Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-03-2014, 22:09   #51
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Sarabhanga

[ Mistrz ]
- Planowałem wziąć was i Norsmenów i pójść w drugim rzucie, jak reszta opanuje jakąś wyrwę w murze albo otworzy bramę. Chyba, że macie inne propozycje.

[ Ragni ]
Wzruszam ramionami.
-Wiecie... to niezła myśl. Ewentualnie na koniec pierwszej fali. Albo zakradniemy się i wykończymy im dowództwo. A... i cholera... mamy gdzieś tam zdobyczną tarczę? Ostatnio prawie każdą tracę, bo przychodzi mi się mierzyć z jakimiś strasznie wielkimi paskudztwami.

[ Njambe NGoma ]
Kręcę głową. Mógłbym teoretycznie przejść przez Umbrę niezauważony, ale jeśli wrogie mchawi są silne to po mnie. No i co ja miałbym sam w środku zrobić. Bramę otworzyć? Nie...

Dalej kręcę głową.

[ Ragni ]
-Mam tutaj antałek przedniego krasnoludzkiego browaru. Może to nie Bugmen, ale poziom trzyma. Może strzelimy sobie po kufelku na rozgrzewkę?
Poklepałem beczułkę wyśmienitego ciemnego piwa, którą targam ze sobą od ostatniej wizyty w Marienburgu.

[ Mistrz ]
Schwarz spojrzał na Ragniego ponuro.

- Dyscyplina, Gragnison. Schowaj ten alkohol.

[ Ragni ]
Uśmiech spełzł mi z twarzy. Robię pochmurną minę której nie powstydziłby się piec hutniczy z Karaku Osiem Szczytów.
-Wpzsewwammm - mruczę pod nosem niezbyt cenzuralne słowo odkładając swój antałek na miejsce.

[ Njambe NGoma ]
Łypię pożółkłymi białkami na beczułkę.

- Serca weselsze - komentuję rozkaz kapitana - vizuki przychylniejsze.

[ Ragni ]
-Rozkaz kapitana... będziemy chlać po robocie.
Zastanawiam się jak poprawić sobie humor.
-Ngoma... weź zagraj coś na bębenku...

[ Njambe NGoma ]
Kręcę głową

- Skóra antylopy woła vizuki. Po co mają przyjść?

[ Ragni ]
-A... taka para butów. Dobra... to może... cholera... kończą mi się koncepcje.
Zaczynam zaplatać kolejny warkocz... bo zapomniałem za zakończenie drugiej wyprawy, a potem warkocz za zatłuczenie wielkiej bestyji.
-Po prostu nie mogę się doczekać. Chciałbym chociaż pooglądać sobie jak nasi napieprzają głazami w miasto.

[ Njambe NGoma ]
- Czego szukasz kapitanie? Po co my tu?

Przestaję się uśmiechać i zerkam na Schwartza. Niektóre rzeczy mogą obudzić złe i potężne vizuki. Takie, z którymi sobie nie poradzę. Wtedy Papa Legba uśmiechnie się prosto w me oczy.

[ Ragni ]
-A tak w ogóle... kto jeszcze z nami pójdzie? Czy idziemy w starym dobrym składzie którym zatłukliśmy tamtego slaana?

[ Mistrz ]
- Zobaczycie. Bez powodu nie zgłosiłem naszych ludzi do tej wyprawy. A teraz ruszajmy, grzmią już rogi.

Faktycznie, drabiny, tarany i wieże ruszyły, osłaniane przez ostrzał trebuszy i onagerów. Podciągnięto także bombardy. Przeciwnicy stawili się na murach w pełnej liczbie. Wiedzą, że to przesilenie.

Pierwsze starcia przebiegły kiepsko. Byliście odpierani, traciliście sporo konstrukcji i jeszcze więcej ludzi - ale wreszcie, elitarna gwardia z Surpana za cenę wielu żyć opanowała nadbudówkę bramy, a stamtąd okoliczne metraże i kołowrót - otwierając tym samym odrzwia i wznosząc bronę. Żołnierze porzucili taran i wpychają się do środka tłumem - w tym wy z Norsmenami, ale odbiliście na bok zaraz potem.

Od razu wpadliście na grupę przerażonych ludzi i zwierząt którzy najwidoczniej zbłądzili lub próbowali wydostać się z miasta na własną rękę. Zdezerterować. Morale najwidoczniej spada w armii Tripura.

Norsmeni natomiast starli się z bandą milicjantów która pojawiła się w okolicznej alei.

[ Njambe NGoma ]
Potrząsam włócznią i wygrywam na bębenku sobie znany rytm przyśpiewując w rodzimym narzeczu. Jednak nawet Eboni, prócz mchawi, nie poznali by tych słów. To modlitwa. Prośba do vizuki o protekcję [czar: Dobre Voodoo].

[ Ragni ]
-Runk A A af waranak Drek um Grund - wykrzyknąłem rzucając się w wir walki.
Kieruję się na jeźdźca aby przywalić z buławy jeźdźcowi po nogach, albo gdziekolwiek gdzie sięgnę.

[ Mistrz ]
NGoma, duchy okazały się być łaskawe. Czujesz, że spłynęła na Ciebie ich dobroczynna moc. Teraz nikt z tych głupców Ci nie dostoi.

Ragni, rzuciłeś się szarżą na jeźdźca i uderzyłeś go po brzuchu buławą (7). Schwarz wystrzelił ze swego pistoletu w jednego z psów, celnie godząc go w oko i rozpryskując mu czaszkę (12). Halldor zaszarżował z tarczą i toporem na drugiego kundla (5). Pies próbował się odwdzięczyć, ale zbytnio bał się krwawego ostrza Norsmena. Strażnik rzucił się na Schwarza, lecz ten zwinnie uniknął ciosu pałki. Goniec pchnął sztyletem w twarz krasnoluda, lecz ten minął jego skroń o włos. Kopnięcie wierzchowca również było źle wymierzone.

Halldor dosłownie porąbał drugiego psa na kawałki. Schwarz szybko dobył duetu ostrzy i podziurawił tors strażnika trzema szybkimi pchnięciami, kończąc jego żywot.

[ Ragni ]
Warknąłem szczerząc swoje zębiska do przeciwnika. Wyprowadziłem dwa kolejne ciosy buzdyganem w jeźdźca.

[ Njambe NGoma ]
Robię szeroki zamach włócznią i gwałtownie zginając ciało posyłam ją w pierwszego próbującego się do mnie dostać milicjanta. Następnie sięgam po Sztandar i ruszam do walki.

[ Mistrz ]
Cios Prawodawcy był bardzo niefortunny dla jeźdźca, rozbijając mu wnętrzności w okropnej agonii (10). Martwy, osunął się na kark wierzchowca który wpadł w amok i próbował stratować krasnoluda, o mały włos nie uderzając go kopytami.

Włócznia przebodła na wylot jednego z milicjantów. Inny padł od strzały Halldora w serce. Zaraz potem, trzech mężczyzn uderzyło. Schwarz związał w pojedynku wrogiego sierżanta i już wkrótce skłuł go jak świnię.

Z alei nadbiegały posiłki wroga.

[ Ragni ]
-Uhh! Cholerny zwierzok!
Staram się zajść konia od boku, albo od tyłu, aby zdzielić go buzdyganem i popędzić w stronę nadbiegających przeciwników.

[ Njambe NGoma ]
Uderzam wolną ręką kilka razy w bębenek i zaczynam szaleńczo się śmiać. Pomiędzy kolejnymi przypominającymi szczeknięcia odgłosami wywrzaskuję słowa rodem z Umbry [czar: Maska Strachu].

[ Mistrz ]
Ragni, zgrzmociłeś cholernego zwierza bardzo mocno (9, 9). Ledwo żywy podjezdek popędził w szale gdzieś naprzód i wpadł prosto pod strzały walczących.

NGoma, zaklęcie udało się - Maska Strachu spłynęła na Twą twarz i przeraziła Twych wrogów, co pozwoliło waszym na rozbicie milicji. Jednakże złe duchi pokarały Ciebie za arogancję, wysysając z Twego ciała życiowe siły. Jesteś strudzony.

[ Njambe NGoma ]
- Hu hu ha!

Idę za uciekającymi niedobitkami milicji podnosząc co rusz do góry ręce i na moment przystając. Gdzieś po drodze wyciągam włócznię ze wcześniej zabitego strażnika. Mimo to uśmiecham się w duchu. Vizuki mogły mnie pokarać, ale swoje udowodniłem - Umbra tu mocna.

Zanoszę się śmiechem i całuję zawieszczone na ramieniu czaszki w ciemie.

[ Ragni ]
Źrenice mi się zwęziły widząc wrażych kuszników.
Na twarz mi wpełza drapieżny uśmiech.
Zacząłem się przekradać od osłony do osłony aby upolować sobie Arbalestę.

[ Mistrz ]
Ragni, dopadłeś wreszcie arbalestiera, jednakże ten zdążył ugodzić Ciebie bełtem ze swojej ciężkiej kuszy (4). Padł martwy po ciosie Prawodawcy w łeb. Zostawił po sobie w spadku pęk bełtów i potężne, ciężkie drewno z żelastwem, nakręcane windą.

NGoma przepędza coraz więcej psów i przeciwników. Schwarz i Halldor zmietli wrogich szermierzy. Potem padli topornicy. Nadeszła kolejna fala Indów która ostatecznie zmiotła pozostałe psy, milicjantów, łuczników i kuszników. Teren za bramą i okoliczne aleje były w waszych rękach.

[ Ragni ]
Szczerząc się niepoważnie nad swoją zdobyczą, przytraczam sobie bełty do pasa i dźwigam ciężką kuszę.
-Nie wiesz co robić z taką bronią wypierdku - rzucam pod adresem trupa.
Zchodzę do reszty towarzyszy i diagnozując swoją ranę i powierzchownie się nią zajmując.
-To gdzie teraz? - mówię gładząc nowy nabytek.

[ Njambe NGoma ]
Macham rękoma przed twarzą rozpraszając Maskę. Dziękuję duchowi, który mi pomógł, zanim ten odejdzie. Rozglądam się po polu. Nie... żaden z tych biednych umrzyków nie zasługuje by mi towarzyszyć. Niech odejdą precz w niepamięć.

- Dalej dalej. Ndiya!

[ Mistrz ]
Brniecie głębiej w miasto, napotykając wciąż zajadły opór, mimo iż pas zewnętrznych umocnień pada jak domino po zdobyciu bramy głównej i okolic. Z dzielnicy świątynnej, gdzie zapewne siedzą liderzy kultu Kali, brnie nieprzerwany strumień zauroczonych, oszalałych zwierząt oraz nieumarłych - głównie różnistych szkieletorów i prowadzących je Upiorów.

Trafiliście na jedną z takich mieszanych band. NGoma wyczuwa wyraźnie smród mieszaniny magii duchów i kapłańskiej jakiejś mrocznej siły.

[ Njambe NGoma ]
- Hummmmm - mruczę - złe vizuki tu być... złe...

Próbuję złowić jakiś refleks światła. Błyszczącą powierzchnię, w której mógłbym ujrzeć Umbrę. Niezadowolony z panującej tu aury, przechodzę jedną nogą do drugiego świata.

[ Ragni ]
Spojrzałem na tą ciemno-straszną mozajkę i splunąłem pod nogi okazując dezaprobatę strachowi i całej tej hałastrze, pomimo iż była to niezła zgraja.
Chwyciłem za Prawodawcę i z głośnym okrzykiem popędziłem na spotkanie upiorowi. Niech się udławi tą zaklętą pałą.

[ Mistrz ]
Truposz próbował sparować cios praworządnej maczugi, jednakże nie zdołał - jego lewa noga została zgruchotana na proch i potrzaskane kółka kolczugi (15). Ożywieniec rozsypał się. Jego mroczna aura znikła.

Schwarz wypalił z pistoletu do jednego z wielkich białych tygrysów, słusznie wietrząc w nich wielkie zagrożenie. Niestety, sromotnie spudłował. Halldor rzucił się szarżą na jedną z panter, tnąc ją toporem (6).

Tymczasem, wysiłki szamana w przejściu do świata duchów skończyły się niepowodzeniem.

Celna strzała kościeja ugodziła Ragniego w głowę, raniąc poważnie (6). Drugi ze szkieletów ciął mieczem Norsmena, jednakże ten przyjął cios na tarczę. Sępy wzbiły się w niebo nad wami. Pantery zaatakowały Halldora, a ten ledwo uniknął ich ciosów.

Na Schwarza uwzięła się jedna tygrysia bestia, na Ragniego druga. Obu dało się uniknąć. Pies ruszył na NGomę, raniąc go w łydkę (1).

Truposz próbował sparować cios praworządnej maczugi, jednakże nie zdołał - jego lewa noga została zgruchotana na proch i potrzaskane kółka kolczugi (15). Ożywieniec rozsypał się. Jego mroczna aura znikła.

Schwarz wypalił z pistoletu do jednego z wielkich białych tygrysów, słusznie wietrząc w nich wielkie zagrożenie. Niestety, sromotnie spudłował. Halldor rzucił się szarżą na jedną z panter, tnąc ją toporem (6).

Tymczasem, wysiłki szamana w przejściu do świata duchów skończyły się niepowodzeniem.

Celna strzała kościeja ugodziła Ragniego w głowę, raniąc poważnie (6). Drugi ze szkieletów ciął mieczem Norsmena, jednakże ten przyjął cios na tarczę. Sępy wzbiły się w niebo nad wami. Pantery zaatakowały Halldora, a ten ledwo uniknął ich ciosów.

Na Schwarza uwzięła się jedna tygrysia bestia, na Ragniego druga. Obu dało się uniknąć. Pies ruszył na NGomę, raniąc go w łydkę (1).

[ Ragni ]
Ryknąłem na kota, aby pokazać mu że na byle przeciwnika nie trafił. Tylko ta cholerna krew cieknąca z rany na głowie.
-RAAAAAAARR!
Wymierzyłem dwa ciosy buławą w kiciusia. Będzie z niego piękna skóra na ubranie albo na pamiątkę.

[ Njambe NGoma ]
- na hii mongrel!

Uderzam psa Sztandarem. Następnie zsyłam vizuki bólu na pantery atakujące Halldora [czar: Duch bólu]

[ Mistrz ]
Zaklęcia NGomy najwidoczniej były zakłócane przez złą aurę tych trupielców i zwierzów. Tasak jednakże zdał rezultat (8).

Tygrys oberwał po łapach ciosami Prawodawcy (4, 8). Schwarz porwał za swój Zweihander i ciął z rozmachem w łeb zwierza (11). Halldor natomiast wykonał cięcie toporem w ranną panterę, kończąc jej żywot (11). Potem ciął drugą (10) - co również wystarczyło.

Z nieba na NGomę spadły sępy, dziobiąc i szarpiąc (2). Pies puścił pianę z pyska i rzucił się na Ebona, próbując zmasakrować mu nogę, lecz ten trzasnął pysk kundla płazem miecza.

Miecz kościotrupa opadł na tarczę Norsmena. Łucznik szyje nadal w krasnoluda, tym razem niecelnie. Schwarz zręcznie uniknął ciosów tygrysa. Tymczasem "kiciuś" zemścił się srodze na Ragnim, prawie odgryzając mu głowę - w zamian za to oderwał jedynie kaptur. To było boskie szczęście.

Schwarz zawinął z olbrzymią siłą trzy razy dwurakiem, lecz bestia uniknęła dwóch ciosów (7). Halldor natomiast trzaska naprzemian tarczą i toporem swojego kościeja, lecz ten jest wybitnie odporny.

[ Njambe NGoma ]
- Mabaya tai!

Spoglądam złym wzrokiem na sępy i powtarzam przyzwanie złego ducha bólu. Niech się zwijają z bólu przeklęte ptaszyska.

[ Ragni ]
-To była moja jedyna osłona na łeb ścierwo! - ryknąłem zadając kolejne dwa ciosy.

[ Mistrz ]
Potężne duchi opadły na sępy, rozrywając je na krwawe strzępy i chmurę piór (pierwszy: 7, drugi: 8).

Ragni dwa razy uderzył chędożonego tygrysa, który próbował zastawić się pazurami - lecz na darmo (6, 7). Padł martwy z doszczętnie zmiażdżonymi przednimi łapami.

Kolejna strzała przemknęła obok krasnoluda. Ataki pozostałych wrogów również spełzły na niczym, aczkolwiek Schwarz ledwo wywinął się przed ciosem łapy, a Halldor w ostatniej chwili przyjął klingę na obręcz tarczy. Norsmen wykonał szybką kontrę. Szkieletor sparował pierwszy słaby cios, lecz drugi porachował mu kości (6). Schwarz zawinął ponownie Zweihanderem nad głową i dosłownie przepołowił czaszkę ostatniego kocura (11), wykrzykując imię Sigmara.

[ Njambe NGoma ]
- Asante kwa roho ya maumivu!

Wykrzykuję za duchami, po czym opuszczam tasak na kark wściekłego mongrela.

[ Ragni ]
-Na brodę Gazula!
Ruszyłem pędem w straszliwej szarży z imieniem Opiekuna Zmarłych na ustach.

[ Mistrz ]
NGoma ciął straszliwie kundla, tnąc mu żebra i płuca (8). Buzdygan Ragniego trzasnął celnie kostnego strzelca (8).

Miecznik ciął niecelnie, łucznik natomiast próbował coś zrobić łamignatem, lecz Ragni był zbyt szybki.

Halldora i Schwarza zajęły dwa rozjuszone kuce. Pozbawione jeźdźców i ogarnięte szałem, próbowały skopać obu mężczyzn, jednakże bez większych efektów. Wojownicy dosłownie je porąbali (pierwszy: 5 i 12, drugi: 6).

[ Ragni ]
-Pieprzony truposz.. jak znajdę tego kto cię ożywił - pierwszy cios - to mu wszystkie żebra porachuję! - drugi cios.
To zaczyna być wnerwiajace.. szczególnie że jestem już nieźle poraniony.

[ Njambe NGoma ]
Rozglądam się po ulicy. Widząc, że towarzysze sobie radząz kucami, opuszczam Sztandar.

- Doskonale ojcze. Już niedługo spotkamy mchawi, którzy bawią się na wzór Papa Legby w kukiełki. Mchawi krawej bogini Kali. Pokażemy im że Papa Legba posuwa tą sukę kiedy chce - wtrącam kilka słów, które nauczyłem się na statku - A potem uwięzimy ich w duchowym worku. O tak. Nie odejdą do swej bogini. Będą mi towarzyszyć w podróży. Nie zaznają spokoju.

Ruszam w stronę krasnoluda walczącego z łucznikiem. Jeśli dotrę na czas posyłam kościeja w niepamięć.

[ Mistrz ]
Szkieletor okazał się być wprawnym szermierzem. Buławy stuknęły o siebie sucho. Zaraz jednak potem z flanki natarł njambe, tnąc go tasakiem (3).

Wrogie ataki spotkały się z waszą żelazną obroną. Halldor rozłupał ramię i udo kościeja (6, 11). Schwarz natomiast ryknął wściekle i chlasnął potężnym cięciem od dołu z prawie pełnym piruetem... rozrąbując kuca na pół (25).

[ Njambe NGoma ]
Odstępuję na krok i poprawiam natarcie tasakiem.

- Leż głupcze!

[ Ragni ]
Finta i cios.
Tak należy tłuc w to co okazuje się zbyt dobrym wojownikiem.

[ Mistrz ]
Finta była zaskakująco dobra. Szkieletor zgłupiał i przyjął cios na korpus, który zgruchotał mu mostek i rozsypał całą klatkę piersiową (6).

Rozbiliście tą grupę. Norsmeni także sobie poradzili z dwa razy większą, lecz niestety padł jeden z nich.

Dwie godziny później, osatnie ogniska oporu w Sarabhanga padły, głównie ze względu na bunt jaki podnieśli mieszczanie i niewolnicy uciskani przez kult Kali. Kapłani i nekromanci zostali pomordowani, tak samo szamani i inni przywódcy. Jedynie trzech liderów - kapitan najemników, komendant straży miejskiej i wielki szaman - uciekło na rączych koniach w dżunglę poza miasto. Zaczęło się plądrowanie.

Schwarz udał się na jakieś tajne spotkanie z przedstawicielstwem miejskiej rady Surpana i wrócił z niej nad wyraz zadowolony. Pozwolono zachować wam łupy, obdarowano nagrodami i darowano wielkie, długoterminowe zniżki na pobyt waszych łajb i załóg w porcie. To ważne, ponieważ Schwarz zaczął zbierać ludzi na wyprawę lądową.

W zamian za precjoza kultu Lorda Krishny, Schwarz pozyskał wskazówki jak w Sarabhanga odnaleźć pewne starodawne manuskrypty. Przy pomocy tłumaczy i lingwistów rozszyfrował ich znaczenie. Te traktaty były spisane przez nieznanego skrybę podczas pobytu Ramy, wielkiego bohatera Indu o którym traktuje jedna z dwóch największych książek epickich tej ziemi - Ramayana.

Schwarz ma jakieś poszlaki, że w na północ od Szlaku Wędrówek Ramy - tuż obok Gór Płaczu, za pasmami mniejszych gór Kitsevara i Himalaya jest pasmo wysokich szczytów Kailasa, gdzie podobno istnieje wielki skarb stworzony przez jednego z bóstw Indu - Vishvakarmana, mistrza rzemieślników, architektów i inszych twórców.

W ciągu następnego tygodnia, wasze łajby wróciły do Surpana obładowane łupami, a wy udaliście się w pokaźnej ciżbie na północ, wkraczając na trakt Rama.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:14   #52
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Kausambi

Kausambi

[ Mistrz ]
Od kiedy Sarabhanga zostało zdobyte przez wojska z Surpana minął tydzień. Wielką ciżbą ruszyliście na północny wschód, brnąc przez wielkie wzgórza pokryte barwną, gęstą dżunglą. Przez większość czasu słońce prażyło w swej pełnej, letniej formie, nieokryte żadną chmurą. Złociste promienie mieszały się z wilgocią lasu tworząc zastałe, duszne powietrze nie poruszane żadnym wiatrem.

Z wami ruszyło wielu, wszyscy ochotnicy. Około setka ludzi z pincke i galeonu, głównie żołnierze okrętowi, magowie, kapłani oraz nieco żeglarzy. Kilkunastu tutejszych Indów z Surpana jako najemnicy, przewodnicy i przepatrywacze. Gomog Rzezitasak i jego gnoblarski sługa, Kmix. Dwudziestu Wysokich Elfów z galery.

Brniecie dalej traktem, którym Rama przemierzył wzdłuż całe Królestwa Indu, o czym traktuje księga Ramayana. Po swojej prawej stronie mieliście rwącą rzekę Hiranyavaha, po lewej potężne, zarośnięte wzgórza.

Dotarliście wreszcie do samotnego, górskiego szczytu Chitrakuta, gdzie zostaliście ugoszczeni w rozległym monasterium założonym przez Indów odtwarzających pielgrzymkę Ramy. Spędziliście tam kilka dni i ruszyliście dalej na północ. Dwa dni później, stoicie na wzgórzu z którego widać wyraźnie potężną deltę zrodzoną z połączenia rzek Yamuna i Ganga. W delcie tej leży duże, warowne miasto Kausambi, rozmiarem i przepychem dorównujące Surpana.

Ufając mapom, na północ od Kausambi leży miasteczko Sringivera nad rzeką Ganga. To kolejny przystanek na waszej drodze. Problem w tym, że jego lokalizacja bije z daleka czarnymi, gęstymi kłębami dymu.

[ Njambe NGoma ]
Wdycham powietrze powolnymi, głęboki haustami.

- Trzeba iść i patrzeć co tam jest. Kogo ta osada? - wskazuję na Kausambi - Wroga czy nie wroga?

[ Ragni ]
-Teraz już pewnie wroga. Cholera wie kto spalił tą wioskę.
Osłaniam dłonią oczy przed słońcem.
-Idziemy Ngoma? Jak to znowu jacyś konni to zrobisz podobny numer co wtedy w dżungli tamtym co mieli armaty.

[ Njambe NGoma ]
Szczęrzę zęby.

- Hu ha!? Zawsze działa! Tak robiłem babce jak być taki - przykładam dłoń płasko do wierzchołka głowy krasnolluda - umarła, a ja się śmiałem i płakałem. To był dobry żart.

[ Ragni ]
- Twoja babka? Któa to? - wskazałem na czaszki które szaman nosił przy sobie.

[ Njambe NGoma ]
Wskazuję drugą od końca.

- Babka. Bibi - przesuwam palec na ostatnią czaszkę - Dziad. Babu. I reszta rodzina.

Przenoszę wzrok z powrotem na kłęby dymu.

- Ruszajmy. Dużo nas. Damy radę. Czy po cichu?

Ostatnie słowa kieruję do kapitana

[ Ragni ]
- Najpierw chyba zwiad po cichu. Nie wiadomo kto to tam jest.

[ Mistrz ]
Schwarz krytycznym, ponurym wzrokiem obejrzał deltę rzek, po czym spojrzał na was i skinął głową.

- Ruszajcie we dwóch, weźcie też ze sobą tego Gnoblara. Zobaczymy, czy faktycznie jest taki dobry. Reszta z nas będzie tutaj oczekiwała, być może rozłożymy obóz.

- Jakże to tak, mam tu siedzieć? Topór mi pordz... - wtrącił Halldor.

- Tym razem Norskie brody z żelaza nic nie wskórają. Nie znamy wroga.

- To coś zmienia? Porą...

- Dość. Wydałem wam rozkazy, wykonać.

[ Ragni ]
Rozglądam sie za Kmixem.

-Ej... zielony! Chodź no tutaj idziemy na zwiad! Nie musisz się mnie bać. Dobrze gotujesz, więc masz u mnie plusa.

[ Njambe NGoma ]
Proszę vizuki o protekcję i potrząsam włócznią wygrywając na bębenku odpowiedni rytm. Bez skepowania oddaję się wesołemu poddrygiwaniu przywołując odpowiedniego ducha.

- Ndiya! Biegiem druchy!

Ruszam truchtem ze wzgórza.

[ Ragni ]
- Aye! Dzida w oko naszym wrogom!

Ruszyłem za szamanem.

[ Mistrz ]
Zagłębiliście się w zarośla wespół z psioczącym goblinoidem, który szybko porwał za swój zdobyczny, stary acz świetnie zachowany refleksyjny łuk, do złudzenia przypominający te z Arabii. Wkrótce zbiegliście ze wzgórza i rozpoznaliście obszar od jego podnóży aż po brzegi rzeki Yamuna. Jest ona łagodna, acz szeroka. Przeprawa może trochę potrwać, musicie też wiedzieć jak to zrobić.

[ Njambe NGoma ]
Pokazuję na ogromną kuszę, którą taszczy krasnolud.

- Lina?

Pokazuję na przeciwległy brzeg rzeki.

[ Ragni ]
-Aye, przyjacielu!

Zdejmuję z pleców ręczną balistę zwaną potocznie arbalistą.
Ze swojego sprzętu wspinaczkowego wziałem linę. Powinna być dość długa, bo to wspinaczkowa, a nie jakieś gówno ludzkie do wieszania prania między domami.
Zacząłem przywiązywać linę do bełta.
-A co potem? - spytałem Ngome w uśmiechem.
Ciekawe czy szaman wie co potem będzie trzeba zrobić.

[ Njambe NGoma ]
- Złapać linę i przejść.

[ Ragni ]
-Tjaaa.... Wiesz co. Proponowałbym użyć do tego kłody. Niosę ze sobą trochę rzeczy których wolałbym nie zamaczać. Poza tym na kłodzie mniej się zmęczymy.
Staram się znaleźć dogodną pozycję, gdzie wystarczy liny do przejścia, a i brzegi będą przyjazne do przeprawy.
Strzelam do jednego z grubszych drzew, aby zakotwiczyć linę.
Potem zajmuję się zrobieniem sobie przeprawy z kłody.

[ Mistrz ]
Żelazny bełt pomknął z ogłuszającym świstem, ciągnąc za sobą szybko rozwijającą się linę. Bełt ten wpadł do wody. Lina o mały włos nie pomknęła w całości za nim. Kmix własnym ciałem przygwoździł jej kraniec i zaczął ją zwijać.

- Wy knujeta cosik lepsiejszego, alibo my szukata węższa woda i czas tracita.

[ Njambe NGoma ]
Drapię się po głowie i wzruszam ramionami.

- Ja nie mieć pomysłu. Szukamy?

Ostatnie słowa kieruję do krasnoluda.

[ Ragni ]
- Pff... już wykminiłem. Znajdziemy szybko ze trzy kłody, zwiąrzemy liną, weźmiemy jakieś wielkie płaty kory, czy coś, albo nawet odrąbiemy i będziemy wiosłować na drugą stronę.
Patrzę po towarzyszach.
-Ja i Ngoma ścięgniemy tutaj kilka kłód, a ty Kmix zbierz trochę pnączy z drzew. Potem zmontujemy z teog tratwę i się przeprawimy.

[ Mistrz ]
- Dobrze wy knujeta. Ja natychmiast czarujeta kora.

Obaj mistrzowie survivalu bardzo szybko uporali się ze swoim zadaniem i zdobyli tak kłody, jak i korę oraz kije. Zmontowaliście za pomocą wyłowionej liny tratwę, Ragni odzyskał natomiast swój wystrzelony żelazny bełt.

Bez większego problemu przeprawiliście się na drugą stronę rzeki i uwiązaliście tratwę do brzegu solidnie.

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową

- Ndiya! Dobre sztuczki.

Rozglądam się po okolicy wypatrując zwierząt. Jak są zwierzęta to nie ma zagrożenia... zwykle.

- Idźmy dalej. Prowadź Ragni.

[ Ragni ]
Kiwnąłem głową.
Ruszyłem dalej w głąb dżungli uważając na naszą trasę, aby móc potem wrócić tutaj.
Odbezpieczyłem swoją zwykłą kuszę i załadowałem bełta.
Wypatruję ewentualnych zagrożeń.

[ Mistrz ]
Szybko okazało się, że występuje tu jakieś poruszenie. Na niedalekiej drodze, kilku Indów prowadzi dwa falkonety oraz juczne konie z pokaźnymi pakunkami. Osłaniają ten konwój dwie drużyny lekkozbrojnej piechoty - w zasadzie czegoś w rodzaju tutejszych kmieci, zbrojnych w myśliwskie łuki oraz farmerskie narzędzia. Nieco dalej maszerują dwa oddziały nieco lepiej uzbrojonej milicji, wyposażonej we włócznie i różniste tarcze. Jeszcze dalej dwie kolejne grupy które taszczą złożone machiny oblężnicze - balistę oraz trebusz.

W oddali, z okolic płonącego miasteczka oraz miasta Kausambi, słyszycie odgłosy wielkiej bitwy.

[ Njambe NGoma ]
Przykładam palec do ust, jakby towarzysze nie wiedzieli, że trzeba zachować milczenie. Wskazuję kierunek, na którym leży wioska - czyli po prostu przeciwny do marszu Indów. Tam też się kieruję pod osłoną drzew. Staram się wsłuchać w głosy duchów.

[ Ragni ]
Pokazuję im abyśmy się cofnęli w głąb dżungli. Tutaj już znowu będzie potrzebny kamuflaż, więc spróbuję go zastosować.
Prowadzę dalej nasz mały zwiad w stronę wioski.

[ Mistrz ]
Zanim odeszliście, na konwój znienacka uderzyły znaczne siły lekkozbrojnej piechoty i kawalerii, również Indów. Najpierw obrzucili konwojentów deszczem oszczepów, po czym przeszli do walki wręcz, dzierżąc lekkie tarcze i tasaki. Kiedy się wycofywaliście, konwój był w zasadzie zgubiony, mimo iż napastnicy ponieśli spore straty (głównie ze względu na kule i kartacze z falkonetów). Atakujący nie oszczędzili jucznych koni ani sprzętu, zagwożdżając działka i podpalając machiny. Wkrótce potem zebrali się i ruszyli szybko w stronę miasta.

Dotarliście wreszcie do ruin spalonej osady. Obozuje tu pokaźna armia pod karmazynowo-czarnymi sztandarami, skupiająca w sobie dzikich nomadów z Khuresh, tutejszych Indów oraz kilka band najemników z Arabii. Mają wśród swoich szeregów bombardy, jakieś dziwne wagony oraz działa, a także bojowe słonie wyposażone w pawilony na których siedzą łucznicy albo działonowi z falkonetami. Zbierają się do wymarszu na miasto Kausambi.

[ Njambe NGoma ]
- Poczekajmy - mówię cicho - może oni pójść i wtedy my wejść do osada?

Staram się przybrać taką pozycję, by mieć wgląd na wioskę i jednocześnie być dobrze ukrytym. Interesujące są te wybuchowe kije. A może... gdyby utrzeć kij na proszek, byłby wybuchowy proszek? Przydatne. Dzielę się swoimi spostrzeżeniami z Ragnim.

- Można utrzeć te wybuchowe kije na proszek?

[ Ragni ]
-Po co? Wybucha to co się wsypuje do "kija" a nie sam kij. Dobra. Możemy sprawdzić wiochę. Byle nie za długo.

[ Njambe NGoma ]
- Co wsadzać do kija?

[ Ragni ]
-Proch... czarny proszek. To on wybucha i wyrzuca kulę na zewnątrz raniąc tym w których się wymierzy. To proste, ale wyjaśnianie czemu tak jest może troche zająć.

[ Njambe NGoma ]
- Czarny proszek? Hmmm... muszę go mieć.

[ Ragni ]
-Tylko z nim ostrożnie trzeba, bo jak zrobi bum to może ci łeb urwać.

[ Njambe NGoma ]
- Ja nie być niegrzeczny. Ja nie umrzeć.

[ Ragni ]
- No to jak będziesz grzeczny to proch ci łba nie urwie.

[ Mistrz ]
- Zamknijta mordy i mówta, co czynita. Wracamy do wodza?

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową. Widać trochę im potrwa to zbieranie się z wioski.

- Idźmy. Szybki ty. Popatrzeć nie dajesz. Idźmy.

Wracamy tą samą drogą. Idę za Ragnim.

[ Ragni ]
Spojrzałem na zielonego, a potem na czarnego.

-Aha... najlepiej wracać. Wiemy co chceliśmy wiedzieć.

Ruszam w drogę powrotną.

[ Mistrz ]
Udaliście się w powrotną drogę, nie niepokojeni ani nie zauważeni przez nikogo. Wkrótce dołączyliście do waszych i złożyliście raport na ręce Schwarza.

Ten głęboko zastanowił się.

- Wygląda na to, że ktoś zebrał tą koalicję wojsk pod jednym sztandarem i uderzył na Kausambi w bliżej nieznanym celu. Zastanawiam się... nie przejdziemy niezauważeni w takiej liczbie. Być może uda nam się poprzeć jedną ze stron w nadchodzącej bitwie. Do kogo radzicie przystąpić?

[ Njambe NGoma ]
- Nie można mówić z atakującymi? Może oni nas puścić bez walki dalej? A jak nie, to my ich zabić.

[ Ragni ]
- Wiecie... najlepiej by było poczekać aż się wyłuką i wtedy przejechać po pozostałościach. Widać że siły miasta już się zaczęły gotować do walki, bo mają partyzantkę, ale to może też oznaczać że cieńko przędą.
Zastanawiam się chwilę.
-Co miejscowi mówili o mieście? Dobrego mają tam władce?

[ Mistrz ]
- Podobno rządzi nimi jakiś maharaja który własnoręcznie odparł atak południowo-zachodniej dynastii Rajputów Soolankhi kiedy ta jeszcze istniała. Rządzi swym miastem-państwem i przyległymi terenami już od dekady. Ma silną armię złożoną z różnych plemion Indów oraz mieszczan z poboru.

- Raja Schwarz, my znamy sztandar najeźdźca. To Subadar. Akhbar Subadar, wielki zdobywca i król nomadów którzy od wieków przemierzają ziemie między Górami Płaczu a Królestwami Indu. Wędrowcy z dalekiej Arabii zaszczepili w nim wiarę w Ormazda i teraz prowadzi on Jihad.

[ Njambe NGoma ]
- Hmmmm... możemy bronić miasta i zabić wielkiego zdobywcę. Silna dusza. Jak my uderzyć na miasto, to tam dużo bogactwa pewno.

Wyciągam ręce jakby były szalami.

- Bogactwo, władca, władca, bogactwo. Trudny wybór.

[ Ragni ]
Wzruszyłem ramionami.
-Możemy też zaatakować z nienacka od boku jak oblężenie będzie już rozłożone. Mnie się nie podobają podboje tylko dla podboju i łupienia samego w sobie. Byłbym za obroną miasta.
 
Stalowy jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:16   #53
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
[ Mistrz ]
- Jo toć byłbych za zpustoszeniem miastka. E to narombać siem można, nażreć w chuj i ten, no, złotem sakiewki upełnić. - odparł Gomog Rzezitasak. Kmix poparł go ochoczo.

Halldor zastanowił się.

- Wprawdzie w krwi mego ludu wpisany jest najazd, bitwa i łupienie, to tym razem zdecydowanie lepiej nie robić sobie wrogów pośród tubylców. A i ten Ormazd to bóg obcy. Jeśli Ind padnie pod nim, kto daje gwarant, że nie będzie chciał więcej? Żaden Norsmen służyć pod bogiem piachu i niewolnictwa nie godny.

- Tak, z tym się zgodzę. Imperium za dawnych lat prowadziło odwetowe krucjaty na arabskie państwo które dopuściło się zbrodni podczas najazdu na Estalię i zagarniania mórz. Nie można dopuścić do rozprzestrzeniania się tej ich fundamentalnej, totalnej wiary. Potraktujmy to jako naszą krucjatę. Dołączymy do Kausambi i odeprzemy tego Subadara.

[ Njambe NGoma ]
- Dopilnujcie by zdobywca nie umrzeć zbyt szybko. I wy wołać mnie prędko. Ja muszę z nim mówić.

Coraz lepiej mi idzie mówienie w języku tych ludzi. Dobrze...

- Idziemy do miasta, czy my atakować z boku jak mówił Ragni?

[ Ragni ]
Pokręciłem głową.

-Atak z boku ma sens tylko wtedy gdy będziemy pewni że ich weźmiemy z zaskoczenia i zmasakrujemy do reszty albo że obrońcy wyjdą z murów i wspomogą nas. Inaczej lepiej wbić się do miasta i użyć naszej wiedzy do zrobienia z atakujących sieczki.

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową

- Tylko, żeby Subadar nie uciekł jak już zabijemy jego mężczyzn.

[ Mistrz ]
Wkrótce, ekspedycja ruszyła dalej, gotując się do bitwy. Przekroczyliście jakoś rzekę i stanęliście w delcie.

Trafiliście na wielką polanę otoczoną zalesionymi wzgórzami, przeciętą przez główny trakt między spaloną osadą a miastem. Na przeciwległych krańcach tej doliny stanęły wielkie armie. Najwidoczniej Rajputowie z Kausambi zdecydowali się pierwej wydać bitwę Subadarczykom w polu niźli siedzieć za murami miasta.

Do sił Subadara dołączyła kolejna, mniejsza armia podjazdowa ze wschodu oraz odwody zostawione z tyłu. Ich liczebność i uzbrojenie przytłaczało.

Schwarz wysłał emisariuszy do maharajy i już wkrótce stanęliście pospołu z Indami. Bitwa rozpoczęła się, kiedy obie armie zbliżyły się i zaczęły ostrzał płonącymi strzałami. Zaraz potem w ruch poszły prymitywne piszczały oraz niecelny ogień machin oblężniczych.

[ Njambe NGoma ]
Podskakuję w skocznym tańcu wybijając na bębnkach rytm i wykrzykując słowa Umbry. Proszę duchy o wsparcie i protekcję [Dobre voodoo]. Potrząsam włócznią i wykrzykuję obelgi w stronę przeciwników. W narzeczu Ebonów wyzywam ich od kurw i hipopotanich kup. Nie to żeby mnie rozumieli. Ale może odczytają o co mi chodzi z intonacji głosu. Jeśli dojdzie do starcia pilnuję by nie być w pierwszym rzędzie. Pierwszy rząd zawsze umiera.

[ Ragni ]
- No Ngoma.. wygląda na to że dzisiaj Halldor i kapitan sobie u naszego boku nie powalczą. Szykuj się na ciężką bitwę i nie szczędź tych swoich szamańskich tańców na pierdzielonych fanatyków.
Przyszykowałem swoją zwykłą kuszę i zacząłem ostrzeliwać pozycje wroga przed konfrontacją. Trzymam się blisko Gomoga, gdyż może być on świetną podporą w walce.

[ Mistrz ]
NGoma spowił swe ciało mocą dobrych duchów. Wszędzie wokół spadają już normalne strzały, obie strony nie tracą czasu na podpalone. I jest źle. Wrogowie są gorszymi łucznikami, ale jest ich zaiste mnóstwo, szczególnie konnych i Arabów. Indowie padają jak muchy, wielu waszych również. Kausambijczycy i Asurowie odgryzają się dużo celniej, ale jest ich niewielu.

Nie było wyboru. Musieliście atakować atakujących. Armia Rajputów ruszyła forsownym marszem pod deszczem strzał i kul, zostawiając jedynie luźne, rozproszone formacje łuczników za sobą do osłony.

Słonie i oszczepnicy ruszyli naprzód po obu stronach. W powietrzach zaczęły fruwać cięższe, mordercze pociski. Z lewej flanki nadjeżdża potężna ciżba Turkomanów, formując krąg strzelecki i zasypując Indów strzałami. Z waszej, prawej flanki nadjeżdżają natomiast ciężko opancerzeni Arabowie z formacji Ghulam - fanatycznych, zniewolonych wojowników.

[ Njambe NGoma ]
- Hu hu hu ha! Hu hu hu HA!

Proszę duchy strachu by użyczyły mi swoją twarz na tę chwilę. Wygrywam bębnkiem niepokojący rytm i pochylam się. W miarę kolejnym uderzeń poruszam barkami podnosząc się powoli i miarowo. Zgodnie z rytmem. Zgodnie z biciem serca. Niechaj ma twarz będzie maską strachu.

[ Ragni ]
-Ngoma! Pierdolnij jakiegoś straszliwego czara, bo ta konnica nas stratuje!
Przełądowuję kuszę i korzystając z osłony piechociaży zaczynam ostrzeliwać Ghulamów. Niech ich cholera pochłonie. Przypomina mi się potyczka z pustynnym diabłem.
Wyszczerzyłem zęby.
Pokonałem wysłannika pustyni, pokonam i te pustynne człeczyny.

[ Mistrz ]
Wkrótce, słonie starły się ze sobą i opozycyjną piechotą w straszliwym zgiełku. Nigdy nie widzieliście takiej furii i masakry jak w wykonaniu tych bestii, podjudzanych przez swych jeźdźców.

Ghulamowie ostrzelali was masą strzał i ruszyli z lancami do szarży, szykiem w płot. Schwarz szybko postawił szeregi strzelców. Tuż przed uderzeniem jazdy, odpalili potężną salwę z kusz, łuków, pistoletów i rusznic, masakrując i dziesiątkując jazdę. Dalsze szyki tratowały siebie nawzajem i mieszały ze sobą. Natarliście na nich z ogłuszającym rykiem, tnąc, waląc i strzelając.

Wy, Kmix i Gomog skupiliście wokół siebie garść ludzi i prowadzicie atak z flanki, ścinając chorążego Ghulamów ale ci dalej walczą zajadle, fanatycznie.

[ Njambe NGoma ]
Fanatycznie czy nie, czują ból. Dlatego zsyłam na nich duchy bólu. Wzywam jednego za drugim posyłając je na swoich przeciwników. Jeśli, któryś się zbliży zbyt blisko, traktuję go Sztandarem. Włócznie trzymam w lewej dłoni. Z niej na razie nie korzystam.

[ Ragni ]
Zmieniam broń na Prawodawcę i pokazuję fanatykom że z nami nie ma żartów. Staram się też po raz kolejny dopatrzeć się jakiejś porzuconej tarczy.

[ Mistrz ]
Zdobyliście w tym całym zgiełku jakieś lekkie, sfatygowane nieco tarcze oraz puginały. Lepsze to, niż nic.

Odpieracie wrogie ataki. Nawet desperacka szarża strzeleckich Ghulamów nic nie wskórała. Walczyli do samego końca, w pełnym okrążeniu. Wśród nich był jakiś wielki fechtmistrz, dzierżący wielostrzałowy pistolet oraz jakąś brutalną, ciężką szablicę. Padł z rąk Gomoga i Kmixa.

Starcie na przedpolach dobiegło końca. Większość wrogich słoni dogorywała. Kausambijskie okazały się być mistrzowsko wyszkolone i prowadzone. Rozjuszone bestie zdziesiątkowały szeregi arabskich oszczepników i strzelców z piszczałami.

Turkomani natomiast zostali wsparci przez innych konnych łuczników i dosłownie zdziesiątkowali swym ostrzałem oraz szarżami oddziały Afari i Beja, tracąc przy tym tylko niewielu ludzi od oszczepów.

Dalekosiężny ostrzał łuczników trwa. Szczęśliwym łupem zapalających strzał padła wroga katapulta, która spłonęła do szczętu, oraz wielka bombarda której zapasy prochu eksplodowały.

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya! - krzyczę widząc wybuchy - Czarny proszek! Walczmy dalej. Dużo dusz się dziś będzie błąkać!

Skoro na naszej flance jest w miarę spokojnie, kieruję swe spojrzenia na dalsze formacje wroga.

- Może my wbić się głęboko tam!? - wskazuję tylnie pozycje, gdzie stoją pozostałe maszyny.

[ Ragni ]
-Dobry pomysł. Może uda się przejąć jakąś i użyj jej na naszych przeciwnikach! Tylko musimy ostrożnie, aby nas nie wyczaili!

[ Mistrz ]
Nacieracie dalej. Ku wam kierują się już kolejne wrogie formacje pieszych i konnych Khureshian oraz Dolgańskich jeźdźców. Deszcz strzał sypie się na was z nieba. Nad waszymi głowami przemknęły niecelne kule z bombard. Wrogowie widzą was i chcą zgnieść nim namieszacie zbyt dużo.

Turkomani i Khureshianie zostali zatrzymani przez skoncentrowany opór poborowych i Bharatów. W tym czasie, słonie, oszczepnicy i miecznicy starli się frontalnie z arabską piechotą, krasnoludami z Kitsevara i Subadarskimi trepami.

[ Ragni ]
-Dalej ludzie! Napierdalać! - powrzaskuję na żołnierzy dla dodania animuszu - Miecze im w oczy! Dzidy w nery! Kije w oczy!
Nasi towarzysze są dobrze wyszkoleni więc nie ma co próbować ustawić ich w formację. Zasłaniając sie tarczą nacieram aby kolejnych przeciwników wdeptać w ziemię.

[ Njambe NGoma ]
- HAAAAAAAAAAAAA!

Krzyczę na wrogów. Zaczynam się zanosić śmiechem. Ich śmierć mnie raduje. Papa Legba przemawia przez moje ciało. Domaga się kukiełek!

- DUSZE DLA PAPA LEGBY! HAAAAAAAAAAAAAAAAAHHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA!

Zmieniam taktykę natarcia. Pozbywam się włóczni rzucając ją w pierwszego lepszego jeźdzcę. A następnie szarżuję na następnego znikając w Umbrze tuż przed tym jak się zetrzemy. Gdy już przez niego przeniknę, wychodzę z Umbry zadając mu cios w plecy. Jesli to się uda, odwracam się do następnego. Niech wrogowie zobaczą cuda z południowego lądu. Niech zadrża w strachu przed mchawi! Niech drżą przed wujaszkiem Ngomą. Niechaj drżą przed Papa Legbą!

[ Mistrz ]
Starcie trwa. Tracicie tym razem sporo ludzi, ale wroga kawaleria grzęznie i zostaje przez was otoczona. Uciekają jedynie niedobitki. Dolganów wycięliście w pień. I dobrze. Przeklęci pół-Kurganie przyleźli tu ze stepów prosto po śmierć. Uciekających konnych Khureshian zmietliście huraganowym ogniem.

Wtem jednak starliście się z siłami konnych ochroniarzy, pośród których był sam emir-khan, Akhbar Subadar. Wspierała go Khureshiańska piechota i konni gwardziści Khana. Natarcie to było zaiste potężne i w mig zmasakrowało waszych Indów z Surpana oraz część Staroświatowców. Asurowie trzymają się twardo dzięki swym pikom i pawężom.

Uwikłaliście się w starcie z grupą wrogich żołnierzy, lecz mieliście nad nimi przewagę inicjatywy.

Celny ogień łuczników zniszczył kolejną, tym razem monstrualną bombardę. W centrum starcie przeszło na korzyść Kausambi. Za cenę ostatnich słoni oraz rozbitych grup oszczepników, rozproszono i zmasakrowano lwia część arabskich toporników, tarczowników i poborowych. W powstałe wyrwy wpadli rozszalali miecznicy oraz elitarna, szlachecka jazda Kshatriya.

[ Njambe NGoma ]
Staję pewnie patrząc wybałuszonymi oczami na przeciwników. To jednak nie zdziwienie - spojrzeniu towarzyszy szeroki uśmiech. Przeciągam w powietrzu powoli Sztandarem mierząc każdego z nich i szepcąc słowa z Umbry. Przyzywam duchy bólu by rzuciły się na Rumaka i jednego ze zbójów (numer 3).

[ Ragni ]
Rzuciłem się z prawodawcą na zawadiakę dosiadającego konia.
-Ej ty! Wpierdol chcesz?!
Doskoczyłem do konnego ale zamiast lać jeźdźca wdzieliłem pałą konia po nogach.

[ Mistrz ]
Duchy Bólu zaiste sprawiły piekielny ból swoim celom (rumak: 6, trzeci zbój: 8). Zaraz potem uderzył Ragni ze swym buzdyganem, gromiąc nogi rumaka (8). Zdychający z bólu koń padł, zrzucając swojego jeźdźca na ziemię.

Gomog zaszarżował, zmiatając po drodze słabszego przeciwnika ostrzem wielkiego tasaka (11). Człowiek nie miał szans i poleciał gdzieś na bok, ciągnąc za sobą smugę krwi. W tym czasie Kmix wymierzył ze swego refleksyjnego łuku i posłał celną strzałę w rannego zbójcę (10). Strzała ta przebiła jego czaszkę i zakończyła życie.

Łucznicy ostrzelali was ze swych łuków. Strzała jednego z nich wbiła się w tarczę Ragniego, druga chybiła. Pozostałe zbiry rzuciły się do bicia łamignatami, próbując bezskutecznie pobić Gomoga. Zawadiaka zerwał się z ziemi.

[ Njambe NGoma ]
Szarżuję na zbója z łukiem (nr1). Robię szeroki zamach Sztandarem by wpakować go gdzieś w okolice jego karku.

[ Ragni ]
-Leżeć psie! Leżeć mówię!
Wykonałem fintę dla zmyły po czym przyładowałem zawadiace cios z góry.

[ Mistrz ]
Bitwa idzie wybitnie po waszej myśli. Turkomani i Khureshianie ugrzęźli na Bharatach i poborowych, podczas gdy miecznicy i Kshatriya dosłownie zmasakrowali praktycznie wszystkich Arabów w centrum - włącznie z Naffatun i łucznikami. Część wpadła na zaplecze i wysiekła obsługę wrogich machin oblężniczych, przejmując działony i kierując ich ogień na zdezorientowanych wrogów. W zasadzie tylko żołnierze subadarscy i khureshiańscy topornicy trzymali się twardo.

Subadar ściągnął swoje ostatnie odwody - mieszane bandy spieszonych jeźdźców. Brak koni sugeruje, że są to jakieś niedobitki, świeży werbunek albo rozbitkowie po nieudanej przeprawie. Sytuacja dla niego jest krytyczna, skoro ściągnął ich na pole bitwy. Nowo przybyłe wojska uderzyły w centrum.

Wracając do was, NGoma ciął Sztandarem Tlaqua swojego przeciwnika przez łeb (7). W tym czasie Ragni skutecznie zmylił szermierza fintą i trzasnął mu w głowę Prawodawcą (9).

Kmix postrzelił zawadiakę w plecy (11), zabijając go na miejscu. Gomog ciął tasakiem łeb zbira (9), ścinając go natychmiast. Potem chlasnął drugiego tak potężnie, że rozciął go od głowy po pas (25).

Zbójcy rzucili się na was z tarczami i mieczami, lecz tylko cios wymierzony w NGomę był celny - acz sparowany.

[ Ragni ]
-Nie no panowie... - jeb - nie musicie się aż tak - jeb fatygować.
Zasypałem gradem ciosów drugiego ze zbójów.

[ Njambe NGoma ]
Zaciskam mocno zęby i uderzam zbója, który na mnie zaszarżował. Z całej siły. Tak żeby tasak sięgnął serca! Papa Legba tego chce!

[ Mistrz ]
Ragni, jeden z Twoich ciosów wylądował na wrogiej tarczy, lecz drugi ugodził go solidnie (7). Natomiast atak NGomy spotkał się z zajadłą obroną.

Kmix trafił rannego wroga idealnie w jedną z nóg (9). Cios wywołał fontannę krwi i agonalną śmierć.

Gomog uderzył ponownie. Pierwszy cios grzmotnął w ziemię, ale drugi był idealnie celny (01), ścinając gładko czereb wroga (23).

Zebraliście się do kupy i natarliście na kolejnych wrogów. Wkrótce znienacka opadliście na obstawę tego Akhbara i przyczyniliście się do jej zagłady. Niestety Subadar zbiegł na swym wierzchowcu, aczkolwiek ranny. Wkrótce potem, jego konni gwardziści poszli do piekła albo w rozsypkę, podobnie jak piesi Khureshianie. Wsparliście pełną siłą centrum, uderzając na spieszonych z flanki. Szybko wycięto te prowizoryczne oddziały. Rozbito także ostatnich żołnierzy subadarskich i Khureshian.

Na poborowych uderzyła kolejna szarża, tym razem wsparta przez Khureshiańskich lansjerów. Poborowi zostali zmasakrowani, ale jeźdźcy ponieśli duże straty i zmuszeni byli odpuścić - chociażby dlatego, że Subadar swoim rogiem dał znak do odwrotu. To uratowało to, co zostało z waszej armii (a w szczególności siły Bharat).

Zginęło mnóstwo ludzi po obu stronach. Wroga armia z pewnością straciła grubo ponad połowę ludzi i wszystkie machiny. Straty Indów były mniejsze, ale procentowo bardzo wysokie. U was podobnie, albo i gorzej.

Ale, bitwa o Kausambi była wygrana.

[ Njambe NGoma ]
- Gonić gonić!

Wymachuję tasakiem w powietrzu.

- Papa Legba chce ich dusze! Gonić!

Nasłuchuję też co mają mi duchy do powiedzenia. Wyczuwałem tu wcześniej działanie wrogich vizuki. Muszę wiedzieć kto je wzywał. A może są tu gdzieś duchowe przedmioty? Subadara i tak już nie dogonię.

[ Ragni ]
-Uspokój się Ngoma.. już po bitwie. Zanim wrócimy do naszych lepiej zobaczmy czy nie ma tutaj czegoś wartościowego pośród tych wszystkich ległych fanatyków.

[ Mistrz ]
Jak się okazało, głównymi użytkownikami magii były... krasnoludy. Równie plugawa co absurdalna rzecz, przywodząca na myśl zdrajców którzy zamieszkiwali Zharr-Naggrund. Ci jednak nie korzystali z mocy Chaosu, a z dziwnej, kapłańskiej magii oraz cathayskich sztuczek przejawiających się w tajemnej sztuce magicznych tatuaży. Nie udało się niestety zebrać żadnej duszy, jakby były one nietykalne.

Armia przegrupowała się. Nad pobojowisko nadciągnęły straże prowadzące grupy zbieraczy i grabarzy. Maharaja zaprosił delegację do pałacu w Kausambi. Schwarz rozmówił się z Rają, który dał mu pod dowództwo weteranów z bitwy plus spore posiłki w postaci kolejnej, mniejszej armii ściągniętej z prowincji. Z takimi siłami, kilka dni potem ruszyliście w pościg za Subadarem na północ.

Jak się okazało wkrótce, Jihad uderzył na niegdyś silne królestwo Kosala, zdobywając osady Nandi-Grama, Kusavati oraz Sravasti, a także miasto Ayodhya nad rzeką Sarayti. Odzyskaliście Nandi-Grama i Kusavati, głównie z pomocą tutejszych buntowników przeciwko religii Ormazda.

Oblegliście Ayodhya. Zaraz potem, Sravasti zbuntowało się. Z południa Kosali nadciągnęły silne wojska tutejszych Rajputów. Miasto zostało zdobyte dzięki dywersji i sabotażom ruchu oporu. Mimo to, stara armia Subadara uciekła na północ, zbierając po drodze rozproszone siły oraz odwody.

Ayodhya była ostatnim miejscem Szlaku Ramy. Tutaj Rama zaczął swą podróż. Szperając po bibliotekach, Schwarz i jego magowie oraz kapłani odnaleźli wskazówki co do świątyni Vishvakarmana. Znajduje się ona głęboko w górach, na szczycie Kailasa, na północ od miasta Alaka.

Rajputowie Kausambi zgodzili się na dalszą wyprawę, a król Kosala zaoferował wam mnóstwo zaopatrzenia oraz finansów na drogę. Wkrótce ruszyliście, spławiając się barkami w górę rzeki Sarayti. U podnóża gór zdecydowaliście się na krótki popas. Dzień wcześniej minęliście w oddali spaloną osadę Nepalakaksha. Zwiad odkrył, że zrobili to ludzie Subadara. Z jakiegoś powodu również maszerowali w góry.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:20   #54
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Góry Himalaya

Góry Himalaya


[ Mistrz ]
Minęło nieco czasu od kiedy wpłynęliście rzeką w Góry Himalaya. W zasadzie dużo czasu. Obładowane wojskiem, sprzętem i zapasami barki rzeczne płynące pod prąd wcale nie są takie szybkie, jakie mogły by być.

Wreszcie jednak dopłynęliście do wyższego, masywniejszego łańcucha górskiego, noszącego nazwę od jego szczytu - Kailasa, celu waszej ekspedycji.

U źródeł rzeki Sarayti zmuszeni byliście opuścić barki i brnąć przez kolejny dzień poprzez górskie szlaki aż do położonego na północ jeziora Manasa. Na jego drugim brzegu stoi warowne miasto Indów, Alaka.

Oblężone miasto. Siły służące pod sztandarem Akhbara Subadara prowadzą blokadę. Siły znacznie tęższe niźli ta banda niedobitków spod Kausambi. Subadar dosłownie z powietrza wytrzasnął kilkuset dodatkowych żołnierzy.

Oraz niewielką armię z Ogrzych Królestw, służącą pod sztandarem swego własnego Tyrana. Czyżby sojusz?

[ Njambe NGoma ]
Patrzę na Rzezitasaka i z powrotem na ogrzą armię.

- Twoi? Oni mówić z nami? I przejść na nasza strona?

To pytanie kieruję również do Schwartza.

[ Mistrz ]
- Nie moja plemię. Można sem pogadoć, alibo wpierdol tasakiem spuścić. Głodnym, a Ogry zawsze majom f chuj żarcia.

- Ogry to potężni przeciwnicy, szczególnie ci z Gór Płaczu. Wolałbym mieć ich po swojej stronie, albo żeby chociaż odpuścili.

- Oni niem odpuszczom. Widzę żech ja znaki na ichnich sztandarach. Są na Wielkim Polowaniu. Grabiom, żrom, plądrujom, palom i biorom ludzi na mięso.

- Jedzą ludzi?

- A cożech myślał?

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową

- To tak jak na południu. Ludy o białych barwach zjadają inne plemiona. Ndiya. To dawać im siłę. Tak jak ja zjeść serce żaby. Mówmy z nimi. Jeśli oni są tak silni jak on - wskazuję dlugim palcem na Rzezitasaka - to my mieć kłopota i dłużej walczyć.

[ Ragni ]
-Hmmm... kurde.. przydałoby się na nich jakąś lawinę spuścić czy coś.
Patrzę na oblężenie ze skrzyżowanymi na piersi łapskami.
-Albo zgarnąć naprawdę dobrą broń miotającą. Nie wiemy też czy obrońcy się zdecydują uderzyć im na plecy, jak my zaatakujemy.

[ Mistrz ]
Schwarz wysłał zwiadowców, którzy wkrótce wrócili z raportem o liczebności i rodzajach wrogich wojsk. Zaraz potem Schwarz zdecydował się na wysłanie negocjatorów do sił Ogrów.

Ogry ich zabiły i zjadły. Na widoku, na drugim brzegu jeziora. To rozsierdziło waszego staroświeckiego kapitana. Za pomocą pocztowych gołębi porozumieliście się z obrońcami. W przypadku jakbyście dali radę przeprawić się przez jezioro i uderzyć na wrogów, oni zorganizują wycieczkę.

[ Njambe NGoma ]
- Złe te ogry. Zabijemy. Ja proponować zasadzka. Po cichu je w nocy zabić. Na polu walki my umierać szybko.

[ Ragni ]
Pokiwałem głową.
-Ngoma ma rację. Tutaj w otwartym polu zostaniemy zjedzeni, po prostu zjedzeni. Jeżeli uda nam się zrobić sabotaż czy coś bardziej namieszamy niż tłukąc się do ostatka.

[ Mistrz ]
- Macie jakiś pomysł jak przeprowadzić taką zasadzkę?

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową. Wskazuję na siebie, Kmixa, Ragniego i Asurów.

- My tam wejść i zanieść dużo czarny proszek. Dużo ognia i dymu, a my uciec. Wy wtedy atakować. Źle?

[ Ragni ]
-Powiem tak.. ich strażnikami są Gnoblary. My mamy najlepszego gnoblarskiego łowcę. Jeżeli wykończymy im czujki po cichu możemy ogrom zatruć żarcie, tylko czymś w cholerę mocnym, albo zabić im tyrana, wbijając mu dwuraka w tętnicę czy coś. Można też podpalić im magazyny, ewentualnie spalić im całe żarcie, wtedy wyżerać będą ludziom, co szybko sposoduje zerwanie sojuszu i wzajemną wyżynkę.

[ Mistrz ]
- Hm... można zastosować wszystkie wasze pomysły. Będziemy do tego potrzebowali podziału pracy i określenia, kiedy co ma się wydarzyć. Słucham propozycji.

[ Ragni ]
- Ngoma... znasz się na jakiś bardzo mocnych trutkach? Ewentualnie możesz im żarcie spalić swoim gorejącym wzrokiem. Na pewno mają tam masę alkoholu. Rozlejesz im na żarci i podpalisz. Ja albo ktoś równie silny możemy spróbować podkraść się do ich herszta i wbić mu w potylicę jakiś dziadowski szpikulec. Kmix mógłby pomóc nam wykończyć tamtych... no i nasi zwiadowcy mogliby też spróbować powyżynać po cichu ilu się tylko ich da lub spalić legowiska jak tylko zakończymy te najważniejsze części planu.

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową

- Mogę się zajmować zielonymi. Przejdę przez świat przodków i nikt mnie nie zobaczy. Elfy też mogą strzelać. Im więcej strażników upadnie tym lepiej. Potem zamordujemy ogry we śnie. Ndiya.

[ Ragni ]
-Gdybyśmy jeszcze mogli im podrzucić coś co by nastawiło ich wrogo do armi Subadara...

[ Njambe NGoma ]
- Martwi dużo mu nie zrobią.

[ Ragni ]
-Ale nie ma pewności że wszystkich wybijemy

[ Njambe NGoma ]
- Kilku nie zrobi różnicy. Boję się giganta.

[ Ragni ]
Pokiwałem głową.

-Nasi Zabójcy Trolli, jak już zjadają trolle na śniadanie to próbują mierzyć się z gigantami. Powiem tyle. Jeżeli gigant śpi, możemy mu spróbować wyłupać oczy dwuręcznym mieczem. To wystarczy aby go rozwścieczyć i wtedy rozniesie cały obóz.

[ Njambe NGoma ]
- Jak on śpi, mogę zabrać jego dusza.

[ Mistrz ]
- Więc działajcie. Zbiorę odpowiednich ludzi. Gomog i Halldor zostają. Kiedy dacie znak, poprowadzą na drugą stronę kolejne drużyny siepaczy którzy opadną na obozowisko Ogrów.

NGoma, korzystając z pomocy tubylców, zdobył spore garści tutejszych ziół które w nadmiarze robią problemy w żywym ustroju albo powodują gnicie jedzenia tudzież kwaśnienie wody. W sam raz na mały sabotaż.

Na skręconych naprędce tratwach przeprawiliście się pochmurnej nocy na drugą stronę. Z wami większość Asurów, kilkunastu ludzi z Indu i Starego Świata oraz Kmix. Teraz decyzją jest, co robicie najpierw i co kto robi - bo czasu na wszystko po kolei nie starczy.

[ Njambe NGoma ]
Kładę dłoń na ramieniu Ragniego.

- Będziesz musiał mówić wszystkim co mają robić. Najpierw wartownicy. Zabić i szybko wejść do obóz. Ja już tam będę. Ja zabić co niektórych zielonych.

[ Ragni ]
-Pamiętaj aby zająć się ich żarciem.
Skinąłem mu. Spojrzałem na Kmixa i asurów.
-Jesteście najlepsi jeżeli chodzi o podchody więc zajmiecie się zdejmowaniem strażników. Po cichu i nie narażajcie swojego życia. Kiedy pozbędziecie się strażników dacie znać i wtedy wchodzi reszta.
Wskazuję obóz.
-Jak będziecie zabierać się do likwidowania kolejnych ogrów musicie robić to absolutnie pewnie. Jeżeli któryś zdoła wrzasnąć obudzi cały obóz i będzie po nas, więc do zażynania niech biorą się najsilniejsi z najlepszą bronią.
Pogładziłem się po brodzie.
-Starajcie się trzymać z dala od zagród. Bestie mogą nas wywęszyć. Asurowie. Jeżeli zdłacie naszpikujcie ich łby strzałami. Na koniec oślepimy olbrzyma, a potem wycofamy się. Przy odrobinie szczęścia sam się wypierdzieli o coś a może nawet o obóz Subadara.

-I najważniejsze. Jeżeli coś pójdzie nie tak wycofujemy się. Nie jesteśmy armią z Karak Kadrin aby ich wszystkich wykociąć w otwartej walce.

Zastanowiłem się chwila.

-I będę potrzebować pomocy przy ubiciu herszta. Kto na ochotnika? - patrzę po zebranych

[ Njambe NGoma ]
Zaczynam odprawiać rytuał protekcji duchów [Dobre Voodoo]. Ich wsparcie to absolutna konieczność. A potem uśmiecha się do wszystkich i znikam w Umbrze. Kieruję się w stronę obozu. Nie zamierzam działać pochopnie. Najpierw spróbuję podpatrzeć kto stoi na warcie i jak gęsto są ustawieni strażnicy. Kto się kręci po obozie itp. Dopiero potem będę działać.

[ Mistrz ]
NGomie udało się bez większego problemu wzmocnić się mocą dobrych duchów i wejść w Umbrę. Z jego pomocą, wartownicy Gnoblarów zostali odosobnieni i zadźgani w prawie absolutnej ciszy.

Udało wam się zakraść do obozu, zatruć zapasy jedzenia oraz wody zielem spreparowanym przez szamana oraz zadźgać Mistrza Rzezi, głównego "kucharza" i kapłana Wielkiej Paszczy.

Niestety, zwietrzył was patrol Gnoblarów i Ogrów. Podniesiono alarm, mimo waszych starań. Starliście się w śmiertelnej walce z owym patrolem.

[ Njambe NGoma ]
Uśmiecham się podle i wzywam duchy bólu by rzuciły się na oba ogry. Następnie robię głęboki zamach i posyłam włócznię w jednego z łuczników gnoblarskich (nr 2). Siłą wymachu, aż przykucam i obserwuję efekt.

[ Ragni ]
-Kurwa - warknałem
Wycofanie się w takiej chwili nie wchodziło w grę, więc trzeba przynajmniej ubić patrol, aby nie było komu nas gonić.
Ewentualnie poczekać aż kapitan wleci tutaj z pozostałymi.
Wymierzyłem dwa ciosy w pierwszego z ogrów.

[ Mistrz ]
Ragni, Twoje ciosy opadły na łeb i lewą nogę Ogra z tarczą i tasakiem (7, 7), mimo jego prób parowania. Zaraz potem na obu Ogrów opadły Duchy Bólu (10, 7). Pierwszy ogr zapluł się juchą i padł krytycznie ranny. Nadmiar mocy magicznej przejawił się Aurą Wiedźmy, psując żarcie i trunki które Ogry niosą ze sobą.

Włócznia ugodziła Gnoblarskiego łucznika solidnie (5). Zaraz potem do akcji wszedł Kmix, posyłając dwie strzały ze swego łuku. Jedna chybiła sromotnie, ale druga ugodziła rannego w rękę (7), kończąc jego żywot.

Wrogi łucznik wypuścił strzałę w swego "zdradzieckiego" pobratymca, trafiając go (2).

Traperzy spróbowali zarzucić na was swe sieci, jednakże uniknęliście ich z łatwością. Wojownicy cisnęli w was włóczniami, równie mizernie. Ogr rzucił się szarżą na Ragniego, wymachując wielką maczugą. Krasnolud ledwo uniknął potężnego ciosu, który wstrząsnął ziemią.

[ Njambe NGoma ]
Szczerzę zęby w uśmiechu i sięgam po Sztandar. Następnie posyłam ogień zemsty na jednego z gnoblarskich traperów. To za te sieci.

[ Ragni ]
Wykonałem odskok w bok i rzuciłem się na ogra z kolejnym podwójnym atakiem.

[ Mistrz ]
NGoma, Twoja "próba" rzucenia czaru poskutkowała jedynie paroma kolorowymi iskrami z oczu.

Ragni zgrzmocił swoim buzdyganem nogi Ogra (6, 13). To wystarczyło, by zakończyć i jego życie.

Kmix ostrzelał kolejnego łucznika dwoma strzałami, wbijając je idealnie w oba oczodoły (4, 6).

Na polu bitwy przez nieudolność szamana i zły los pojawił się Demoniczny Posłaniec wprost z Eteru - Demoniczny Chochlik.

Dołączyli do was inni żołnierze z łodzi. Siły Gomoga i Halldora atakują obóz, korzystając w pełni z zamieszania. Obaj bohaterowie dołączyli do was.

Niestety, nachlany Gigant kieruje się właśnie w waszą stronę...

[ Njambe NGoma ]
Potrząsam głową zaskoczony nagłym orbotem sytuacji. Uderzam sztandarem w chochlika, a następnie poprawiam ogniem zemsty. Duchy mnie nie opuściły i to udowodnię!

[ Ragni ]
Gigant... Gigant...
Tylko kurde...

Chwyciłem w lewą dłoń Prawodawcę. Prawicą odpiąłem manierkę z piwem Bugmena, odtrąciłem, pociagnałem łyk, po czym zakorkowałem z powrotem i założyłem z powrotem na swoje miejsce. Chwyciłem buławę i ruszyłem w dalszy bój z narastającym przeświadczeniem zwycięstwa. Moim celem stał się najbliższy gnoblar.
Rozgrzewka przed olbrzymem.

[ Mistrz ]
NGoma dosłownie zgrzmocił nowo objawionego demona (10, 9) i natychmiast odesłał go wrzeszczącego z powrotem do Domeny Chaosu.

Ragni zmiótł jednego z Gnoblarskich wojowników (8). Halldor zaszarżował na drugiego, tnąc toporem (8). Kolejny z przeciwników został wyłączony z akcji. Gomog rzucił się na jednego z traperów, lecz jego cios jeno ugodził ziemię. Kmix ugodził Gnoblara kolejną parą strzał w oczy (6, 11). Traper próbował ciąć waszego Ogra, daremnie.

Olbrzym wbił się potężną szarżą między was, rycząc wściekle i waląc alkoholem jak wieloletni pijak. Jego cios o mało co nie zmiótł Gomoga.

[ Ragni ]
-Gomog! Walnij go w jaja! Tylko ty dosięgniesz! -ryknąłem entuzjastycznie.
Przepełniony euforią walki i tym że właśnie zmiotłem jednym ciosem zielonoskórego podbiegłem do olbrzyma i wraziłem mu ciosa.

[ Njambe NGoma ]
- I nie wracaj póki nie powiem!

Odwracam się w stronę olbrzyma, a oczy przybierają kształt spodków.

- Duu... Duuu Duuużeeee....

Opuszczam na moment broń i uderzam dwa razy w bębenek wyśpiewując kilka słów w języku Umbry. Okładam dużego człowieka klątwą ciała.

[ Mistrz ]
Klątwa szamana okazała się skuteczna. Na jakiś czas zdolności bojowe giganta zostały znacznie obniżone, zwiększając wasze szanse przeżycia niepomiernie. Zaraz potem zaszarżował Ragni, bijąc wekierą w kostkę olbrzyma (8).

Kmix ostrzelał ponownie dwoma strzałami. Trafiła tylko jedna w ostatniego Gnoblara, ale wystarczyła, by go ubić (8).

Gomog i Halldor, rycząc wściekle pospołu, rzucili się szarżą na nogi wielkiego stwora (9). Jedynie wielki tasak Ogra coś zdziałał, brodaty topór Norsa nie przebił grubej skóry skurwiela.

Ten, rozsierdzony nie na żarty, rozdaje razy po równo, lecz klątwa uratowała wam życie. Kmix pakuje kolejne strzały, które odbijają się bez efektu. Halldor rąbie w zapamiętaniu (6, 9), podobnie jak Gomog (2).

[ Njambe NGoma ]
Uśmiecham się i postępuję krok do tyłu... potem jeszcze kolejny. Jak olbrzym upadnie, nie chcę się znaleźć pod nim. A następnie nasyłam na niego duchy bólu.

- AAAAAAAAAIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII - wyję monotonnie ze wzniesionym ku górze tasakiem - AAAAAAAAAIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII!

Wybijam rytm bólu na skórze antylopy.

[ Ragni ]
-NA CHWAŁĘ KARAK ANKOR!!
Jeb.
-ZA MOJĄ STARĄ I MOJEGO STARSZEGO!
Jeb.

[ Mistrz ]
Jeden z ciosów Olbrzym sparował, ale inne, w tym magiczne, ugodziły go boleśnie (1, 9). Halldor ciął potężnie toporem pod kolano potwora (8). Olbrzym ryknął i padł na bok, zgniatając pod sobą kilku Gnoblarów i jakiegoś Ogra. Norsmen podbiegł do niego i wbił swój brodaty topór w jego czaszkę oburącz, rycząc wściekle (7). Łeb stwora został zmasakrowany, a Norsmen obryzgany krwią i mózgiem ofiary. Topór został w ranie, wyszczerbiony, spękany i nadłamany.

Nadeszła wkrótce reszta armii pod wodzą Schwarza. Z Alaka wypadła wycieczka, uniemożliwiając ogrom ucieczkę ani wsparcie ze strony subadarczyków. Wkrótce, za cenę wielu ludzi, zarąbano bestie Gorger, Yhetee, Szablokły oraz wszystkich Gnoblarów. Wkrótce potem, zniszczono Miotacz Śmieci oraz zakłuto potężnego Rhinoxa (który, rozjuszony sam przejechał się po Ograch, zabijając kilku, w tym Rzeźnika i Łowcę).

Subadar skierował na pomoc siły z plemion Lashkari, Gakhari i Turkoman, po czym przypuścił z drugiej strony szturm na miasto Alaka.

[ Ragni ]
-Świetna robota panowie. Ale mieliśmy zająć się jeszcze hersztem ogrów. Nie wiem w końcu kurde czy nasi go ubili czy nie. Mogliśmy chociaż użyć tego miotacza śmieci przeciw ludziom Subadara.
Rozglądam się po pobojowisku.

[ Njambe NGoma ]
Dziękuję duchom za pomoc i ściskam mocniej Sztandar.

- Papa Legba cały dzień będzie szyć kukiełkę z dużego człowieka! Cały dzień!

Ruszam w stronę pozostałych ogrów śmiejąc się potępieńczo. Niechaj poznają szaleństwo tego, który chadza po świecie martwych. Są duże ciałem, ale małe duchem. Ndiya!

- DUSZE DLA PAPA LEGBY!

[ Ragni ]
- BUAHAHAHAHAHA!

Ruszyłem za szamanem aby nie zostawiać go samego.

- ZBIERZEMY DZISIAJ CAŁE MNÓSTWO PAMIĄTEK!

[ Mistrz ]
Uderzyliście pełną siłą na wrogów, okrążając ich. Pożeracze Ludzi, zaprawieni najmici oraz działonowi ostrzelali was, zbierając krwawe żniwo. Potem poszły w ruch maczugi i tasaki. Wielu zginęło, ale wrogowie nie mieli zbytnich szans i padli jeden po drugim, razem z Bykami, Żelaznobrzuchami i Tyranem. Stosunkowo "tanim" kosztem wybiliście całe plemię z Ogrzych Królestw.

Zaraz potem, wasze siły wsparły wojska Alaka i rozbiły plemiennych którzy próbowali wesprzeć przedtem Ogrów. Wkrótce później przypuściliście atak z flanki na siły Subadara. Indowie starli się z Khureshianami, tarczownicy Bharat z siłami Jat i Pashtun, Kshatriya wpadli prosto na wrogą elitę - toporników Ghazi i gwardię emira-khana. W boju padli dwaj osobiści Szampierze Subadara, ratując życie swego wodza, oraz jego dwaj główni Oficerowie ze sztabu. Sami ubiliście przynajmniej trzech elitarnych Żołnierzy, dwóch Weteranów i jednego Sierżanta z sił zaprawionych w boju wojowników Ghazi.

Bitwa trwała prawie cały dzień na całej szerokości i długości doliny, w mieście, na jego murach, w obozach wroga i na jeziorze. Ponieśliście wielkie straty, ale wroga armia została złamana. Żaden Arab, Pashtun, Lashkar, Jat czy Khureshian nie uszedł z życiem. Większość Ghazi również padła, ale reszta, fanatycznie oddana sprawie Jihadu i swemu mistrzowi, odpuściła na jego rozkaz i wycofała się na północ, w stronę szczytu Kailasa.

Następne chwile przeznaczyliście na odpoczynek i świętowanie w Akala. Tutejszy maharaja nie szczędził wam nagród, zapasów i akomodacji. Wkrótce jednak, wasza armia ruszyła dalej na północ, ku szczytowi Kailasa - by tam wypełnić cel waszej ekspedycji i prawdopodobnie zwieńczyć tym całą Trzecią Wyprawę.

Od czasu bitwy pod Alaka minęło nieco czasu. Wasza ekspedycja spędziła go na lizaniu ran, a później na dalszej żmudnej wędrówce w mroźne górskie szczyty.

Nigdy w życiu nie spodziewaliście się, że ujrzycie tak wysokie, tak strome góry. Niektóre szczyty sięgają ponad chmury, jak te w Norsce, jednakże łańcuch Gór Kailasa jest dużo bardziej masywny. Nawet na wysoko położonych skalnych półkach i traktach widać niekończące się pasma skał wchodzące w poczet Gór Płaczu. Gór, gdzie istniało państwo Olbrzymów. Gór, gdzie rządzą Ogrze Królestwa. Gór niebezpiecznych a bogatych, o których powstało wiele legend.

Wasz korowód brnie przez wąskie przełęcze i pasterskie ścieżki, wychodzone przez tutejszych górali. Aż dziw, że żyją tutaj ludzie - nawet jeśli to twardzi Indowie którzy od przynajmniej dziesięcioleci zaznajomili się z tymi terenami. Teraz Schwarz zwerbował kilku z nich w charakterze przewodników i tłumaczy góralskiej gwary.

[ Ragni ]
Kolejna bitwa. Kolejny warkocz. Po powrocie do domu będę wyglądał jak weteran.

Zakutłany w swoje ciepłe odzienie zaznajamiam się z tymi nowymi górami. Wielkie jak ja pierdolę, potężne, masywne, groźne.
Tak. Czuję się prawie jak w domu.

-Nie zimno ci Njambe?

[ Njambe NGoma ]
- Tu być piękna pułapka - wskazuję szerokim zamachem góry - Te przejścia. Skały. Wszystko to można wziąć i nas ubić. Idziemy w paszczę lwa ubrani w liście sałaty.

Poprawiam pierścień na palcu przyglądając się jak pięknie błyszczy.

- Nie... tu być ciepło - uderzam się w pierś - W Umbrze o wiele zimniej. Ndiya.

[ Ragni ]
-Aha... heh...

Poprawiam swój szalik którym obwiązałem sobie szyję.

-Pomimo wszystko dobrze by było abyś założył coś na siebie jak dotrzemy do wyższych partii. Tam będzie śnieg i lód. Widziałeś kiedyś śnieg?

[ Njambe NGoma ]
Kręcę głową.

- Co mam założyć? Skóry? Założę jak będzie zimno. Teraz ciepło - wzruszam ramionami jakby to było oczywiste - Tobie nie ciepło?

Kraina dużych ludzi napawna mnie niepokojem. Dużych ludzi ciężko zabić i mają głupie dusze. Mimo wszystko idę za przewodnikami.

[ Ragni ]
Wzruszam ramionami.

-Dla mnie nie jest to męczący marsz więc nie jestem zgarzany tak jak spora część karawany. Urodziłem się w górach i ich duch jest we mnie. Chociaż przyznam się że Góry Szare nie są tak okazałe jak te.

[ Mistrz ]
Chwile, godziny i dni mijają w znoju górskiej podróży. Straciliście paru ludzi w zdradliwych pułapkach natury. Niektórzy spadli w przepaść pod zarwanym lub obsuniętym podłożem. Innych przygwoździła lawina skał, lodu i śniegu. Jeszcze inni padli, gdyż nie byli dość wytrzymali na coraz niższą temperaturę i coraz gorsze powietrze.

Wreszcie, widzicie swój cel. Górale mówią, że potężny szczyt ginący pośród chmur to Kailasa. Góra, która skrywa w sobie świątynię Vishvakarmana. Schwarz jest podekscytowany. Najwidoczniej wierzy, że wewnątrz otrzymacie nagrodę wieńczącą całą tą ekspedycję.

Jak się jednakoż szybko okazało, ten rejon nie jest wcale taki opuszczony. Prócz żyjących tutaj górali i zwierząt tropiciele odnaleźli ślady wielkiej ciżby ludzi, niszczącej wszystko na swej drodze. Pozostałości armii.

Podarte szmaty które zostawili za sobą oraz garść innych śmieci spędzają wam sen z powiek. To resztki armii emira-khana. Subadar chce czegoś od szczytu Kailasa. Czyżby chce splądrować świątynię?

Prócz tego, odnaleziono ślady dużo paskudniejszych istot - zielonoskórych. Migrujące plemię które trafiło tutaj całkiem niedawno, zwabione okazją mordu i łupu.

[ Njambe NGoma ]
- Zieloni... jak gnoblary. Jak Kmix. Twoi? - rzucam pytanie do Kmixa

Jednak odpowiedź nie jest taka ważna. Staram się rozpoznać atmosferę tego miejsca. Aurę. Powinowactwo z Umbrą. Jak wiele duchów krąży nad nami.

[ Ragni ]
Splunąłem na wieść o zielonych.
-No to pięknie. Ważne abyśmy się na nich nie natknęli. Ewentualnie może puścimy im na łby jakąś lawinę.
Zmarszczyłem czoło w zamyśleniu.
-Pomimo wszystko bardziej mnie niepokoją resztki armii tego skurwysyna. Jest ich znacznie mniej, co znaczy też że szybciej się przemieszczają. Gdyby udało nam się skrzyknąć kilku górali, abyśmy zrobili na nich zasadzkę.
 
Stalowy jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:22   #55
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Góry Himalaya

[ Mistrz ]
- Nie moja. To zielona o inna lico. Kurwie. Przybywajom z zachoda. Z Mrocznych Ziem. Gobliny, Orkowie, Czarni Orkowie. Złe, złe zielone. Nie trzymajom z Ogrami i nikim. W ich głupich łbach jeno tylko bitka.

Schwarz zastanowił się nad słowami Ragniego.

- Roześlę wici do tutejszych górali. Być może uda nam się zawiązać jakiś sojusz przeciwko orkom i nomadom. Nie możemy pozwolić, by te skurwiele odebrały nam naszą nagrodę sprzed nosa.

[ Ragni ]
-Jeszcze.... możemy spróbować fortelu i napuścić orków na nomadów. Nakopią do dupy amirowi, ale też to podwyższy ich morale. Najchętniej to bym właśnie spuścił im na łeb lawinę. Jeżeli zablokujemy sobie ścieżkę, to trudno. Odblokujemy. Ważne aby drani powstrzymać.

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową.

- Dziwny ten lud. Walka? Po co? Dla ziemi? Dla jedzenia? Dla młodych? Nie widzę sensu. Jak nie ma sensu to jest groźne.

Macham gwałtownie rękoma.

- Nie nie. Żadne lawiny. Ja mieć... złe przeczucie.

[ Ragni ]
-To upierdolić orkom herszta, aby się między sobą tłukli, zaś nomadom zrobić jakąś niespodziankę typu zasadzka.

[ Njambe NGoma ]
- My musieć się śpieszyć. Jeśli chcieć zatrzymać nomada. Może przewodnicy znać jakieś skróty? Tajemne ścieżki. Wszędzie są. Nawet na sawannie gdy równina jak okiem sięgnąć, są ukryte ścieżki.

[ Ragni ]
-Problem w tym że tajemnymi ścieżkami nie może podążać armia. Tylko mała grupa może sprawnie się nimi przemieszczać.

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya - skinąłem głową - małe grupki. Zaskoczenie. Mord po zmroku. Krew na nożach. Trupy nad ranem. A zbielałe czaszki powitają podróżników.

[ Mistrz ]
- Mała grupa mogłaby też dostać się do tej siedziby bożka. - odparł Halldor - Zdobyć łup i powalić tych, którzy ośmielą się stanąć naprzeciw nas. Armia może w tym czasie powstrzymać wrogów.

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya!

Na potwierdzenie podskakuję kilkakrotnie uderzając w bębenek. TAM-TAMTAM-TAM-TAMTAMTAM.

- Mądrość i przeczucie. Siła w ramionach i ogień w sercu. A wrogom zimne ostrze.

[ Ragni ]
-Da da da daaaam! - zarzekłem - Tylko musimy wybrać najlepszych do tej roboty.
Przyłączyłem się do tańca szamana wystukując rytm na naramienniku z czaszki ogra.

[ Mistrz ]
Schwarz i Halldor spoglądają na was jak na idiotów. Kapitan chrząknął.

- Myślę, że można wysłać z wami Asurów i Norsmenów. Gomog i Kmix zostają ze mną. Muszę dowodzić tą armią podczas walki z zielonoskórymi i nomadami. Tylko nie rozkradnijcie światyni beze mnie!

[ Ragni ]
-O taak...
Uklęknąłem na jedno kolano i zgiąłem gwałtownie łapsko z zaciśniętą pięścią w geście zwycięstwa.
-Jeżeli dotrzemy przed nimi to zaufaj mi natrafią na tak dobrze umocniony korytarz, że nawet gdyby było ich dwustu kontra my to nie mają z nami szans!

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya. Więc idźmy. Niech ludzie gór znajdą nam drogę. Przodkowie chcą zobaczyć świątynię. Hmmm... wy mieć jakieś skóry na mnie?

[ Mistrz ]
- My Norsmeni zawsze mamy garść zapasowych futer. - odparł Halldor i przywołał jednego ze swoich ludzi. Już wkrótce, NGoma otrzymał futrzane okrycie. Śmierdziało, ale bardzo dobrze grzało.

Wkrótce, ruszyliście w kilkanaście osób. Najstarszy z towarzyszących wam górali, siwowłosy starzec o imieniu Rahiva, poprowadził was przez tajemne ścieżki. Zmuszeni byliście brnąć przez starodawne mosty grożące zawaleniem, wspinać się po linach po prawie pionowych skałach i pokonać setki zdradliwych stopni ciosanych w litej skale góry.

Na szczęście nie straciliście nikogo. W południe tego dnia, po kilku godzinach znoju, trafiliście na wielką, pokrytą głębokim śniegiem skalną półkę - a w zasadzie przedpole potężnej, kutej w skale świątyni zachęcającej wielkimi, rozpalonymi żarnikami. Czyżby ktoś tutaj mieszkał?

Nie było żadnego śladu, by ktoś tutaj przychodził.

[ Ragni ]
-Czyżby świątynia była zamieszkała? - zastanawiam się na głos, przyglądając podłożu.
Żadnych śladów. Podejrzane.
-A może to magia?

[ Njambe NGoma ]
Zamykam oczy i wdycham powietrze. Nasłuchuję głosów Umbry.

- Duchy tu słabe. Albo śpią.

Przestępuję z nogi na nogę. Głęboki śnieg nie należy do najlepszego podłoża po jakim mi przyszło chodzić. Wtulam się bardziej w futra.

- Idźmy. Nie ma co stać. Ty pierwszy.

[ Ragni ]
Skinąłem głową.
-Teraz wszyscy, ostrożnie. Nie wiadomo co też możemy tam znaleźć i jakie pułapki mogą tam być. No i ważne... jeżeli ktoś nam wjedzie na ogon z naszych wrogów, formacja jest taka: w korytarzu mur z tarcz i ostrzeliwujemy się z łuków, jasne?

[ Njambe NGoma ]
Idę za Ragnim

[ Mistrz ]
Zbliżyliście się do wielkich wrót świątyni, gdy okazało się, że te zostały siłą rozwarte na tyle, by spore istoty mogły się przez nie prześlizgnąć. W środku słychać odgłosy walki.

Zanim zdążyliście tam wejść, wpadliście w zasadzkę zielonoskórych, którzy wypadli dosłownie zza skał i spod śniegu. Wy wkroczyliście już do środka, zostawiając za sobą część ludzi.

Zostaliście otoczeni w przejściu przez zielonych z zewnątrz i od wewnątrz, od strony wielkiego hallu pełnego filarów i żarników. Wszędzie toczyły się walki między ludźmi a goblinoidami. Jak się okazuje, świątynię zamieszkują jacyś mnisi, którzy teraz jej bronią przed napastnikami.

[ Njambe NGoma ]
Szczerzę zęby.

- Małe zielone ludki... Poczujcie ból!

Zsyłam na dziwnego skakuna i jego jeźdzcę duchy bólu. Sam zaś miotam włócznią w drugiego goblina.

[ Ragni ]
Dobyłem natychmiast tarczy i buławy.
Zielonoskórzy...
Orkowie.
Plugawa rasa która z lubością napada na krasnoludzkie włości niszcząc, paląc i szabrując.
Jak ja ich nienawidzę. Jak ja ich nienawidzę...
-RAAAAAAAGH!! Baruk Khazad! Khazad ai-menu!
Ruszyłem do walki z orkiem rębaczem.

[ Mistrz ]
Na goblińskiego jeźdźca i jego "wierzchowca" opadły straszliwe Duchy Bólu, powodując istną masakrę - duchy natychmiast sprawiły, że ciała obu zielonoskórych zaczęły zwijać się w śmiertelnych spazmach i sczezły marnie (Zębacz - 11, Nocny Goblin/Zębaczowy Skakun - 8).

Ragni rzucił się na jednego z orków, waląc go buławą w rękę (7). Halldor rzucił się na goblina, tnąc zdobycznym jataganem (7). W odpowiedzi, posypały się na was strzały i dzidy zielonych. Jednak, dopiero cios włócznią wymierzony w Halldora miał szanse trafić - i zrobił to potężnie, tnąc grotem twarz Norsmena (4).

Ork na dziku zaszarżował na NGomę, roztrącając wszystkich po drodze. Ebon cudem uniknął szabel rozjuszonego zwierza oraz grotu włóczni. Ranny rębacz natomiast trzasnął siekaczem w tarczę krasnoluda.

Halldor zawył z wściekłości i ciął swoją szeroką szablą dwa razy, jednakże zwinny goblin, mimo poniesionej rany, uniknął obu ataków.

[ Ragni ]
Masz gnoju. Udław się! Udław się po stokroć ty i twoi plugawi bracia!
Wymierzyłem w orkowi cios w mordę.
Niech zobaczy co myślą o nim krasnoludzie.

[ Njambe NGoma ]
- AAAAAAAAAAIIIIIIIIIIIIIII!!!!!!!!!!

Rozpalam w oczach zielonkawy płomień. Niech przybierze na sile. Wyję miotając w jeźdźca warchlaka ogniem zemsty. Zaraz potem poprawiam uderzeniem Sztandaru. Niechaj szczeźnie dzięki mojemu voodoo.

[ Mistrz ]
Ragni, grzmotnąłeś orka w łeb, o mały włos nie kończąc jego żywota (4).

W tym czasie, płomienie duchów ogarnęły rękę jeźdźca. Zaraz potem nadszedł też cios tasakiem (3, 7). Ork aż ryknął z bólu.

Halldor zbił cios włóczni goblina swą tarczą. Strzały łuczników śmigają obok was. Rębacz, dzik i jeździec atakują - jednakże także tą turę wybroniliście się całkiem.

Na Halldora rzucił się z flanki zupełnie nowy przeciwnik - Nocny Goblin, miotający się w szalonych spazmach, wirujący wokół siebie wielką żelazną kulę na łańcuchu. Fanatyk jadący na grzybkach Szalonego Kapelusznika.

Halldor ledwo co uchylił się przed kulą. Ściął szybkim ciosem łeb goblińskiemu włócznikowi i zamierzył się drugim cięciem na fanatyka, pudłując.

[ Njambe NGoma ]
Nie wygaszam ognia. Spalam orka i zamierzam się Sztandarem na dzika. Staram się nie wejść w zasięg jego kłów.

- Wracaj do krainy wiecznych łowów głupie zwierzę! - wołam w narzeczu Ebonów - Pij krew na mej broni!

[ Ragni ]
-Zdychaj! Zdychaj!
Wyprowadziłem kolejny atak, mając nadzieję w końcu zatłuc cholernego orka i ruszyć na następnego.

[ Mistrz ]
NGoma spopielił orczego jeźdźca swoim vodou i ciął tasakiem poparzonego dzika (6). Zaraz potem Ragni rozbił czaszkę orczemu rębaczowi i rzucił się na stojącego obok łucznika, bijąc go w klatkę piersiową (5).

Orczy łucznik dobył siekacza i ciął Ragniego, lecz ten sparował cios swoją tarczą. Kolejna strzała przemknęła nad krasnoludzkim uchem.

Fanatyk trzasnął kulą w płytki podłogi pod Halldorem, a Olbrzymi Dzik bezskutecznie próbował stratować szamana. W odpowiedzi, Norsmen ciął goblina solidnie po łbie (6).

[ Njambe NGoma ]
Tnę raz jeszcze to biedne zwierzę. Niechaj jego duch odejdzie ku bezpieczniejszemu miejscu.

[ Ragni ]
-WPIERDOOOOOOL!
Wyprowadziłem na orka dwa solidne ciosy Prawodawcą.

[ Mistrz ]
Dzik okazał się być wyjątkowo odporny na ciosy (8). Mimo iż chwiał się na nogach, to nadal się trzymał. W tym czasie Ragni grzmotnął orka w łeb (6).

Tym razem wrogowie okazali się być efektywni. Wprawdzie siekacz zatrzymał się na obręczy krasnoludzkiej tarczy, to ten sam krzat dostał w plecy celną strzałą - która z brzękiem kolczugi odbiła się i upadła. Mimo to, ból pozostał i na pewno powstanie w tym miejscu siniak.

Dzik tym razem zahaczył swojego oponenta w amoku, rozcinając mu skórę na boku (1). Fanatyk grzmotnął zaś solidnie swą kulą Halldora w rękę (3). Wściekły Nors odciął się dosłownie, przynosząc ulgę ramionom fanatyka od ciężaru głowy.

[ Njambe NGoma ]
- HUHA! - Krzyczę - Walczysz do końca!

Uderzam ostatecznie. Raz a dobrze. Nie zastanawiając się więcej posyłam duchy bólu w ostatniego łucznika.

[ Ragni ]
-ŁUPS!
Wykonałem prosty, absolutnie pozbawiony finezji cios w łucznika, po czym ruszyłem na ostatniego z orasów.

[ Mistrz ]
Orczy łucznik skonał ze strzaskanymi żebrami. Krasnolud doskoczył do drugiego, który w międzyczasie porzucił łuk na rzecz siekacza.

NGoma urąbał przednią nogę dzika który wreszcie raczył odejść z tego świata. Spróbował wykorzystać swe vodou by okryć ostatniego wroga Duchami Bólu, jednakże złe vizuki przeklęły go i wystawiły na Wizje Chaosu.

Ork zaatakował siekaczem krasnoluda, który przyjął cios na tarczę. Na biodro zielonoskórego opadł w chwilę potem cios szablicy Fridrikssona (7).

[ Ragni ]
-Czas kończyć...
Odepchnałem orka ciosem tarczą, aby mieć miejsce, po czym zaatakowałem go z wyskoku.

[ Njambe NGoma ]
Padam na kolana trzymając się za głowę. Błądzę błędnym wzrokiem po całym pomieszczeniu wyjąc na przemian cicho i przerażająco głośno. Me oczy bowiem znalazły się w Umbrze bez ciała, a źrenice zwróciły się do siebie. Zajrzałem wgłąb swoje duszy, a dusza zajrzała we mnie i nim zdążyłem mrugnąć nieistniejącą powieką znalazłem się na omiatanej kolorowymi wiatrami pustynii, gdzie króluje brak porządku. Pustynia ta jednak nie była pustynią. Nie było tam bowiem piasku - jego miejsce zajął obłęd. Po obłędzie kroczyły zaś demony.
Trwało to dłuższą chwilę dla moich towarzyszy. Ja jednak spędziłem tam 44 dni, 44 godziny i 44 klepsydry. Wszystko bowiem zostało wyryte w mojej duszy.

[ Mistrz ]
Ragni, ork padł, uderzony mocno tarczą w korpus i buzdyganem w rękę. Dla pewności, Halldor jeszcze odrąbał mu jego plugawy łeb.

Walki dobiegły końca. Większość mnichów nie żyła lub dogorywała. Pochlastaliście jeszcze paru ostatnich goblinoidów z pomocą waszych ludzi, którzy oczyścili już przedpole świątyni.

Po głębszym spenetrowaniu odnaleźliście sanktuarium Vishvakarmana. Jest zapieczętowane. Halldor wspomniał o tym, by wysłać kogoś do Schwarza... albo ruszyć na bitwę, zostawiając tutaj straże.

Wtem jakaś dziwaczna, plugawa magiczna moc opadła na waszych towarzyszy, mrożąc ich w miejscu. Na środku hallu objawił się wam paskudny Pomniejszy Demon Chaosu - a przez teraz szerzej otwarte podmuchem wiatru wrota wjechało na koniach trzech Indów obnoszących się otwarcie z symbolami złej bogini Kali oraz Chaosu.

Poznajecie ich. To zbiegli liderzy kultu Kali z Tripuri.

- Precz! Sanktuarium Vishvakarmana jest nasze! Demonie, zabij ich! - krzyknął osobnik dzierżący kostur i otaczający siebie magią duchów. Wielki Szaman. Główny wódz i być może założyciel kultu Kali. - Kali dostanie swą nagrodę a my zakończymy pokutę umazani w waszej krwi!

[ Ragni ]
-Raczej zakończycie pokutę z własnymi chujami wciśniętymi głęboko we własne gardziele, chaośnickie wypierdki!
Odwarknąłem ruszając na demona w szaleńczej szarży.

[ Njambe NGoma ]
- Ha! Widziałem Ciebie - wskazuję długim palcem na wielkiego szamana - Papa Legba mówić, że ja zabrać twoja dusza! Ha ha! MUAHAHAHAHAhAHAHA

Wybucham szaleńczym śmiechem stawiając przed sobą znak strażniczy przyjaznych mi vizuki. Niech zaczną się zbierać i krążyć wokół. By je zwabić sięgam do sakiewki po ususzoną gałkę oczną.

[ Mistrz ]
Ragni zaszarżował na demona, który został wręcz sparaliżowany nagłą erupcją mocy Prawodawcy w formie świetlistej aury. Wystarczył jeden cios, by odesłać wrzeszczącego z bólu i strachu pomiota wprost w Domenę Chaosu.

NGoma wyrysował pod sobą znak strażniczy. Halldor chybił strzałą z łuku. Wielki Szaman wstrzymał swego wierzchowca i otoczył siebie aurą ochronnej magii duchów.

Pozostali dwaj ruszyli do przodu. Szef armii Tripuri wystrzelił z kuszy w Halldora, pudłując o włos. Szef straży zaszarżował na Ragniego, stukając kopytami konia o marmur posadzki. Strażnik Gór jednak słynął ze swej szybkości i przeturlał się po podłodze z dala od kopyt i wekiery wrogów.

Halldor porzucił łuk na rzecz tarczy i jatagana. Zaszarżował i chlasnął ostrzem konia strażnika (10).

[ Ragni ]
-Gdzie są teraz wasi bogowie?
Zwróciłem się do przeciwnika który śmiał tak bezczelnie spróbować mnie rozjchać.
Dwa ataki poleciały w jeźdźca (zapewne po nogach). Jak w końcu cwaniak będzie unikał na koniu?

[ Njambe NGoma ]
Przestaję się śmiać i patrzę złośliwie na szamana.

- No... - zwracam się do uwięzionego w duchowej sakwie kapłana Kali - przysłużysz się w końcu padlino... Twój opiekun uważa że jego voodoo być lepsze niż moje? MYLI SIĘ! Również otaczam się zaklęciem ochronnym. Wiara w moją moc zapewni mi zwycięstwo.

[ Mistrz ]
Jeździec sparował swoim buzdyganem cios Prawodawcy. Przynajmniej ten pierwszy. Drugi bowiem trzasnął go po nodze (6).

NGoma otoczył się podobnym zaklęciem ochronnym co magus Kali. Ten wściekł się i spróbował spopielić Ragniego Ogniem Zemsty - na szczęście, spopielił mu jedynie futrzaną narzutę. Ponadto jego kapryśni bogowie zdecydowali się go ukarać Nienaturalną Aurą która natychmiast spłoszyła jego wierzchowca oraz rumaka jego towarzysza, którzy próbowali teraz je opanować.

Halldor ciął dwa razy szablicą. Jeden cios nie przebił końskich ladrów, drugi natomiast okazał się morderczy (8), urąbując tylną nogę zwierza i posyłając strażnika na klepisko.

[ Njambe NGoma ]
Ujmuję pewniej włócznię i miotam ją w stronę szamana. Zaraz potem wchodzę do Umbry, znikając z tego świata z opętańczym śmiechem. Niedawno widziałem pustkowia chaosu. Uwolniło to ukryte pokłady szaleństwa...

[ Ragni ]
-Jest twój, Norsmenie.
Wykonałem nadkrasnoludzko szybki zwrót i z prędkością wystrzału z armaty i z podobnym impetem rzuciłem się na wrogiego szamana, uderzając jednak nie w niego, a w jego spanikowane zwierze. Ugodzone powinno jeszcze bardziej się rozszaleć i utrudnić przeciwnikowi używanie czarów.

[ Mistrz ]
Ragni, uderzyłeś pędzącego wierzchowca w głowę (7). To musiało boleć. NGoma cisnął w szamana włócznią, zachaczając grotem o jego bok (2).

Najmita opanował swojego rumaka i zaszarżował na krasnoluda z mieczem, tnąc ostro przez łeb (3).

Wielki Szaman bezskutecznie próbował opanować swojego konia. Natomiast strażnik zerwał się z ziemi i próbował uderzyć Halldora, lecz ten bez problemu uniknął ciosu i sam ciął szablą - chybiając.

[ Ragni ]
-Hej ho!
Skrzywiłem się od ciosu mieczem w łeb, ale to mnie nie powstrzyma przed wyeliminowaniem cholernego czarownika.
Wykorzystując zamieszanie wymierzyłem dwa ciosy w szamana.

[ Njambe NGoma ]
Podchodzę w Umbrze do Szamana i skaczę na niego gdy ten się szamocze z koniec zarzucając na jego szyję eteryczną pętlę [Uścisk Śmierci]. Syczę przy tym głosem duchów...

- Teraz będziesz się wić robaku Kali. A Papa Legba wyrucha twą Panią.

Słowa zaczerpinięte z portowych karczem w Marienburgu z pewnością wzbogaciły mój język.

[ Mistrz ]
Szaman próbował zbić ciosy Ragniego, daremnie (9, 4). Jego nogi zostały dosłownie zgruchotane. NGoma zakradł się za przeklętego czarorzucia, jednakże jego vodou chroniło go przed dowolnymi czarami czy duchami.

Przeciwnicy atakowali was za pomocą zaklęć, wierzchowców i broni - wytrwaliście mimo przeciwności. Halldor w odpowiedzi wbił prawie całe ostrze jataganu w klatę strażnika (15), kończąc jego żywot. Wyrwał ostrze z trupa i doskoczył do kolejnego wroga.

[ Ragni ]
-JEB!
Huknąłem głośno przywalając kolejne dwa razy szamanowi, który jeszcze długo nie pożyje najwyraźniej.

[ Njambe NGoma ]
- AWRRRR!

Odwracam się w stronę zbrojnego osłaniającego szamana. Na niego zarzucam pętlę prosząc wcześniej duchy o wsparcie [Uścisk Śmierci + splatanie magii]

[ Mistrz ]
Prawodawca strzaskał kolano i biodro Wielkiego Szamana, kończąc jego żywot szybko i boleśnie. Wierzchowiec rzucił się do ucieczki.

Mroczna magia opuściła hall. Zdezorientowani przez chwilę Asurowie i Norsmeni szybko się ogarnęli i posłali chmarę strzał. Większość trafiła uciekającego konia i jadącego na nim trupa. Zdychający wierzchowiec rozwalił się na podłodze.

NGoma zebrał moc, dopadając ostatniego żywego wyznawcę Kali i zaczął go dusić duchowym dotykiem (9).

Wierzchowiec próbował bronić swojego sparaliżowanego strachem pana, kopiąc krasnoluda w klatę - kopyto trzasnęło w tarczę, aż Ragni zachwiał się i o mało co nie upadł na plecy.

Halldor ciął rumaka jataganem (8, 4), zabijając zwierza i zwalając sparaliżowanego na podłogę.

[ Ragni ]
Podszedłem paroma długimi jak na krasnoluda krokami i przywaliłem ostatniemu z przeciwników Prawodawcą w jajca.
-Jak mówiłem kiepsko się dla was to skończy.

[ Njambe NGoma ]
Puszczam uścisk na zbrojnym i rzucam się w stronę leżącego na posadzce szamana. Może się uda jeszcze złapać jego duszę. Po drodze wychodzę z Umbry, a dopadając do truchła od razu wpycham w jego usta palec zbierając ślinę i krew, a drugą ręką rwąc chwytając za włosy.

- Nie... nie... nie odejdziesz... nie... Kurudi nyuma na roho ya ulimwengu huu - intonuję śpiewnie - Kurudi nyuma na roho ya ulimwengu huu.

[ Mistrz ]
NGoma szybko odpuścił z paraliżem i wyszedł z Umbry, dopadając do ciała szamana. Udało mu się porwać duszę przeciwnika, lecz złe vizuki chroniące tego skurwiela musiały Ciebie przekląć - wasze zapasy żywności i napitków poszły się walić po Wiedźmiej Aurze.

W tym czasie, Ragni trzasnął najmitę w krocze (3) boleśnie, aż zawył. Zaraz jednak zerwał się z podłogi i trzasnął mieczem, lecz cios spłynął po tarczy.

Halldor zaatakował, lecz jego ciosy zostały sparowane przez wrogą tarczę.

[ Ragni ]
Pokręciłem głową z wielkim niezadowoleniem.
Szybko wyprowadziłem fintę, po czym kolejny atak na klejnoty przeciwnika.
Nie wywinie się tak łatwo.

[ Njambe NGoma ]
- Ha! Ndiya! Hahahahahahamuahahahahahaha!

Zaczynam tańczyć dookoła ciała śmiejąc się szaleńczo.

- Muahahahahahahahahahahahahahahahahahahahahaha! Mam cię mam cię mam cię mam cię!

Zawiązuję w tańcu duchowy worek na pętelkę.

- Ndiya!

Krzyczę ostatni raz i przytupuję nogą. Nie interesuje mnie już walka. Wiele razy widziałem jak krasnolud się bije i dobrze wiem, że sobie poradzi. Ocieram z twarzy krople zimnego potu. Nawet nie wiem kiedy się tu pojawiły.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:27   #56
 
Stalowy's Avatar
 
Reputacja: 1 Stalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputacjęStalowy ma wspaniałą reputację
Epilog

Epilog


[ Mistrz ]
Uprzątnęliście hall, zebraliście broń, połataliście rany. Potężne odrzwia świątynii "obwarowaliście" barykadą zrobioną ze śmieci i trupów (szczególnie koni, dzika oraz orków). Czekaliście na wieści.

Goniec wrócił jakiś czas później z wieśćmi od samego Schwarza. Jak się okazało, bitwa była wielka. Po stronie ekspedycji stanęły dwa wielkie okoliczne plemiona górali oraz wiele mniejszych. Subadar zwerbował inne wielkie plemię oraz podobną liczbę pomniejszych. Zielonoskórych było sporo i mieli po swojej stronie przynajmniej jednego Olbrzyma oraz garść ogrzych oraz gnoblarskich najmitów.

Opowiedział wam koleje bitwy, która była niezwykle krwawa. Po wszystkich trzech stronach zginęło zaprawdę wielu. Armia zielonoskórych i ich pomagierów została prawdopodobnie wybita do nogi, gdyż była pośrodku i szybko została otoczona. Siły Subadara padły w długo później, głównie ze względu na mniejszą liczebność. Fanatyczni Ghazi (tak lekko jak i ciężkozbrojni) padli praktycznie co do jednego, zabierając ze sobą do grobu toporników Ghandara i świętych wojowników Kshatriya. Rozbity został oddział tarczowników Ghandara, zaś lekcy tarczownicy Bharat ponieśli ogromne straty. Jedynie pancerni oraz łucznicy Jaipur wyszli z tej bitwy obronną ręką. Nawet Staroświatowcy zostali przetrzebieni.

Akhbara Subadara i jego syna, Timura, uratował cud - na pole bitwy przybył drobny kontyngent dziwacznych elfów ubierających się na biało, jakby tutejszych. Wyrąbali sobie drogę wśród górali, zabrali rannych liderów i odeszli bogowie wiedzą gdzie, a resztka sił Subadara poszła się walić.

Asurowie wspominają coś o jakiś legendach. Dawniej, kiedy elfy "rządziły" światem, założyli kolonie w Królestwach Indu i w Górach Płaczu, z którymi stracili kontakt po powstaniu Chaosu. Później, na wierzch wypłynęła owa przypowieść o tym, że nie wszyscy kolonizatorzy zginęli. Część wyszła z tego z życiem i zaczęła się rozwijać w swym nowym domu, w całkowitej izolacji od świata. Mówi się na nich "śnieżne elfy".

Wkrótce, resztki ekspedycji dotarły do świątyni i Schwarz przebuszował przez Sanktuarium Vishvakarmana. Problem w tym, że Indowie wściekli się za to nie na żarty. Uznali to za świętokradztwo. Wywiązała się brutalna walka. Dobrze, że górale zdążyli odejść, gdyż zostalibyście wybici - a tak, zostało ledwo paru Asurów, Norsmeni i wy, za cenę wszystkich Indów.

Opuściliście te przeklęte góry i w blisko dwa tygodnie później, spławiając się w dół różnych rzek i odbywając krótkie wędrówki (przerywane okazyjnymi starciami z kotoludźmi), dotarliście do miasta-państwa Surpana...

[ Ragni ]
Idę w milczeniu.
Kolejna wyprawa zakończyła się wybiciem prawie do nogi ekspedycji, ale mamy to po co przybyliśmy i Schwarz zostanie naprawdę sławnym podróżnikiem. Ciekawe czy część tej sławy spływnie też na nas.
A może... a może sam kiedyś zostanę odkrywcą?
Dręczy mnie tylko jeszcze jedno pytanie.
-Schwarz... czy to co wzięliśmy stamtąd - pytam się go kiedy nikt nie słyszy - mamy dobrze ukryte? Wolałbym nie musieć się z nimi znowu tłuc.

[ Njambe NGoma ]
Dużo krwi zostało przelanej w tych górach. Wystarczyłoby, żeby je pomalować na szkarłat. Dużo moje oczy zobaczyły w tej wędrówce. Przodkowie są zadowoleni, choć otarli się o unicestwienie gdy stąpałem po pustyni chaosu. Tego nigdy nie zapomnę. Nie powinienem. To przestroga. Doskonale wiem co się stało z wrogim ludem z mych ziem. Wyznawcy Malala gryzą piach, a Papa Legba bawi się ich kukiełkami. Ja tak nie skończę...

- I co parszywy mchawi słabej bogini? - mówię jakby do siebie poklepując duchowy worek - Nie podołałeś zadaniu. Moje voodoo okazało się silniejsze. Jesteś mi winien posłuszeństwo. Ndiya...

W moim głosie słychać nutę szaleństwa i z pewnością dla niedowiarków takim się wydaję. Ja jednak doskonale wiem, że wokół mnie krążą duchy przodków, a w worku uwięzione są już trzy egzotyczne dusze. Jedyne co, to muszę nawiązać z nimi kontakt i zmusić do posłuszeństwa. Szczególnie tego nekromantę.

[ Mistrz ]
- Wszystko jest odpowiednio ukryte. - odparł Schwarz, nie dodając nic więcej.

Władze Surpana były skonsternowane utratą wszystkich swoich sił. Pojawiły się nieprzychylne i podejrzliwe głosy, ignorujące wasze dokonania i zniszczenie trzech armii które niosły ze sobą zniszczenie dla Królestw Indu.

Szybko przetransportowaliście swoje fanty na Vasta i, dokończywszy ostatnich handlowych transakcji, opuściliście port w pełnej sile czterech statków.

Nie trwało to długo jak wypłynęliście na pełne morze. Halldor zaofiarował pierwszej oficer pełen repertuar trofeów - włącznie z łbem Olbrzyma. Problem w tym, że kiedy to robił, był trochę podchmielony. Efektem tego był pokaźny, czerwony ślad dłoni na jego policzku i popsuty humor.

Wasza mała flota płynie. Minęliście wreszcie Wyspę Gwiazd, dokąd odbiła asurska galera, żegnając się z wami i życząc wam powodzenia.

Teraz w sile trzech statków - dwóch marienburskich pincke i jednego galeonu - płynęliście obładowani łupami, złotem i towarami na południowy zachód, poprzez archipelag Smoczych Wysp. Waszym celem były okolice wybrzeży Południowych Krain, które opłynąć musicie, by dotrzeć do Wielkiego Oceanu i Starego Świata.

[ Ragni ]
-Nie martw się chłopie - pocieszam Halldora - Następnym razem po prostu nie chlej zanim zaczniesz do niej gadać. Jeżeli chcesz to możemy się potrenować tłuczenie się po mordach, aby ci tą... odwagi ci dodać.
Poklepałem norsmena po ramieniu.
-Niedługo może nie być okazji, abyś zrobił to porządnie. Wiesz... ty wrócisz do Norski, a ona dalej będzie bosmanem... kto wie czy następnym razem nie poniesie jej aż do Lustrii... tego nowego świata hen na zachodzie za wielką wyspą szpiczastych.

[ Njambe NGoma ]
Wdycham słone morskie powietrze. Z zaskoczeniem stwierdzam, że czuję się dobrze niezależnie od tego gdzie jestem. Trwając w zadumie wpatruję się odległy horyzont.

- Halldor nie płynie z nami? Odwiedzę daleki świat, ale bez Halldora będzie smutno.

Odrywam załzawione od wiatru oczy i patrzę na towarzyszy szczerząc pożółkłe ale mocne zęby.

- Czuję jak coraz więcej vizuki zaczyna mnie słuchać. To dzięki wyprawie. Ja mieć przeczucie, że dłuuugo jeszcze podróżować.

[ Ragni ]
-Daj odpocząć NGoma... mieliśmy zaledwie miesiąc przerwy, a jedyne co wysłałem do domu to włócznię i tarczę chędożonego jaszczuroludzia. Muszę odwiedzić rodzinne strony i opowiedzieć co mnie spotkało w tym cholernym dalekim świecie.
Opieram się o burtę.
-Pierdolę... myślę że mam już zaklepane miejsce przy stole w Hallach Grungniego...

[ Njambe NGoma ]
- Ndiya! Zaprowadź mnie do twego ludu. Tam mnie nie było!

[ Ragni ]
Zastanawiam się dłuższą chwilę.

-To ciekawy pomysł... ale muszę ciebie uprzedzić że krasnoludy nie ufają magii. Gdybyś zaczął miotać swoje czary, albo opowiadać o chwytaniu dusz to nim byś się obejrzał nie miałbyś nóg, a mnie by wygnali za przyprowadzanie do domu takich typów jak ty.

Pogładziłem się po brodzie.

-Wiesz... słuchanie Duchów Przodków to jedno... ale zabawa cudzymi duszami to drugie... a tego drugiego krasnoludy śmiertelnie nie lubią.

[ Njambe NGoma ]
Wzruszam ramionami.

- Nie powiem. Nie utną nóg, a ty dalej mieć dom. Ale ja iść tam z tobą, a potem zabrać na inną wyprawę. Dużo świata do poznania. Przodkowe tak mówią.

[ Ragni ]
- Ano dużo... ażby się zdziwili ile. Myślę jednak że sporo wody w rzekach upłynie zanim Schwarz zorganizuje następną wyprawę. Ten czas mógłbyś w sumie spędzić u mnie w górach. Zaprawdę jest tam znacznie ciekawiej niż na nizinach i równinach. Co prawda jest tam u nas chłodno... co prawda pewnie nie tak jak w Norsce, ale i tak chłodno.
Westchnałem.
-Ale znajdziemy ci jakieś fajne wdzianko z owczej wełny i nie będziesz się musiał klimatem przejmować. Nauczymy cię grać w snotballa... może zabiorę cię nawet do krasnoludzkiego miasta z prawdziwego zdarzenia...

[ Njambe NGoma ]
Kiwam głową śmiejąc się.

- Świat duży a ja chcę zobaczyć wszystko! Ndiya!

Uderzam kilkakrotnie w bębenek.

[ Ragni ]
Macham ręką.

-Nie spiesz się tak. Mamy dużo czasu. Chyba nie jesteś jeszcze taki stary aby musieć się wszędzie spieszyć.

[ Njambe NGoma ]
- Jak będę umierał, odprawię taniec, który odprawiał wujek gdy umierał. Dobrze że mu przerwałem. Inaczej byłbym swoim wujkiem. Ndiya.

[ Ragni ]
-W sensie? Chciał się stać tobą?

[ Njambe NGoma ]
- Hmmm... ciężko powiedzieć to w waszym języku. On wejść tu - uderzam się w pierś - i ja być jego kukiełka.

[ Ragni ]
Spojrzałem na niego z mieszanką niepewności i obrzydzenia.
-To podchodzi pod nekromancję. Nie jesteś od nas więc nie dam ci w zęby za mówienie takich rzeczy, ale w Starym Świecie jest to zakazane. To jedna z najplugawszych praktyk magicznych jakie mogą uprawiać ludzie. Jeżeli chciałbyś podróżować, to lepiej odrzuć to.
Moja twarz przybrała surowy wyraz.
-Wolałbym umrzeć w spokoju i zjednoczyć się z Przodkami niż zamieszkać w cudzym ciele tylko po to aby dalej żyć.
Wzdrygnąłem się z odrazy.
-Wam ludziom zawsze odpierdala jeżeli chodzi o długość życia. Zamiast być szczęśliwi że żyjąc tak prędko dożywacie nawet osiemdziesięciu lat, to kurde babracie się w jakimś gównie aby jeszcze zwiększyć. I tak babrając się magią będziesz żyć znacznie dłużej. Po co ci jeszcze bawić się w zmienianie ciała?

[ Njambe NGoma ]
Patrzę zdziwiony na krasnoluda.

- Ciało to ciało. Skoro duch jest wieczny czemu nie dać mu nowej skorupy?

[ Ragni ]
-Bogowie po coś wymyślili starzenie się, prawda? Po coś stworzyli królestwa do których dusza może odejść i żyć szczęśliwie po wieczność...

Patrzę na niego srogo.

-Możesz być dobrym człowiekiem i używać swojej mocy w dobrym celu. Jednak jeżeli będziesz szedł w stronę plugawych praktyk w końcu przejdziesz na stronę zła. Tak jak Południowcy i kapłani tej bogini którą wychędożył Wujek Legba... powiem ci tyle. Nie ma wyjątków od tej reguły. Ludzie władający magią łakną mocy. Coraz więcej... aż w pewnym momencie dopada ich szaleństwo i stają się upiorami... cieniami samych siebie.

Robię krótką pauzę.

-Prościej rzecz ujmując... w dupie ci się poprzewraca od mocy jeżeli będziesz się tym parał. W dupie w głowie w jajcach, wszędzie. Wykręci cię na lewą stronę i będziesz takim pojebem, że Południowcy i kapłani Kali to będą przy tobie po prostu przygłupie dzieci.

[ Mistrz ]
Podróż mija wam leniwie. Morze okazuje się być dla was łaskawe.

Minęło wiele dni, być może tygodni, które upływały wam na rozmowach, piciu, pracy nad i pod pokładem oraz hazardzie. Halldor i Eilin wyraźnie mają się ku sobie, gdyż Norsmen poszedł po rozum do głowy i wreszcie zachował się normalnie. Nie wygląda to jednak na szybki związek. Rudowłosa Albionka trzyma swojego adoratora na krótkiej smyczy.

Wreszcie dotarliście do granic Arabii i odbiliście do Zatoki Medes by uzupełnić zapasy i pohandlować w Sudenburgu i El-Kalabad. Przypomniały wam się stare czasy.

"Stare". Nie dalej jak trzy, cztery miesiące temu byliście na Drugiej Wyprawie. Macie wrażenie, że od tamtej pory minął co najmniej rok.

Wkrótce opuściliście Medes i przepłynęliście przez ogarniętą sztormami Zatokę Rekinów oraz okolice Miasta Korsarzy, gdzie napadły na was pirackie statki - arabskie dhow i baghlah oraz statek ognisty plujący naphtą. Udało wam się bez większych strat zaskoczyć wroga swą siłą ognia i bitnością załogi. Zatopiliście łajby chędożonych piratów (ognisty statek pięknie eksplodował gdy podpaliliście zapasy substancji).

Dopiero na Wielkim Oceanie na zachód od Estalii trafiliście na godnego przeciwnika, którego znacie już od dawna. Na "jebaną babę na statku".

Tym razem zebrała sobie przednią flotę piratów z Bretonii, Marienburgu, Estalii oraz Tilei. Składała się z jej potężnej korwety (jakżeby inaczej) oraz Wielkiej Karaki przypominającej wasz galeon, holku, dromony i galleass. Mają przewagę liczebną i prawie wszystkie statki prócz dromony i holku mają działa.

[ Ragni ]
-To nie wygląda dobrze kapitanie.
Spojrzałem na wrogą flotę.
-Podzurawią nas jak ser babci Grunigii... Proponowałbym wyzwać sukę na pojedynek, ucieć, przebić się.. cholera.. z tym ładunkiem nie mamy na to szans. Chyba że zatopimy okręt flagowy.

[ Njambe NGoma ]
Rozmowę z krasnoludem zakończyłem zdaniem, że jeszcze do niej wrócimy.

- Hmmmm... My mieć szybszy statek, prawda? Może uciec?

Jeśli jednak będzie walka, warto być przygotowanym. Zaczynam wybijać rytm na bębenku prosząc przyjazne mi vizuki o protekcję [Dobre Voodoo].

[ Mistrz ]
NGoma otoczył siebie ochronną magią vodou.

Kapitan westchnął ciężko i kiwnął głową na Tognara Daraksona i Eilin O'Caillan. Zrozumieli natychmiast. Po statkach rozeszły się rozkazy.

- Stoczymy dzisiaj bój. Ostateczny sprawdzian. Ostatni test bogów. Jeśli okażemy się godni, przeżyjemy i zdobędziemy chwałę która dopełni splendor naszych życiorysów. Jeśli umrzemy, to jedynie w boju, ciągnąc ze sobą jak najwięcej tych skurwysynów.

Wyciągnął zza pazuchy butelkę przedniego wina. Odkorkował i pociągnął solidny łyk.

Huk armat zagłuszył okrzyki. Trzasnęło drewno. Latają odłamki. Obok was grzmotnęły dwa falkonety, śląc we wrogie statki ołowianą kulę oraz chmurę kartaczy.

Schwarz, niewzruszony, upił kolejny łyk.

- Venus vina musica. - powiedział cicho, wyjmując swój pistolet.

[ Njambe NGoma ]
Szczerzę zęby słysząc świst kul.

- Papa Legba się śmieje... słyszycie?

Wskazuję ręką powietrze dookoła.

- Śmieje się! MUAHAHAHAHAHAHAH MUAHAHAHAHAHAHAHA! Śmiejcie się z nim! Ndiya!

Dopadam do burty i krzyczę do wrogich statków.

- Chodźcie umierać parszywe ludzie! Chodźcie! Wujaszek was przywita i ugości! ZIMNYM OSTRZEM W SERCU!

Ujmuję pewniej włócznię i dotykam rogu. Użyję go przy abordażu.

[ Ragni ]
Stanąłem przy kapitanie.
-Wino... Schwarz... - pokręciłem głową.
Odpiąłem manierkę z Zewem Przodków od Bugmena. Pociągnąłem łyk. Z umiarem. Jedna porcja.
Odłożyłem manierkę i rozkoszowałem się chwilą mocy jaką przepełniła moje ciało.
Byłem gotowy.
Gotowy na wszystko.
Na chwałę, na śmierć.
Nie... nie na śmierć bo śmierć nie nastąpi!
Dobyłem swojej ręcznej balisty i załadowałem żelaznego bełta. Oparłem Zmiatacza na jakiejkolwiek osłonie wypatrując oficerów wroga. Gdy tylko znalazł się któryś w zasięgu poleciała w niego Uraza.
-Za mojego niziołka. - warknąłem.
 
Stalowy jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:30   #57
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Epilog

[ Mistrz ]
Ragni celnie wraził bełta w czaszkę jakiegoś Żeglarza, kończąc jego żywot brutalnie a skutecznie.

Wszędzie wokół sypią się kule, bełty i strzały. Przemówiły falkonety i sokoliki na wszystkich statkach. Galleass wali z dział umiejscowionych w okrągłej, obwarowanej nadbudówce na dziobie. Z dromony sypią się pociski z katapult i onagerów. Z obu "zamków" na rufie i dziobie holku mkną oszczepy z balist.

Wkrótce ustawiliście się na pozycji i przemówiły wasze burty. W jednej chwili trzy potężne salwy dosłownie rozerwały na części dromonę, zniszczyły "zamki" na holku i podziurawiły go tak, że ten zaczął tonąć.

Niestety, zaraz potem nadeszły salwy z Wielkiej Karaki oraz korwety, straszliwie uszkadzająć jednego z marienburger pincke. Teraz karaka dąży do abordażu. Nie chcą was zatapiać. Wiedzą, żeście w sam raz do złupienia.

Galleass ostrzeliwuje wciąż drugiego pincke, Steunbalka, natomiast korweta chyba chce zderzyć się burtą z wami.

[ Ragni ]
Załadowałem jeszcze jednego bełta i posłałem w kogoś na pokładzie wrogiej korwety. Niech zobaczą co na nich czeka.
Odłożyłem arbaleste i uzbroiłem się w tarczę oraz buławę.
-Ludzie! - ryknąłem przekrzykując wrzawę - Dzisiaj! Dzisiaj zmierzymy się oko w oko z rudą zdzirą! Za każdym razem kiedy przepływaliśmy tędy, ta suka na nas czekała! Zawsze kurwa się do nas pchała, jak pieprzony goblin pod topór, jak cholerny snotling pod okuty bucior! Nie wiem jak wy ale ja mam ochotę wychędożyć to babsko swoim Prawodawcą na śmierć?! Co wy na to?! WYCHĘDOŻYMY RUDĄ SUKĘ?!

[ Njambe NGoma ]
- Huuuhaaa!

Sięgam po Róg Zapału. Spluwam za burtę i przytykam go do ust. Nabieram w płuca dużo powietrza i wypycham je przez instrument modulując melodię. Przywołuję wszystkie okoliczne vizuki by otoczyły protekcją wszystkich moich towarzyszy i załogantów. Kątem oka łapię refleksy w tarczach i stali. Sięgam wzrokiem w Umbrę. Ma dusza się raduje widząc tyle vizuki pędzących nam ze wsparciem.

[ Mistrz ]
Załoganci krzyknęli wespół z Ragnim twierdząco. Posypały się pociski na płynący statek, przygwożdżając jego załogę.

Ponad zgiełk bitwy wzniósł się czysty acz egzotyczny dźwięk Rogu Zapału, wyzwalając wśród walczącej załogi Vasta nowe pokłady męstwa.

Poszły kolejne salwy, straszliwie demolując walczące statki. Doszło wreszcie do zderzenia burt. Opadają kładki i drabiny, haki z linami zaczepiają się o kanty, ludzie przeskakują ze statku na statek za pomocą cum i lian.

Wkrótce, odpieraliście atak wielkiej ciżby wrogów która mimo waszych wysiłków, wdzierała się coraz pełniej na pokład galeonu...

[ Njambe NGoma ]
Posyłam włócznię w kapłana Stromfelsa i nakładam na siebie maskę strachu. Niechaj drżą nasi przeciwnicy! Ale szykuję im coś znacznie gorszego. Wyciągam sztandar i z szaleńczym śmiechem rzucam się bój.

- MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA! BĘDZIEMY WAS RYPAĆ!

Gdy będę pewien, że otaczają mnie wrogowie, przystają i stawiam Znak Strażniczy. Niechaj każda wroga dusza wokół mnie pozna ból cierpienia!

[ Ragni ]
- ZWĄ MNIE RAGNI GRAGNISON! STRZEŻCIE SIĘ GNIEWU BRODATEGO LUDU! KU CHWALE GÓR SZARYCH!
Wydarłem się ile sił w płucach. Browar Bugman'a wpompowywał we mnie niesamowite pokłady heroizmu i sił.
Założyłem tarczę na plecy, buławę do pasa i wskoczyłem na burtę przy stanowisku kapitana, chwytając linę.
Ale nie poleciałem na tamten statek, o nie.
Chwyciłem linę, odbiłem się i poszybowałem prosto w przeciwników, aby zmiażdżyć ich czaszki pod moimi podkutymi buciorami i powalić masą które w swej łasce nadały mi Góry Szare... z maciupką pomocą chędożonego Athel Loren.

[ Mistrz ]
Maska Strachu nie została przywdziana przez NGomę, jednakże Znak Strażniczy został wyrysowany - i przydał się niezwykle, raniąc i dobijając wielu wrogów. Dało to szansę załodze Vasta na odparcie ataku. Dzida przeszyła na wylot kapłana Stromfelsa i wraz z nim spadła do morza. Oto ofiara dla plugawego boga sztormów - z jego własnego pomiotu.

Ragni wpieprzył się prosto w przeciwników, gruchocząc pod sobą ciało jednego z fanatyków. Innemu zdruzgotał łeb potężnym ciosem Prawodawcy. Zaraz jednak obskoczyli go pozostali pojebańcy i wyznawcy Stromfelsa.

Tymczasem w ciało NGomy wbiła się idealnie wymierzona strzała z łuku. Strzelec, osłaniany przez estalijskiego szermierza i ucznia czarodzieja, postanowił wyeliminować magika.

Gomog i Kmix ścierali się z najemnikami i żeglarzami. Halldor pojedynkował się ze Zwadźcą - i przegrywał. Do żołnierzy okrętowych dołączali kolejni wrodzy wojownicy, spychając waszych od burty i falkonetów. Dowodzili nimi Bosmani, którzy właśnie zostali zaatakowani przez pierwszą oficer i Tognara. Schwarz gdzieś wsiąkł.

[ Njambe NGoma ]
Postępuję krok do tyłu lekko zgięty od uderzenia strzałą. Podnoszę głowę szczerząc się i błyskając szalonymi oczyma. Cwhytam za wystające drzewce pocisku i łamię je by nie przeszkadzało mi w dalszym boju.

- HAHAHAHAhAHAHAHAHAhAhAhaha! - Rechoczę żabim głosem - WY UMIERAĆ!

Nasyłam duchy bólu na strzelca. Sam zaś idę w sukurs Ragniemu. Nie godzi się, by walczył sam. Rozdaję ciosy Sztandarem na prawo i lewo.

[ Ragni ]
-No dalej kurwa! Grimnir zjada Stromfelsów na śniadanie! BUAHAHA!
Fanatycy mają to do siebie że idą jak na stracenie.
A co jest dobre na straceńców?
Łamanie kończyn!
Podskoczyłem do kapłana wbijając z duzym impetem podkuty but w miejsce gdzie stopa łączy się z resztą nogi. Buławą uderzyłem z paskudnym rechotem w nieosłonięte zbroją kończyny. Głównie w nogi i kolana.
Jak dobrze jest walczyć. Jeżeli dziś polegnę będę mógł z uniesioną głową wkroczyć do Domu Grungniego i zasiąść przy wiecznej uczcie.
Poczucie absolutnej gotowości na śmierć dodała mi tylko sił.
-ZA PRZODKÓW! - ryknąłem wyprowadzając następny cios buławą.

[ Mistrz ]
Ragni z okropnym chrzęstem zdruzgotał kostkę jednego z wrogów. Zaraz potem zgruchotał mu kolana, ale sam dostał potężnie korbaczem przez łeb. Pęknięte kawałki metalu rozorały mu czoło i skroń, zalewając twarz krwią. Tylko piwo Bugmana trzymało go na nogach. Dobił ciosem buławy fanatyka, gruchocząc mu twarz.

Duchy Bólu sprawiły, że strzelec wił się w spazmach agonii, wpadając prosto w celownik jakiejś rusznicy. Kiep zginął marnie i spadł do morza. Zbiegły z Imperium uczeń czarodzieja oraz estalijski szermierz ścigali szamana, jednakże drogę zastąpili im Gomog i Kmix. Mimo, iż wrogowie walczyli dobrze i ranili duet, to padli dość szybko - magik ze strzałą w gardle, szermierz z uciętym przez tasak łbem.

Tognar odniósł poważne rany ale zdołał urąbać nogę bosmanowi i zaraz potem zdruzgotać mu twarz i szyję. Eilin okazała się być wprawną wojowniczką która wykorzystała zaangażowanie wroga w odpieranie jej ataków i z przyłożenia wypaliła pistoletem w skroń drugiego bosmana.

Zwadźca powoli zdobywał przewagę nad Halldorem, tnąc go mocno rapierem przez bok i strzelając z pistoletu w bark. Norsmen długo nie wytrzyma, tak samo Ragni.

[ Njambe NGoma ]
Obracam głowę w stronę Halldora, a potem w stronę Ragniego. Spluwam i posyłam ducha bólu na zwadźcę atakującego Norsmena. To powinno wyrównać szanse. Drugi vizuki niech popędzi na jednego z akolitów. Sam zaś próbuję się przebić do krasnoluda i go wesprzeć. Ciągle pamiętam o schowanym w torbie i zabezpieczonych skórą buteleczkach z zamkniętymi dobrymi vizuki.

[ Ragni ]
Klnąć głośno wyszarpnąłem zza pasa buteleczkę z leczniczą miksturą.
Łyknąłem na raz jej zawartość i upuściłem.
Nie czekając na efekt ruszyłem na biczownika rozdeptując po drodze szkło.
Tak bardzo lubił wymachiwać korbaczem? Zobaczymy jak będzie machać nim z połamanymi łapskami.
Mocnym ciosem od boku przywaliłem przeciwnikowi po łapach, aby pokazać mu że nie ładnie atakować od boku. Kolejny cios poleciał w splot słoneczny. Następny tarczą aby brutalnie wybić zęby szaleńcowi. Gdyby jeszcze nie miał dosyć poprawię mu z kopniaka w piszczel.
Potem zwrócę się na akolitów.
Szkoda że nie mogą zobaczyć wyrazu mojej twarzy przez mój norsmeński hełm.

[ Mistrz ]
Adrenalina nie wystarczyła. Moc z nerwów wyślizgnęła się z rąk i umysłu szamana. Udało się mu za to przedostać na drugi statek, wprost do Ragniego.

Gomog i Kmix popędzili by wesprzeć leżącego już, ciężko rannego syna Fridrika. Starli się ze Zwadźcą który o mało co nie zabił Gnoblara i ranił po raz kolejny Rzezitasaka. Ogr się wkurwił, co dla pojedynkowicza skończyło się marnie - pionowym rozcięciem ciała.

Ragni zaleczył swą ranę szybko działającym alchemicznym dekoktem po czym rzucił się na biczownika, gruchocząc mu dłonie dwoma szybkimi ciosami po czym wykończył go dwoma następnymi ciosami w klatę i zęby.

Zaraz potem, dwóch akolitów zatkłukliście razem, mimo zestawu ich ochronnej magii. Zauważyliście wtem, że przy kapitańskiej kajucie Schwarz toczył pojedynek z Leą D'Martel. A ku nim zbliżali się trzej członkowie świty "rudej suki". Jeśli oni dotrą tam, stracicie swego wodza...

- Ruchy! - krzyknęła wasza rudowłosa przełożona która widząc to co wy, wparowała na pokład korwety obok was.

[ Ragni ]
-Ten w kapłańskiej sukiencie jest mój!
Ruszyłem w iście gońcowej szarży, aby na pełnej parze wpierdolić się we wrogiego kapłana, coby gnoja powalić, po czym zatłuc jak uporczywą muchę.

[ Njambe NGoma ]
- AAAAAAAAIIIIIIIIIIIIII!

Wyję wskazując długim palcem Oprawcę i zwracając na siebie uwagę. Chwytam za jeden z zawieszonych na pasku warkoczy i przywołuję vizuku by splątały jego duszę [Paraliż Duszy]. Następnie ruszam na niego powoli przez cały czas przemawiając do duchów.

[ Mistrz ]
Ragni, obaliłeś szarżą i barkiem Wybrańca Stromfelsa, który z hukiem i przekleństwami upadł na deski. NGoma, zdławiłeś wrogą siłę woli i Oprawca stał się marionetką w Twych rękach... na razie.

Eilin wypaliła z pistoletu do ostatniego z wrogów, chybiając mocno i z bojowym okrzykiem rzuciła się do przodu, ściskając kordelas. W odpowiedzi, Nawigator wypalił ze swojej rury, trafiając kobietę w prawicę (3). Wybraniec Stromfelsa poderwał się z podłogi i chlasnął krasnoluda kordelasem, lecz ten zbił cios tarczą.

Oprawca nie mógł nic zrobić, będąc pod wpływem paraliżującego zaklęcia magii duchów.

Eilin cięła okrutnie dwa razy swojego przeciwnika. Ten zbił jeden cios, lecz drugiego nie dał rady. Kordelas ciął jego biodro silnie, rżnąc mięśnie, kości i tętnice, prawie ucinając skurwielowi całą nogę (18). Ten z wrzaskiem padł na ziemię, umierając niemal natychmiast i opryskując was wszystkich krwią.

[ Njambe NGoma ]
Podchodzę z uśmiechem do Oprawcy. Doskonale wiem, że jest świadom tego co robię. Wyciągam nóż i szczerząc zęby kończę żywot oprawcy podrzynając mu gardło.

- Powiedz Papie Legbie - szepcę nachylając się nad nim - że to ja ciebie przysyłam...

Odchylam głwatownie głowę do tyłu i wybucham szaleńczym śmiechem.

[ Ragni ]
-Gdzie jest teraz twój bóg?! Bo moi są ze mną! - ryknąłem w twarz kapłanowi

Wyprowadziłem szybką fintę, aby zmylić wkurzonego przeciwnika, po czym wymierzyłem mu cios Prawodawcą prosto w twarz... prosto w nos.
Jeżeli będzie chciał przywoływać moce swojego boga, chcę zobaczyć jak to robi zalewając się własną krwią.

[ Mistrz ]
NGoma korzystając z obezwładniającego zaklęcia bez żadnego oporu poderżnął głęboko nożem gardło Oprawcy, kończąc jego żywot szybko i boleśnie, hańbiąc swego przeciwnika.

Ragni wykonał doskonałą fintę, myląc przeciwnika, po czym trzasnął go buzdyganem w twarz (8). Ten ciął dwa razy kordelasem. Krasnolud sparował oba ataki.

Eilin przeładowała pistolet.

[ Ragni ]
-Coś słabo się modliłeś przed bitwą, co?! - zadrwiłem znów - Grimnirze dodaj mi sił!
Wyprowadziłem szybko dwa ataki na przeciwnika.
Nie należy zawierzać bogom losów bitwy... szczególnie Bogom Przodkom.
Oni oczekują że weźmiesz sprawy w swoje ręce i sam dokonasz tego co należy dokonać. Wtedy najłatwiej uzyskać ich błogosławieństwo.

[ Njambe NGoma ]
Patrzę jak oprawca upada na ziemię. Kucam przy nim i ocieram zakrwawiony nóż nucąc zasłyszaną w portowej karczmie melodię. Gdy ostrze będzie czyste podnoszę się i zwracam wzrok na walczących. Kieruję się w tamtą stronę powoli. Jak tylko krasnolud się z nim upora, zabiorę kapłanowi duszę. Ndiya!

[ Mistrz ]
Ragni uderzył dwa razy, obchodząc wrogą zastawę i gruchocząc przeciwnikowi nogi (7, 4). To wystarczyło by ten padł, krytycznie ranny. NGoma dopadł do niego z zamiarem pochwycenia duszy plugawego klechy. Niestety, skurwiel uleciał do zaświatów zbyt szybko.

Pojedynek między kapitanami pozostał nierozstrzygnięty. Zbłąkany granat eksplodował między nimi, raniąc poważnie oboje. Eilin osłaniała was, gdy wyciągaliście Kastora Joachima Schwarza, waszego lidera, z głębokiego gówna. Wycofaliście się na pokład Vasta, skąd odparto już abordaż.

Oba statki, poważnie uszkodzone, z przetrzebioną załogą, odbiły od siebie. Korweta odpłynęła, waląc ile się dało z czego się dało.

Bez flagowego statku, pozostałe łajby piratów szybko padły. Galleass eksplodował potężnie po dwóch celnych salwach w składy prochu i kul. Wielka Karaka niestety zdobyła abordażem Adema i złupiła go a następnie wysadziła w powietrze. Ruszyliście w pościg i dorwaliście cholerników. Po udanym abordażu odzyskaliście łupy, wycięliście załogę i zatopiliście przeklętą łajbę.

Jakoś przez następne dni dopłynęliście do L'Anguille gdzie odbyliści poważne naprawy i uzupełniliście załogę. Okazało się, że w boju padły trzy ważne persony na Vast - kwatermistrz Rafael Prustio, nowicjusz Mananna Udo Zim oraz kapłan Handricha Arnold Welcher. Tego ostatniego zastąpił świeżo awansowany nowicjusz, Hugo Solen.

W następne dni, dotarliście do Marienburgu, gdzie wasza przygoda się zakończyła.

Koniec Trzeciej Wyprawy

I to już wszystko. Streszczenie i podsumowanie macie na stronie czwartej. Czytelnikom dziękuję za cierpliwość i polecam się na przyszłość.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172