Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2014, 05:39   #28
Someirhle
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Wink

Chwilę po tym, gdy Jamble wtoczył się do swojej chałupy, Garnath odetchnął głęboko i zaczął myśleć. Otwarte drzwi kusiły, jednak czy czasem nie była to pułapka? Ale też podobne podejrzenia w stosunku do starego opoja zakrawały na paranoję. Jednak nawet gdyby Jamble nie stanowił zagrożenia, to co interesującego dla krasnoluda mogło się tam znajdować? Szanse były niewielkie.
Zawsze jednak były. A byle ludzki pijaczyna nie stanowił dla niego przeciwnika.
Krasnolud rozejrzał się uważnie, sprawdzając, czy nikt przypadkiem nie obserwuje domu, po czym cichcem dopadł do drzwi. Nie wszedł od razu, na chwilę zamarł pod drzwiami nasłuchując i sprawdził, czy w środku nie pali się światło. Wiele ze swojej przewagi przypisywał umiejętności widzenia w ciemności.
W środku panował półmrok rozświetlany przez ledwie tlącą się latarnię sztormową ustawioną na stoliku obok łóżka, na którym to leżał rozciągnięty Jamble. Mężczyzna w swym pijaństwie nawet nie ściągnął butów i po upływie kilku minut od wylądowania w łóżku z jego ust zaczęło wydobywać się ciche chrapanie. Nieświadom obecności intruza zapadł w błogi sen.
Garnath, gdy tylko upewnił się raz jeszcze, czy nikt nie patrzy i wślizgnął się do środka, pierwsze kroki skierował ku latarni. Szedł powoli i ostrożnie, badając najpierw wzrokiem i dotykiem każdy odcinek i stopniowo przenosząc ciężar z nogi na nogę. Każda chwila ciągnęła się niemiłosiernie, ale jedyne, co mogło go teraz zgubić, to pośpiech. W końcu zdołał dotrzeć do latarni i ją zgasić, dodatkowo delikatnie przycinając knot tak, by nie dało jej się na powrót zapalić. Przybrudził też widoczny koniuszek sądzą i nieco wystrzępił, by nie można było poznać manipulacji. Próba zapalenia latarni powinna dopełnić kamuflażu.
Teraz mógł nieco odetchnąć i zacząć przeszuka nie. Najpierw stanął na środku pokoju i rozejrzał się uważnie wokół, szukając wzrokiem miejsc, które nadawałyby się na kryjówkę. Potem zaczął metodyczne przeszukanie.

Główne pomieszczenie w którym się znalazł krasnolud było na tyle skromnie umeblowane, że wzbudziło jego podejrzenia - jak ten brudny pijaczyna posiadający klucz do skarbu mógł mieszkać w takiej ruderze? Zaintrygowany rozglądał się wokół siebie, gdy nagle usłyszał za swoimi plecami brzęk zwolnionej cięciwy z kuszy. Garnath rzucił się w kąt robiąc przy tym głośny raban jak na prawdziwego krasnoluda przystało. Ku własnemu zdziwieniu spostrzegł, że to nie on był celem ataku, lecz Jamble, który teraz leżał martwy brodząc w kałuży własnej krwi. W drzwiach stał oprych Pfinstera z kuszą wycelowaną w jego osobę. Nie wystrzelił jednak, bo do pomieszczenia wszedł handlarz wraz z resztą zamaskowanych siepaczy. Właśnie wtedy go uderzyło, że padł ofiarą podstępu.

- Jaka szkoda krasnoludzie, żeś nie wziął ze sobą Drusila. - rzekł Pfinster ściągając kaptur z głowy. - Wszystko wskazuje na to, że Twój kolega zadarł z niewłaściwymi ludźmi, którzy wynajęli nas - skrytobójców z Calimportu, aby dokończyć dzieła. - dodał nie kryjąc dumy. - Teraz kiedy nie ma Drusila w pobliżu będziemy musieli obmyślić inny plan, a Ty się nam do tego przysłużysz. - Pfinster skinął w stronę swoich ochroniarzy, którzy zaczęli niebezpiecznie zbliżać się. Jeden z nich trzymał sieć obciążoną stalowymi kulami, a reszta uzbrojona była w obuchy gotowe pozbawić przytomności niepokorną ofiarę. - Radzę Ci nie stawiać oporu, bo tylko pogorszysz swą beznadziejną sytuację.

Rzeczywiście, sytuacja Garnatha była nie do pozazdroszczenia. Skurczony w kącie pomieszczenia między łóżkiem a stolikiem, otoczony przez zbirów i roztrzęsiony nagłymi wydarzeniami wydawał się łatwym celem, niczym przeznaczone na rzeź jagnię. Nawet ciemność nie dawała mu osłony, tamci bowiem wydawali się świetnie widzieć w mrocznym pomieszczeniu.
Wszystko jakby sprzysięgło się przeciw niemu - z drugiej jednak strony nie pierwszy raz w jego życiu był na straconej pozycji. O nie. I tak jak zawsze, gdy nie miał już nic innego, nawet nadziei, obudził się w nim bunt, przekorność i nadzwyczajny, potężny, gorejący niczym węgle w piecu upór.

- Dobra, Pfinster, czy jak ci tam, masz mnie. Pogadajmy, i tak nie będziesz miał ze mnie pożytku inaczej niż po dobroci. - rzucił hardo, jednak nogi wciąż jeszcze miał miękkie jak ulepione z błota, aż musiał się oprzeć o stolik wstając. Teraz dopiero mógłby sobie napluć w brodę, albo lepiej wyhaftować na nią cały ostatni posiłek, tak mu było niedobrze. Jednak siłą woli narzucał posłuszeństwo ciału.
"Myśl, durniu, wpatrywałeś się w ten budynek pół nocy, znasz wszystkie wejścia, to i wiesz jak wyjść. No jazda...!"
Myślał. Miał na to cały czas gdy mówił. Musiało wystarczyć. Na zamarznięte tyłki ojców, musiał o być jakieś wyjście, okno, piętro, tylne drzwi, cokolwiek...!
Nagle wszystko sobie przypomniał - było piętro i okno, byle tam dotrzeć...

- Zabierz ich, i tak nie mam gdzie uciekać. To będzie dziwnie wyglądało jeśli nagle zniknę...-
Pfinster milczał, czym Garnath nie był specjalnie zdziwiony. Tamten nie zamierzał mu dawać więcej czasu, a krasnolud nie miał go już za wiele - może jeszcze tyle, by złapać głębszy oddech i ukradkiem wyjąć sakiewkę z kulkami, a następnie rzucić się w desperackim zwodzie w stronę szafy, by potem ostro odbić w stronę schodów, nurkując między napastnikami. Wtedy po rozsypaniu za sobą kulek na schodach być może zyskałby jakieś szanse na ucieczkę. Teraz liczył na łut szczęścia, który co prawda można by wspomóc celnym ciosem, jednak nie zamierzał ranić skrytobójców - jak słusznie powiadało halflińskie prawidło, należało dać wrogowi szansę, by nas polubił, jakkolwiek niedorzecznie brzmiało w tej sytuacji.

Tumble 23 roll vs 15 DC = Success!

Sieć opadła w przestrzeń między stolikiem, a łóżkiem, ale krasnoluda już tam nie było. Garnath pomknął w kierunku schodów zwinnie unikając pałki jednego z gburów i taranując drugiego. Małe stalowe kulki zabrzęczały spadając po schodach przez co jeden z bardziej okazałych budową ciała asasynów poślizgnął się lądując z łoskotem na wbiegających za nim towarzyszach. Krasnolud trafiając na poddasze chwycił stojące obok stare meble i zrzucił je na dół po schodach by jak najbardziej spowolnić napastników. Z pomieszczenia poniżej dało się usłyszeć głośne bluzgi Pfinstera, który kopał i pchał swoich ludzi byle tylko dorwać w swoje ręce niepokornego łotra. Garnath po oczyszczeniu strychu ze wszystkich zaległych mebli i gratów stanął naprzeciw jedynego okrągłego okna w tym pomieszczeniu, które prowadziło prosto na główną ulicę wioski.
I to było to. Krasnolud dopadł okna i z trzaskiem okiennic przepchnął się na drugą stronę. Była jeszcze chwila strachu, gdy przepisał się przez wąską ramę i chwila triumfu, gdy tuż przed skokiem rzucił na odchodne: - Wolność rządzi, krasnoludy pany, a ty udław się Świńster! - Nie miał czasu na nic lepszego, zresztą już po chwili wylądował na ulicy i co sił pognał do karczmy.
Ledwie wyhamował przed drzwiami i powstrzymał się, by nie wpaść do środka jak burza. W pośpiechu załatwił sobie pokój, byle co do jedzenia i dzban piwa, po czym zabarykadował się w pokoju, by w końcu usnąć podchmielony, z naładowaną kuszą w rękach i kalejdoskopie myśli w głowie.

Obudził się dość wcześnie, ponury. Nastrój taki towarzyszył mu w czasie porannej toalety, podczas wydłubywania bełtu ze ściany i jedzonego w głównej sali posiłku. Czułym uchem pochwycił rozmowę karczmarki i kapitana, jednak miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Skończywszy posiłek, postanowił zebrać "drużynę" razem. Mieli do pogadania, i to teraz zaraz, toteż walił w drzwi i budził bezlitośnie, albo odkrywał od dowolnych miałkich zajęć i mendził do skutku.
Sprawa była poważna.
Gdy tylko udało mu się zebrać wszystkich przy w miarę ustronnym stoliku, zaczął z grubej rury.
- Mamy problem, panowie... I pani. Otóż ostatniej nocy zaatakowały mnie wynajęte zbiry. Udało mi się na szczęście uciec, zaś z tego co mówili, to szukają niejakiego Drusila. Dowodził nimi mężczyzna zwący siebie Pfinsterem, a przyjechali tu podobno aż z dalekiego Calimshanu... Ale może sam Drusil zechce nam coś o nich powiedzieć i o naturze swoich zaszłości, które są zagrożeniem dla nas wszystkich, jak długo przebywa w naszej kampanii. - Rzucił Thantowi wściekłe, swidrujace spojrzenie.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline