Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-04-2014, 21:11   #29
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Wielki i czarny jak smoła kruk, siedział na kawałku murku i bystrym wzrokiem skakał co chwila po okolicy. Poruszał lekko skrzydłami i zakrakał, by po chwili schylić się do złowionej i uwięzionej między jego szponami dżdżownicy. Wciągnął ją paroma kłapnięciami dzioba i gdyby mógł oblizałby się z zadowolenia i dużej ilości robaków, które po zmroku wyłaziły na chłodniejszą temperaturę. Zakrakał jeszcze z dwa razy i nagle wyprostował się będąc zaalarmowany dziwnym chałasem. Nie dane było mu rozejrzeć się na dobre, gdy z głuchym szumem ptak z dziesięć razy większy z samej góry zleciał wprost na niego, miażdżac pod swoimi wielkimi, w porównaniu, szponami.

- Nie ciesz się tak przy kimś kto skręca z głodu, padalcu... - wymamrotała wykrzywiona od niezadowolenia pochylając się nad capniętym krukiem.

Przez godzinę latania w kółko nie znalazła absolutnie nic przydatnego. Zdołała oblecieć okolicę parę razy w na prawdę dużym promieniu, by rzecz jasna móc wrócić i nie zgubić się w nocy. Nie było absolutnie niczego a będąc coraz bardziej głodna jej niecierpliwość wzrastała i na prawdę nie była w stanie dłużej czekać. Już miała patroszyć z piór ptaka, któremu ukręciła łeb gdy coś, co szukała tyle czasu samo przyszło pod nos. Z początku nie była pewna, jednak szybko podchwyciła okazję i odbiła się w górę w kierunku zbliżającego się mężczyzny.

Przerażony chłop sięgnął po długie na blisko dwa metry widły kierując je w stronę skrzydlatego cienia, który przez chwilę zawisł kilka metrów nad jego głową. Cień opadł stając mu na drodze, którą się kierował. Nie ruszał się za bardzo, jakby czekając na coś. Mężczyzna zamarł przerażony, chciał głośno krzyknąć, lecz z gardła wydarł się cichy charkot. Uniósł widły i pchnął je w powietrze na pokaz i naprężony niczym przyparta do ściany kobra czekał na reakcję swego przeciwnika. W końcu z mroku wyłoniła się sylwetka kobiety w większości pokryta piórami. Zrobiła parę kolejnych spokojnych kroków w jego kierunku. Chłop mógł dostrzec jej twarz… Wielkie oczy wpatrujące się z przejęciem i radość… Szaleńcza i dzika radość z faktu, że może na niego patrzeć. Sama skrzydlata wlepiała w niego wzrok oceniajac i lustrując szczegóły jego ciała.

- Tyrze trzymaj mnie w swej opiece! - zdobył się na krzyk - Kim jesteś skrzydlata czarownico? Zapytał kierując widły w jej strony.

- Ou… Mną nie musisz się przejmować ale z radością się tobą zaopiekuję… - wyrecytowała z trudem mogąc się oderwać od gapienia się na wieśniaka - Po co tobie ten widelec…? Nie będzie tobie potrzebny… - zakończyła by wybić się w powietrze, przelecieć nad swoją ofiarą i wylądować w podobnej odległości za jego plecami.

Mężczyzna nie wytrzymał presji; wiedział, że zaraz zostanie zaatkowany przez pokrytą piórami kreaturę kobiety-ptaka. Zebrał się na zamach i niczym Posejdon cisnął swym trójzębem w stronę skrzydlatej. Ta natomiast nie była gotowa na atak. Zamiast odskoczyć schyliła się zakrywając skrzydłami. Widły co prawda uderzyły w swój cel, jednak zamiast się wbić zsunęły się po gładkim upierzeniu. Chwilę po tym kobieta stanęła wyprostowana i odsłoniła się. Jej twarz nie była już zadowolona, lecz drapieżnie wściekła.

- To NIE było miłe - wydusiła zaciskając zęby jak i palce na łuku trzymanym przez nią w jednej ręce.

Chłop widząc jak nieskuteczny był jego ruch, puścił się pędem w stronę wioski krzycząc jak najgłośniej tylko potrafił. Na jego nieszczęście w wiosce dalej trwały nocne zabawy i nikt nie był w stanie go usłyszeć.

- Zamknij dziób zanim ktoś cię usłyszy! - przecisnęła w podobnej złości i ponownie wzbić się powietrze. Tym razem nabrała znacznej wysokości i po paru chwilach podcinając skrzydła w powietrzu runęła na ofierę zaciskając jednocześnie swoje szpony na jego barkach.

Mężczyzna zarył twarzą po brukowanym gościńcu kiedy wcale nie taka filigranowa osóbka opadła mu z impetem na barki. Próbował wstać, próbował kopać, gryźć, nawet krzyczeć, lecz wszystko to wydawało się być skazane na porażkę - skrzydlata kobieta zaciskała swe pazury coraz mocniej, aż na jego szarej lnianej koszuli pojawiły się plamy krwi.

- Mogłoby to wyglądać INACZEJ, ale skoro nie chcesz, będziemy musieli udać się na stronę - wycisnęła drapieżnie. Skrzydła rozłożyły się w całości i uderzyły parę razy w powietrzu. W końcu para uniosła się, choć nie bez wysiłku. Kobieta wraz ze swoją ofiarą odleciała jakiś spory kawałek trzymając się parę metrów nad ziemią, by w końcu puścić go w locie.

- Proszę! Mam żonę i dzieci! - krzyczał oderwany od ziemi chłop zanim spotkał się po raz kolejny twarzą z ziemią. Oślepiony bólem i piachem w oczach starał się uciekać na czworaka gdziekolwiek byle jak najdalej od tego demona w ciele kobiety.

- Nie potrzebuję więcej, ty mi wystarczysz - odpowiedziała już nieco mniej agresywnie. Lądując obok niego przyglądała się jego ucieczce podążając spokojnym krokiem - Chyba, że mają coś cennego... A ty co masz przy sobie? - rzuciła z wnikliwością - Byłoby to miłym dodatkiem…

Mężczyzna zaczął głośno szlochać próbując odpędzić się od kobiety z piekła rodem - Nie mam nic czarownico! Odejdź, przepadnij! - wykrzykiwał próbując wstać na równe nogi i rzucić się do ucieczki.

- Przestań w końcu tak wierzgać jak się o coś pytam - wyrzuciła z niechęcią by po raz kolejny chwycić go szponami i unieść na znacznie większą wysokość, niż wcześniej. Następnie bez większego ociągania puściła wieśniaka, by ten z łomotem przywalił o grunt.

Wieśniak upadł z charakterystycznym dźwiękiem łamanych kości. Krzyknął z bólu na całe gardło, a twarz zalała się łzami. Szlochając złorzeczył oprawczyni: - Zginiesz suko nim minie jedna doba! - wydzierał się - Skończysz jako czyiś dywan jeśli mnie zabijesz! - nie mając już wiele do stracenia mężczyzna pogodził się już z losem.

- Oj, przymknij się już… - odpowiedziała od niechcenia lądując lekko obok - Musisz coś mieć przy sobie. Zawsze ktoś coś ma… - kontynuowała wnikliwie pochylając się nad człowiekiem, oglądając go i macając z każdem strony.

Farmer splunął krwią w twarz dziewczyny - Tylko tyle dla Ciebie, portowa narożnico.

- Ughh… - odsunęła się ściągając po chwili ramieniem krew z twarzy - To już drugi raz jak jesteś nie miły… Ngh… Możesz krzyczeć… Możesz uciekać… Ale… - wyciskała w szybko rosnącej złości - Nigdy… Nie waż się pluć mi w twarz! - wydarła się rzucając się na rannego człowieka zaciskając na nim szpony i pazury tak mocno, że aż zagłębiły się w ciele. Z przeraźliwym skrzekiem wybiła się do góry. Wznosiła się i wznosiła, cały czas nie mogąc znaleźć ujścia swojej wściekłości. Gruntu, krzaków jak i drogi nie było już widać. Para pogrążyła się w ciemnościach wysokości, nad którymi było widać tylko przymglone świetliki rozpalonych w odległości świateł.

- NIGDY tego nie rób! - wyskrzeczała do niego potrząsając jeszcze, by w końcu z premedytacją i przyłożeniem siły zrzucić na ziemię. Sama jeszcze wisiała w tym samym punkcie dysząc lekko i nasłuchując cichnącego krzyku, który w końcu nagle się urwał. Westchnęła szybko by w końcu się uspokoić - Podano kolację… - powiedziała do siebie pod nosem na poprawę humoru, podcinając skrzydła, by szybciej znaleźć się na dole.

W krzakach w mokrej plamie leżała powyginana i połamana ludzka lalka. Skręcona w nienaturalny sposób z wystającymi nawet na zewnątrz krwistymi gnatami. Przez kolejne niespełna pół godziny była rozszarpywana i rozrywana na mniejsze, wygodniejsze kawałki. Chrząstki były miażdżone a stawy wykręcane i zrywane. Żebra rozwierane, by wyciągnąć najlepsze kąski.

Uczta była gigantyczna i zakończyła się dopiero, gdy pierzasta siłą nie mogła już wypychać w siebie więcej. Usiadła obok z mleczną satysfakcją na twarzy. Jej usta były idealnie czerwone, tak samo czubek nosa, połowy policzków, broda, obojczyki i całe pazury. Dyszała z zadowolenia mając niezmierną ochotę usnąć w miejscu, w którym siedziała. Niestety do dopełnienia szczęścia nie mogła tego zrobić. Musiała wrócić do Krigera, miał w końcu pokazać to, co obiecał.

Wstała, a mając już z tym problemy, stawiając parę kroków prawie się nie wywróciła. Trzeba było się nieco wysilić i lecieć by nie zapuścić korzeni... Zostawiła rozszarpane pozostałości wieśniaka i ulotniła się z miejsca. Przed snem trzeba było zmyć tak problematyczną dla ludzi krew. Nawet po takim czasie bliskiego obcowania z nimi nie rozumiała, czemu ślady powodzenia są uznawane jako coś złego. W końcu… Od kiedy chwalenie się jest czymś złym? Jak widać ludzie nie lubili jak ktoś chwalił się pewnymi rzeczami.

Zaleciała do ciągnącej się wzdłuż mieściny rzeki. Usadawiając się przy brzegu zrzuciła z siebie wszystkie rzeczy, by móc chlapiąc na wszystkie strony, zażyć pobudzającej zimnej kąpieli. W końcu można było wracać.

Gdzieś w środku nocy, przynajmniej gdy jeszcze było ciemno za oknem, Kriger usłyszał poruszenie za oknem i hałas, wystarczający, by go delikatnie wybudzić. Po paru chwilach okno bez ingerencji od wewnątrz, samoistnie się otworzyło. Na podłogę zsunął się kołczan razem z łukiem, jednak ich właścicielka nie pojawiała sięa. Kriger odwrócił się łapiąc za miecz. Usiadł na łóżku. Sen wyparował z niego w jednej sekundzie. Siadając i wpatrując się w okno z ciemności wyłoniła się znana mu sylwetka. Okazało się, że siedziała tam od początku. Zamiast wejść to rozsiadła się wygodnie na ościeżnicy okna i nie ruszała się. Po kolejnych chwilach mężczyzna mógł zobaczyć ją już w szczegółachch a przede wszystkim twarz, która była mydlanie uśmiechnięta od ucha do ucha z marzycielskim wzrokiem wtkwionym w jego osobę.

- Już jestem, mój rycerzyku - odpowiedziała cicho i delikatnie w pełni szczęścia, które zdawałoby się odczuwała.

Roześmiana zsunęła się finezyjnie z okna zataczając niewielki łuk zanim zdołała wyhamować pęd ciała. Dobrym było to, że wieczorną wściekłość zostawiła gdzieś na zewnątrz. Zachowywała się jak w salce głównej pełnej ludzi, co było pewnym zdziwieniem bez założonego przebrania, jednak największym był jej stan. Po paru chwilach Kriger mógł jasno przyznać, że była pijana na tyle, by mieć problemy z chodzeniem w linii prostej, a zatoczony przez nią łuk wcale nie był kontrolowany. Była mocno pijana, albo zachowywała się na mocno pijaną.

- Pomyliłaś jakiegoś przypadkowego farmera z beczką rumu? – Rycerz wstał zdziwiony. Miecz oparł o ścianę zaraz obok miejsca w którym przed chwilą spał. Nie miał pojęcia czy Tiara w ogóle rozumie jego słowa. Staną obok łóżka i przyglądał się niecodziennej sytuacji.

Kobieta nie odpowiedziała tylko w zadowoleniu szczerzyła zęby jeszcze mocniej. Ramieniem przetarła usta i snując się dotarła do mężczyzny kładąc na jego klatce piersiowej swoją dłoń, której szpiczaste końcówki były mocniej wyczuwalne, choć wciąż delikatne. W takim zbliżeniu rycerz czuł wiele zapachów. Woń lasu, zbierającej się rosy na liściach, jakiegoś niewielkiego oczka wodnego a nawet, zapach zwierzyny i nawet lekką woń jej perfum. Jednak zapachu alkoholu znaleźć nie mógł. Widział natomiast dokładne rysy jej twarzy. Było widać delikatną wilgoć z jakieś kąpieli z której do samego końca nie zdołała wyschnąć. Lecz pomimo tego przeoczyła ciemniejszy ślad znajdujący się w okolicach jej policzka a kancika ust.

- Teraz… Idę spać… - wymruczała cicho pod nosem odpychając po chwili Krikera od siebie torując sobie linię prostą do łóżka.

Wdrapała się z trudem na nie i dokładnie na samym środku zajęła swe miejsce. Ułożyła się jak kot, który znalazł idealny punkt na miejscu nie przeznaczonym do siedzenia dla niego. Nie licząc się z miejscem, dla swojego towarzysza ułożyła się zwijając w kłębek. Oczywiście nie mogła tego też zrobić pod kołdrą a dokładnie na niej zakrywając się w zamian swoimi skrzydłami.
 

Ostatnio edytowane przez Proxy : 02-04-2014 o 21:14.
Proxy jest offline