Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-03-2014, 22:30   #57
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Epilog

[ Mistrz ]
Ragni celnie wraził bełta w czaszkę jakiegoś Żeglarza, kończąc jego żywot brutalnie a skutecznie.

Wszędzie wokół sypią się kule, bełty i strzały. Przemówiły falkonety i sokoliki na wszystkich statkach. Galleass wali z dział umiejscowionych w okrągłej, obwarowanej nadbudówce na dziobie. Z dromony sypią się pociski z katapult i onagerów. Z obu "zamków" na rufie i dziobie holku mkną oszczepy z balist.

Wkrótce ustawiliście się na pozycji i przemówiły wasze burty. W jednej chwili trzy potężne salwy dosłownie rozerwały na części dromonę, zniszczyły "zamki" na holku i podziurawiły go tak, że ten zaczął tonąć.

Niestety, zaraz potem nadeszły salwy z Wielkiej Karaki oraz korwety, straszliwie uszkadzająć jednego z marienburger pincke. Teraz karaka dąży do abordażu. Nie chcą was zatapiać. Wiedzą, żeście w sam raz do złupienia.

Galleass ostrzeliwuje wciąż drugiego pincke, Steunbalka, natomiast korweta chyba chce zderzyć się burtą z wami.

[ Ragni ]
Załadowałem jeszcze jednego bełta i posłałem w kogoś na pokładzie wrogiej korwety. Niech zobaczą co na nich czeka.
Odłożyłem arbaleste i uzbroiłem się w tarczę oraz buławę.
-Ludzie! - ryknąłem przekrzykując wrzawę - Dzisiaj! Dzisiaj zmierzymy się oko w oko z rudą zdzirą! Za każdym razem kiedy przepływaliśmy tędy, ta suka na nas czekała! Zawsze kurwa się do nas pchała, jak pieprzony goblin pod topór, jak cholerny snotling pod okuty bucior! Nie wiem jak wy ale ja mam ochotę wychędożyć to babsko swoim Prawodawcą na śmierć?! Co wy na to?! WYCHĘDOŻYMY RUDĄ SUKĘ?!

[ Njambe NGoma ]
- Huuuhaaa!

Sięgam po Róg Zapału. Spluwam za burtę i przytykam go do ust. Nabieram w płuca dużo powietrza i wypycham je przez instrument modulując melodię. Przywołuję wszystkie okoliczne vizuki by otoczyły protekcją wszystkich moich towarzyszy i załogantów. Kątem oka łapię refleksy w tarczach i stali. Sięgam wzrokiem w Umbrę. Ma dusza się raduje widząc tyle vizuki pędzących nam ze wsparciem.

[ Mistrz ]
Załoganci krzyknęli wespół z Ragnim twierdząco. Posypały się pociski na płynący statek, przygwożdżając jego załogę.

Ponad zgiełk bitwy wzniósł się czysty acz egzotyczny dźwięk Rogu Zapału, wyzwalając wśród walczącej załogi Vasta nowe pokłady męstwa.

Poszły kolejne salwy, straszliwie demolując walczące statki. Doszło wreszcie do zderzenia burt. Opadają kładki i drabiny, haki z linami zaczepiają się o kanty, ludzie przeskakują ze statku na statek za pomocą cum i lian.

Wkrótce, odpieraliście atak wielkiej ciżby wrogów która mimo waszych wysiłków, wdzierała się coraz pełniej na pokład galeonu...

[ Njambe NGoma ]
Posyłam włócznię w kapłana Stromfelsa i nakładam na siebie maskę strachu. Niechaj drżą nasi przeciwnicy! Ale szykuję im coś znacznie gorszego. Wyciągam sztandar i z szaleńczym śmiechem rzucam się bój.

- MUAHAHAHAHAHAHAHAHAHA! BĘDZIEMY WAS RYPAĆ!

Gdy będę pewien, że otaczają mnie wrogowie, przystają i stawiam Znak Strażniczy. Niechaj każda wroga dusza wokół mnie pozna ból cierpienia!

[ Ragni ]
- ZWĄ MNIE RAGNI GRAGNISON! STRZEŻCIE SIĘ GNIEWU BRODATEGO LUDU! KU CHWALE GÓR SZARYCH!
Wydarłem się ile sił w płucach. Browar Bugman'a wpompowywał we mnie niesamowite pokłady heroizmu i sił.
Założyłem tarczę na plecy, buławę do pasa i wskoczyłem na burtę przy stanowisku kapitana, chwytając linę.
Ale nie poleciałem na tamten statek, o nie.
Chwyciłem linę, odbiłem się i poszybowałem prosto w przeciwników, aby zmiażdżyć ich czaszki pod moimi podkutymi buciorami i powalić masą które w swej łasce nadały mi Góry Szare... z maciupką pomocą chędożonego Athel Loren.

[ Mistrz ]
Maska Strachu nie została przywdziana przez NGomę, jednakże Znak Strażniczy został wyrysowany - i przydał się niezwykle, raniąc i dobijając wielu wrogów. Dało to szansę załodze Vasta na odparcie ataku. Dzida przeszyła na wylot kapłana Stromfelsa i wraz z nim spadła do morza. Oto ofiara dla plugawego boga sztormów - z jego własnego pomiotu.

Ragni wpieprzył się prosto w przeciwników, gruchocząc pod sobą ciało jednego z fanatyków. Innemu zdruzgotał łeb potężnym ciosem Prawodawcy. Zaraz jednak obskoczyli go pozostali pojebańcy i wyznawcy Stromfelsa.

Tymczasem w ciało NGomy wbiła się idealnie wymierzona strzała z łuku. Strzelec, osłaniany przez estalijskiego szermierza i ucznia czarodzieja, postanowił wyeliminować magika.

Gomog i Kmix ścierali się z najemnikami i żeglarzami. Halldor pojedynkował się ze Zwadźcą - i przegrywał. Do żołnierzy okrętowych dołączali kolejni wrodzy wojownicy, spychając waszych od burty i falkonetów. Dowodzili nimi Bosmani, którzy właśnie zostali zaatakowani przez pierwszą oficer i Tognara. Schwarz gdzieś wsiąkł.

[ Njambe NGoma ]
Postępuję krok do tyłu lekko zgięty od uderzenia strzałą. Podnoszę głowę szczerząc się i błyskając szalonymi oczyma. Cwhytam za wystające drzewce pocisku i łamię je by nie przeszkadzało mi w dalszym boju.

- HAHAHAHAhAHAHAHAHAhAhAhaha! - Rechoczę żabim głosem - WY UMIERAĆ!

Nasyłam duchy bólu na strzelca. Sam zaś idę w sukurs Ragniemu. Nie godzi się, by walczył sam. Rozdaję ciosy Sztandarem na prawo i lewo.

[ Ragni ]
-No dalej kurwa! Grimnir zjada Stromfelsów na śniadanie! BUAHAHA!
Fanatycy mają to do siebie że idą jak na stracenie.
A co jest dobre na straceńców?
Łamanie kończyn!
Podskoczyłem do kapłana wbijając z duzym impetem podkuty but w miejsce gdzie stopa łączy się z resztą nogi. Buławą uderzyłem z paskudnym rechotem w nieosłonięte zbroją kończyny. Głównie w nogi i kolana.
Jak dobrze jest walczyć. Jeżeli dziś polegnę będę mógł z uniesioną głową wkroczyć do Domu Grungniego i zasiąść przy wiecznej uczcie.
Poczucie absolutnej gotowości na śmierć dodała mi tylko sił.
-ZA PRZODKÓW! - ryknąłem wyprowadzając następny cios buławą.

[ Mistrz ]
Ragni z okropnym chrzęstem zdruzgotał kostkę jednego z wrogów. Zaraz potem zgruchotał mu kolana, ale sam dostał potężnie korbaczem przez łeb. Pęknięte kawałki metalu rozorały mu czoło i skroń, zalewając twarz krwią. Tylko piwo Bugmana trzymało go na nogach. Dobił ciosem buławy fanatyka, gruchocząc mu twarz.

Duchy Bólu sprawiły, że strzelec wił się w spazmach agonii, wpadając prosto w celownik jakiejś rusznicy. Kiep zginął marnie i spadł do morza. Zbiegły z Imperium uczeń czarodzieja oraz estalijski szermierz ścigali szamana, jednakże drogę zastąpili im Gomog i Kmix. Mimo, iż wrogowie walczyli dobrze i ranili duet, to padli dość szybko - magik ze strzałą w gardle, szermierz z uciętym przez tasak łbem.

Tognar odniósł poważne rany ale zdołał urąbać nogę bosmanowi i zaraz potem zdruzgotać mu twarz i szyję. Eilin okazała się być wprawną wojowniczką która wykorzystała zaangażowanie wroga w odpieranie jej ataków i z przyłożenia wypaliła pistoletem w skroń drugiego bosmana.

Zwadźca powoli zdobywał przewagę nad Halldorem, tnąc go mocno rapierem przez bok i strzelając z pistoletu w bark. Norsmen długo nie wytrzyma, tak samo Ragni.

[ Njambe NGoma ]
Obracam głowę w stronę Halldora, a potem w stronę Ragniego. Spluwam i posyłam ducha bólu na zwadźcę atakującego Norsmena. To powinno wyrównać szanse. Drugi vizuki niech popędzi na jednego z akolitów. Sam zaś próbuję się przebić do krasnoluda i go wesprzeć. Ciągle pamiętam o schowanym w torbie i zabezpieczonych skórą buteleczkach z zamkniętymi dobrymi vizuki.

[ Ragni ]
Klnąć głośno wyszarpnąłem zza pasa buteleczkę z leczniczą miksturą.
Łyknąłem na raz jej zawartość i upuściłem.
Nie czekając na efekt ruszyłem na biczownika rozdeptując po drodze szkło.
Tak bardzo lubił wymachiwać korbaczem? Zobaczymy jak będzie machać nim z połamanymi łapskami.
Mocnym ciosem od boku przywaliłem przeciwnikowi po łapach, aby pokazać mu że nie ładnie atakować od boku. Kolejny cios poleciał w splot słoneczny. Następny tarczą aby brutalnie wybić zęby szaleńcowi. Gdyby jeszcze nie miał dosyć poprawię mu z kopniaka w piszczel.
Potem zwrócę się na akolitów.
Szkoda że nie mogą zobaczyć wyrazu mojej twarzy przez mój norsmeński hełm.

[ Mistrz ]
Adrenalina nie wystarczyła. Moc z nerwów wyślizgnęła się z rąk i umysłu szamana. Udało się mu za to przedostać na drugi statek, wprost do Ragniego.

Gomog i Kmix popędzili by wesprzeć leżącego już, ciężko rannego syna Fridrika. Starli się ze Zwadźcą który o mało co nie zabił Gnoblara i ranił po raz kolejny Rzezitasaka. Ogr się wkurwił, co dla pojedynkowicza skończyło się marnie - pionowym rozcięciem ciała.

Ragni zaleczył swą ranę szybko działającym alchemicznym dekoktem po czym rzucił się na biczownika, gruchocząc mu dłonie dwoma szybkimi ciosami po czym wykończył go dwoma następnymi ciosami w klatę i zęby.

Zaraz potem, dwóch akolitów zatkłukliście razem, mimo zestawu ich ochronnej magii. Zauważyliście wtem, że przy kapitańskiej kajucie Schwarz toczył pojedynek z Leą D'Martel. A ku nim zbliżali się trzej członkowie świty "rudej suki". Jeśli oni dotrą tam, stracicie swego wodza...

- Ruchy! - krzyknęła wasza rudowłosa przełożona która widząc to co wy, wparowała na pokład korwety obok was.

[ Ragni ]
-Ten w kapłańskiej sukiencie jest mój!
Ruszyłem w iście gońcowej szarży, aby na pełnej parze wpierdolić się we wrogiego kapłana, coby gnoja powalić, po czym zatłuc jak uporczywą muchę.

[ Njambe NGoma ]
- AAAAAAAAIIIIIIIIIIIIII!

Wyję wskazując długim palcem Oprawcę i zwracając na siebie uwagę. Chwytam za jeden z zawieszonych na pasku warkoczy i przywołuję vizuku by splątały jego duszę [Paraliż Duszy]. Następnie ruszam na niego powoli przez cały czas przemawiając do duchów.

[ Mistrz ]
Ragni, obaliłeś szarżą i barkiem Wybrańca Stromfelsa, który z hukiem i przekleństwami upadł na deski. NGoma, zdławiłeś wrogą siłę woli i Oprawca stał się marionetką w Twych rękach... na razie.

Eilin wypaliła z pistoletu do ostatniego z wrogów, chybiając mocno i z bojowym okrzykiem rzuciła się do przodu, ściskając kordelas. W odpowiedzi, Nawigator wypalił ze swojej rury, trafiając kobietę w prawicę (3). Wybraniec Stromfelsa poderwał się z podłogi i chlasnął krasnoluda kordelasem, lecz ten zbił cios tarczą.

Oprawca nie mógł nic zrobić, będąc pod wpływem paraliżującego zaklęcia magii duchów.

Eilin cięła okrutnie dwa razy swojego przeciwnika. Ten zbił jeden cios, lecz drugiego nie dał rady. Kordelas ciął jego biodro silnie, rżnąc mięśnie, kości i tętnice, prawie ucinając skurwielowi całą nogę (18). Ten z wrzaskiem padł na ziemię, umierając niemal natychmiast i opryskując was wszystkich krwią.

[ Njambe NGoma ]
Podchodzę z uśmiechem do Oprawcy. Doskonale wiem, że jest świadom tego co robię. Wyciągam nóż i szczerząc zęby kończę żywot oprawcy podrzynając mu gardło.

- Powiedz Papie Legbie - szepcę nachylając się nad nim - że to ja ciebie przysyłam...

Odchylam głwatownie głowę do tyłu i wybucham szaleńczym śmiechem.

[ Ragni ]
-Gdzie jest teraz twój bóg?! Bo moi są ze mną! - ryknąłem w twarz kapłanowi

Wyprowadziłem szybką fintę, aby zmylić wkurzonego przeciwnika, po czym wymierzyłem mu cios Prawodawcą prosto w twarz... prosto w nos.
Jeżeli będzie chciał przywoływać moce swojego boga, chcę zobaczyć jak to robi zalewając się własną krwią.

[ Mistrz ]
NGoma korzystając z obezwładniającego zaklęcia bez żadnego oporu poderżnął głęboko nożem gardło Oprawcy, kończąc jego żywot szybko i boleśnie, hańbiąc swego przeciwnika.

Ragni wykonał doskonałą fintę, myląc przeciwnika, po czym trzasnął go buzdyganem w twarz (8). Ten ciął dwa razy kordelasem. Krasnolud sparował oba ataki.

Eilin przeładowała pistolet.

[ Ragni ]
-Coś słabo się modliłeś przed bitwą, co?! - zadrwiłem znów - Grimnirze dodaj mi sił!
Wyprowadziłem szybko dwa ataki na przeciwnika.
Nie należy zawierzać bogom losów bitwy... szczególnie Bogom Przodkom.
Oni oczekują że weźmiesz sprawy w swoje ręce i sam dokonasz tego co należy dokonać. Wtedy najłatwiej uzyskać ich błogosławieństwo.

[ Njambe NGoma ]
Patrzę jak oprawca upada na ziemię. Kucam przy nim i ocieram zakrwawiony nóż nucąc zasłyszaną w portowej karczmie melodię. Gdy ostrze będzie czyste podnoszę się i zwracam wzrok na walczących. Kieruję się w tamtą stronę powoli. Jak tylko krasnolud się z nim upora, zabiorę kapłanowi duszę. Ndiya!

[ Mistrz ]
Ragni uderzył dwa razy, obchodząc wrogą zastawę i gruchocząc przeciwnikowi nogi (7, 4). To wystarczyło by ten padł, krytycznie ranny. NGoma dopadł do niego z zamiarem pochwycenia duszy plugawego klechy. Niestety, skurwiel uleciał do zaświatów zbyt szybko.

Pojedynek między kapitanami pozostał nierozstrzygnięty. Zbłąkany granat eksplodował między nimi, raniąc poważnie oboje. Eilin osłaniała was, gdy wyciągaliście Kastora Joachima Schwarza, waszego lidera, z głębokiego gówna. Wycofaliście się na pokład Vasta, skąd odparto już abordaż.

Oba statki, poważnie uszkodzone, z przetrzebioną załogą, odbiły od siebie. Korweta odpłynęła, waląc ile się dało z czego się dało.

Bez flagowego statku, pozostałe łajby piratów szybko padły. Galleass eksplodował potężnie po dwóch celnych salwach w składy prochu i kul. Wielka Karaka niestety zdobyła abordażem Adema i złupiła go a następnie wysadziła w powietrze. Ruszyliście w pościg i dorwaliście cholerników. Po udanym abordażu odzyskaliście łupy, wycięliście załogę i zatopiliście przeklętą łajbę.

Jakoś przez następne dni dopłynęliście do L'Anguille gdzie odbyliści poważne naprawy i uzupełniliście załogę. Okazało się, że w boju padły trzy ważne persony na Vast - kwatermistrz Rafael Prustio, nowicjusz Mananna Udo Zim oraz kapłan Handricha Arnold Welcher. Tego ostatniego zastąpił świeżo awansowany nowicjusz, Hugo Solen.

W następne dni, dotarliście do Marienburgu, gdzie wasza przygoda się zakończyła.

Koniec Trzeciej Wyprawy

I to już wszystko. Streszczenie i podsumowanie macie na stronie czwartej. Czytelnikom dziękuję za cierpliwość i polecam się na przyszłość.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline