

Ramirez

Wpadacie do środka. Słychać stukot kałacha i bębnienie pocisków o ścianę obok was. Widzisz przewrócone meble ułożone w barykadę. Stamtąd jest ostrzał. Walisz tam. Pudło.

Ktoś ciska granat. Z barykady zostaje sterta rozjebanego gówna.

- Nie zatrzymywać się! Spacyfikować budynek!

[ Alan Eye ]
- Czy im się nigdy nie znudzi to, by nas ścigać... Podaj mi zaraz kolejny magazynek, Morgan...

Odpowiedziałem, wyciągając ponownie M16 staram się postrzelić strzelca, co będzie chciał do nas szyć z M2...

[ Ramirez Rake ]
- A cholera...

< zmieniam broń na rewolwer i ruszam przed siebie... nie ma czasu zmieniać teraz magazynku... mam jeszcze cztery naboje w bębenku... starczy na dwóch góra trzech. Potem się pomyśli. >

[ Mistrz ]
Alan

Wywaliłeś serię w mutasa, raniąc go poważnie. Większość kul jednakże chybiła. Morgan podał Ci drugi magazynek Jasona.

Mutant otworzył ogień ciągły z cekaemu, jednakże tylko jedna kula trafiła - w Ciebie, ledwo się ocierając (lewa ręka, rana Ciężka).

Ramirez

W jakimś korytarzu wyskoczył przeciwnik z pompką. Postrzeliłeś go. Dostał, zawył, sam wystrzelił. Rąbnąłęś plecami o ścianę, czując się, jakby ktoś Ciebie jebnął kafarem w klatę (Lekka rana). Zastrzeliłeś wroga ostatnimi kulami.

W reszcie budynku słychać kolejne wystrzały, kolejne krzyki.

[ Alan Eye ]
Teraz syknąłem z bólu... I to bardzo. Przemieniłem szybko magazynek i przy napadzie szału, wysłałem w jego stronę ciągły w stronę mutka. Do Morgana krzyczę:

- NA LUISIANIE W PRAWO! OSTRO!

[ Ramirez Rake ]
- No pięknie... jak tak dalej pójdzie to będę mógł kolbą tylko walić...

< ładuję jeden pocisk do rewolwera, tak na wszelki wypadek, i zmieniam broń na podrasowanego Rugera i ruszam w stronę wystrzałów. >

[ Mistrz ]
Alan

Cekaem znów zadudnił długą serią, dziurawiąc strasznie pakę waszego pojazdu. Wywaliłeś w jego stronę kolejną serię ze świeżego magazynka, rozwalając skurwielowi łeb. Padł na cekaem i obrócił go na prawo.

Wykonaliście ostry zakręt w Louisiana Ave. Grzejecie ostro na wschód przez nieźle zdewastowaną drogę. Morgan zmuszony został zwolnić. Hummer wjechał za wami. Pasażerowie otwierają ogień z broni ręcznej przez pancerne żaluzje na szybach. Na razie niecelny.

Ramirez

Zaszedłeś ostatnie wrogie gniazdo obrony od tylca. Koleś z S&W .38 i drugi z Mikro Uzi kryją się ogniem za barykadą, strzelając w stronę Twoich towarzyszy którzy próbują wedrzeć się do pomieszczenia.

[ Ramirez Rake ]
< Bez słowa pociągam długą serią z Rugera po plecach przeciwników a następnie cofam się tak aby uniknąć ich ostrzału. >

[ Alan Eye ]
Nie ma co, nie dam rady strzelać, skoro jestem ranny. A tymbardziej, że mają pancerne szyby. W każdym razie z karabinu. Ale ze snajperki- a jakże by inaczej.

- Morgan! Przekaż przez radio naszą sytuację! Staraj się bujać samochodem!

Odbezpieczam i czekając na to, aż przestraną strzelać, szybko wychylam się i wysyłam dwa strzały w stronę dżentelmenów.

[ Mistrz ]
Ramirez

Zastrzeliłeś przeciwnika z Uzi i poraniłeś tego z rewolwerem. Schowałeś się.

Jebnęła jakaś bomba. Mutant się wysadził.

Przeszukaliście trupy, znajdując jedynie Remingtona z tego, co zastrzeliłeś w korytarzu. Pozostałe bronie były nie do użytku, amunicja również.

Teraz trzeba było zdobyć transporter który miał cekaem wycelowany wprost w Skate City i znów ponowił ostrzał.

Alan

Postrzeliłeś pasażera i kierowcę. Ten drugi jakoś wytrzymał, ale ten pierwszy z pewnością nie. Dostał w łeb.

Morgan skręcił ostro w Biscay Street i grzał coraz szybciej. Zarepetowałeś broń. Kolejne pociski zabębniły o wasz wóz, ale Hummer nie nadążał za wami o jakieś dwadzieścia na godzinę.

[ Alan Eye ]
Po przeładowniu, celuję ponownie w kierowcę auta. Nie mogę pozwolić na to, by nas drań dostał! Przed ostatnim pociskiem staram się trafić defidenta...

[ Ramirez Rake ]
< Ładuje cztery ostatnie naboje do rewolwera, zmieniam magazynek w AK-74... >

- No to co teraz ? Okna i ostrzelać transporter licząc na to, że nas nie skosi ?

[ Mistrz ]
Alan

Wywaliłeś kolejne dwa pociski. Pierwszy nawet nie trafił w Hummera, ale drugi rozwalił łeb kierowcy. Wóz wjebał się jednym kołem na leżący niedaleko, zmiażdżony i wypalony wrak jakiegoś hatchbacka. Wyskoczył w górę i zaliczył trzykrotne dachowanie, po czym wpadł do rowu za bandą.

Odblokowałeś zamek, wypuszczając dymiącą łuskę.

Dojechaliście do Mississipi Ave.

Ramirez

Przeładowałeś broń. Pozostali wzięli inne spluwy i zdali swoje puste - SU-16, S&W .38 i Kel-Tec.

- Nie. Nawet nie przebijesz pancerza a oni nas skoszą. Musimy go zajść od tylca. - powiedział Robert - Ktoś ściąga na siebie jego ogień. Reszta grzeje.

[ Ramirez Rake ]
- Ja nie jestem zbyt dobrą tarczą strzeliczą... może jakiś inny chętny ? Jakiś szybki bil co sie potrafi ukryć nawet za źdzbłem trawy ?

< Nie mam zamiaru az tak narażać swojej skóry bo przynęta napewno zginie nie ma co robic sobie złudzień. >

- Ciągniemy zapałki kto sie bawi tarcze ?

[ Mistrz ]
Zaczęliście ciągnąć zapałki. Padło na żołnierza z M16A2. Kiwnął głową ponuro, przeładował broń i ruszył na piętro.

Wiedzieliście, że zginie. Nikt nie ma szans z huraganowym ostrzałem .50cal.

Wybiegliście szerokim łukiem, z dwóch stron Hampden Ave. Przynęta ostrzelała gęsto, bardzo gęsto APC, ściągając na siebie ogień wroga.

Wdarliście się od tyłu do środka pojazdu i zakłuliście wrogów nożami. Trupy wywlekliście na zewnątrz. Zdobyliście dla siebie transporter z dieslowym silnikiem, masą paliwa i cekaemem. Na taśmie wciąż było sto półcalowych pocisków wojskowych FMJ.

Robert poszedł sprawdzić co z przynętą. Wrócił sam, kręcąc głową.

Opuściliście Hampden Ave, prując po jezdni ciężkimi gąsienicami. Skręciliście na północ, w Chambers Road.

---

[ Mistrz ]
Denver, 28 październik, godzina 13:04

Alan Eye / Jason Montega

Dojechaliście na skrzyżowanie Mississipi Ave i Aspen Street. Morgan zatrzymał samochód, gdyż Jason zaczął się budzić z ogłuszenia. Strasznie go napierdalała głowa i chciał żygać, ale nie miał już czym. Drżał na całym ciele.

Zresztą tak samo jak Alan i Morgan. Cokolwiek dojebało wam z Puszki Pandory, musiało być naprawdę paskudne. Czujecie, że umieracie. Głupia myśl, ale jeśli prawdziwa...

CJ

Już drugi dzień minął od kiedy dotarłaś do Buckley AFB z pierwszym transportem Posterunkowych rekrutów z bazy Centennial Airport. Połowa ludzi zginęła podczas samej podróży. Większość drugiej połowy w czasie trwających bez przerwy dwudniowych walk z fanatycznymi mutantami dozbrajanymi przez Molocha. W mieście mieliście także parę starć z Łowcami i podobnymi lekkimi maszynami, ale na razie Moloch nie rzucił ku wam niczego cięższego. Podobno skupia się na tym, co zostało z obrońców na północy i w centrum miasta.

Wysłano Ciebie na czaty z krótkofalówką na południowy kraniec Aspen Street. Przyczaiłaś się w jakichś gruzach po lewej stronie drogi i widzisz coś. Wóz zwiadowczy. Gazik, jakie często skręcają mutanci i się nimi wożą.

Zatrzymał się na skrzyżowaniu z Mississipi Avenue.

[ Jason Montega ]
Wyczołguję się z wozu na ziemię i wyrzucam zawartość żołądka. Spluwam resztkami rzygowin i próbuję się podnieść.

- Jaaaaa pierdolęęę...

[ Alan Eye ]
- No wreszcie, obudziłeś się...

Powiedziałem do Jasona, biorąc jego manierkę z wodą. Nalałem na jakieś szmaty i położyłem na czole.

- Leż i ani drgnij. To może ci... zaszkodzić...

Powiedziałem, ledwie co. Miałem już dość tej jazdy.

- Morgan... dasz radę dojechać na lotnisko?

[ Jason Montega ]
Wodzę po okolicy wzrokiem.

- Ja jebię - powtarzam - Puchę pandory z daleka trzeba. Z daleka i działem traktować. Ech... kurwa...

[ CJ_ ]
Pieprzone mutasy. Ale to nie miały być wakacje, prawda? Była wprawdzie sama, ale miała ze sobą swojego AK, w razie co. Tylko, że zanim taki mutek padł, to zdążyłby odmówić 3 zdrowaśki i jeszcze kopnąć cię w dupę.

Odbezpieczyła gnata na single. Wyjrzała jeszcze raz, lustrując okolicę, i upewniając się, że jest bezpieczna, włączyła krótkofalówkę i zaczęła wywoływać swoich na kanale.

[ Alan Eye ]
- Co to, kurwa, za pucha pandory?

Spytałem się od razu. Byłem wychowany raczej z dala od wojny z maszynami, bowiem między Teksasem a Hegemonią. Nie damy chyba rady. Skierowałem się do radia, starajac się złapać nasz sygnał . Jeśli tak, nadaję:

- Tu Eye, czy słyszycie mnie Buckley? Przeżyliśmy chyba jako jedyni pierwszą potyczkę z maszynami. Potrzebujemy pomocy...

[ Jason Montega ]
- To co nas jebnęło promieniem tam na przystanku. Wóz z niespodzianką. Kurwa. Alan. Nie my mieliśmy być odsieczą dla Buckley?

Silę się na uśmiech. Wytężam wzrok.

- Jesteśmy niedaleko bazy. Wsiadajcie i jedziemy.

[ Mistrz ]
Alan / Jason

Morgan stracił przytomność i leżał twarzą na kierownicy. Jak na murzyna wyglądał cholernie niezdrowo.

Na radiu prawie natychmiast odpowiedział jakiś wkurwiony głos:

- Kto? Jaki znowu Eye? Wylegitymować się!

CJ

Zanim wywołałaś swoich, ze środka wytelepał się człowiek w mundurze Posterunkowego. Zaraz za nim inny w miejskim kamuflażu. Ten pierwszy puścił pawia. Ten drugi zaczął gadać do radia. Słyszałaś wyraźnie wszystkie rozmowy. W końcu jesteś ledwo trzydzieści metrów od nich, za stertą gruzu.

[ Alan Eye ]
- Alan Eye, snajper z oddziału sierżanta Jensena, ochotnik z Teksasu...

Powiedziałem wyraźnie:

- Jesteśmy na skrzyżowaniu Aspen i Mississippi.

[ Jason Montega ]
- Morgan? Kurwa...

Podchodzę do towarzysza.

- Pomóż mi go przerzucić na pasażerkę.

Próbuję go przetargać na drugie miejsce by samemu zająć miejsce kierowcy.

[ Mistrz ]
Alan / Jason

- Jensen? Ilu was jest? Podajcie swój status, uzbrojenie, pojazdy! - zatrzeszczało radio.

Przerzuciliście Morgana na pakę.

[ Alan Eye ]
Gdy skończyłem nadawać, spojrzałem w stronę murzyna. Źle wyglada. Jak my wszycy. Z trudem wziąłem go za ręce i położyłem wraz z Jasonem na tył pojazdu.

- Pierdoleni radiotelegrafiści

Mruknąłem

- Jest nas trzech: ja, Jason Montega i... Morgan. Uzbrojenia dużo- zdobyczne. Pojazd... mutanckie coś... jakiś syf

[ CJ_ ]
Chuj z nimi. Wyłączam radio. To nie mutki. Posterunek. Spoglądam na opaskę, aby upewnić się, że to ten sam symbol posterunku co ma nieznajomy na opasce.

Wytężam słuch, aby dokładnie przysłuchać się rozmowie. W sumie to brzmiało jak monolog, w końcu nieznajom gadał do radia. Włączam krótkofalę i zaczynam szukać kanału na którym gadają.

[ Jason Montega ]
Zajmuję miejsce za kierownicą i uruchamiam silnik. Przerzucam bieg i ruszam powoli w stronę bazy.

[ Mistrz ]
Alan / Jason

- Montega? Jason Montega? Dajcie go natychmiast do słuchawki!

W tym właśnie momencie Alanowi zakręciło się w głowie. Ledwo co przytrzymał się rękoma maski wozu, upuszczając słuchawkę która zwisała na kablu i zatrzeszczała. Zaraz potem puścił potężnego pawia na maskę.

CJ

Znalazłaś wreszcie ich kanał i słyszałaś ostatni rozkaz operatora radiowego. Zaraz potem ten Eye zrzygał się na maskę.

[ Alan Eye ]
Ja pierdolę... ostatkami sił podaję Jasonowi słuchawkę. Rany i ta pierdolona puszka... ech, co za syf.

[ Jason Montega ]
- Noż kuuurwa Alan!

Podnoszę ręce do góry, jakby rzygowiny miały nagle podpłynąć po masce do góry.

[ Jason Montega ]
Biorę słuchawkę.

- Halo!? Tu Montega. Posterunek, oddział Colorado.

[ CJ_ ]
Zaraz kurwa pozdychają. Ciekawe, co im jest? Co tam, nie zabiją mnie, nie wyglądam chyba na mutanta.
Zabezpieczam gnata, i odkładam na bok na pasku dwupunktowym.

Wychodzę, powoli, zza osłony, dokładnie przyglądając się otoczeniu. Krótkofalówkę chowam za kurtkę. Idę powoli w stronę wozu.

[ Mistrz ]
- Montega! Żyjecie wy tam? Dostaniecie się do Buckley? Ten... teksańczyk powiedział, że jesteście na... eee... południowym krańcu Aspen Street! Powinniście nas widzieć w oddali, budynek Buckley AFB, odbiór!

Zza sterty gruzu jakieś trzydzieści metrów na lewo od was wyszła jakaś postać w cywilnych, jakby gangerskich ciuchach. Kojarzy wam się z opowieściami o Detroit. I wściekle rude włosy. Dziewczyna, młoda. W rękach miała pełnowymiarowy kałasznikow który średnio do niej pasował. Za to opaska z symbolem Posterunku szybciej.

[ CJ_ ]
- Nie strzelać. - mówię na tyle głośno, aby dosłyszeli. Idę pewnym krokiem, obserwując ich co mają zamiar zrobić.

[ Jason Montega ]
- Ja... nie wiem...

Mrużę oczy przyglądając się dziewczynie. Wyciągnąłbym pistolet płynnym ruchem mierząc w jej kierunku, krótkim warknięciem prosząc by się zatrzymała. Ale nie mam pistoletu. Wychylam się by kopnąć Alana w dupę i wskazać dziewuchę. ja zaś kontynuuję rozmowę.

- Nie widzę nic. Ledwo na sto metrów. Pandora w nas pieprznęła radem. Czy droga jest czysta?

[ Alan Eye ]
Wytrałem obrzyganą twarz jakimiś szmatami i wyciagnąłem barettę 93R, którą zdobyłem na mutkach. Starajac się omijać mroczki przed oczami, ale widzę dziewczynę. Na swój sposób nawet ładną:

- Kto idzie!?

Krzyknąłem, acz brzmiało to bardziej jak próba krzyku

[ Mistrz ]
- Na chwilę obecną tak. Jeśli macie środek transportu to grzejcie tutaj czym prędzej. Następny szturm może nadejść w każdym momencie. Zabezpieczymy obejście. Bez odbioru.

Morgan nagle się zbudził, głęboko wciągając powietrze, wychylił głowę za okno i puścił pawia z prawie samej żółci.

Potem spojrzał nieobecnym wzrokiem na CJ i skwitował.

- Łoo kurwa. Dziewczyna. - po czym znów zemdlał.

[ CJ_ ]
- Przyjaciel. CJ, z posterunku, ee... misja zwiadowcza. - Unoszę lekko dłonie do góry, niby w akcie przyjaźni, czy jakoś.

[ Jason Montega ]
Buchnąłem śmiechem, ale krótkim. Trochę wymuszonym. Martwię się bardziej o niego niż o siebie. Wcześniej zaczął narzekać.

- Alan. Sprawdź czy ta dziewczyna to nie mutek i do wozu.

Odpalam silnik.

[ Alan Eye ]
CJ.. jakaś kobieta, działająca dla posterunku? Nie znam jej i chyba jednak długo nie pożyję, by to zrobić:

- Dobra, Jason.

Daję znak kobiecie, by tu podeszła

[ CJ_ ]
Podchodzę pewnym krokiem, przyglądam się im. Czekam na to co zrobią.

[ Alan Eye ]
Gdy już dokładnie widzę, że to człowiek... kiwam głową:

- Dobra. Jak chcesz- możesz się z nami zabrać. Przyda się nam się... asekuracja.

Załadowałem się do auta

[ Jason Montega ]
Opieram głowę na kierownicy i powstrzymuję kolejny odruch wymiotny. Nie... nie dam rady.
Wychylam się i puszczam kolejnego pawia. Spluwam resztkami.

- To - Mówię do dziewczyny, prostując się na swoim miejscu ocierając rękawem usta - nie twoja wina.

[ CJ_ ]
Przyglądam się im uważniej.
- Kurwa, w nocy moglibyście robić za światło do kibla. Odbyliście pielgrzymkę do Hiroszimy, czy kurwa jak?

[ CJ_ ]
- Poza tym, nie zmieszczę się z tym murzajem tam. Usiądę jakoś na dachu, jedźcie wolniej, proszę.

[ Jason Montega ]
- Hirokurwaco? Przyczep się do wozu jak chcesz podwózkę, albo zostań tutaj. Nam się śpieszy.

Wrzucam bieg i zaczynam ruszać. Załapie się lub nie, dłużej czekać nie będę.

[ CJ_ ]
- Ta, chyba do piachu. - mruczę pod nosem.

[ Alan Eye ]
- Ponoć tam Moloch po raz pierwszy zaatkował. To gdzieś w Kanadzie. Chyba.

Mruknąłem tylko, ogaraniajac twarz

- Wejdź na dach, bo nie ma miejsca. Chyba, że z Morganem.

[ CJ_ ]
Wzdycham cicho. I szukam jakiegoś dobrego miejsca, do lądowania, jakby nagle zamierzali ją wyjebać z paki. Na murzynie chyba sie dobrze wyląduje.

[ Mistrz ]
Zapakowaliście się wszyscy jakoś na wóz i ruszyliście czterdziestką na północ. Dobrze, że droga była w jako takim stanie.

Dojechaliście po paru ładnych minutach pod duży, ale strasznie zdewastowany front budynku Buckley AFB. Wszędzie walają się ślady walk - puste łuski, zniszczona broń, pogięte magazynki, smugi i kratery po wybuchach, zrudziałe rozbryzgi krwi, zniszczone barykady, wypalone wraki. Nieco dalej, po drugiej stronie Aspen St są nieźle ostrzelane budynki oraz coś co kiedyś mogło być gniazdem dla cekaemu.

Od strony Bucklery ruszyła ku wam drużyna żołnierzy US Army. Z nimi jest sanitariusz.

Wytelepaliście się z wozu. Sanitariusz coś przeczuwał i wyciągnął jakieś ustrojstwo które natychmiast się roztrzeszczało.

- Jezus, gdzieście wy kurwa byli? W centrum?

- Ile? - warknął koleś o dystynkcjach sierżanta.

- Ci dwaj z przodu po siedemset radów. Ten nieprzytomny czarnuch osiemset.

[ Jason Montega ]
Słysząc odczyty staram się nie okazywać zdziwienia.

...

Rozszerzam oczy w zdumieniu.

- Sieee... sieee... kurwa... macie tabsy?

[ CJ_ ]
Schodzę z paki, pokazuję się żołnierzom.

[ Alan Eye ]
Nie wiem co to oznacza... rady? Chodzi o jakieś porady czy coś:

- Co jest?

Spogladam na sanitariusza

[ CJ_ ]
- Znaczy to tyle, że bez odpowiedniej pomocy nie przeżyjesz nawet tygodnia.

[ Alan Eye ]
- Gdybym za każdym razem słysząc to dostawał po paczce fajek...

Rozmarzyłem się, ale zdałem sobie sprawę z tego, że... mam przejebane

[ Mistrz ]
- Szanse przeżycia? - sierżant olał napromieniowanych.

- Siedem grayów, osiem i pół graya... postać jelitowa to będzie. Niehospitalizowani zdechną w ciągu następnych paru dni.

- A w szpitalu?

- Jakieś pięćdziesiąt procent. Po dziesięciu dniach będę wiedział czy z tego wyjdą. Będzie potrzebny Remov.

- Ile?

- Sporo.

- Kurwa. Niech tylko kapitan o tym usłyszy. Dobra. Sprawdź wóz i sprzęt. Rodriguez, Van Hein - zabezpieczyć teren!

- Sir. - powiedzieli żołnierze i ruszyli z M16 przy policzkach.

- Ej wy. Jak coś będzie napromieniowane to zostawcie na wozie. Jak nie to ułóżcie na kupkę. Gdzieście byli, że tak was napromieniowało?

[ Alan Eye ]
Pięknie, kurwa, pięknie.

- Walnęla w nas pucha pandory czy inne gówno.

[ CJ_ ]
- Trochę anty radów też się przyda. Na pewno nie poczują, jak skóra zacznie im odchodzić od mięsa. - mówię do sanitariusza, uśmiechając się lekko w stronę nieznajomych z wozu.

[ Jason Montega ]
- Pucha pandory na skrzyżowaniu... kurwa... Alan... gdzie to było?

[ Alan Eye ]
- Chyba Kalispell i Smoky Hill, Jason...

Powiedziałem, starając się przypomnieć

[ Jason Montega ]
- Prowadźcie na sanitarkę, bo już nie mam czym rzygać...

[ Mistrz ]
- Kalispell? To nie nasz rejon. To w zasadzie ziemia niczyja. Jak oni kurwa obeszli czujki? Ile tych mutantów było i gdzie jest reszta kompanii?

[ Alan Eye ]
- Tysiąc pięcet... możemy to zostawić na później, jak przynajmniej będziemy mieli czym rzygać?

Odpowiedziałem, mając już dość tych pytań

[ Jason Montega ]
- Zaczęło się od Cherry Creek. Tam nas rozdzielili od reszty Colorado. Straciliśmy łączność - przecieram oczy próbując usunąć te jebane czarne plamy - potem było kilka okazjonalnych walk. A potem nie pamiętam. Mieli mundury i zanim się spostrzegliśmy wzięli nas z zaskoczenia. Ni chuja ta wyprawa się powiodła. Ni chuja.

[ CJ_ ]
Wyjmuję szluga z paczki po Luckach. Szukam po kurtce zapałek. Gdy w końcu je znajduję, zapalam ćmika, i czekam sobie z boku na przebieg rozmowy. Kałacha zdejmuje z ramienia, i stawiając go kolbą na ziemi opieram sobie o udo, trzymając w ręku pasek.

[ Mistrz ]
- Szlag. Dobra, sanitariusz, prowadź ich. Rodriguez, Van Hein, zamykacie obchód! Sprzęt sprawdzony?

- Tak, sir. Cały napromieniowany.

- Grim, zażyj tabsy i jedź wozem na parking. Wy, zostawcie na nim swój ekwipunek.

Jak rozkazał tak zrobiliście. W samych tylko mundurach, z nieprzytomnym Morganem, ruszyliście. Z wami US Army i CJ. Ten Grim łyknął tabletki uodparniające na promieniowanie i pojechał gazikiem dalej.

[ Jason Montega ]
Kieruję się za sanitariuszem.

- Z deszczu pod gówno Alan... z deszczu pod gówno...

[ Alan Eye ]
- Tyle po naszym ekwipunku, kurwa...

Westchnąłem:

- No...

Mruknąłem, oddajac się w ręce saniariusza.

[ CJ_ ]
Może przejdę na sanitarkę? Front brzmi strasznie, nic mi po robocie tam.

Zarzucam kałacha na ramię. Ciężkie kurwestwo, ale przywykłam do niego.

Przysłuchuję się prowadzonym rozmowom. Podążam za resztą.

[ Mistrz ]
Dotarliście do niewielkiego ambulatorium wewnątrz Buckley AFB. Budynek był w opłakanym stanie po dziesiątkach ataków, ale trzymał się jeszcze i był potężnie obwarowany.

Ambulatorium było pełne rannych i uwijających się tam medyków. Napromieniowanych skierowano do izolatki, podano odżywczą kroplówkę, leki przeciwbólowe i dawki Remov. Jak na razie poczuli ulgę.

CJ w tym czasie została oddelegowana do nadzoru prac nad dekontaminacją zdobycznego gazika, łupów i ekwipunku żołnierzy. Dostała odpowiednie narzędzia i chemikalia oraz tabletki uodparniające. Poradziła sobie ze sprawą szybko, w ciągu paru godzin zbierając promieniowanie w formie świecącego "kurzu". Żołnierz w skafandrze wyjebał to gdzieś w gruzy i zakopał.

Hospitalizacja trwała, podobnie jak walki w obronie Buckley. Kolejne drużyny, rozbitkowie z Kompanii Colorado, przybywały obciążone ranami i łupami. Jedna, dowodzona przez starszego szeregowego Roberta zdobyła transporter opancerzony mutantów z Browningiem .50cal. Spośród jego pasażerów, szczególnie wsławił się ponoć jakiś rewolwerowiec i rekrut Posterunku, Ramirez Rake.

Była też para wycieńczonych żołnierzy. Niejaki Carl oraz Max Hoyt, monter.

Rozpoczęło się lizanie ran i przegrupowanie.
 
Cranmer jest offline