Tommy zerwał się jak że smyczy i pognał prosto do ambulatorium. Godzina oczekiwania sprawiła, że stał się nerwowy i ręka zaczynała go nieznośnie szczypać i swędzieć od samego patrzenia. Załomotawszy do drzwi, wpadł jak burza nie czekając na odpowiedź. Ta historia naprawdę podziałała mu na wyobraźnię, szczególnie, że pokazywali mu tamtego faceta później - nie chciał podzielić jego losu.
- Co jest, doktorku? - zagaił dowcipem, którego pochodzenie zaginęło w mrokach wojny.
- Podrapało mnie jakieś cholerstwo, może zarazliwe jakieś... - wzrok zeslizgnął mu się na rannego na stole - O kurwa, a tego kto tak załatwił? Bo przecież nie te małe gówna chyba? -
Mimo wszystko zależy mu głównie na szybkim opatrzeniu własnej rany.
__________________ Cogito ergo argh...! |