Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-04-2014, 12:41   #21
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Chwilę potem siedzieli we czwórkę przy stole, popijając piwo i czerwone wino.
Okazało się, że przywódca drabów jest całkiem rozmownym i gościnnym gościem, jeśli się mu nieco pomoże (pogrozi). Po namowie Alfreda zaoferował, że zapłaci za ich posiłek i postawi dodatkowo kolejkę wszystkim zebranym. Nikt nie miał nic na przeciw.
- Ano widzieliśmy tu taką kilka dni temu - powiedział, spoglądając na Alfreda spode łba. - Przyszła od strony mokradeł, jak jakaś wiedźma… ale co my tam… laska… eee… kobieta - poprawił się szybko, widząc spojrzenie boga z innego świata - całkiem niczego sobie. Jeden z naszych nawet ją zaczepił… no ale się zrobiła burda, jak mu z laczka w przyrodzenie zasadziła. Zaraz zjawiła się straż… no a jak straż, to nam wiać. No i jak straż, to jak zobaczyli ładną la… kobietę, to ją pewnie do lorda zabrali. - Wzruszył ramionami.
- I co dalej? - zachęcił Alfred. Takiego chłodu Stephen jeszcze nigdy w życiu w niczyim głosie nie słyszał. I chyba drab również, bo wzdrygnął się i pospiesznie kontynuował:
- Nasz lord łasy na lask…obiety jest. Każe sprowadzać do siebie wszystkie ładne, niezamężne. Potem się z nimi bawi, a jak mu się znudzą, słuch po nich ginie… tak mówią! Ja nie wiem! - dodał, jakby zlękniony.
- Czy wasz lord ma jakiś przydomek? - spytał dziwnie spokojnie Stephen przerywając tamtemu wykład.
- Na mieście wołają na niego Garbarz… ale strażnicy zaraz obijają, jak ktoś tak powie… - odparł szeptem. - Panowie nietutejsi, ale pewnie słyszeli o naszym czcigodnym lordzie Bahraju - kontynuował głośniej. - Włada tym miastem. Jego przodkowie je stworzyli. Niestety lordowska mość jeszcze nie znalazł wybranki serca, czego mu serdecznie życzę.
- Tak chyba - mruknął Faeruńczyk - znam taką, która chyba by mu odpowiadała - pomyślał na temat babci leśnej, która pewnie nie dała mu się tak posrkromić[/i].
Chwilę jakby dymał, wreszcie rzekł.
- Jeśli pokrzywdził Kate, będą wołać na niego Rolnik - określił, zaś dostrzegając chyba pytające spojrzenie tamtego wyjasnił. - Będzie musiał chodować kury, żeby mieć jaja, bowiem swoich nie znajdzie na odpowiednim miejscu.
- Nie będzie mieć, jak chodować tych kur… - odparł Alfred, warcząc zupełnie, jak pies. - Panowie wybaczą… - dodał, wstając. Energicznym krokiem ruszył w stronę wyjścia.
- Jack, lecimy kastrować - krzyknął stojącemu dalej kompanowi oraz ruszył za wspaniałym Alfredem, jednak kiedy tylko uszedł, a wyszedł niemal zaraz po tym, jak zamknęły się za towarzyszem drzwi, boga z innego świata nigdzie nie było.
- Chwila! - zawołał za nim Jack. - Ale tak nie można… - dodał, również wypadając na zewnątrz.
- Wiem - przyznał wściekły Stephen. - Prysnął, ale może miał powód
- Alfred, gdzie jesteś? - wrzasnął wewnątrz myśli oraz doskonale wiedząc, że potrafi go świetnie usłyszeć.
Najwyraźniej został jednak zignorowany. Nie nadeszła żadna odpowiedź, żaden przekaz. Nie było i koniec. Tymczasem z gospody wyszedł ów drab… z towarzystwem. Stephen nie miałby szans przeciwko nim sam, na szczęście ci zaraz skierowali się gdzieś w miasto, nawet nie zerkając na podróżników.
Jack odetchnął głośno z ulgą, jednak zaraz ponownie zaczął się rozglądać.
- Ale… co do tego, to chodził mi o to, że nie wolno głośno wygrażać rządzącym miastem. Nawet, jeśli tego nie słyszą osobiście… - wyjaśnił uzdrowiciel.
- Wynosimy się stąd pędem - rzucił Jackowi. - Póki właśnie karczmarz nie oczekuje jeszcze opłaty za jedzenie oraz inne. Wolałbym jakoś wybyć, kiedy okaże się, jaki rachunek zaciągnął nasz nadgorliwy kompan. Wybywamy oraz zatrzymamy się gdzieś czekajac na niego - ruszył wedle miejsca pozostawienia swoich koni.
- Ale przecież już tamten zapłacił… - mruknął uzdrowiciel, idąc za Stephenem.
W stajni chłopak stajenny właście czyścił ich konie. Zwierzęta zajadały smacznie siano.
- Pewnie jakoś spostrzegłeś więcej, niżeli mi się chyba udało - mruknął pstrykając siebie samego po nosie - ale skoro tak, wobec tego pozostaniemy tutaj. Nie ma co kombinować, zaś karczmarz wie, że mamy dobre układy ze stroną oprychową. Dlatego powinien być niespecjalnie napastliwy Pogadajmy wobec tego, chodźmy do niego - podał propozycję Jackowi.
- Nie powinniśmy raczej szukać Alfreda? - zaniepokoił się uzdrowiciel. Jack w dalszym ciągu nie przywykł do “jego boskości”. Unikał Alfreda w psiej formie, a w ludzkiej jegomość pojawił się w sumie po raz drugi.
- Jasne Jacku, wobec tego powiedz, gdzie mamy go szukać, skoro go wcięło - wzruszył ramionami - odpowiedziałbym ci chętnie, że mamy iść albo tam, albo tam, ale nie wiem, gdzie, dlatego lepiej spokojnie.
- Oni coś mówili o tym lordzie? Jak on miał…? - mruknął pod nosem.
- Chyba właściwie nie chcesz iść tam do tego lorda? - odrzekł. - Przecież nie wiemy, czy Alfred tam poszedł, ponadto jednak potęgi Alfreda nie posiadamy, chyba, ze ty jakoś potrafisz. Proponuję spokojnie iść do gospody oraz czekać, jesli pragniesz czego innego, oczywiście wolna wola.
- Nie, nie! - wystraszył się Jack. - Może rzeczywiście lepiej poczekać na Inkwizytora i Dragona… - dodał pośpiesznie.
Wobec tego spokojnie weszli, usiedli przy rzeczonym stoliku, który zajmowlai dokładnie moment temu oraz czekali na karczmarza. Stephen liczył na to, ze karczmarz zobaczywszy, jak ogarnęli kilku nieciekawych zbirów, będzie łagodny przedstawiając ceny noclegowe oraz aprowizacyjne.

Na miejscu okazało się, że pobyt był już opłacony z góry na kilka dni. Nie martwili się więc noclegiem, ani jedzeniem. Jednak tego dnia postanowili wypocząć po długiej drodze.
Alfred pojawił się dopiero rano. I bynajmniej nie był w dobrym nastroju. Wpadł do pokoju, który zajmowali Stephen i Jack, po czym bezceremonialnie ich obudził.
- Nienawidzę tego świata! - oznajmił na powitanie, trzaskając drzwiami. - Ani zasad, które ci durni bogowie wymyślili!
- Tego tam, chcesz się położyć? - spytał uprzejmie Stephen siadając na łóżku. Dla Faeruńczyka chamskie budzenie nie było wielką nowiną. Kwestia przyzwyczajenia, jeśli się mieszka na zapadłej wiosce. Ponadto opłacenie karczmy sprawiło, że gotów był wybaczyć Alfredowi owe niesympatycznie wywrzaskiwanie dziwacznych kwestii. - Ogólnie powiem, że akurat Cell podoba mi się uaa … - wyziewał się solidnie siedząc jeszcze nago oraz powoli sięgając po swoje własne ubranie . - Właściwie jakiś problem masz, czy po prostu kiepski nastrój?
Bóg z innego świata rzucił mu ponure spojrzenie.
- Nie jestem pewny, ale chyba ją znalazłem - warknął. Chwila… on nie był pewny? A co z jego niesamowitym węchem? - Niestety nie mogę przejść obok straży, a nie chcą mnie wpuścić ani w tej, ani w psiej formie. A nie mogę ich po prostu zabić.
Przynajmniej tyle dobrego, iż miał jakieś ograniczenia, ale faktycznie, Kate należało wyciągnąć.
- Sprawdzimy najpierw, gdzie jest, potem wyciągniemy, jeśli jest. Powiedz po prostu, co wiesz, wtedy pokombinujemy jakoś
- Nic nie wiem! - warknął wielce niepocieszony, siadając na jednym z łóżek. - Nie wpuścili mnie, a trop do świeżych nie należał! Za dużo czasu zmarnowaliśmy po drodze!
- Gdzie ciebie nie wspuścili? - dopytał się.
- Do tej cholernej rezydencji… - warknął.
- Wobec właściwie tego, musimy wymyślić sposób na dostanie się tam - uznał spokojnie Faeruńczyk nie odpowiadając na nastrój Alfreda. Liczył jednak, iż poda konkretną bramę choćby, ponadto rezydencja mogła mieć wiele wejść. Jednak widocznie Alfred poza wnerwieniem niczego nie wiedział. - [i]Dostrzegam parę możliwości, jakaś publiczna audiencja, podłączenie się pod jakichś dostawców, wreszcie wywołanie zamieszania, choćby przez podpalenie sąsiedniego budynku.
- To może na aukcji? - zaproponował Jack. Kiedy na niego spojrzeli, uzdrowiciel pospieszył z tłumaczeniem. - Słyszałem, że możni w mieście są zapraszani na organizowane tu aukcje. Mają na nie wstęp jedynie szlachetnie urodzeni… i magowie. Pomyślałem, że można by tam zajrzeć… i może się nam poszczęści…? - zakończył niezbyt pewny siebie.
- Pomysł niegłupi - przyznał młodemu magikowi Stephen. - Jakby bowiem nie było, jesteś adeptem owej czarodziejskiej sztuki. Wobec tego zajrzyjmy tam, my zaś możemy udawać twoją ochronę, albo jakąś służbę.
Widać właściwie było, iż faeruński wojownik niepokoi się, co się mogło stać Kate oraz nadrabia nieco tęgawą miną.
- Służbę?! - obruszył się Alfred.
- Jakiś inny pomysł? Ewentualnie jeśli potrafisz przemieniać się, możesz spróbować stać się kobietą. wtedy udając żonę Jacka wejdziesz bez problemu, mnie spokojnie jest, kiedy odegram sługę - ładnie uśmiechając się powiedział mu faeruński, milutki wojownik.
 
Kelly jest offline