Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2014, 01:03   #408
VIX
 
Reputacja: 1 VIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumnyVIX ma z czego być dumny
Azkarhańczyk szedł i zastanawiał się nad szalonymi, a może i wieszczymi, słowami Siobana. W podziemiach miała kryć się prawda. To by miało sens, ale krasnolud wiedział ze w przypadku dzieci Grungniego to nie znaczyło wiele, bo życie, tajemnice i skarby khazadów zawsze były, są i być miały pod ziemią ukryte. Dlatego Helvgrim pokręcił głową jedynie i poprawił na plecach tobół zrobiony z koca w którym znajdowały się szczątki ludzkiego kronikarza.

- Nie myśl tyle szlachetny panie. - Słowa kierowane były do von Duof'a. Sverrisson zaśmiał się cicho ze swego żartu i upuścił koc na posadzkę, po czym wyciągnął butlekę z winem i wypił kilka solidnych łyków, resztę oddał Siobanowi. Przystawił flaszkę do ust szlachciury i pozwolił mu wypić ferment do dna. Później krasnolud uśmiechnął się nieszczerze i odstawił butelkę na podłogę. Zza pasa wyciągnął pas solonej, suszonej wieprzowiny i rozerwał go na dwie połowy, pierwszą z nich wcisnął do ust Siobana a drugą w swoje. Mając pełne usta przemówił ponownie do związanego towarzysza podróży.

- Zjedz to człeczyno. Potrzebujesz sił tak na ciele jak i umyśle. - Po tych słowach nachylił się i powąchał ranę na nodze Siobana. Jeśli rana by ropiała lub gniła powinna śmierdziecć już trupem, ale tak nie było. Zdawało się że biedny szaleniec miał więcej szczęścia niż rozumu. Helv wyprostował się i skinął Siobanowi choć tylko Vallaya w całej swej wiedzy i dobroci wiedzieć mogła czy słowa i gesty krasnoluda docierają do opętanego umysłu człeka. Helvgrim poklepał von Duof'a po plecach i wziął od niego ciążącą mu pewnie torbę podróżną.

- Poniosę to za ciebie chwile, co byś plecy wyprostował odrobinę. - Za lekkimi słowami kryło się ciężkie spojrzenie i żal w oczach khazada z północy. Helvgrim zaczynał współczuć Siobanowi choć sam jeszcze o tym nie wiedział.

Poprawił torbę na ramieniu, prawie pusty plecak na plecach i zwój liny przewieszony przez pierś... podszedł do koca w którym znajdowało się ciało i ponownie zarzucił go na plecy. Ranny, zmęczony, mocno wkurwiony i z dziurą zamiast lewego ucha... Helvgrim ruszył dalej.

***

W jednym z kilku korytarzy jakie mijała grupa, Helv zostawił ciało kronikarza, umiejscowił je pod ścianą i obiecał sobie że jeśli bogowie zachowają go przy życiu to wróci i zabierze przeklętego człeczynę poza progi strażnicy. Zamiarował złożyć go w płytkim grobie, gdzieś na zboczach zamarzniętych siostrzanych szczytów... czyli tam gdzie miejsce dla takiego wiarołomcy jakim był za życia ów kronikarz. Takiego grobu nie było pośród katakumb Dwóch Szczytów i pośród ciał znamienitych khazadów by wścibski człek mógł szukać tam okupienia i spokoju po śmierci. Zapomnienie w górach - tak, to zdawało się być należytą nauczką.

Sverrisson wytrzepał koc i złożył go, obwiązał rzemieniem i przypiął do plecaka. W dłonie trafił zaś ciężki, w całości wykonany ze stali młot kowalski. Pod skórą syn Svergrima czuł że nadchodzi chwila w której wspomniany młot mógł odnaleźć dla siebie zajęcie. Chwilę później grupa trafiła już do sali tronowej. Tak, było tam co podziwiać.

***

- Niechaj duchy przodków mają to miejsce w swej pieczy. Cześć i chwała budowniczym. Cześć i chwała krwi władców tego miejsca. Błogosławione filary pamięci. - Helv mówił na głos, nie zważał na zdziwione spojrzenia towarzyszy... wiedział że są oni jedynie czymś doczesnym, niczym piach na wietrze... a khazadzkie tradycje trwały od tysięcy lat. Na długo przed linią krwi Torvala z której wywodził się Sverrisson, syn Kraki Azkarh i na długo po tym jak Sigmar zostanie zapomniany, błogosławieństwa Pani Łez i honor należny krasnoludom będzie trwał. Ojciec Helvgrima tego go uczył i ta nauka nie poszła w zapomnienie. Krasnolud podszedł do każdego z sześciu filarów i przyłożył do nich czoło.

- H'azgar na' Rikaz. Patrzcie jak żyli i żyją khazadzi. Oczy ludzi i elfów rzadziej spoglądały na takie wspaniałe sale niż oczy krasnoludów na miasta ludzi i osady elgi. Cieszcie zatem swe ślepia. Kto wie, może to ostatnia krasnoludzka stanica jaką w życiu widzicie. - Sverrisson wcale nie przejmował się upadkiem Strażnicy Dwóch Szczytów, tym że legła w gruzach i zapomnieniu... wiedział że była ona jedynie jedną z wielu takich stanic w całym górskim łańcuchu. Dla tego posterunku nadejść miały jeszcze dni chwały, to było jedynie kwestią czasu.

Krasnolud padł na kolana gdy był już przy schodach. Odmówił krótką modlitwę po której ruszył bardzo ostrożnie pod górę. Gdy był już przy tronie coś, gdzieś głęboko w jego umyśle kazało mu usiąść na tronie. Szepty słyszalne gdzieś na granicy pojmowania, jakaś szpetna myśl kłębiaca się z tyłu głowy. Sverrisson jak zahipnotyzowany wpatrywał się w tron. Trochę trwało nim sie otrząsnął. Uderzył się pięścią w świeżą ranę na głowie, tam gdzie kiedyś było lewe ucho i potrząsnał głową, syknął z bólu. To jednak zrobiło swoje i choc krew pociekła z naruszonej rany to zdrowe myśli wróciły do Helvgrima. Krasnolud ruszył za tron i spojrzał na płaskorzeźbę... dotknął jej z wielkim namaszczeniem.

- Wspaniałe. - Szepnął w khazalidzie do siebie. Kilka chwil później zszedł na dół i począł sprawdzać drzwi... tam gdzie ich nie było zaś, wchodził na dwa kroki i węszył starając się poznać kierunki w których prowadziły tunele i to czy opadają czy raczej ku górze się kierują. Gdzie wiało wilgocią, a skąd dochodziło suche powietrze? Uważnie zbadał też portal pod podwyższeniem tronowym. Te drzwi właśnie chciałby Helvgrim sforsować lub odnaleźć do nich klucz, to właśnie było przejście którym być może nie ruszyło zło... to mógł być wreszcie tunel prowadzący do krasnoludzkich tajemnic i skarbów. Jedyne miejsce gdzie Helvgrim chciałby się własnie znaleźć i jedyne gdzie nie miał zamiaru się kierować. Za nic w świecie nie miał zamiaru prowadzić obcych do świętych miejsc potomków Vallayi i Grungniego. Jeśli zaś przeznaczenie miało ich tam skierować to trudno, widać bogowie tak zamiarowali. W khazadzkiej kulturze jednak, bogowie przodkowie wzywani byli w potrzebie a krasnoludy szły z pomocą swym bogom gdy ci tego potrzebowali... zatem zgodnie z dogmą Sverrisson nie miał zamiaru pomagać tym razem swym bogom.

- Pójdźmy tymi po prawej. Mogę spróbować je otworzyć. Co myślicie? - Helvgrim wskazał na zamkniete drzwi i zważył w dłoniach swój stalowy młot. Sam doskonale wiedział gdzie ma iść ale nie miał zamiaru nikomu o tym wspominać. Spojrzał ponownie na tron i... mógłby przysiąć że był to tron który widział w swym krwawym śnie ostatniej nocy. Przełknął ślinę i po raz pierwszy poczuł strach w tym miejscu. Czyżby ktoś przeklął to miesce i ono starało się zawładnąć umysłami grupy najemnych, tak jak zrobiło to z poprzednią grupą? Oby tylko Galvin był bezpieczny. Niechaj Hrungnor go strzeże, a jeśli zawiedzie to lepiej by Helvgrim nie spotkał go w zaświatach.
 
VIX jest offline