Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2014, 17:53   #42
Cranmer
 
Cranmer's Avatar
 
Reputacja: 1 Cranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetnyCranmer jest po prostu świetny
Rozdział V - Wypłynięcie

[ Mistrz ]
- W tym Warner nic nie ma? - odparł Alan.

- Wątpliwe. Jeszcze podczas wojny i krótko po niej pewnie zbieracze i łupieżcy opierdolili miasteczko z fantów, a potem Moloch pozbierał resztki. Nawet Bestia musi się na północy liczyć z zapasami.

Wszystkie cyborgi, a w szczególności CJ, zdawali sobie sprawę z głodu jaki ich ściskał oraz z konieczności szybkiego zdobycia żelu regeneracyjnego do kuracji ich implantów. CJ zaczynała tracić ostrość widzenia na dalszy dystans, dostawała też w mroku kurzej ślepoty, ponadto miała zawroty głowy. Ramirez przestawał czuć cokolwiek przez skórę, czy to mróz czy to dotyk oraz zaczynał drętwieć, co powodowało niewygodę oraz ćmiący ból gdzieś głęboko w mięśniach. Jason wydawał się nie panować za bardzo nad swoimi odruchami, a Alan co jakiś czas miał za szybki albo za wolny oddech, rzężąc przez chwilę strasznie.

[ Ramirez Rake ]
- Jesteś w białej, mroźnej dupie zatem.... dobra prowadź może do tej meliny po nam przewody zamarzną i takie tam.

póbuję się uśmiechnąć.

[ Kyle Redman ]
Patrzę na nich krzywo.

-Taaa... zdecydowanie Moloch nie zostawiłby was w takim stanie...

Wzdycham.

-Chodźmy. Tylko ostrożnie. Poza tym chyba już wam zamarzają.

[ Ramirez Rake ]
- A pieprzysz... jestem sprawny jak ten no... Robocop! Żelazny rewolwerowiec!

[ CJ_ ]
- Jak wygląda kanibalizm wśród cyborgów? - rzucam, też próbując jakoś się rozluznić. Niestety, z każdą chwilą jest coraz gorzej.

[ Ramirez Rake ]
- Obierasz ze skórki i zjadasz kabelki!

Zanoszę się śmiechem.

[ CJ_ ]
- Bo to nas chyba czeka jak nie dostaniemy tych pieprzonych płynów. Już teraz gówno widzę.

[ Kyle Redman ]
- Taaa... - rozglądam się.

Cyborgi. Chyba tylko właśnie posterunkowcy mogli mieć farta aby to przeżyć i zachować jeszcze dość humoru aby z tego żartować.

- Nie wiem co chcecie zrobić, ale tutaj nie ma cyborgów. Tylko androidy... jeżeli chcecie powpierdalać troszkę złomu to musicie się włamać do fabryki czy innych budynków.

[ Ramirez Rake ]
- Na razie to idziemy sie ogrzać...nie ?

[ CJ_ ]
- Kurwa, gdyby nie ten jebany płyn to wszystko byłoby cacy. A tak to zaraz zdechniemy bez tego. Moloch wydał na nas wyrok śmierci. - komentuję ponuro.

- Tak, to dobry pomysł.

[ Mistrz ]
- Nie będziemy się żreć wzajemnie! Pojebało was? Jesteśmy nadal ludźmi! - warknął Jason.

- Mamy towarzystwo. - dodał Alan, celując ze swojego Steyra gdzieś za was.

Faktycznie. Wykryli was. Dwóch Gladiatorów i android. Sądząc po radiowych szumach, zaraz zbiegną się inni. Już teraz widać, jak ze stacji kolejowej zbiegają się Łowcy.

[ Ramirez Rake ]
- No to kurwa pięknie... szykować zabawki...

Ściskam trzonek topora.

- Kto ma pukawke niechaj strzela/

[ Kyle Redman ]
- Noż jasna cholera. Mam nadzieję że wyjecie z nich coś co sprawi że nie padniecie tak szybko.

W łapie pojawił się mój karabin traperski. Szybko przyłożyłem go do ramienia i wycelowałem w androida.

[ CJ_ ]
- Ludźmi... Patrzcie, to przecież nasi bracia. - mówię z ironią.

Nie ma co. Chwytam mocniej swój miecz i rzucam się do ataku na androida.

[ Mistrz ]
Android wywalił z jakiejś dziwnej broni. Bardzo dziwnej. Ciężkiego działka, które wystrzeliło... laserowym strumieniem. Chybił was, a pocisk trafił w szopę, rozwalając masę dech i natychmiast podpalając inne mimo ich zawilgocenia. Kopcące płomienie ogarnęły ścianę.

To nie jest wróg z którym możecie się mierzyć. Alan stuknął oszczędnie parę pocisków w krótszej serii ze swego lekkiego kaemu, ale to za mało.

- Czterdzieści naboi! - krzyknął.

Jason złapał Łowcę za ramię.

- Gdzie twoja kryjówka?!

[ Ramirez Rake ]
- Bystre Jason... Kyle nogi za pas trzeba wiać... proponuję z prędkością strusia pędziwiatra.

[ CJ_ ]
W połowie drogi, widząc wystrzał, przestaję biec. Zaczynam spierdalać do reszty, ew za resztą, jeśli już uciekają.

[ Kyle Redman ]
- Kurwa... za mną!

Chwytam karabin oburącz i uciekam w stronę kryjówki. Bardzo szybko... szybko jak Szybki Bill.

[ Ramirez Rake ]
- Amen...

Biegnę za Kyle'em.

[ Mistrz ]
Uciekacie, a szopa została ostrzelana gęsto przez działo energetyczne dzierżone przez androida i spłonęła doszczętnie.

Uciekliście do szałasu, będąc znacznie szybsi niż maszyny. Wiecie jednak, że pójdą po waszych tropach. Przybiegną Łowcy, a im już nie uciekniecie na tym pustkowiu.

Już mieliście wejść do szałasu gdy ten eksplodował od środka ziemią i drewnem. Z wnętrza wyskoczyła pająkowata maszyna ze sporym, pancernym tułowiem. Plujka.

Smuga ognia pomknęła ku wam, już z daleka podpalając samym gorącem wasze wysuszone łachy.

Smuga ognia z Plujki o mało co nie spaliła was żywcem, parząc dotkliwie i zajmując wasze ubrania. Uskoczyliście jej jakoś z drogi, padając w głęboki śnieg. Napalmowe płomienie za nic mają sobie wilgoć białego puchu, odparowując go w potężnym gorącu.

Zaraz potem, bardziej ruchliwy automat zainstalowany nieco wyżej na pancerzu tego "pająka" zaczął pruć seriami, dziurawiąc białe pole w waszej okolicy.

[ Ramirez Rake ]
- Co to ma konwerter złomu na broń ?! Ileż można ? Ma ktoś jakiś pomysł ?

Przetaczam się w stronę która nie jest ostrzeliwana.

- Weźcie to zastrzelcie!

[ Alan Eye ]
Ale przynajmniej ciepło jest, tak dla odmiany. Robiąc przewrót w bok, staram sie posłać długą serię w stronę owego automatu, co szyje do nas pociskami.

[ Kyle Redman ]
Przyłożyłem Steyr SCOUTa do ramienia i wychyliłem się ze śniegu celując w segment w którym zamontowano miotacz ognia.

[ Mistrz ]
Ostrzelaliście gęsto zbiornik Plujki i jakimś cudem przebiliście ciężki, ceramiczny pancerz, podpalając trzymane pod ciśnieniem napalmowe paliwo.

Eksplozja była potężna, rozrywając zbiornik i niszcząc robota. Ognisty podmuch powalił was ponownie na ziemię, a obłok ognia wzniósł się wysoko w powietrze. Płonące resztki spadają z nieba jakoby deszcz.

To niestety był bardzo wyraźny znak dla waszego pościgu.

[ Ramirez Rake ]
- No to jeden problem z głowy... inne na głowie...

Podnoszę się z ziemi i zaczynam wiać w przeciwnym kierunku do tego z którego nas ścigają.

[ Kyle Redman ]
- Zasrane maszyny - warknąłem podnosząc się z ziemi i otrzepując ze śniegu.

Tak. Ten problem z głowy. Tylko gdzie teraz.
Staram się przypomnieć całą okolicę z jaką się zaznajomiłem. Gdzie można by było przeczekać pościg, albo się skryć.
Po prostu coś co pomogłoby nam w ucieczce.

[ Alan Eye ]
- Ale ciepło przynajmniej będzie...

Mówię, zarzucając przez ramię karabin i biegnąc za towarzyszami

[ Kyle Redman ]
-Ciepło... cieszcie się nim póki możecie.

[ Mistrz ]
Uciekliście z okolic płonących ruin szałasu Kyle'a. Czym dalej, czym prędzej. W panice, bowiem na horyzoncie błyskały już korpusy ścigających was maszyn. Łowców.

Laserowa smuga trzasnęła w skały niedaleko was, rozpryskując je na dziesiątki kawałków. Android i Gladiatorzy postępują zaraz za Łowcami.

Kyle, z tego co wiesz, w okolicy jest spory iglasty las z wieloma wąwozami, jarami i niewielkim systemem grot czy też całych jaskiń. Ale, nawet w tym śniegu, Łowcy dorwą was przed pierwszymi drzewami...

[ Kyle Redman ]
- W pobliżu jest las, z masą jarów, wąwozów... a nawet systemem grot. Możemy tam zgubić gladiatorów i androida... ale łowcy dorwą nas zanim dotrzemy do drzew. - zawołałem - Musimy rozwalić jakoś łowców, a resztę sprzątnąć jakąś zasadzką, albo się całkiem schować.

[ Ramirez Rake ]
- Tak kurwa... masz granaty ? One nas poszatkują!

Nie zwalniam, w sumie nic mnie nie spowalnia...

[ Kyle Redman ]
- One shot, one kill. Na otwartym polu zanim dobiegną sprzątniemy kilka... Ewentualnie musimy znaleźć jakieś miejsce nadające się na zasadzkę. Wiecie... przejście przez rozpadlinę czy coś.
Mnie też nie pociesza perspektywa bliskiego spotkania z Łowcami Molocha. Ale trzeba coś zrobić!

[ Alan Eye ]
- Biegnijcie, kurwa...
Mruknąłem, sięgając po karabin. Oparłem się o jakiś kamień i zacząłem naparzać w nadlataujących łowców.

[ Kyle Redman ]
Cholera. Bohater się znalazł.

- Postaraj się ich wystrzelać jak najwięcej.

[ Mistrz ]
Uciekacie. Tak. To jest jedyne co możecie zrobić.

Ale Alan zdecydował inaczej. Klęknął przy jednym z głazów pozostałych po eksplozji energii i zaczął pruć kontrolowanym ogniem ze swojego HBARa.

Uciekaliście, zerkając tylko czasem do tyłu, by widzieć, jak laser niszczy skałę, znaczy okoliczny śnieg i ciężko rani snajpera. Lecz ten nadal wali, korzystając z resztek mocy w swoich kardio i respiro-implantach. Walił, niszcząc kolejnych Łowców, jednego Gladiatora oraz androida razem z jego działem, które wybuchło z przegrzania. Wreszcie jednak go dopadło dwóch Łowców, ale tylko wtedy, jak już ten odrzucił pustego gnata w śnieg i sięgnął po miecz.

Walczył zajadle, dając wam czas na zagłębienie się w las. Ale wreszcie padł - słyszeliście jego krótki, urwany krzyk wściekłości.

Alan

Odniosłeś ciężkie, bardzo ciężkie obrażenia. Twoje nogi i ręce są straszliwie pocięte. Wykrwawisz się, jeśli Ciebie ci Łowcy nie rozszarpią. Zgubiłeś maczetę. Gotujesz się na śmierć...

...lecz ta nie nadeszła. Z przerażeniem pojąłeś, że Gladiator zbliżył się i otrzymał jakiś potężny pakiet danych z Sieci, sądząc po cholernie mocnych szumach radiowych. Maszyny poniechały zamordowania Ciebie. W zamian za to, Gladiator wysłał jeden, kodowany sygnał.

Sygnał, który sparaliżował Twoje ciało i pogrążył Ciebie w odmętach nieprzytomności.

[ Ramirez Rake ]
- Jak ja kurwa nie lubie takich bihaterów - spluwam - niech duchy prowadzą jego duszę do jego boga.

Zrobiłem ręką znak krzyża w stronę konającego kompana. Uciekam dalej... skoro ktoś oddał życie to trzeba z tego skorzystać...

[ Kyle Redman ]
- Niech Bóg który opuścił ten świat zabierze go do swojego domu, jak to mawiają braciszkowie z Salt Lake.

Prowadzę towarzyszy do jednego z jarów, do grot, gdzie będzie można się schronić i ukryć.
I co najważniejsze odpocząć chwilę i coś zjeść.
Pomyślałem o swoich trzech zakopanych w plecaku konserwach.

[ Mistrz ]
Dostaliście się w głąb lasu i ruszyliście w dół jednego z wąwozów, gdzie jest tem kompleks jaskiń.

Słyszycie za sobą krzyk. CJ poślizgnęła się na jakichś kamulcach i stoczyła się w głąb rowu. Jason z krzykiem ruszył jej na pomoc, ale była na samym dnie, wśród skał, w nienaturalnej pozycji, znieruchomiała.

Zeszliście na dno i sprawdziliście ją. Straciła przytomność od uderzenia w głowę i ma złamaną lewą nogę w piszczelu.

- Kurwa, kurwa kurwa... my tu wszyscy zginiemy... - Jason zaczął szlochać. Jego maska spokoju pękła.

[ Kyle Redman ]
- Przestań jęczyć! Unieruchomimy jej nogę i zaniosę ją na górę. Niech któryś z was patrzy czy nie nadchodzą maszyny Molocha.

Dopiero teraz zaczynam zdawać sobie sprawę ile oni tak naprawdę musieli przejść. Zaczyna mi się robić ich przykro. Boże... weź ty ześlij nam święty spokój na wieki wieków, co?!

[ Ramirez Rake ]
Podchodzę do Jasona, sprzedją mu sierpa w pysk i łapię za szmaty krzycząc mu w twarz.

- Zamknij sie kurwa bo sam Cię za chwilę zapierdolę co by maszyny nie musiały się męczyć! Weź się w garść do kurwy nędzy!

Odpycham go do tyłu. Podchodzę C.J. i próbuje jej udzielić pierwszej pomocy. Zatamować krwawienie cokolwiek, czymkolwiek.

[ Mistrz ]
Jason nieco się otrząsnął, ale nadal jest w szoku.

- Oni nie chcą nas zabić. Jesteśmy zbyt cenni. Chcą nas złapać.

Westchnął ciężko, na granicy załamania.

Usztywniliście gałęziami i nogę nieprzytomnej, która nijak nie chciała dać się ocucić. Co więcej, oczy pod powiekami chodziły jej bardzo szybko, drżały, jakby przeżywała jakiś intensywny sen.

Ruszyliście dalej, w dół parowu ale okazało się, że w tym nie było wejścia do groty... a przynajmniej nie na ludzki rozmiar. Wspięliście się wzwyż i ruszyliście dalej, brnąc w rzadkim iglastym lesie po kolana w stwardniałym śniegu.

Mimo iż byliście w Kanadzie, to nadal na terytorium Molocha - jakkolwiek by to nie wyglądało. Nie było dla was ucieczki. Zrozumieliście to, gdy ze śniegu jakieś dwieście metrów od was, na szczycie niewielkiego wzniesienia, wystrzeliła w górę stacjonarna konstrukcja, odsłaniając swój bogaty i morderczy arsenał. Obrońca. Gdzieś tutaj musi być jakaś ważna instalacja Sieci.

Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, wystrzelił najpierw salwę rakiet z dwóch palet po bokach. Wzniosły się wysoko nad las (czasem hacząc o gałęzie i pnie, co skutkowało zbyt szybkimi detonacjami) i spadły na was. Mieliście dość oleju w głowie by się rozproszyć i paść za osłony, a rakiety zdruzgotały drzewa nad wami i wasze niedawne miejsce pobytu.

Zaraz potem posypał się grad pocisków z cekaemów i kontaktowe granaty z wyrzutni.

[ Ramirez Rake ]
- No Kurważ mać...

Padłem za osłonę i od razu rozglądam sie za kolejną najlepiej jak najdalej od tego 'obrońcy'.

[ Kyle Redman ]
Oddycham głęboko. Kurwa. Po prostu nie zwiejemy tak prosto.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i zacząłem celować w robota, mając nadzieję że... że szczęście mi dopisze.
Gdzie obrońca powinien mieć tą swoją patrzałkę... a gdzieś tam. Dobra.
Tamten zabójca mówił kiedyś że tak najlepiej strzelać. W system optyczny. To chyba takie coś czego nie widzę z przodu.
W końcu wystrzeliłem pojedyńczy pocisk z karabinu.
Jeżeli się uda, spieprzymy bez problemów.

[ Mistrz ]
Kyle wystrzelił w system optyczny skurwiela, niszcząc jego wizjer. Maszyna wpadła w bojowy szał, obracając się dookoła i prując wszędzie ciągłym ogniem, salwami granatów i rakiet aż do wyczerpania zasobników.

Okolica była całkowicie zdruzgotana. CJ leżała gdzieś w rowie nadal nieprzytomna. Jason niedaleko niej, postrzelony serią z cekaemu. Maszyna chyba się uszkodziła, bo w pewnym momencie, próbując strzelać z pustej broni zacięła się podczas swojego obrotu, zaczęła przegrzewać aż w końcu wybuchła.

Powstaliście zza swych osłon, ciężko ranni. Za sobą słyszeliście już pościg. Łowcy i Gladiator nadchodzili.

[ Ramirez Rake ]
Potrząsam głową...

- No kurwa pieknie... albo wiejemy albo zostajemy i umieramy... nie pierwsze nie mamy szans. Na trzecie nam nie pozwolą...

[ Kyle Redman ]
- Ja jeszcze zdołałbym uciec, albo przynajmniej coś im namieszać, ale wy jesteście w opłakanym stanie. Cholera jasna...

Z głośnym szczękiem wprowadziłem następny nabój do komory karabinu.

-Czy ten większy nie dowodzi Łowcami? Czy jak go nie wyeliminujemy, to Łowcy nie zgłupieją na moment?

[ Ramirez Rake ]
- Cholera ich wie... ja sie na tym nie znam jestem kowbojem nie maszynologiem... jakby co to nam wpakujesz po kulce jakby nas ogłuszyło ich buczenie ? Ja nie mam zamiaru robić za bezmózgie gówno...

[ Kyle Redman ]
Przełknąłem ślinę.

- Jasna sprawa. Ewentualnie wbije wam siekierę w łeb.

Przez chwilę nawiedza mnie cholerna wizja przerabiania na cyborga.
Co też oni chcieli z nich stworzyć... cholera.
Wskazuję jakąś dogodną pozycję do ostrzału.

-Tam. Stamtąd będzie mi łatwiej ich ostrzelać.

[ Ramirez Rake ]
- No to biegiem...

Ruszam we wskazanym kierunku... odwracam sie na chwilę... jeśli trzeba pomagam isć w tamtym kierunku Jasowi i C.J.

[ Mistrz ]
Ramirez / Kyle

Redman zajął pozycję na wzniesieniu, za skrzącą się, rozpieprzoną wieżą Obrońcy i złożył się do strzału. Wystrzelił, kiedy Ramirez próbował pomóc CJ i Jasonowi. Rake zdał sobie jednak sprawę, że nie pomoże im. Montega krwawił obficie a CJ była jak martwa. Łowcy byli już o krok, więc były rewolwerowiec wziął nogi za pas.

Gladiatorski łeb został wyeliminowany z akcji kilkoma celnymi strzałami ze Steyr SCOUT. Kolejny robot na koncie uciekinierów.

Łowcy dopadli do nieprzytomnych i porwali ich, nie ścigając was dalej. Dowiedzieliście się dlaczego.

Z innych miejsc, dookoła was, nadchodziły kolejne roboty. Gladiatorzy, androidy, Łowcy, Pająki, Plujki i Genetycy. Nie mieliście szans.

Alan

Zbudziłeś się. I odzyskałeś kontrolę nad ciałem. Widzisz, jak dwóch Łowców pakuje Ciebie na "swoje" miejsce na jakiejś pryczy. W wagonie. W tym cholernym pociągu z którego uciekłeś.

Gniew opanował Twoje myśli. Zaskoczyłeś maszyny swoim nagłym przebudzeniem, które znieruchomiały, głupiejąc od sprzecznych dyrektyw.

[ Ramirez Rake ]
- Kyle... weź mi strzel w łeb...

Wzdycham zrezygnowany i siadam na ziemi.

- Raz a dobrze, mam tego kurwa dość.

[ Kyle Redman ]
-Wyświadczyć im przysługę?
Kolejny nabój. To chyba ostatni. Celuję w Jasona. Wystrzeliwuję. Jeżeli da radę jeszcze w kobietę.
-Niech cholera Bóg ma nas w opiece.
Jeżeli zostanie jeszcze nabój wpakowuję Ramirezowi w głowę. Jeżeli jeszcze jeden zostanie...

To wpakowuję go sobie w łeb.

Jeżeli nie ma to używam topora. Nie ścinam głowy, tylko wbijam go tak, aby uszkodzić mózg. Siebie załatwię tak samo. Cyborgi zdołały mnie uspokoić. Maszyny Molocha już nie.

[ Alan Eye ]
Czuję ręce! Uśmiechnąłem się paskudnie, bardzo szybko wstając z miejsca, biorąc dwa ciężkie narzędzia. Pierwszym z nich po prostu rzucam w jednego z łowców, zaś drugiego.. po prostu walę go, jakby to miała być ostatnia rzecz w moim życiu. Gdy widzę, że tamten łowca odzyskuje... energię, po prostu zmieniam cel

[ Mistrz ]
Ramirez / Kyle

Nie dało rady dosięgnąć już celnie Jasona ani CJ. Kyle wycelował więc w Ramireza i nacisnął spust.

Trzask pustej komory był jedyną reakcją broni.

Maszyny były coraz bliżej. Łowca odrzucił karabin i porwał za topór, ale za późno.

W ciała obu mężczyzn wbiły się już strzałki z usypiającym płynem. Zatonęli w odmętach ciemności, a ich ostatnią myślą był strach.

Strach w kolorach rtęci.

Alan

Powstałeś. Porwałeś za pierwsze narzędzie - ciężki, metalowy młotek którym cisnąłeś w Łowcę, przetrącając mu kark i wprawiając go w groteskowy taniec. Porwałeś potem za śrubokręt, wiercąc nowe otwory w cielskach ogłupiałych maszyn. Po zniszczeniu ich łbów, byłeś zwyciężcą i byłeś sam w wagonie.

Wagonie pełnym skrzyń. Moloch coś z Tobą zrobił, zdążył, bo rozumiałeś znaki szyfrowe jakimi opatrzył metalowe skrzynie. To materiały wybuchowe przeznaczone do transportu pod Denver. Do walki z ludźmi.

Maszyny już podniosły alarm. Wkrótce zwali Ci się na łeb ochrona pociągu i stacji.

[ Alan Eye ]
Rozumiem... więc będzie trzeba zrobić mały misz masz w szeregach maszyn. Bogu dziękować, że znam się na materiałach wybuchowych. Wzdycham cieżko. Tak musi być... mam nadzieję, że... moi towarzysze jednak przeżyją. Czekam, do chwili, gdy uszłyszę pierwsze szczęki odnóży maszyn. Wtedy szepczę:

- Boże... abyś tam rzeczywiście był...

I w ten sposób doszło do pierwszego aktu terroryzmu na taką skalę w Molochu. Wysadzam się...

[ Kyle Redman ]
Ostatnia myśl przed zapadnięciem w ciemność.

Noż kurwa.

Panie Boże...

Czemu mi kurwa nie dałeś tego człowieka uratować? Czemu nie dałeś mi dodatkowej sekundy?

[ Ramirez Rake ]
Nosz kurwa...

jak w filmach...

brak kuli na sam koniec... tylko to im powinno zabraknać kul nie nam...

Już się nie obudzę... to koniec... nasz koniec... szkoda tylko tego faceta, mógł żyć.

[ Mistrz ]
I Alan wysadził się, korzystając ze swej wiedzy o materiałach wybuchowych. Eksplozja zapoczątkowała łańcuchową reakcję, niszcząc cyborga natychmiast, podobnie jak okoliczne maszyny oraz mnóstwo broni i amunicji która była już złożona w pociągu albo czekała na załadunek.

Seria eksplozji zniszczyła pojazd oraz prawie całą stację kolejową, spowalniając plany Molocha wobec całego stanu Colorado... a być może przeszkadzając im na stałe.

Pozostali ludzie zostali zabrani innymi metodami z powrotem do Montany i znękanej ziemi ZSA, tym razem do jakiegoś ośrodku dużo dalej na południe. I tym razem nie udało im się uciec ani przebudzić wcześniej, jak po dwóch tygodniach i ostatecznej operacji.

Nadchodził czas, kiedy Moloch ponownie uderzy na okolice Denver. A na czele jego rezerw stał kwartet elitarnych cyborgów nowej generacji.
 
Cranmer jest offline