Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2014, 22:16   #53
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
[ Mistrz ]
- Jo toć byłbych za zpustoszeniem miastka. E to narombać siem można, nażreć w chuj i ten, no, złotem sakiewki upełnić. - odparł Gomog Rzezitasak. Kmix poparł go ochoczo.

Halldor zastanowił się.

- Wprawdzie w krwi mego ludu wpisany jest najazd, bitwa i łupienie, to tym razem zdecydowanie lepiej nie robić sobie wrogów pośród tubylców. A i ten Ormazd to bóg obcy. Jeśli Ind padnie pod nim, kto daje gwarant, że nie będzie chciał więcej? Żaden Norsmen służyć pod bogiem piachu i niewolnictwa nie godny.

- Tak, z tym się zgodzę. Imperium za dawnych lat prowadziło odwetowe krucjaty na arabskie państwo które dopuściło się zbrodni podczas najazdu na Estalię i zagarniania mórz. Nie można dopuścić do rozprzestrzeniania się tej ich fundamentalnej, totalnej wiary. Potraktujmy to jako naszą krucjatę. Dołączymy do Kausambi i odeprzemy tego Subadara.

[ Njambe NGoma ]
- Dopilnujcie by zdobywca nie umrzeć zbyt szybko. I wy wołać mnie prędko. Ja muszę z nim mówić.

Coraz lepiej mi idzie mówienie w języku tych ludzi. Dobrze...

- Idziemy do miasta, czy my atakować z boku jak mówił Ragni?

[ Ragni ]
Pokręciłem głową.

-Atak z boku ma sens tylko wtedy gdy będziemy pewni że ich weźmiemy z zaskoczenia i zmasakrujemy do reszty albo że obrońcy wyjdą z murów i wspomogą nas. Inaczej lepiej wbić się do miasta i użyć naszej wiedzy do zrobienia z atakujących sieczki.

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową

- Tylko, żeby Subadar nie uciekł jak już zabijemy jego mężczyzn.

[ Mistrz ]
Wkrótce, ekspedycja ruszyła dalej, gotując się do bitwy. Przekroczyliście jakoś rzekę i stanęliście w delcie.

Trafiliście na wielką polanę otoczoną zalesionymi wzgórzami, przeciętą przez główny trakt między spaloną osadą a miastem. Na przeciwległych krańcach tej doliny stanęły wielkie armie. Najwidoczniej Rajputowie z Kausambi zdecydowali się pierwej wydać bitwę Subadarczykom w polu niźli siedzieć za murami miasta.

Do sił Subadara dołączyła kolejna, mniejsza armia podjazdowa ze wschodu oraz odwody zostawione z tyłu. Ich liczebność i uzbrojenie przytłaczało.

Schwarz wysłał emisariuszy do maharajy i już wkrótce stanęliście pospołu z Indami. Bitwa rozpoczęła się, kiedy obie armie zbliżyły się i zaczęły ostrzał płonącymi strzałami. Zaraz potem w ruch poszły prymitywne piszczały oraz niecelny ogień machin oblężniczych.

[ Njambe NGoma ]
Podskakuję w skocznym tańcu wybijając na bębnkach rytm i wykrzykując słowa Umbry. Proszę duchy o wsparcie i protekcję [Dobre voodoo]. Potrząsam włócznią i wykrzykuję obelgi w stronę przeciwników. W narzeczu Ebonów wyzywam ich od kurw i hipopotanich kup. Nie to żeby mnie rozumieli. Ale może odczytają o co mi chodzi z intonacji głosu. Jeśli dojdzie do starcia pilnuję by nie być w pierwszym rzędzie. Pierwszy rząd zawsze umiera.

[ Ragni ]
- No Ngoma.. wygląda na to że dzisiaj Halldor i kapitan sobie u naszego boku nie powalczą. Szykuj się na ciężką bitwę i nie szczędź tych swoich szamańskich tańców na pierdzielonych fanatyków.
Przyszykowałem swoją zwykłą kuszę i zacząłem ostrzeliwać pozycje wroga przed konfrontacją. Trzymam się blisko Gomoga, gdyż może być on świetną podporą w walce.

[ Mistrz ]
NGoma spowił swe ciało mocą dobrych duchów. Wszędzie wokół spadają już normalne strzały, obie strony nie tracą czasu na podpalone. I jest źle. Wrogowie są gorszymi łucznikami, ale jest ich zaiste mnóstwo, szczególnie konnych i Arabów. Indowie padają jak muchy, wielu waszych również. Kausambijczycy i Asurowie odgryzają się dużo celniej, ale jest ich niewielu.

Nie było wyboru. Musieliście atakować atakujących. Armia Rajputów ruszyła forsownym marszem pod deszczem strzał i kul, zostawiając jedynie luźne, rozproszone formacje łuczników za sobą do osłony.

Słonie i oszczepnicy ruszyli naprzód po obu stronach. W powietrzach zaczęły fruwać cięższe, mordercze pociski. Z lewej flanki nadjeżdża potężna ciżba Turkomanów, formując krąg strzelecki i zasypując Indów strzałami. Z waszej, prawej flanki nadjeżdżają natomiast ciężko opancerzeni Arabowie z formacji Ghulam - fanatycznych, zniewolonych wojowników.

[ Njambe NGoma ]
- Hu hu hu ha! Hu hu hu HA!

Proszę duchy strachu by użyczyły mi swoją twarz na tę chwilę. Wygrywam bębnkiem niepokojący rytm i pochylam się. W miarę kolejnym uderzeń poruszam barkami podnosząc się powoli i miarowo. Zgodnie z rytmem. Zgodnie z biciem serca. Niechaj ma twarz będzie maską strachu.

[ Ragni ]
-Ngoma! Pierdolnij jakiegoś straszliwego czara, bo ta konnica nas stratuje!
Przełądowuję kuszę i korzystając z osłony piechociaży zaczynam ostrzeliwać Ghulamów. Niech ich cholera pochłonie. Przypomina mi się potyczka z pustynnym diabłem.
Wyszczerzyłem zęby.
Pokonałem wysłannika pustyni, pokonam i te pustynne człeczyny.

[ Mistrz ]
Wkrótce, słonie starły się ze sobą i opozycyjną piechotą w straszliwym zgiełku. Nigdy nie widzieliście takiej furii i masakry jak w wykonaniu tych bestii, podjudzanych przez swych jeźdźców.

Ghulamowie ostrzelali was masą strzał i ruszyli z lancami do szarży, szykiem w płot. Schwarz szybko postawił szeregi strzelców. Tuż przed uderzeniem jazdy, odpalili potężną salwę z kusz, łuków, pistoletów i rusznic, masakrując i dziesiątkując jazdę. Dalsze szyki tratowały siebie nawzajem i mieszały ze sobą. Natarliście na nich z ogłuszającym rykiem, tnąc, waląc i strzelając.

Wy, Kmix i Gomog skupiliście wokół siebie garść ludzi i prowadzicie atak z flanki, ścinając chorążego Ghulamów ale ci dalej walczą zajadle, fanatycznie.

[ Njambe NGoma ]
Fanatycznie czy nie, czują ból. Dlatego zsyłam na nich duchy bólu. Wzywam jednego za drugim posyłając je na swoich przeciwników. Jeśli, któryś się zbliży zbyt blisko, traktuję go Sztandarem. Włócznie trzymam w lewej dłoni. Z niej na razie nie korzystam.

[ Ragni ]
Zmieniam broń na Prawodawcę i pokazuję fanatykom że z nami nie ma żartów. Staram się też po raz kolejny dopatrzeć się jakiejś porzuconej tarczy.

[ Mistrz ]
Zdobyliście w tym całym zgiełku jakieś lekkie, sfatygowane nieco tarcze oraz puginały. Lepsze to, niż nic.

Odpieracie wrogie ataki. Nawet desperacka szarża strzeleckich Ghulamów nic nie wskórała. Walczyli do samego końca, w pełnym okrążeniu. Wśród nich był jakiś wielki fechtmistrz, dzierżący wielostrzałowy pistolet oraz jakąś brutalną, ciężką szablicę. Padł z rąk Gomoga i Kmixa.

Starcie na przedpolach dobiegło końca. Większość wrogich słoni dogorywała. Kausambijskie okazały się być mistrzowsko wyszkolone i prowadzone. Rozjuszone bestie zdziesiątkowały szeregi arabskich oszczepników i strzelców z piszczałami.

Turkomani natomiast zostali wsparci przez innych konnych łuczników i dosłownie zdziesiątkowali swym ostrzałem oraz szarżami oddziały Afari i Beja, tracąc przy tym tylko niewielu ludzi od oszczepów.

Dalekosiężny ostrzał łuczników trwa. Szczęśliwym łupem zapalających strzał padła wroga katapulta, która spłonęła do szczętu, oraz wielka bombarda której zapasy prochu eksplodowały.

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya! - krzyczę widząc wybuchy - Czarny proszek! Walczmy dalej. Dużo dusz się dziś będzie błąkać!

Skoro na naszej flance jest w miarę spokojnie, kieruję swe spojrzenia na dalsze formacje wroga.

- Może my wbić się głęboko tam!? - wskazuję tylnie pozycje, gdzie stoją pozostałe maszyny.

[ Ragni ]
-Dobry pomysł. Może uda się przejąć jakąś i użyj jej na naszych przeciwnikach! Tylko musimy ostrożnie, aby nas nie wyczaili!

[ Mistrz ]
Nacieracie dalej. Ku wam kierują się już kolejne wrogie formacje pieszych i konnych Khureshian oraz Dolgańskich jeźdźców. Deszcz strzał sypie się na was z nieba. Nad waszymi głowami przemknęły niecelne kule z bombard. Wrogowie widzą was i chcą zgnieść nim namieszacie zbyt dużo.

Turkomani i Khureshianie zostali zatrzymani przez skoncentrowany opór poborowych i Bharatów. W tym czasie, słonie, oszczepnicy i miecznicy starli się frontalnie z arabską piechotą, krasnoludami z Kitsevara i Subadarskimi trepami.

[ Ragni ]
-Dalej ludzie! Napierdalać! - powrzaskuję na żołnierzy dla dodania animuszu - Miecze im w oczy! Dzidy w nery! Kije w oczy!
Nasi towarzysze są dobrze wyszkoleni więc nie ma co próbować ustawić ich w formację. Zasłaniając sie tarczą nacieram aby kolejnych przeciwników wdeptać w ziemię.

[ Njambe NGoma ]
- HAAAAAAAAAAAAA!

Krzyczę na wrogów. Zaczynam się zanosić śmiechem. Ich śmierć mnie raduje. Papa Legba przemawia przez moje ciało. Domaga się kukiełek!

- DUSZE DLA PAPA LEGBY! HAAAAAAAAAAAAAAAAAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!

Zmieniam taktykę natarcia. Pozbywam się włóczni rzucając ją w pierwszego lepszego jeźdzcę. A następnie szarżuję na następnego znikając w Umbrze tuż przed tym jak się zetrzemy. Gdy już przez niego przeniknę, wychodzę z Umbry zadając mu cios w plecy. Jesli to się uda, odwracam się do następnego. Niech wrogowie zobaczą cuda z południowego lądu. Niech zadrża w strachu przed mchawi! Niech drżą przed wujaszkiem Ngomą. Niechaj drżą przed Papa Legbą!

[ Mistrz ]
Starcie trwa. Tracicie tym razem sporo ludzi, ale wroga kawaleria grzęznie i zostaje przez was otoczona. Uciekają jedynie niedobitki. Dolganów wycięliście w pień. I dobrze. Przeklęci pół-Kurganie przyleźli tu ze stepów prosto po śmierć. Uciekających konnych Khureshian zmietliście huraganowym ogniem.

Wtem jednak starliście się z siłami konnych ochroniarzy, pośród których był sam emir-khan, Akhbar Subadar. Wspierała go Khureshiańska piechota i konni gwardziści Khana. Natarcie to było zaiste potężne i w mig zmasakrowało waszych Indów z Surpana oraz część Staroświatowców. Asurowie trzymają się twardo dzięki swym pikom i pawężom.

Uwikłaliście się w starcie z grupą wrogich żołnierzy, lecz mieliście nad nimi przewagę inicjatywy.

Celny ogień łuczników zniszczył kolejną, tym razem monstrualną bombardę. W centrum starcie przeszło na korzyść Kausambi. Za cenę ostatnich słoni oraz rozbitych grup oszczepników, rozproszono i zmasakrowano lwia część arabskich toporników, tarczowników i poborowych. W powstałe wyrwy wpadli rozszalali miecznicy oraz elitarna, szlachecka jazda Kshatriya.

[ Njambe NGoma ]
Staję pewnie patrząc wybałuszonymi oczami na przeciwników. To jednak nie zdziwienie - spojrzeniu towarzyszy szeroki uśmiech. Przeciągam w powietrzu powoli Sztandarem mierząc każdego z nich i szepcąc słowa z Umbry. Przyzywam duchy bólu by rzuciły się na Rumaka i jednego ze zbójów (numer 3).

[ Ragni ]
Rzuciłem się z prawodawcą na zawadiakę dosiadającego konia.
-Ej ty! Wpierdol chcesz?!
Doskoczyłem do konnego ale zamiast lać jeźdźca wdzieliłem pałą konia po nogach.

[ Mistrz ]
Duchy Bólu zaiste sprawiły piekielny ból swoim celom (rumak: 6, trzeci zbój: 8). Zaraz potem uderzył Ragni ze swym buzdyganem, gromiąc nogi rumaka (8). Zdychający z bólu koń padł, zrzucając swojego jeźdźca na ziemię.

Gomog zaszarżował, zmiatając po drodze słabszego przeciwnika ostrzem wielkiego tasaka (11). Człowiek nie miał szans i poleciał gdzieś na bok, ciągnąc za sobą smugę krwi. W tym czasie Kmix wymierzył ze swego refleksyjnego łuku i posłał celną strzałę w rannego zbójcę (10). Strzała ta przebiła jego czaszkę i zakończyła życie.

Łucznicy ostrzelali was ze swych łuków. Strzała jednego z nich wbiła się w tarczę Ragniego, druga chybiła. Pozostałe zbiry rzuciły się do bicia łamignatami, próbując bezskutecznie pobić Gomoga. Zawadiaka zerwał się z ziemi.

[ Njambe NGoma ]
Szarżuję na zbója z łukiem (nr1). Robię szeroki zamach Sztandarem by wpakować go gdzieś w okolice jego karku.

[ Ragni ]
-Leżeć psie! Leżeć mówię!
Wykonałem fintę dla zmyły po czym przyładowałem zawadiace cios z góry.

[ Mistrz ]
Bitwa idzie wybitnie po waszej myśli. Turkomani i Khureshianie ugrzęźli na Bharatach i poborowych, podczas gdy miecznicy i Kshatriya dosłownie zmasakrowali praktycznie wszystkich Arabów w centrum - włącznie z Naffatun i łucznikami. Część wpadła na zaplecze i wysiekła obsługę wrogich machin oblężniczych, przejmując działony i kierując ich ogień na zdezorientowanych wrogów. W zasadzie tylko żołnierze subadarscy i khureshiańscy topornicy trzymali się twardo.

Subadar ściągnął swoje ostatnie odwody - mieszane bandy spieszonych jeźdźców. Brak koni sugeruje, że są to jakieś niedobitki, świeży werbunek albo rozbitkowie po nieudanej przeprawie. Sytuacja dla niego jest krytyczna, skoro ściągnął ich na pole bitwy. Nowo przybyłe wojska uderzyły w centrum.

Wracając do was, NGoma ciął Sztandarem Tlaqua swojego przeciwnika przez łeb (7). W tym czasie Ragni skutecznie zmylił szermierza fintą i trzasnął mu w głowę Prawodawcą (9).

Kmix postrzelił zawadiakę w plecy (11), zabijając go na miejscu. Gomog ciął tasakiem łeb zbira (9), ścinając go natychmiast. Potem chlasnął drugiego tak potężnie, że rozciął go od głowy po pas (25).

Zbójcy rzucili się na was z tarczami i mieczami, lecz tylko cios wymierzony w NGomę był celny - acz sparowany.

[ Ragni ]
-Nie no panowie... - jeb - nie musicie się aż tak - jeb fatygować.
Zasypałem gradem ciosów drugiego ze zbójów.

[ Njambe NGoma ]
Zaciskam mocno zęby i uderzam zbója, który na mnie zaszarżował. Z całej siły. Tak żeby tasak sięgnął serca! Papa Legba tego chce!

[ Mistrz ]
Ragni, jeden z Twoich ciosów wylądował na wrogiej tarczy, lecz drugi ugodził go solidnie (7). Natomiast atak NGomy spotkał się z zajadłą obroną.

Kmix trafił rannego wroga idealnie w jedną z nóg (9). Cios wywołał fontannę krwi i agonalną śmierć.

Gomog uderzył ponownie. Pierwszy cios grzmotnął w ziemię, ale drugi był idealnie celny (01), ścinając gładko czereb wroga (23).

Zebraliście się do kupy i natarliście na kolejnych wrogów. Wkrótce znienacka opadliście na obstawę tego Akhbara i przyczyniliście się do jej zagłady. Niestety Subadar zbiegł na swym wierzchowcu, aczkolwiek ranny. Wkrótce potem, jego konni gwardziści poszli do piekła albo w rozsypkę, podobnie jak piesi Khureshianie. Wsparliście pełną siłą centrum, uderzając na spieszonych z flanki. Szybko wycięto te prowizoryczne oddziały. Rozbito także ostatnich żołnierzy subadarskich i Khureshian.

Na poborowych uderzyła kolejna szarża, tym razem wsparta przez Khureshiańskich lansjerów. Poborowi zostali zmasakrowani, ale jeźdźcy ponieśli duże straty i zmuszeni byli odpuścić - chociażby dlatego, że Subadar swoim rogiem dał znak do odwrotu. To uratowało to, co zostało z waszej armii (a w szczególności siły Bharat).

Zginęło mnóstwo ludzi po obu stronach. Wroga armia z pewnością straciła grubo ponad połowę ludzi i wszystkie machiny. Straty Indów były mniejsze, ale procentowo bardzo wysokie. U was podobnie, albo i gorzej.

Ale, bitwa o Kausambi była wygrana.

[ Njambe NGoma ]
- Gonić gonić!

Wymachuję tasakiem w powietrzu.

- Papa Legba chce ich dusze! Gonić!

Nasłuchuję też co mają mi duchy do powiedzenia. Wyczuwałem tu wcześniej działanie wrogich vizuki. Muszę wiedzieć kto je wzywał. A może są tu gdzieś duchowe przedmioty? Subadara i tak już nie dogonię.

[ Ragni ]
-Uspokój się Ngoma.. już po bitwie. Zanim wrócimy do naszych lepiej zobaczmy czy nie ma tutaj czegoś wartościowego pośród tych wszystkich ległych fanatyków.

[ Mistrz ]
Jak się okazało, głównymi użytkownikami magii były... krasnoludy. Równie plugawa co absurdalna rzecz, przywodząca na myśl zdrajców którzy zamieszkiwali Zharr-Naggrund. Ci jednak nie korzystali z mocy Chaosu, a z dziwnej, kapłańskiej magii oraz cathayskich sztuczek przejawiających się w tajemnej sztuce magicznych tatuaży. Nie udało się niestety zebrać żadnej duszy, jakby były one nietykalne.

Armia przegrupowała się. Nad pobojowisko nadciągnęły straże prowadzące grupy zbieraczy i grabarzy. Maharaja zaprosił delegację do pałacu w Kausambi. Schwarz rozmówił się z Rają, który dał mu pod dowództwo weteranów z bitwy plus spore posiłki w postaci kolejnej, mniejszej armii ściągniętej z prowincji. Z takimi siłami, kilka dni potem ruszyliście w pościg za Subadarem na północ.

Jak się okazało wkrótce, Jihad uderzył na niegdyś silne królestwo Kosala, zdobywając osady Nandi-Grama, Kusavati oraz Sravasti, a także miasto Ayodhya nad rzeką Sarayti. Odzyskaliście Nandi-Grama i Kusavati, głównie z pomocą tutejszych buntowników przeciwko religii Ormazda.

Oblegliście Ayodhya. Zaraz potem, Sravasti zbuntowało się. Z południa Kosali nadciągnęły silne wojska tutejszych Rajputów. Miasto zostało zdobyte dzięki dywersji i sabotażom ruchu oporu. Mimo to, stara armia Subadara uciekła na północ, zbierając po drodze rozproszone siły oraz odwody.

Ayodhya była ostatnim miejscem Szlaku Ramy. Tutaj Rama zaczął swą podróż. Szperając po bibliotekach, Schwarz i jego magowie oraz kapłani odnaleźli wskazówki co do świątyni Vishvakarmana. Znajduje się ona głęboko w górach, na szczycie Kailasa, na północ od miasta Alaka.

Rajputowie Kausambi zgodzili się na dalszą wyprawę, a król Kosala zaoferował wam mnóstwo zaopatrzenia oraz finansów na drogę. Wkrótce ruszyliście, spławiając się barkami w górę rzeki Sarayti. U podnóża gór zdecydowaliście się na krótki popas. Dzień wcześniej minęliście w oddali spaloną osadę Nepalakaksha. Zwiad odkrył, że zrobili to ludzie Subadara. Z jakiegoś powodu również maszerowali w góry.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline