Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2014, 21:00   #21
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej lokalny zabijaka nie przepadał za uroczymi niewiastami, bowiem miast rzucić się na nie, by zedrzeć z nich szaty, usiłował je zaszlachtować. Trudno było powiedzieć, czy powodem takiego zachowania była nagle ujawniona, a do tej pory głęboko skrywana niechęć do pięknych pań, czy też może nadmiar alkoholu sprawił, że szukający zaczepki i przygód ochlapus ujrzał na przykład białe myszki? Albo coś gorszego.
Zresztą nie to było najważniejsze - grunt, że zaliczył podłogę, pociągając za sobą na samo dno swoich kompanów i kończąc w ten sposób mile zapowiadający się wieczór. Bo czyż można było coś zrobić, skoro do zabawy przyłączył się cały oddział straży?

Urhar w miarę ostrożnie rozładował kuszę.
To jednak byłaby subtelna różnica między zrobieniem dziury w brzuchu jakiegoś pijanego obwiesia, a zrobieniem takiej samej dziurki w ciele sierżanta czy innego dowódcy wspomnianej wcześniej straży. A, jak powiadają, człowiek strzela, a bogowie bełty noszą. Czy jakoś tak.

Uwagi, jakie kierowała pod ich adresem właścicielka lokalu były - nie da się ukryć - krzycząco niesprawiedliwe, ale Urhar nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w sprzeczkę.
Jeśli kobieta nie ma racji, to najgorszą zbrodnią byłoby jej to wykazać czarno na białym.
- Na szczęście żadnemu z mebli nic się nie stało
Uwagi, jakie kierowała pod ich adresem właścicielka lokalu były - nie da się ukryć - krzycząco niesprawiedliwe, ale Urhar nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w sprzeczkę.
Jeśli kobieta nie ma racji, to najgorszą zbrodnią byłoby jej to wykazać czarno na białym.
- Na szczęście żadnemu z mebli nic się nie stało - odparł Urhar. - I, na szczęście, dzielni strażnicy zdążyli zainterweniować w czas.
- Jeśli zaś chodzi o zamówienie, to odrobina dobrego wina dobrze by zrobiła na moje skołatane nerwy.
- A skoro już o noclegu mowa, to nie ukrywam, że nocka spędzona w stodole, na sianie ma swój nieodparty urok. - Uśmiechnął się niewinnie. - Ale skoro został jeszcze jakiś pokój, to z przyjemnością go zajmę. Nie wątpię, ze jest tam wygodne, szerokie łóżko
- Ach, zapomniałbym... Oczywiście kąpiel, jeśli to nie sprawi kłopotu - dokończył, obdarzając Jhaele kolejnym uśmiechem.
 
Kerm jest offline  
Stary 26-03-2014, 15:37   #22
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Uśmieszek zawitał na twarzy młodzieńca kiedy bandyci legli na podłodze. Widok tańczących kobiet miał wywołać zapewne zupełnie inny efekt, a wyszło dość komicznie. Ostrze wylądowało znów w obszytej skórą drewnianej pochwie.
- Przydałoby się zjeść jakąś pieczeń, pani – rzekł rycerz w stronę gospodyni. Usiadł na krześle, oparł łokcie o blat stołu. Po chwili namysłu dodał.
- Jeśli został jeszcze jakiś pokój dwuosobowy to z chęcią jeden wezmę. Mogą być w nim dwa osobne łóżka – Kriger uśmiechnął się do Tiary. - I kąpiel również brzmi wielce interesująco aby kości wygrzać i chęci na jutrzejsze poszukiwania złodziei nabrać.
- I nie musisz się denerwować pani, bo z całą pewnością lokal bez szwanku by z tego wyszedł, a z łotrami rozprawilibyśmy się na zewnątrz lokalu. Choćby ich siłą trzeba było wyprowadzać.
 
Tiras Marekul jest offline  
Stary 28-03-2014, 02:02   #23
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
]- Musiałbym sprawdzić ludzi, być może znaleźć jeszcze kogoś jeśli nie będą pasować - a część z nich zupełnie się nie nadaje - i zrobić porządne rozeznanie. To potrwa. Na kiedy miałoby być? -
Garnath przy okazji wypatrzył sobie, który zbir wyglądał na najmniej ogarniętego (a więc najłatwiejszego do ominięcia) i przygotował się by w razie czego zacząć drzeć mordę.
- Widzę, że nadają się lepiej niż przypuszczałem. - Odpowiedział marginalizując wypowiedź krasnoluda. - Takim sprytnym występem łatwo sobie zjednoczą przyjaciół, a wtedy nikt nie będzie ich podejrzewał o napaść i kradzież rzekomej własności Jambla, który zresztą ma skłonności do picia. - Pfinster poklepał brodacza po twarzy z uśmiechem na twarzy. - To jak będzie? Zabieracie się za akcję tej nocy, czy mam poszukać sobie innych ochotników. - Powiedział błyszcząć pożółkłymi zębami.
Garnath stłumił chęć by przehandlować Pfinsterowi nieco rozumu w zamian za zęby przy pomocy młotka i powiódł wzrokiem w miejsce, gdzie patrzył tamten. Szybko ocenił sytuację:
- Gnom jest lepszy niż myślałem. Wciąż widzę tam kuszę i miecz, czyli tylko gnom. -
- Dziś w nocy to zbyt duże ryzyko. Nie bedę z nimi tego omawiał przy otwartym stole. Muszę ostrożnie ich wypytać, w końcu nie chcesz, żeby się wieść niosła? I nie robię roboty bez przygotowania. Nawet do srania trzeba sobie przygotować coś do podtarcia i znaleźć miejsce, gdzie cię nie najdą z gołym zadem i nikt nie poczuje smrodu. Jak nie chcesz brudzić sam na własnym podwórku, to wstrzymaj kupkę i pozwól mi to zrobić po mojemu, bo inaczej wszyscy wylądujemy w tym gównie. Cztery dni, panie Pfinster. -
- Urzekło mnie Twoje charyzmatyczne przemówienie, ale niech Ci będzie... - Pfinster sięgnął ręką do sakiewki, wyciągnął dwa tuziny złotych monet i wręczył je krasnoludowi. - To na zachętę. Cztery doby i ani jednej godziny dłużej. Widzimy się w Starej Czaszce, a jeśli zobaczę, że próbujesz się wymigać to gorzko tego pożałujesz. - Południowcy rozsuneli się wypuszczając z kręgu lekko nastraszonego krasnoluda, a przynajmniej na to w duchu liczyli.
Garnath w duchu napluł sobie w brodę - tamten za szybko się zgodził. Teraz jednak było za późno, a krasnolud nawet nie miał ochoty dalej dyskutować. Natychmiast ruszył poza krąg, jednak zrobił zaledwie jeden krok i zwrócił się ponownie do "zleceniodawcy"
- Co jeszcze wiesz, Pfinster? Bo połowa udziału za informację, którą słyszało pół karczmy... Gdzie mieszka Jamble, którędy wraca do domu, ktoś na niego czeka? Co potrafi, ma jakąś ukrytą broń, przyjmuje gości, dysponuje jakąś magią, ma jakieś zwyczaje, nawyki, nałogi poza chlaniem? Wrogów, na których można by zwalić winę? Przyjaciół, którzy mogą sprawiać kłopoty? - zarzucił tamtego pytaniami dla pobudzenia pamięci... Ewentualnie by mieć podstawy do negocjacji ceny. W razie czego powtórzy powoli i po kolei i wymyśli wiecej.
- Im mniej będę zmuszony pytać, tym lepiej. I nie łudź się że nikt nas tu nie widział, więc najlepiej byłoby gdybym nie musiał pytać nikogo więcej. Nie wszystko da się załatwić zwykłą obserwacją... -
Pfinster wzruszył ramiona. - Jego chata znajduje się dwa domy stąd w kierunku Wieży Ashaby. Wiem, że mieszka sam, ale ma kilku znajomych, którzy czasem go odwiedzają. Poza tym nic więcej nie wiem; nie jestem stąd. A teraz wybacz mi, ale zbyt długo rozmawialiśmy... - Handlarz odwrócił się na pięcie nie mówiąc nic więcej i razem ze swoimi ciemnoskórymi siepaczami udał się w kierunku szynkwasu.
- Jasne. - rzucił cicho Garnath do pleców Świństera. Ze skwaśniałą miną udał się w swoją stronę. Bynajmniej nie wrócił do stołu, choć nie pilnowany Kriger wrócił już od grajka. Zamiast tego postanowił sam poszukać Gadatliwego, po drodze przerzucając w myślach setki sprytnych wariantów, które miały ukryć jego właściwie motywy i zainteresowania. W końcu miał trochę złota, a dodatkowe informacje też nie zaszkodzą, mógłby więc z masy pytań uczynić zasłonę...
Barda nigdzie nie było. Garnath wyglądał jak po zjedzeniu beczki solidnie ukwaszonych ogórków, zapijanych octem do smaku.
W końcu postanowił obejrzeć sobie dyskretnie dom Jamble'a, póki ten jeszcze chlał. Nie miał dale ko i nie zamierzał wchodzić - ot, ocenić ściany i drzwi, rozejrzeć się którędy dałoby się wejść... Nie zamierzał długo się tam kręcić.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:18   #24
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Pokój dla was? Hmmm... Mam coś specjalnego - odpowiedziała po krótkiej chwili zastanowienia Jhaele.

Zamówienia zostały zrealizowane po mniejszym, czy większym czasie. Podobnie jak ostatnio ułożyła głowę na kolanach i przymykając oczy nie mogła nic innego zrobić jak czekać na niego. Gdy kolacja była zakończona i odpowiednio napojona mogli udać się do specjalnie zachowanego na takie okazje pokoju Jhaele. Znajdował się on na samej górze budynku a w nim było podwójne łóżko z baldachimem w dość romantycznej oprawie. Dodatkowo parę mebli i całkiem spore okno. Nie było to może zrealizowanie dokładne zamówienia… Jednak Tiara wydawała się być zadowolona ze specjalnego traktowania przez właścicielkę. W końcu dla najlepszych klientów miała najlepsze miejsca… Cóż innego mogło ją zadowolić jak właśnie taka kolej rzeczy?

Jednak nie zachwycała się długo wnętrzem a zaczęła ściągać z siebie swoje ubranie. Odpięła parę guzików, odplątała parę rzemyków i mogła zsunąć z siebie płaszcz. Wraz z nim jednak zaczął poruszać się wypchany plecak. Im płaszcz zsuwał się niżej tym plecak flaczał, by w końcu zgiąć się w pół. Jego usztywnienia nie zdały egzaminu tak samo się kurcząc. Całe ubranie było pozszywanym jednoczęściowym przebraniem starającym się w jak największym stopniu wszystko zakryć. Zakrywać natomiast było bardzo dużo. Jej pióropusz cały wyeksponowany wcale nie kończył się na głowie. Pióra schodziły niżej wrastając w jej skórę, bądź precyzując z jej skóry wychodząc. Upierzenie regularnie schodziło niżej, poprzez zwinięte bardzo ciasno skrzyła, przechodząc w linii na bokach jej ramion i ud, by zakończyć się na lotnej sterówce przy jej pośladkach. Wychodząc z wielkich buciorów wyciągnęła na zewnątrz szponiaste łapy. Cała kolorystyka upierzenia odpowiadała oczywiście temu, co było widać na jej głowie w barwach czerwieni, granatu, brązu i bieli, z przewagą tego pierwszego. Wszystko na bazie całkiem smukłej i lekkiej sylwetki zakrytej tylko z przodu, z uwagi na upierzenie po jej tylnej stronie. To, co miała na sobie przypominało bardziej kawałek jakieś kosztownej zasłony w krwistym kolorze. Aby nie było za mało spod materiały dało się zauważyć metalową kolczugę… Choć nie. Czegoś takiego nie można było nazwać kolczugą tylko jakąś kolejną ozdóbką atrakcyjną dla łakomych oczu jej właścicielki. Wszystko to trzymało się, ciasno przywierając do ciała, na łańcuszkach z podobnego materiału, co świecąca “kolczuga”.

Razem z przebraniem opuściło ją zachowanie, które było nawet całkiem znośne. Wieczny uśmiech, zadowolenie, czy generalna bierność zachowania ściągnęła jak maskę po zakończonym balu przebierańców. Było z jednej strony czymś dobrym, bo zastosowała się do zaleceń mężczyzny ale jednak teraz mógł sobie wszystko w nos schować na widok jej miny. Była zła i niezadowolona, niemalże wściekła.

- Zdaję sobie sprawę, że nie takich warunków się spodziewasz. Ale z drugiej strony lepsze to niż spanie na sianie – zaczął rycerz - Sama możesz wybrać, albo tutaj ze mną, albo w stajni, bo wszystkie konie z pewnością pouciekają jeśli pokażesz się im... tak - rycerz uśmiechnął się wymownie. Grymasy i lamenty to część codzienności jaką funduje Tiara. Kriger zachowywał spokój stojąc przy zamkniętych drzwiach.

- Nie o to chodzi - wydusiła z siebie niezadowolona bez większego przejęcia stając na środku pokoju - Twoje przebranko robi się coraz ciaśniejsze i niewygodne.

Tiara najeżyła się i rozciągnęła stawy i mięśnie skrzydeł zajmując nimi prawie połowę niewielkiego pokoju. Machnęła nimi parę razy powodując poruszenie powietrza i lekkie fale materiału opinającego baldachim, by rozłożyć odpowiednio zmiętolone pod materiałem udawanego plecaka pióra. Następnie obróciła się i szybkim krokiem doskoczyła swojego towarzysza.

- Poza tym jestem GŁODNA - przecisnęła przez zęby niemalże z drapieżną wściekłością w głosie i oczach, łapiąc go agresywnie za metalowy kołnierz - Na tyle, ze mogłabym pożreć Cię do świtu, skoro nie planujemy szukać bydłokradów - kontynuowała nie na żarty - Ale byłaby trochę szkoda… Więc muszę wymyślić coś innego - W końcu drapieżna kobieta puściła go ostentacyjnie.

Kriger tyle razy doświadczył podobnych zachowań i dawno się nauczył, że odpowiednio potraktowane nie były niebezpieczne dla jego osoby.

- Chciałbym Ci przypomnieć, że jeśli będziesz zachowywać się jak zwierzę, to całe to cholerne miasto zbierze się, by urżnąć Ci głowę i nabić na pikę – Kriger poprawił zbroję.
- Chcę też zwrócić uwagę, że jako damie krzywdy Ci zrobić nie mogę. Ale teraz, kiedy okazujesz swe prawdziwe oblicze, miasto zrzuci mi się na nagrodę jeśli oddam im twe zwłoki. Z tego co wiem, piórami twojego gatunku pisze się bardzo dobrze. Więc opanuj się i poczekaj do jutra - i tak nie masz wyjścia. Ponadto wolisz ofiary które nie wierzgają.

Rycerz stał przed Tiarą z uniesioną głową. Patrzył na nią stanowczym, władczym wzrokiem. Budowa jej ciała robiła duże wrażenie na Krigerze.

- Nie potrafię już dłużej czekać - odpyskowała kucając przy swoim przebraniu zrzuconym na podłogę obok - W porównaniu do TWOJEGO gatunku nie jadłam nic od dobrych czterech dni, rycerzyku - ze skotłowanej kupki materiału wyciągnęła nienaciągnięty łuk i kołczan strzał - Śpij i nie przeszkadzaj sobie - zakończyła napierając na pałąk łuku najadając cięciwę.

Następnie podniosła się i mocnym mrokiem podeszła do okna otwierając je.

- Tylko nie narób bałaganu i nie wróć cała we krwi. Oby ten kogo zabijesz, miał powód do tego by umierać – Kriger skinął w kierunku Tiary jakby pozwalając jej na to by opuściła pomieszczenie. Wiedział, że i tak jej nie zatrzyma kiedy dopadnie ją głód.

Tiara nie odezwała się ale wysłuchała mężczyzny przytrzymując na chwilę wyskok przez okno. Gdy zniknęła został po niej tylko głuchy szum paru uderzeń skrzydeł. Po tym można było tylko zamknąć okno, by nagromadzone ciepło nie uciekło.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 30-03-2014 o 22:30.
Proxy jest offline  
Stary 30-03-2014, 22:21   #25
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Merrem odetchnął z ulgą obserwując przebieg sytuacji. Niewiele brakowało a doszło by do bójki. Gnom niespecjalnie przepadał za przemocą - uważał ją za słabość. Skinął również na zgodę słysząc słowa właścicielki.

- Zupa pieprzowa. Gdy dzieciaki w mojej wiosce nabroiły za bardzo, matki przygotowywały dla nich zupę pieprzową - 90% pieprzy, 5% wody, 5% octu. Po takim śniadańku nie były już raczej skore do kłopotów. - zaproponował właścicielce lokalu.

- I ja chętnie wezmę pokój, kąpiel. Kromka chleba z octem wystarczy mi na kolację. - wtrącił po deklaracji Urhara.

- Nie słyszałaś może pani o kradzieży bydła? - zagadał. Kto jak nie właścicielka gospody mógł wiedzieć co się dzieje w mieście?

- Jeśli informacja ta ma swój koszt - mogę przygotować kolejny pokaz, zgodnie z twoimi wytycznymi. - oczy gnoma zalśniły. Jasnym było, że uwielbiał tworzyć iluzje i bardziej traktował to jako okazję do popisania się niż pracę.
 
Qumi jest offline  
Stary 31-03-2014, 02:50   #26
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Jhaele zachichotała słysząc krótką opowieść gnoma o zupie pieprzowej. - Sądzę, że to by ich jeszcze bardziej rozzłościło. - odparła z perlistym uśmiechem na twarzy. - Kąpiel i drobna kolacja będzie dla was przygotowana, o to się nie martwcie. - Dziewczyna odebrała opłatę za pokoje, po czym wręczyła każdemu z osobna po małym żelaznym kluczyku. Na pytanie Merrema o złodziei bydła tylko wzruszyła ramiona. - Niestety, ale muszę Cię zawieść mój mały przyjacielu; wiem ledwie tyle, że dręczą oni starego Beregona od niemalże dwóch lat. Wasze pokoje znajdują się na pierwszym piętrze, życzę miłej nocy. - Jhaele skłoniła się najgrzeczniej jak potrafiła i ze zmęczonym wyrazem twarzy udała się w stronę szynkwasu gdzie czekały za nią tłumy pijanych klientów.


***


Garnath:
Wymknąłeś się z karczmy Starej Czaszki bez poinformowania reszty towarzyszy. Na zewnątrz wesołe tłumy bawiły się w świetle dziesiątek pochodni podrzucanych wysoko w powietrze przez doświadczonych cyrkowców, którzy przybyli w to miejsce wraz z karawaną kupiecką. Noc była orzeźwiająco chłodna co było miłą odmianą od panującego wewnątrz karczmy gorąca. Przemykając wzdłuż cieni przedostałeś się niezauważony na drugi koniec ulicy i pomknąłeś bezszelestnie w stronę chaty Jambla. Jego dom znajdował się na niewielkim wzgórzu jakieś dwadzieścia metrów od karczmy, lecz nikogo w środku nie było. Siedząc w ukryciu obserwowałeś skromną posiadłość Jambla przez blisko dwie godziny, chciałeś już udać się na spoczynek kiedy nagle zauważyłeś wskazanego przez Pfinstera mężczyznę zataczającego się w stronę swojej chaty. Przez kilka dłużących się w nieskończoność minut mężczyzna męczył się z zamkiem w drzwiach, aż miałeś ochotę wstać i mu przy tym pomóc, ale w końcu udało mu się dostać do środka. Jamble w swym pijaństwie nie zadbał o to by zaryglować za sobą drzwi, był więc to idealny moment by pokusić się na mały rekonesans.





Noc spędziliście w wygodnych pokojach na poddaszu Starej Czaszki. Jhaele wywiązała się obietnicy i kąpiel wraz z drobną kolacją zostały dostarczone jeszcze przed północą. O świcie część z podróżnych siedziała już przy stołach zajadając się ciepłym śniadaniem kiedy wy powłócząc nogami ze zmęczenia schodziliście na dół. Znaleźliście wolny stolik tuż przy kominku, gdzie poprzedniego wieczora balowali na wygodnych fotelach przedstawiciele brodatego ludu. Zdumiewające było jak szybko obsłudze udało się ogarnąć cały bałagan pozostawiony tu zeszłej nocy - karczma lśniła jak nowa. Spędziliście kilka bezproduktywnych minut starając się dojść do siebie po nieco nieprzespanej nocy - przez kilka godzin niepozwalały wam zasnąć tłumy rozwrzeszczonych pijaczków, których nogi niosły we wszystkich kierunkach. Nieco później kelnerki przyniosły świeży chleb, mleko i ciepłą zupę o gęstej szarej barwie, która pomimo nieco odpychającego wyglądu smakowała nad wyraz dobrze. Po pewnym czasie do karczmy wszedł kapitan straży miejskiej znany lokalnej społeczności jako Jason Thurbal. - Dawaj Ognistą… - Warknął w stronę Jhaele. - ...nie, nie musisz szukać kieliszków, daj całą. - Dodał widząc jak kobieta nerwowo przeszukuje szuflady w poszukiwaniu czystego szkła. Mężczyzna wydawał się być czymś mocno wstrząśnięty.
- Jason, co się stało? - odparła zaniepokojona barmanka podając mu butelkę Ognistobrzuchej Whisky. Kapitan odkorkował naczynię i pociągnął solidny łyk, aż wykrzywiło mu twarz w niesmaku.
- Znaleziono zmasakrowane zwłoki jakiegoś farmera w dziko rosnących krzewach nieopodal traktu kupieckiego prowadzącego w stronę Cormyru. - Odpowiedział po pewnym czasie. - Niewiele z niego zostało, ino strzępy mięsa i kości. Nie jesteśmy w stanie zidentyfikować ofiary, będziemy musieli przepytać mieszkańców lub po prostu poczekać, aż ktoś zgłosi zaginięcie.
- Na Lathandera! Przecież tam się często bawią małe dzieci! Poślę dziewczyny by zaalarmowały resztę mieszkańców.
Kapitan Thurbal machnął ręką. - Już to zrobiliśmy, ale dzięki za troskę. Klnę się na bogów, że dorwę sprawcę tej haniebnej zbrodni i przeciągnę końmi przez wioskę ku przestrodze innych. Będziesz miała wspaniałe trofeum przed karczmą. - Na potwierdzenie swych słów uderzył butelką o stół wylewając nieco alkoholu, który szybko został przetarty szmatką przez zręczną dłoń Jhaele.
- To by raczej odstraszyło potencjalnych klientów. - Odparła po uporaniu się z rozlanym płynem, po czym chwyciła za butelkę whisky i wyrwała go z rąk mężczyzny. - Jason, jesteś na służbie… nie możesz.
Kapitan Thurbal chciał zaprotestować, ale z ust wydarło się ledwie ciche westchnięcie. Wzruszył ramionami, odepchnął się od szynkwasu i udał się ku wyjściu z karczmy.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 31-03-2014 o 14:19.
Warlock jest offline  
Stary 31-03-2014, 18:06   #27
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Gęś w jabłkach i gruszkach zniknęła z talerza zadziwiająco szybko. Tiara czekała aż Kriger się posili, więc ten przedłużał delektując się każdym kawałkiem soczystego mięsa oraz słodkim smakiem rozpływających się w buzi owoców. Gdy mężczyzna zjadł i wypił kieliszek wina udał się na spoczynek. Pokój do którego się udali był dość duży. Po lewej stronie stało duże łóżko nakryte baldachimem, z jedwabną pościelą w kolorze zieleni z wielkim białym pasem na środku. Poduszki i prześcieradło również były białe. Pod ścianą na wprost od wejścia było okno dość sporych rozmiarów z którego można dostrzec miasto. Zaraz obok okna postawiono ogromną szafę na ubrania i stojak na zbroję i broń. Po prawej stronie zaś ulokowano stół, a nad nim lustro zapewne do poprawiania makijażu przez wizytującą płeć piękną. Przed tym postawiono krzesło. Obok tego czekała balia z ciepłą wodą i pieniącymi się mydlinami skryta za parawanem. Na środku pokoju wyłożono dywan w kolorze pościeli a nad dywanem kołysał się żyrandol z wesoło tańczącymi płomieniami dwunastu świeczek.

Rycerz nie musiał długo czekać aż Tiara opuści pokój w poszukiwaniu mięsa i krwi.
- Mam nadzieję, że nie pozostawi śladów - powiedział do siebie kiedy dziewczyna wyfrunęła przez okno. Zamknął je by ciepło nie uciekało. Zbroję rozwiesił na stojaku, broń i tarczę postawił na specjalnych zaczepach. Chwilę później mężczyzna zniknął za parawanem.

Wraz z kąpielą jakiekolwiek smutki Krigera zniknęły. Odpłynęło zmęczenie ciała dźwigającego zbroję. Odpływał zapach potu i brud po podróży. Rycerz wylegiwał się w bali przez dobre dwa kwadranse, aż woda zrobiła się letnia a większość mydlin zniknęła. Ubrał dolną część ubrania, koszulę uprał w reszcie wody i rozwiesił na krześle by rano była już sucha przynajmniej po części. Oparł miecz o ścianę zaraz obok łóżka i ułożył się wygodnie w miękkiej pościeli. Zasnął bardzo szybko.
 
Tiras Marekul jest offline  
Stary 02-04-2014, 05:39   #28
 
Someirhle's Avatar
 
Reputacja: 1 Someirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputacjęSomeirhle ma wspaniałą reputację
Wink

Chwilę po tym, gdy Jamble wtoczył się do swojej chałupy, Garnath odetchnął głęboko i zaczął myśleć. Otwarte drzwi kusiły, jednak czy czasem nie była to pułapka? Ale też podobne podejrzenia w stosunku do starego opoja zakrawały na paranoję. Jednak nawet gdyby Jamble nie stanowił zagrożenia, to co interesującego dla krasnoluda mogło się tam znajdować? Szanse były niewielkie.
Zawsze jednak były. A byle ludzki pijaczyna nie stanowił dla niego przeciwnika.
Krasnolud rozejrzał się uważnie, sprawdzając, czy nikt przypadkiem nie obserwuje domu, po czym cichcem dopadł do drzwi. Nie wszedł od razu, na chwilę zamarł pod drzwiami nasłuchując i sprawdził, czy w środku nie pali się światło. Wiele ze swojej przewagi przypisywał umiejętności widzenia w ciemności.
W środku panował półmrok rozświetlany przez ledwie tlącą się latarnię sztormową ustawioną na stoliku obok łóżka, na którym to leżał rozciągnięty Jamble. Mężczyzna w swym pijaństwie nawet nie ściągnął butów i po upływie kilku minut od wylądowania w łóżku z jego ust zaczęło wydobywać się ciche chrapanie. Nieświadom obecności intruza zapadł w błogi sen.
Garnath, gdy tylko upewnił się raz jeszcze, czy nikt nie patrzy i wślizgnął się do środka, pierwsze kroki skierował ku latarni. Szedł powoli i ostrożnie, badając najpierw wzrokiem i dotykiem każdy odcinek i stopniowo przenosząc ciężar z nogi na nogę. Każda chwila ciągnęła się niemiłosiernie, ale jedyne, co mogło go teraz zgubić, to pośpiech. W końcu zdołał dotrzeć do latarni i ją zgasić, dodatkowo delikatnie przycinając knot tak, by nie dało jej się na powrót zapalić. Przybrudził też widoczny koniuszek sądzą i nieco wystrzępił, by nie można było poznać manipulacji. Próba zapalenia latarni powinna dopełnić kamuflażu.
Teraz mógł nieco odetchnąć i zacząć przeszuka nie. Najpierw stanął na środku pokoju i rozejrzał się uważnie wokół, szukając wzrokiem miejsc, które nadawałyby się na kryjówkę. Potem zaczął metodyczne przeszukanie.

Główne pomieszczenie w którym się znalazł krasnolud było na tyle skromnie umeblowane, że wzbudziło jego podejrzenia - jak ten brudny pijaczyna posiadający klucz do skarbu mógł mieszkać w takiej ruderze? Zaintrygowany rozglądał się wokół siebie, gdy nagle usłyszał za swoimi plecami brzęk zwolnionej cięciwy z kuszy. Garnath rzucił się w kąt robiąc przy tym głośny raban jak na prawdziwego krasnoluda przystało. Ku własnemu zdziwieniu spostrzegł, że to nie on był celem ataku, lecz Jamble, który teraz leżał martwy brodząc w kałuży własnej krwi. W drzwiach stał oprych Pfinstera z kuszą wycelowaną w jego osobę. Nie wystrzelił jednak, bo do pomieszczenia wszedł handlarz wraz z resztą zamaskowanych siepaczy. Właśnie wtedy go uderzyło, że padł ofiarą podstępu.

- Jaka szkoda krasnoludzie, żeś nie wziął ze sobą Drusila. - rzekł Pfinster ściągając kaptur z głowy. - Wszystko wskazuje na to, że Twój kolega zadarł z niewłaściwymi ludźmi, którzy wynajęli nas - skrytobójców z Calimportu, aby dokończyć dzieła. - dodał nie kryjąc dumy. - Teraz kiedy nie ma Drusila w pobliżu będziemy musieli obmyślić inny plan, a Ty się nam do tego przysłużysz. - Pfinster skinął w stronę swoich ochroniarzy, którzy zaczęli niebezpiecznie zbliżać się. Jeden z nich trzymał sieć obciążoną stalowymi kulami, a reszta uzbrojona była w obuchy gotowe pozbawić przytomności niepokorną ofiarę. - Radzę Ci nie stawiać oporu, bo tylko pogorszysz swą beznadziejną sytuację.

Rzeczywiście, sytuacja Garnatha była nie do pozazdroszczenia. Skurczony w kącie pomieszczenia między łóżkiem a stolikiem, otoczony przez zbirów i roztrzęsiony nagłymi wydarzeniami wydawał się łatwym celem, niczym przeznaczone na rzeź jagnię. Nawet ciemność nie dawała mu osłony, tamci bowiem wydawali się świetnie widzieć w mrocznym pomieszczeniu.
Wszystko jakby sprzysięgło się przeciw niemu - z drugiej jednak strony nie pierwszy raz w jego życiu był na straconej pozycji. O nie. I tak jak zawsze, gdy nie miał już nic innego, nawet nadziei, obudził się w nim bunt, przekorność i nadzwyczajny, potężny, gorejący niczym węgle w piecu upór.

- Dobra, Pfinster, czy jak ci tam, masz mnie. Pogadajmy, i tak nie będziesz miał ze mnie pożytku inaczej niż po dobroci. - rzucił hardo, jednak nogi wciąż jeszcze miał miękkie jak ulepione z błota, aż musiał się oprzeć o stolik wstając. Teraz dopiero mógłby sobie napluć w brodę, albo lepiej wyhaftować na nią cały ostatni posiłek, tak mu było niedobrze. Jednak siłą woli narzucał posłuszeństwo ciału.
"Myśl, durniu, wpatrywałeś się w ten budynek pół nocy, znasz wszystkie wejścia, to i wiesz jak wyjść. No jazda...!"
Myślał. Miał na to cały czas gdy mówił. Musiało wystarczyć. Na zamarznięte tyłki ojców, musiał o być jakieś wyjście, okno, piętro, tylne drzwi, cokolwiek...!
Nagle wszystko sobie przypomniał - było piętro i okno, byle tam dotrzeć...

- Zabierz ich, i tak nie mam gdzie uciekać. To będzie dziwnie wyglądało jeśli nagle zniknę...-
Pfinster milczał, czym Garnath nie był specjalnie zdziwiony. Tamten nie zamierzał mu dawać więcej czasu, a krasnolud nie miał go już za wiele - może jeszcze tyle, by złapać głębszy oddech i ukradkiem wyjąć sakiewkę z kulkami, a następnie rzucić się w desperackim zwodzie w stronę szafy, by potem ostro odbić w stronę schodów, nurkując między napastnikami. Wtedy po rozsypaniu za sobą kulek na schodach być może zyskałby jakieś szanse na ucieczkę. Teraz liczył na łut szczęścia, który co prawda można by wspomóc celnym ciosem, jednak nie zamierzał ranić skrytobójców - jak słusznie powiadało halflińskie prawidło, należało dać wrogowi szansę, by nas polubił, jakkolwiek niedorzecznie brzmiało w tej sytuacji.

Tumble 23 roll vs 15 DC = Success!

Sieć opadła w przestrzeń między stolikiem, a łóżkiem, ale krasnoluda już tam nie było. Garnath pomknął w kierunku schodów zwinnie unikając pałki jednego z gburów i taranując drugiego. Małe stalowe kulki zabrzęczały spadając po schodach przez co jeden z bardziej okazałych budową ciała asasynów poślizgnął się lądując z łoskotem na wbiegających za nim towarzyszach. Krasnolud trafiając na poddasze chwycił stojące obok stare meble i zrzucił je na dół po schodach by jak najbardziej spowolnić napastników. Z pomieszczenia poniżej dało się usłyszeć głośne bluzgi Pfinstera, który kopał i pchał swoich ludzi byle tylko dorwać w swoje ręce niepokornego łotra. Garnath po oczyszczeniu strychu ze wszystkich zaległych mebli i gratów stanął naprzeciw jedynego okrągłego okna w tym pomieszczeniu, które prowadziło prosto na główną ulicę wioski.
I to było to. Krasnolud dopadł okna i z trzaskiem okiennic przepchnął się na drugą stronę. Była jeszcze chwila strachu, gdy przepisał się przez wąską ramę i chwila triumfu, gdy tuż przed skokiem rzucił na odchodne: - Wolność rządzi, krasnoludy pany, a ty udław się Świńster! - Nie miał czasu na nic lepszego, zresztą już po chwili wylądował na ulicy i co sił pognał do karczmy.
Ledwie wyhamował przed drzwiami i powstrzymał się, by nie wpaść do środka jak burza. W pośpiechu załatwił sobie pokój, byle co do jedzenia i dzban piwa, po czym zabarykadował się w pokoju, by w końcu usnąć podchmielony, z naładowaną kuszą w rękach i kalejdoskopie myśli w głowie.

Obudził się dość wcześnie, ponury. Nastrój taki towarzyszył mu w czasie porannej toalety, podczas wydłubywania bełtu ze ściany i jedzonego w głównej sali posiłku. Czułym uchem pochwycił rozmowę karczmarki i kapitana, jednak miał teraz ważniejsze sprawy na głowie.
Skończywszy posiłek, postanowił zebrać "drużynę" razem. Mieli do pogadania, i to teraz zaraz, toteż walił w drzwi i budził bezlitośnie, albo odkrywał od dowolnych miałkich zajęć i mendził do skutku.
Sprawa była poważna.
Gdy tylko udało mu się zebrać wszystkich przy w miarę ustronnym stoliku, zaczął z grubej rury.
- Mamy problem, panowie... I pani. Otóż ostatniej nocy zaatakowały mnie wynajęte zbiry. Udało mi się na szczęście uciec, zaś z tego co mówili, to szukają niejakiego Drusila. Dowodził nimi mężczyzna zwący siebie Pfinsterem, a przyjechali tu podobno aż z dalekiego Calimshanu... Ale może sam Drusil zechce nam coś o nich powiedzieć i o naturze swoich zaszłości, które są zagrożeniem dla nas wszystkich, jak długo przebywa w naszej kampanii. - Rzucił Thantowi wściekłe, swidrujace spojrzenie.
 
__________________
Cogito ergo argh...!
Someirhle jest offline  
Stary 02-04-2014, 21:11   #29
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Wielki i czarny jak smoła kruk, siedział na kawałku murku i bystrym wzrokiem skakał co chwila po okolicy. Poruszał lekko skrzydłami i zakrakał, by po chwili schylić się do złowionej i uwięzionej między jego szponami dżdżownicy. Wciągnął ją paroma kłapnięciami dzioba i gdyby mógł oblizałby się z zadowolenia i dużej ilości robaków, które po zmroku wyłaziły na chłodniejszą temperaturę. Zakrakał jeszcze z dwa razy i nagle wyprostował się będąc zaalarmowany dziwnym chałasem. Nie dane było mu rozejrzeć się na dobre, gdy z głuchym szumem ptak z dziesięć razy większy z samej góry zleciał wprost na niego, miażdżac pod swoimi wielkimi, w porównaniu, szponami.

- Nie ciesz się tak przy kimś kto skręca z głodu, padalcu... - wymamrotała wykrzywiona od niezadowolenia pochylając się nad capniętym krukiem.

Przez godzinę latania w kółko nie znalazła absolutnie nic przydatnego. Zdołała oblecieć okolicę parę razy w na prawdę dużym promieniu, by rzecz jasna móc wrócić i nie zgubić się w nocy. Nie było absolutnie niczego a będąc coraz bardziej głodna jej niecierpliwość wzrastała i na prawdę nie była w stanie dłużej czekać. Już miała patroszyć z piór ptaka, któremu ukręciła łeb gdy coś, co szukała tyle czasu samo przyszło pod nos. Z początku nie była pewna, jednak szybko podchwyciła okazję i odbiła się w górę w kierunku zbliżającego się mężczyzny.

Przerażony chłop sięgnął po długie na blisko dwa metry widły kierując je w stronę skrzydlatego cienia, który przez chwilę zawisł kilka metrów nad jego głową. Cień opadł stając mu na drodze, którą się kierował. Nie ruszał się za bardzo, jakby czekając na coś. Mężczyzna zamarł przerażony, chciał głośno krzyknąć, lecz z gardła wydarł się cichy charkot. Uniósł widły i pchnął je w powietrze na pokaz i naprężony niczym przyparta do ściany kobra czekał na reakcję swego przeciwnika. W końcu z mroku wyłoniła się sylwetka kobiety w większości pokryta piórami. Zrobiła parę kolejnych spokojnych kroków w jego kierunku. Chłop mógł dostrzec jej twarz… Wielkie oczy wpatrujące się z przejęciem i radość… Szaleńcza i dzika radość z faktu, że może na niego patrzeć. Sama skrzydlata wlepiała w niego wzrok oceniajac i lustrując szczegóły jego ciała.

- Tyrze trzymaj mnie w swej opiece! - zdobył się na krzyk - Kim jesteś skrzydlata czarownico? Zapytał kierując widły w jej strony.

- Ou… Mną nie musisz się przejmować ale z radością się tobą zaopiekuję… - wyrecytowała z trudem mogąc się oderwać od gapienia się na wieśniaka - Po co tobie ten widelec…? Nie będzie tobie potrzebny… - zakończyła by wybić się w powietrze, przelecieć nad swoją ofiarą i wylądować w podobnej odległości za jego plecami.

Mężczyzna nie wytrzymał presji; wiedział, że zaraz zostanie zaatkowany przez pokrytą piórami kreaturę kobiety-ptaka. Zebrał się na zamach i niczym Posejdon cisnął swym trójzębem w stronę skrzydlatej. Ta natomiast nie była gotowa na atak. Zamiast odskoczyć schyliła się zakrywając skrzydłami. Widły co prawda uderzyły w swój cel, jednak zamiast się wbić zsunęły się po gładkim upierzeniu. Chwilę po tym kobieta stanęła wyprostowana i odsłoniła się. Jej twarz nie była już zadowolona, lecz drapieżnie wściekła.

- To NIE było miłe - wydusiła zaciskając zęby jak i palce na łuku trzymanym przez nią w jednej ręce.

Chłop widząc jak nieskuteczny był jego ruch, puścił się pędem w stronę wioski krzycząc jak najgłośniej tylko potrafił. Na jego nieszczęście w wiosce dalej trwały nocne zabawy i nikt nie był w stanie go usłyszeć.

- Zamknij dziób zanim ktoś cię usłyszy! - przecisnęła w podobnej złości i ponownie wzbić się powietrze. Tym razem nabrała znacznej wysokości i po paru chwilach podcinając skrzydła w powietrzu runęła na ofierę zaciskając jednocześnie swoje szpony na jego barkach.

Mężczyzna zarył twarzą po brukowanym gościńcu kiedy wcale nie taka filigranowa osóbka opadła mu z impetem na barki. Próbował wstać, próbował kopać, gryźć, nawet krzyczeć, lecz wszystko to wydawało się być skazane na porażkę - skrzydlata kobieta zaciskała swe pazury coraz mocniej, aż na jego szarej lnianej koszuli pojawiły się plamy krwi.

- Mogłoby to wyglądać INACZEJ, ale skoro nie chcesz, będziemy musieli udać się na stronę - wycisnęła drapieżnie. Skrzydła rozłożyły się w całości i uderzyły parę razy w powietrzu. W końcu para uniosła się, choć nie bez wysiłku. Kobieta wraz ze swoją ofiarą odleciała jakiś spory kawałek trzymając się parę metrów nad ziemią, by w końcu puścić go w locie.

- Proszę! Mam żonę i dzieci! - krzyczał oderwany od ziemi chłop zanim spotkał się po raz kolejny twarzą z ziemią. Oślepiony bólem i piachem w oczach starał się uciekać na czworaka gdziekolwiek byle jak najdalej od tego demona w ciele kobiety.

- Nie potrzebuję więcej, ty mi wystarczysz - odpowiedziała już nieco mniej agresywnie. Lądując obok niego przyglądała się jego ucieczce podążając spokojnym krokiem - Chyba, że mają coś cennego... A ty co masz przy sobie? - rzuciła z wnikliwością - Byłoby to miłym dodatkiem…

Mężczyzna zaczął głośno szlochać próbując odpędzić się od kobiety z piekła rodem - Nie mam nic czarownico! Odejdź, przepadnij! - wykrzykiwał próbując wstać na równe nogi i rzucić się do ucieczki.

- Przestań w końcu tak wierzgać jak się o coś pytam - wyrzuciła z niechęcią by po raz kolejny chwycić go szponami i unieść na znacznie większą wysokość, niż wcześniej. Następnie bez większego ociągania puściła wieśniaka, by ten z łomotem przywalił o grunt.

Wieśniak upadł z charakterystycznym dźwiękiem łamanych kości. Krzyknął z bólu na całe gardło, a twarz zalała się łzami. Szlochając złorzeczył oprawczyni: - Zginiesz suko nim minie jedna doba! - wydzierał się - Skończysz jako czyiś dywan jeśli mnie zabijesz! - nie mając już wiele do stracenia mężczyzna pogodził się już z losem.

- Oj, przymknij się już… - odpowiedziała od niechcenia lądując lekko obok - Musisz coś mieć przy sobie. Zawsze ktoś coś ma… - kontynuowała wnikliwie pochylając się nad człowiekiem, oglądając go i macając z każdem strony.

Farmer splunął krwią w twarz dziewczyny - Tylko tyle dla Ciebie, portowa narożnico.

- Ughh… - odsunęła się ściągając po chwili ramieniem krew z twarzy - To już drugi raz jak jesteś nie miły… Ngh… Możesz krzyczeć… Możesz uciekać… Ale… - wyciskała w szybko rosnącej złości - Nigdy… Nie waż się pluć mi w twarz! - wydarła się rzucając się na rannego człowieka zaciskając na nim szpony i pazury tak mocno, że aż zagłębiły się w ciele. Z przeraźliwym skrzekiem wybiła się do góry. Wznosiła się i wznosiła, cały czas nie mogąc znaleźć ujścia swojej wściekłości. Gruntu, krzaków jak i drogi nie było już widać. Para pogrążyła się w ciemnościach wysokości, nad którymi było widać tylko przymglone świetliki rozpalonych w odległości świateł.

- NIGDY tego nie rób! - wyskrzeczała do niego potrząsając jeszcze, by w końcu z premedytacją i przyłożeniem siły zrzucić na ziemię. Sama jeszcze wisiała w tym samym punkcie dysząc lekko i nasłuchując cichnącego krzyku, który w końcu nagle się urwał. Westchnęła szybko by w końcu się uspokoić - Podano kolację… - powiedziała do siebie pod nosem na poprawę humoru, podcinając skrzydła, by szybciej znaleźć się na dole.

W krzakach w mokrej plamie leżała powyginana i połamana ludzka lalka. Skręcona w nienaturalny sposób z wystającymi nawet na zewnątrz krwistymi gnatami. Przez kolejne niespełna pół godziny była rozszarpywana i rozrywana na mniejsze, wygodniejsze kawałki. Chrząstki były miażdżone a stawy wykręcane i zrywane. Żebra rozwierane, by wyciągnąć najlepsze kąski.

Uczta była gigantyczna i zakończyła się dopiero, gdy pierzasta siłą nie mogła już wypychać w siebie więcej. Usiadła obok z mleczną satysfakcją na twarzy. Jej usta były idealnie czerwone, tak samo czubek nosa, połowy policzków, broda, obojczyki i całe pazury. Dyszała z zadowolenia mając niezmierną ochotę usnąć w miejscu, w którym siedziała. Niestety do dopełnienia szczęścia nie mogła tego zrobić. Musiała wrócić do Krigera, miał w końcu pokazać to, co obiecał.

Wstała, a mając już z tym problemy, stawiając parę kroków prawie się nie wywróciła. Trzeba było się nieco wysilić i lecieć by nie zapuścić korzeni... Zostawiła rozszarpane pozostałości wieśniaka i ulotniła się z miejsca. Przed snem trzeba było zmyć tak problematyczną dla ludzi krew. Nawet po takim czasie bliskiego obcowania z nimi nie rozumiała, czemu ślady powodzenia są uznawane jako coś złego. W końcu… Od kiedy chwalenie się jest czymś złym? Jak widać ludzie nie lubili jak ktoś chwalił się pewnymi rzeczami.

Zaleciała do ciągnącej się wzdłuż mieściny rzeki. Usadawiając się przy brzegu zrzuciła z siebie wszystkie rzeczy, by móc chlapiąc na wszystkie strony, zażyć pobudzającej zimnej kąpieli. W końcu można było wracać.

Gdzieś w środku nocy, przynajmniej gdy jeszcze było ciemno za oknem, Kriger usłyszał poruszenie za oknem i hałas, wystarczający, by go delikatnie wybudzić. Po paru chwilach okno bez ingerencji od wewnątrz, samoistnie się otworzyło. Na podłogę zsunął się kołczan razem z łukiem, jednak ich właścicielka nie pojawiała sięa. Kriger odwrócił się łapiąc za miecz. Usiadł na łóżku. Sen wyparował z niego w jednej sekundzie. Siadając i wpatrując się w okno z ciemności wyłoniła się znana mu sylwetka. Okazało się, że siedziała tam od początku. Zamiast wejść to rozsiadła się wygodnie na ościeżnicy okna i nie ruszała się. Po kolejnych chwilach mężczyzna mógł zobaczyć ją już w szczegółachch a przede wszystkim twarz, która była mydlanie uśmiechnięta od ucha do ucha z marzycielskim wzrokiem wtkwionym w jego osobę.

- Już jestem, mój rycerzyku - odpowiedziała cicho i delikatnie w pełni szczęścia, które zdawałoby się odczuwała.

Roześmiana zsunęła się finezyjnie z okna zataczając niewielki łuk zanim zdołała wyhamować pęd ciała. Dobrym było to, że wieczorną wściekłość zostawiła gdzieś na zewnątrz. Zachowywała się jak w salce głównej pełnej ludzi, co było pewnym zdziwieniem bez założonego przebrania, jednak największym był jej stan. Po paru chwilach Kriger mógł jasno przyznać, że była pijana na tyle, by mieć problemy z chodzeniem w linii prostej, a zatoczony przez nią łuk wcale nie był kontrolowany. Była mocno pijana, albo zachowywała się na mocno pijaną.

- Pomyliłaś jakiegoś przypadkowego farmera z beczką rumu? – Rycerz wstał zdziwiony. Miecz oparł o ścianę zaraz obok miejsca w którym przed chwilą spał. Nie miał pojęcia czy Tiara w ogóle rozumie jego słowa. Staną obok łóżka i przyglądał się niecodziennej sytuacji.

Kobieta nie odpowiedziała tylko w zadowoleniu szczerzyła zęby jeszcze mocniej. Ramieniem przetarła usta i snując się dotarła do mężczyzny kładąc na jego klatce piersiowej swoją dłoń, której szpiczaste końcówki były mocniej wyczuwalne, choć wciąż delikatne. W takim zbliżeniu rycerz czuł wiele zapachów. Woń lasu, zbierającej się rosy na liściach, jakiegoś niewielkiego oczka wodnego a nawet, zapach zwierzyny i nawet lekką woń jej perfum. Jednak zapachu alkoholu znaleźć nie mógł. Widział natomiast dokładne rysy jej twarzy. Było widać delikatną wilgoć z jakieś kąpieli z której do samego końca nie zdołała wyschnąć. Lecz pomimo tego przeoczyła ciemniejszy ślad znajdujący się w okolicach jej policzka a kancika ust.

- Teraz… Idę spać… - wymruczała cicho pod nosem odpychając po chwili Krikera od siebie torując sobie linię prostą do łóżka.

Wdrapała się z trudem na nie i dokładnie na samym środku zajęła swe miejsce. Ułożyła się jak kot, który znalazł idealny punkt na miejscu nie przeznaczonym do siedzenia dla niego. Nie licząc się z miejscem, dla swojego towarzysza ułożyła się zwijając w kłębek. Oczywiście nie mogła tego też zrobić pod kołdrą a dokładnie na niej zakrywając się w zamian swoimi skrzydłami.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 02-04-2014 o 21:14.
Proxy jest offline  
Stary 02-04-2014, 21:13   #30
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Kriger westchnął na widok Tiary. Zrobił zażenowaną minę. Dziewczyna rozłożyła się na środku łóżka nie pozostawiając miejsca dla młodzieńca. „Objadła się, napiła to i o świecie zapomniała” - pomyślał chłopak. Postawił miecz na stojak, zamknął znów otwarte okno. Kiedy Tiara usnęła delikatnie ją przesunął by zrobić miejsce dla siebie. Ta spiąca jak zabita już po paru minutach, z początku nie dawała się przesunąć tak prosto jak chciał. Przy większym naparciu poruszyła się trochę. Gdy w końcu zorganizował skrawek miejsca dla siebie położył się. Ruch całego łóżka raz jeszcze spowodował, ze kobieta poruszyła się. Tym razem zamiast nie zwracać na to uwagi podniosła się i całkowicie nieprzytomnym wzrokiem popatrzyła na swojego rycerzyka. Cały czas spała, nawet w uniesionej na rękach pozycji. Widziała przed sobą równie doskonałe miejsce do ułożenia się co poprzednio, z tym, że to było znacznie cieplejsze. W ten sposób ułożyła się na jego klatce piersiowej wtulając się do jego temperatury ciała, pomimo tego, że sama była cała gorąca. Skrzyła przysłoniły ich oboje a Tiara już przez resztę nocy nie ruszała się oddychając równo, spokojnie i niewinnie jak dziecko.

Rano Krigera obudził stukot w sali głównej. Służki musiały uwijać się ze sprzątaniem po harcach do późnej nocy. Tiara nadal spała przyklejona do ciała rycerza. Poczuł żal, że obudził się teraz i będzie musiał rozstać się z powłoką termiczną stworzoną z piór nocnej łowczyni. Nie lubił jednak spać w dzień, a słońce zawitało już nad miastem swoje światło wrzucając przez okno do wnętrza. Kriger złapał Tiarę pod pachami i uniósł lekko do góry, wyślizgnął się nogam spod jej ciała i ułożył ją obok. Dziewczyna poczuła, że pojawiła się wolna przestrzeń i znów rozłożyła się na całej powierzchni łoża.

Koszula była prawie sucha, jedynie mankiety były nadal trochę wilgotne. Sama tkanina dała przyjemne zimno które trochę ostudziło powierzchnię skóry nagrzanej dzięki Tiarze. Cicho przywdział poszczególne elementy zbroi. Zajęło to trochę, skoro nie chciał narobić hałasu. Kiedy był gotowy zszedł na dół zostawiając Tiarę samą.

Kriger na dole znalazł się pierwszy siadając na jednym z miejsc okupowanych zeszłej nocy przez brodatych. Zamówił mleko i pajdę chleba którą powoli żuł przyglądając się porządkowi jaki zapanował. Aż trudno uwierzyć jak szybko te dziewczyny potrafią pracować by to miejsce znów mogło lśnić czystością. Garnath nie zauważył Krigera przy porannym posiłku siadając gdzieś indziej. Dopiero gdy skończył dostrzegł rycerza i poinformował go, że zaraz sprowadzi resztę bo ma coś ważnego do powiedzenia.
- Tylko nie obudź Tiary, położyła się o wiele później niż ja. Nadal słodko śpi a sen ma delikatny - napomniał krasnoluda gdy odchodził.

*Wiedziałem, że narobi kłopotów* - pomyslał po wysłuchaniu rozmowy Jhaele z kapitanem Thurbalem.
 

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 02-04-2014 o 21:31.
Tiras Marekul jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:32.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172