Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2014, 10:39   #113
Inferian
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację


Pewnego dnia z szarej, więziennej rzeczywistości, gdy to bohaterowie ledwo otworzyli oczy w kraty zadudnił strażnik. Będąc już pewnym, że każdy z skazańców się obudził krzyknął:
-Koniec wylegiwania się, wyłazimy. To koniec waszych niewygód. - powiedział uśmiechając się od ucha do ucha.

Chwilę później pojawiło się około dziesięciu innych którzy to związali bohaterów i czujnie ich strzegąc wyprowadzeni na podwórze.

Stały tam już dwa powozy z dużymi klatkami zaprzęgnięte w dwa konie. Klatki są na tyle duże, że drużyna się w nich zmieści... prawie. Tu i tam będzie wystawać noga czy ręka. Więźniarki jadą w niezbyt ostrożny sposób, tak że co chwilę głowy bohaterów uderzały o kraty, bądź czasem o siebie. Powozy są eskortowane przez dziesięciu jeźdźców.

Na pytanie, dokąd są wiezieni, jeden ze strażników odpowiedział, że na Wisielcze Wzgórze.

Jazda w klatce ma to do siebie, że przynajmniej można podziwiać okolice. Cała przestrzeń w około jest widoczna, czasem może tylko zdenerwować twarda stal, od której co chwilę odbija się głowa gdy tylko pojawia się nie równość na drodze. Początkowo bohaterowie byli wiezieni traktem. Przy przekraczaniu rzeki, musieli zatrzymać się przy rogatce, gdzie stało dwóch mężczyzna jednym z nich był strażnik, a drugim mytnik obaj obeszli klatki dookoła przyglądając się dokładnie twarzom bohaterów. Oczywiście dostali pozwolenia na przekroczenie rzeki i kontynuowali podróż. Te strony nie wyglądy malowniczo, każdy z nich mógł się zastanawiać czym, że są Wisielcze Wzgórza, czy to miejsce gdzie zostaną straceni.


Po pewnym czasie więzienna karawana wjechała do lasu. Droga stała się jeszcze mniej uczęszczana i jeszcze bardziej zaniedbana. Las wydaj się się dzikszy i gęściejszy. Droga prowadzi przez mały jar. W pewnej chwili z obu stronach drogi, z zarośli, dobiegł przeraźliwy wrzask. Karawana została zaatakowana przez dużą bandę kilkudziesięciu goblinów. Najpierw zaczęli rzucać kamieniami i prymitywnymi włóczniami, jedna z nich wylądowała na jednej z klatek gdzie znajdował się Olaf, Carl, Lea i Jortan.


Nie trzeba było długo czekać gdy to gobliny zaatakowali wręcz. Strażnicy są dobrze wyposażeni i silni, ale liczebność goblinów jest przerastająca. Rzuciły się na strażników jak na mięso, które zostało podane na śniadanie. Zaczęły się krzyki i piski zarówno strażników których atakowało po pięciu na raz goblinów jak i wrzaski goblinów przecinanych mieczami, dźganych włóczniami itp.
Tuż obok klatek schował się strażnik i zaczął ostrzeliwać napastników z dystansu, nie spodziewał się jednak biedaczysko, że ci nie są jednak tak bardzo głupi aby go nie spostrzec i siedmiu zaczaiło się za nim. Nieszczęśnik niezdając sobie sprawy z zagrożenia ładował kusze, gdy to jednen z grupki mając miecz jednego z zabitych strażników zamachnął się ścinając głowę. Ładowanie kudzy, tak była to ostatnia rzecz jaką zrobił w życiu owy strażnik.


Walka toczyła się dalej. Można było tylko się domyślać jak bardzo Bjørg chciał wyjść i dołączyć do walki, zapalony barbarzyńca, aż pluł sobie w brodę, że musi siedzieć w klatce i spoglądać jak toczy się jadka. To była największa kara jaką los zesłał mu do tej pory, bo czym jest sto koron, których nie uzyskał od barona w porównaniu z mięsem, które samo pędzi na miecz. Strażnicy ginęli jeden z drugim, wszędzie lała się krew, oczywiście goblinów także, wielu z nich kładło się pod bronią obrońców, ale było to nic w proporcji jaką stanowili podczas natarcia. Po koło dziesięciu minutach krwawej rzezi, było po wszystkim. Wszędzie była krew i wnętrzności. Gobliny zaczęły wiązać tych którzy to jeszcze żyli, i po dwóch, czasem trzech zależało to od ciężkości człowiek nieśli ich w stronę, z której wybiegli.


Bohaterowie przez chwilę mogli myśleć, że o nich zapomniano, gdy to nagle jeden z otumanionych goblinów, który wstał z ziemi krzyknął coś w niezrozumiałym dla nich języku. Reszta prędko zareagowała na to zbierając się w okół klatek i szarpiąc się z nimi, Po jakichś pięciu minutach udało się im odnaleźć klucz, który był przypięty u jednego ze strażników, którego akurat mieli już nieść. Brali bowiem wszystkich zarówno żywych jak i martwych. Nic nie mogło się tutaj zmarnować.

Gobliny otworzyły klatki ....
 

Ostatnio edytowane przez Inferian : 02-04-2014 o 21:24.
Inferian jest offline