Heber był wysokim brunetem i ostrych rysach twarzy i przeciętnej (jak na imperialnego gwardzistę) sylwetce. Doskoczył do śluzy i przylepił do niej kasetkę z ładunkami wybuchowymi. Ootworzył ją i rozpoczął rytuał obłaskawiania duchów. Ruchy były wyćwiczone. Sprawne. Dokładne. Doskonale wiedział co robić. Kilkanaście sekund i zamknął ją. Odwrócił się. Przed nim stała wielka sylwetka Mavericka. Ledwie sięgał mu brody, a pierś miał tak szeroką, że chyba połowa kobiet z regimentu zmieściła by mu się w niej, gdyby zwinęła się w kłębek. Część mężczyzn też.
- Co zrobiłeś nie tak?
- Nic.
- Zła odpowiedź. - Jonnathan podszedł do kasetki, otworzył ją i pokazał rytuał od początku - Patrz uważnie. Pomyliłeś się w tym miejscu. Ładunek wybuchł by dwanaście sekund później niż przewidziałeś. Te dwie minuty mogą kosztować życie całego oddziału, a wtedy nie będę mógł nad tobą ślęczeć by cię poprawiać.
- A gdybym chciał…
Lekcja trwała jeszcze pół godziny, Maverick kazał Heberowi zwanemu Badmanem, obłskawiać ducha ćwiczebnych ładunków na siedem różnych sposobów, z czego cztery razy zrobił to bezbłędnie, dwa razy przyzwoicie, a raz dał plamę po całości, skazując drużynę na śmierć. Teoretycznie. Jonnathan wiedział jak by sobie poradził w twiększości sytuacji gdyby Badman popełnił taki błąd. To nie była pomyłka nowicjusza, skutkująca wysadzeniem ładunków w powietrze. Takie błędy już mu sie nie zdażały. Tu problemem była zdecydowanie zbyt późna eksplozja. W warunkach bitewnych oznaczało by to, że drużyna musi czekać i nie może podejść sprawdzić czemu śluza wciąż nie jest wysadzona, bo ładunki mogą w każdej chwili wybuchnąć. Maverick rozwiązał by to oddaniem strzału prosto w ładunek, doprowadzając do szału każdego techkapłana byłby tego świadkiem i zapracowując sobie na noty w raportach wszystkich innych, w efekcie czego dostał by kolejną burę i dyscyplinarkę od dowództwa. Nawet jeśli dowództwo nie dostrzegało w tym nic zdrożnego, to musieli by tak uczynić aby nie pogarszać kontaktów z arcy-niezbędnym Adeptus Mechanicus. Ale nie obchodziło go to. Zbyt wiele zmajstrował już, odkąd ukończył trening, aby mieć nadzieję na jakikolwiek awans, a dyscyplinarki naogół wcale nie były takie straszne. Ot… przeprowadzić rytuały konserwujące na setce laskarabinów w ramach czasu wolnego. Bez dramatu. Nawet, w jakiś dziwny sposób, sprawiało mu to przyjemność. Pomagało się wyciszyć, a Heber zawsze przychodził i pomagał mu w tym, a czas spędzony z przyjacielem od razu stawał się znośniejszy.
~ * ~
- Już czas.
- Nareszcie - odpowiedział Maverick wstając ze swojej pryczy. Był już w karapaksie. - Pomóż mi to założyć. - Wskazał na potężny zasobnik z amunicją do melty. Heber podniósł go (bydlak ważył dwadzieścia pięć kilo) i założył na plecy Mavericka. Magnetyczne klamry zatrzasnęły się przytwierdzając go do pancerza. Koniec przewodu przypiął do pasa. Wybuchowe cudeńka rozlokowane w taktycznych miejscach pancerza. Maska powieszona na szyi jak medalion. Bagnet na udzie, naspistolet na biodrze. Uśmiechnął się pod hełmem biorąc do rąk potężną multimeltę. Ukochał potęgę tej broni. Moc z jaką się przebija przez najtwardsze pancerze. Nie podłączył przewodu zasilającego. Protokół. Przypadkowy wystrzał, choćby z kaprysu duchów broni, spowodował by, potencjalnie, olbrzymie szkody.
Wraz z Heberem pobielgi do punktu zbornego.
~ * ~
- Odprawa?
- Zapytał z pewną nadzieją Badman gdy się dowiedział, że natychmiast się pakują do Valkirii.
- Najwyraźniej zostawiają nam wolną rękę. Hehe… macie. Lądujecie na tyłach wroga. Róbcie to co robicie najlepiej.
- Tia… chciał bym. Nie ma tak dobrze.
- Oczywiście, że nie.
~ * ~
- Ok, panowie! Check out!
- Set! - krzyknęli prawie, że na raz Haller i Briggs.
- Set! - zakrzyknął również Badman, a Maverick potwierdził gotowość mniej formalnie - Jak zawsze! |