Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2014, 11:04   #202
Ravanesh
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Znowu doświadczyłam tego przejmującego uczucia pustki i zawieszenia, chociaż tym razem nie było tak przerażające jak za pierwszym razem. Zaczynałam się przyzwyczajać czy też to przejście było inne i nieco inaczej się objawiało?

A potem z chaosu i odmętów zagubienia we własnym jestestwie wyrwały mnie dźwięki, co było pocieszające, bo wiedziałam, że zachowałam przynajmniej jeden ze swoich zmysłów. Potem otworzyłam oczy i odkryłam drugi zmysł, także nienaruszony. Potem trzeci, kiedy wyczułam fakturę materiału pod palcami, czwarty, kiedy przełknęłam ślinę i poczułam to, co zwykle czuje się w ustach po porannym przebudzeniu. Wciągnęłam głęboko powietrze i okazało się ze węch też całkiem nieźle się spisywał i dopełnił całości obrazu dostarczając mi woni lawendy, którą pachniała moja pościel i piżama.

Zwlekłam się z wyrka, pozbyłam kroplówki i ubrałam się. Obok łóżka znalazłam nawet swoje graty, które przeszły ze mną drogę do Świata Mgieł. Pomagając sobie ścianą ruszyłam w stronę muzyki. Fakt, że była wygrywana na instrumencie klawiszowym lekko mnie niepokoił, bo przywoływał niezbyt przyjemne wspomnienia, ale przecież gdyby ktoś chciał mnie uśmiercić zrobiłby to bez problemu, kiedy leżałam nieprzytomna.

Kiedy zbliżyłam się już do źródła dźwięków udało mi się odepchnąć od ściany i ustawić w pionie przy pomocy siły własnych mięśni, więc do salonu wkroczyłam z fasonem a nie jak jakiś pełzak.

Przy pianinku siedział sobie Finch i grał jakby nigdy nic.

- Witam, zjawo – powiedział nie przerywając grania.

- Gdzie jestem? – Zapytałam rozglądając się wokół – Co tutaj robię? – Dodałam - I czy to ty ubrałeś mnie w piżamę? – Zakończyłam tknięta jakimś niedobrym przeczuciem.

- Jesteś w rezydencji sir Percivala Greya. Uratowaliśmy ci, nie po raz pierwszy, ten twój kościsty tyłek i nie, to była Kopaczka, niestety, nie ja – odpowiedział dalej brzdąkając w najlepsze. – Gdyby nie nasza interwencja, gniłabyś teraz w Elizjum. A wiesz, że dostać tam wejściówkę to prawie jak bilet w jedną stronę.

- Dlaczego miałabym zostać zesłana do Elizjum? - Zapytałam z niedowierzaniem.

- Generalnie dlatego, że dostałyście jakąś zapaść z Vannessą i tak zdecydowali Ojczulkowie.

Darowałam sobie pytanie skąd Finch znał Vannessę i zamiast tego powiedziałam:

- Zapaść? I w związku z tym zamiast do szpitala postanowiono przewieźć mnie do Elizjum? Nie jestem obeznana zbyt dobrze z medycyną, ale zapaść według mnie to przypadłość medyczna a nie przypadek kwalifikujący się do odosobnienia w Elizjum.

- Uwierz mi, że się kwalifikowała. Był tam Topper. Widział, co się działo z tobą i tą Druidką. Zresztą, po jakimś czasie, uzyskaliśmy informacje o podobnych do waszego przypadkach dochodzące z całego Londynu. Rozpoczął się taniec godowy odmieńców, który oni nazywają Uzurpacją, a ty i inni zatańczyliście te chore tango. Sądząc po tym, jak długo leżałaś bez przytomności, odrzuciłaś wyrwaną komuś moc. Ja leżałem niemal tyle samo czasu, co ty. Popieprzona Kraina Mgieł i cholerny Starszy pieczątkowy, no nie. Działali mi na nerwy od samego początku.

- Ile czasu leżałam? – Przypomniałam sobie kroplówkę - Skąd wiesz, że odrzuciłam moc? Co się dzieje z tymi, którzy nie odrzucą? Czemu to się kwalifikowało żeby mnie zamykać w domu dla obłąkanych? Jak leżałeś tyle czasu, co ja? Znaczy, że odrzuciłeś moc? Ty?!

Chyba przesadziłam z ilością pytań.

- Dwa dni. Tyle mieliśmy ciszy i spokoju od twoich pytań.- O’Hara potwierdził moje przypuszczenia odnośnie tych pytań - A to, że odrzuciłaś wiem właśnie z tego powodu, że długo dochodziłaś do siebie i wyglądasz tak jak przed Uzurpacją.
Skończył grać. Wreszcie. Spojrzał na mnie z nietypowym dla niego skupieniem i powagą. Badawczo. Bardzo badawczo.
- Elizjum to nie tylko dom wariatów, to izolatka dla wszelkiej maści dziwolągów magicznych, których mocy nie da się przewidzieć, okiełznąć lub wytłumić, a nie można z różnych powodów się ich pozbyć. Ty mogłaś zaliczać się do tej kategorii.

- Dziwolągów magicznych?

- Z opowieści Toppera wynika, że twoje ciało znikało, pojawiało się, znikało, pojawiało się zmienione w siwy dym, znów znikało, znów się pojawiało, prawie jak kobiety w moim życiu.

- Rozumiem, że większość kobiet spróbuje transformować w siwy dym tylko po to żeby od ciebie uciec, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie, co się dzieje z tymi, którzy zdobytej mocy nie odrzucą? – Przypomniałam.

Uśmiechnął się lekko.
- Zmieniają się. W środku i na zewnątrz. W życiu, aby osiągnąć doskonałość trzeba albo urodzić się z niewiarygodnym talentem albo ciężko trenować i pracować nad sobą. Uzurpacja czy inne podobne do niej rytuały odbierania komuś mocy są jak sterydy, niby osiągniesz to, co chcesz, szybko i skutecznie, ale za niedopuszczalną cenę. To jest jedne wielkie oszustwo. Od samego początku do samego końca a zyskują tylko Zapomniani. Nikt więcej. Dlatego chodzą tam Sithowie, oni znaleźli sposób by likwidować cele pragnące mocy Uzurpacji a jednocześnie nie przekazywać zdobytej energii ani sobie ani nikomu innemu.

- Czy dlatego to odrzuciłeś? – Rzuciłam.

- Oczywiście. Nie jestem typem oszusta. Moja moc to wrodzony talent, który nie ma sobie równych, rzecz oczywista, cholernie ciężka praca i kilka przypadkowych dość traumatycznych wydarzeń, o których raczej wolałabym nie rozmawiać. Zdradzę ci sekret. Ja również kwalifikowałbym się bardziej do kategorii dziwolągów magicznych niż do standardowego podziału mocy stosowanego przez MR.

- Czemu również? Ja nie jestem żadnym dziwolągiem. – Prawie się obraziłam na taką insynuację.

- To nie była osobista wycieczka Emmo. Raczej nawiązanie do kontekstu naszej wcześniejszej wymiany zdań. Musisz się nauczyć, że świat nie kręci się wokół tobie tylko kręci się wokół mnie.- Zażartował sobie, chyba. - Chodziło mi bardziej o to, że moje moce nigdy nie były standardowe, można powiedzieć, że unikatowe niestety.

- O tutaj się zgodzę, posiadasz absolutnie unikatową zdolność wkurzania ludzi. A tak w ogóle, jaki jest mój status? – Obawiałam się, jaka może paść odpowiedź na moje pytanie - Mam wziąć zapas gotówki i zniknąć z miasta czy mogę chodzić normalnie jak człowiek po ulicach Londynu?

- Załatwiliśmy sprawę tak, że w każdej chwili możesz wrócić do domu i do pracy. A propos domu remont jest skończony.

- W takim razie idę, do domu. – Zdecydowałam.

Odwróciłam się do Fincha plecami, chciałam wyjść, ale zmieniłam zdanie i zwróciłam się do niego ponownie.
- Nie jesteś ciekaw, czemu ja to odrzuciłam czy masz to gdzieś?

- Jestem ciekaw. Ale zakładałem, że jak zechcesz, sama to powiesz. Nie jestem wścibski.

Ho, ho, ho.

- No dobra – opadłam z ulgą na najbliższe wolne krzesło, bo utrzymywanie się w pozycji pionowej kosztowało mnie trochę wysiłku. - Naprawdę muszę o tym z kimś pogadać. Wolałabym z kimś innym, najlepiej z psychoterapeutką, ale skoro nie ma nikogo innego ty mi musisz wystarczyć.

- Twoja argumentacja była logiczna i sensowna. – Zaczęłam.

- Dziękuję – wtrącił Finch uśmiechając się. - Komplement z twoich ust znaczy więcej, niż dziesiątki innych komplementów.

- Uzurpacja – kontynuowałam bez mrugnięcia okiem - jest drogą oszustwa, pójścia na skróty i tak dalej, ale nie był to pierwszy ani nawet drugi argument, który sprawił, że nie chciałam przyjąć mocy. Kierowałam się oczywiście własnymi zasadami i skoro nazwałam tych tam zarządzających tą całą Uzurpacją bandą niekompetentnych ignorantów lub bandą oszustów w zależności, z czego wynikały ich działania oraz określiłam jasno swój stosunek do porywania ludzi i zmuszania ich do morderczej rozgrywki to nie mogłam skorzystać z czegoś, czym pogardzałam. To dość oczywiste. Tylko, że to też nie był główny powód mojej decyzji.

Skrzywiłam się z niezadowoleniem.

- Po prostu przestraszyłam się! - Powiedziałam szybko podniesionym głosem

- Pokazano mi, tak mi się przynajmniej wydawało, kim lub czym mogę się stać po rozwinięciu mojego powiedzmy potencjału i przestraszyłam się tego.

Zamilkłam i spojrzałam nieco wyzywająco w stronę O’Hary.

Chrząknął wyraźnie zmieszany tym moim nagłym wyzwaniem. Potarł w zdenerwowaniu czoło, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.

- Cóż - zaczął nieskładnie, jak nie on i zamilkł.
- Cóż - powtórzył mało elokwentnie.

- Cóż. Strach jest tym, co nazwałbym zupełnie ludzką reakcją. Dobrze o tobie świadczy. Ja często się boję. Cholernie się boję. Że zawalę sprawę, którą mi powierzono i przeze mnie zginą ludzie. Że w końcu trafię na kogoś na tyle dobrego, że załatwi mnie na cacy. Kiedy byłem w Krainie Mgieł, też bałem się jak cholera. I chyba cię rozumiem, bo swoich mocy i swojego dziedzictwa to chyba boję się najbardziej. I wiesz, co Emmo, wydaje mi się, że jestem ci winny drinka podobnie zresztą, jak ty mi. Bo takich zwierzeń nie wysłuchuję raczej od nikogo, z kim nie jestem na ty. I nikomu się też nie zwierzam. Zaskoczyłaś mnie i opuściłem gardę. Cholera.

Spojrzał na mnie dziwnie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc uciekłam się do mojej wiernej przyjaciółki ironii.

- A my nie jesteśmy na ty? Co za brak wychowania z mojej strony, powinnam w takim razie cały czas używać słówka pan i nazwiska a ja tak bezpośrednio się zwracałam. Brak manier. W takim razie proszę wybacz mi.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

- To co. Pewnie jesteś też głodna. Jaką kuchnię lubisz?

- Jakąkolwiek - wzruszyłam ramionami - w której serwują wegetariańskie dania.

- Znam jedną miłą knajpę. Nawet niedaleko. Mają tam wyśmienite makarony z warzywami.

- To świetnie, że znasz jakieś miłe knajpy a jaki to ma związek z naszą rozmową?

- Chciałem cię zaprosić na obiad. Tyle.

- Teraz?!

- Kiedy będziesz chciała. Teraz, jutro, za tydzień, rok. - Wzruszył ramionami. - Twoja wola.

- Jak zwykle ciężko się z tobą gada Finch. Dobrze. To jak masz jakiś środek transportu podrzuć mnie do domu a po drodze możemy coś zjeść, bo w domu mam teraz pewnie tylko gruz na podłodze i pustki w lodówce. Jak są tutaj lord i Kopacz to chętnie z nimi porozmawiam, podziękuję za opiekę a jak nie to wyślę im odpowiednie podziękowania pocztą.

- Percy jest na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Londynu z tego, co wiem, a Krecik pewnie jak zawsze myszkuje w bibliotece.

- A zatem podziękowania wysłane pocztą. - Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w stronę jak mi się wydawało drzwi wyjściowych.

- Miałem na myśli naszą bibliotekę wewnętrzną. Tutaj.

- Wiem, co miałeś na myśli. – Odpowiedziałam zniecierpliwiona - Po prostu nie przeszkadza się nikomu w bibliotece.

- To jak? Idziesz czy nie? – Przystanęłam w połowie drogi.

- Jasne. – Odparł.

Wstał zza pianina kierując się w tę samą stronę, co ja, czyli dobrze trafiłam z tymi drzwiami wyjściowymi.

- Wezmę tylko kurtkę i broń.


***


- To tak sobie pomyślałam, że najlepszym wyjściem będzie jak teraz po prostu przestanę się rozwijać, no wiesz w sensie mocy i zdolności a nie wiedzy i umiejętności. - Rzuciłam konwersacyjnym tonem, kiedy już nasyciłam pierwszy głód.

Kroplówka podtrzymywała mnie przy życiu przez te dwa dni, ale nie ma to jak prawdziwe jedzenie. Restauracja była nawet przyzwoita. Powinnam była się domyślić, że pan O’Hara nie będzie się stołował byle gdzie.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. – Wtrącił Finch. - Wydaje mi się, że potrzebny ci po prostu dobry trening. Wiesz. U ludzi, którzy wiedzą, czym jest moc i potrafią ją kontrolować lepiej niż większość łowców. U nas.

Ach ta jego wszechobecna propaganda.

- Nie, nie, nie. – Nie zgodziłam się. - Nie trening. Zaprzestanie tego typu treningu. Usiądę na dupie i pozwolę mojej mocy gnić i rdzewieć. To jest mój plan.

- To też jakiś plan. Czyli rozumiem chcesz zostać koordynatorem w MRze. Najkrótsza droga do stania się zgnuśniałym urzędnikiem. Dobry plan. – Zażartował sobie.

- Dokładnie. – Ja nie żartowałam. - Zaproponowano mi stanowisko koordynatora i jeśli moje ostatnie przejścia nie przekreśliły moich szans na objęcie tej pozycji to zamierzam ją przyjąć. W ten sposób odetnę się od możliwości zetknięcia się ze zjawiskami, które mogłyby wymóc na mnie jakąkolwiek przemianę. Jak tutaj jechaliśmy wszystko sobie przemyślałam.

- Jasne. - Mruknął przełykając kęs potrawy. - Czyli chcesz wstąpić do drużyny żółwików. Rewelka.

- Tak właśnie chcę. – Skinęłam głową - Przecież cały czas o tym mówię.

- No przecież wiem. Jeśli będziesz chciała pomocy w realizacji tego planu, tylko powiedz. Możesz go równie dobrze zrealizować poza MR-em, wiesz. U nas. Zrób sobie wakacje od pracy. Na kilka miesięcy. Zobacz, co to da. Co ty na to?

Znowu próba indoktrynacji.

- Daj spokój – machnęłam ręką - przecież z wami to nigdy mi się nie uda trzymać z dala od Nadnaturalnych emanacji, nie wspominając o tym, że chcecie ze mnie zrobić przynętę.

- Zaraz przynętę. – Obruszył się - Ale to temat nieaktualny. Na jakiś czas, Andrusiek, jakby to powiedzieć, wsiąkł. Jak kamfora.

- Znaczy, zgubiliście go jeszcze bardziej? – Wredny błysk pojawił się w moim oku.

- Yeap - zgodził się niechętnie.

- Jak to w ogóle jest możliwe? – Bezczelnie drążyłam niewygodny temat - Przecież to nie jest byle pikuś. Mam na myśli jak ktoś o jego poziomie mocy może się tak dobrze ukryć i zamaskować? I jak jego ego pozwoliło mu na to żeby tak ukrywać poziom jego mocy i potęgi?

- Coś wisi w powietrzu, Emma. Coś paskudnego.- Ściszył głos i pochylił się w moją stronę - Paskudniejszego, niż wszystko do tej pory. Tak sądzę. A jak przyjdzie, to nie będzie gdzie się ukryć, nie będzie znaków, które nas ochronią. Królestwo Transylwanii z jego wampirzymi władcami, Czarna Afryka zdominowana przez bóstwa Zulu, Nieumarła Rzesza Szwarcwaldzka to będą przy tym jedynie żłobki dla Martwych. Wiem, ze Andrefallus jest w tym planie kimś ważnym. Ma odegrać znaczącą rolę w tym, co ma nadejść i na zawsze zmienić oblicze świata, nawet bardziej niż Fenomen Noworoczny.

Przewróciłam oczami słysząc te jego apokaliptyczne proroctwa.

- Niestety, nie jesteśmy w stanie go przechwycić, namierzyć i załatwić. – Kontynuował - Brakuje nam szczęścia, wiedzy, dobrych ludzi, niekoniecznie w tej kolejności. Jakbyś kiedyś znalazła kogoś, kto ma olej w głowie, sporą moc, wrodzony dystans do Martwych połączony jednak z tolerancją dla tych, którzy przestrzegają zasad, kogoś, komu można zaufać i zawierzyć swój los, to daj nam znać. Może, kiedy będziemy dysponowali nieco liczniejszą grupą, zachowując jednak odpowiedni poziom tajności, może wtedy w końcu dopadniemy ostatecznie tego dupka. Uratujemy nie tylko ten twój chudy tyłeczek, ale i trudną do oszacowania liczbę istnień.

Skończył. Spojrzał mi w oczy. Poważnie i z niespotykaną u niego wcześniej empatią. Niemal serdecznie i ciepło. Ale po chwili napił się zamówionej herbaty i znów przybrał maskę znudzonego i zmanierowanego twardziela.

- Zamawiamy rachunek? Ja stawiam. To moje urodziny.

- A ty, co hobbit jesteś? Ale zapłać – zgodziłam się - bo chyba gdzieś zapodziałam swój portfel jak mnie porwano do innego świata.
- Co do Andrealfussa – mówiłam dalej - to tak sobie tłumaczycie fakt, że nie możecie go znaleźć? Że on się tak zakamuflował, bo planuje coś przepotwornie i przestraszliwie okropnego? Wiadomo, że knuje coś złego w końcu to demon, ale to nie wyjaśnia w najmniejszym stopniu niemożności odnalezienia go.

- Nie wyjaśnia. – Przyznał mi rację Finch - Jesteśmy najwyraźniej niewystarczająco skuteczni.

- Może on po prostu “skoczył” na chwilę do domu - zasugerowałam pół żartem, pół serio.

- Może. A może szlag go trafił? Nie wiemy i to nas martwi.

- Gdyby go szlag trafił to nie mielibyście powodów do zmartwienia. - Zamilkłam na chwilę wpatrując się w O’Harę.
- Wiesz, że nie do końca wierzę w waszą wersję wydarzeń w tej sprawie, prawda? – Rzuciłam.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Masz taką naturę, że generalnie nikomu nie ufasz. To w tobie doceniam. Nawet chyba odrobinę lubię. Sam mam podobnie. Jeśli już musisz komuś ufać, postaraj się, by na to zasłużył.

- To czysta chłodna kalkulacja. – Wyjaśniłam - Po prostu nie mam żadnego dowodu poza waszymi słowami na to, że Andrealfuss i istota, z którą się zetknęłam jest tym samym bytem. A zebrane przeze mnie informacje dotyczące natury, działań i charakteru Andrealfussa nie wskazują jednoznacznie na podobieństwa z tamtą istotą a nawet szczerze mówiąc ukazują według mnie spory rozdźwięk pomiędzy nimi. Oczywiście Andrealfuss mógł wysłać kogoś innego do przeprowadzenia dla niego tej - zacięłam się na chwilę - akcji - dokończyłam nieco zdławionym głosem - ale to by podważało wiarygodność waszych słów, gdyż twierdziliście, że to był on sam we własnej osobie.

- Tego też nie byliśmy pewni. Zamierzaliśmy cię nastraszyć. Ja byłem od początku przeciwny takiej niepotrzebnej manipulacji. Wiesz, ze zależy nam na twojej pomocy, na to byś spojrzała na nasze działania przychylnie i pomogła nam w tym, co robimy. Jesteś, jak dla mnie, jedną z potężniejszych łowczyń w Wielkiej Brytanii, a na dodatek wiele razy pokazałaś, że masz też inne ważne dla nas cechy: talent, lojalność, odpowiedni rys psychologiczny. Jednym słowem, cholernie bym się czuł dobrze, gdyby ktoś taki, jak ty przy moim boku kopał tyłki zdegenerowanym martwym. Jednak masz swoje plany zadekować się w skorupce. Rozumiem je i akceptuję. Zresztą pewnie wisi ci moja akceptacja, co też rozumiem. - Uśmiechnął się wbrew pozorom przyjaźnie. - Jeśli jednak będziesz chciała kiedyś z niej wyjść, wiesz jak mnie znaleźć. Liczę, że kiedyś uda nam się razem rozpracować jakiegoś twardziela i skopać mu tak piekielny zadek, że gdy wróci ze skamlaniem do piekła, powie: nie wracam na górę, tam Emma i Finch.
Zagłębił sztućce w jedzenie.

- A co takiego robicie? - Zapytałam mimochodem.

Zawahał się na chwilę. Potem pochylił lekko w moją stronę i wyszeptał.
- Chcemy cofnąć zmiany sprzed Fenomenu.

- Aha. – Skrzywiłam się lekko - Czyli mi nie powiesz. Jasne, jasne, te wasze tajne przez poufne i tak dalej.

- Wiesz Emma. To nie to, że ci nie powiem, chociaż tak i owszem jest. Ufam ci, ale nie jesteś jedną z nas. Jeszcze nie, mam nadzieję. Opierając się na moim zaufaniu do twojej osoby mogę powiedzieć jedynie tyle, że Percival trafił na zapiski w starych księgach o tym, co się wydarzyło. To przepowiedziano. I lord znalazł coś, co rokuje szansę na odkręcenie tego całego bagna. Jesteśmy coraz bliżej zrozumienia przesłania. Wyobraź sobie. Wszystko wraca do normy. Znikają demony, bezcieleśni, zmiennokształtni, wampiry znów schodzą do podziemi, odmieńcy i fae wracają do swoich planów. Wszystko zaczyna się od nowa.

- Poważnie? No to powodzenia wam życzę, pomimo tego, że jak wam wyjdzie to stracę robotę.

Był tam ironiczny ton czy mówiłam to całkowicie poważnie? Ciężko nawet mi było to stwierdzić.

- Ale fakt, że odkryjecie co się wydarzyło nie będzie oznaczał od razu, że będziecie wiedzieli jak to odkręcić. W tych sprawach to nie działa to tak schematycznie. – sprzeciwiłam się wielkim nadziejom Fincha.
- Chcąc zapoczątkować Fenomen Noworoczny wykonaj wszystkie punkty od punktu pierwszego do osiemnastego, chcąc zakończyć Fenomen Noworoczny wykonaj wszystkie punkty w odwróconej kolejności od punktu osiemnastego do punktu pierwszego. - Ostatnie zdanie wymówiłam płaskim, sztucznym głosem w stylu automatycznej sekretarki z czasów, kiedy te ustrojstwa jeszcze działały.

Uśmiechnął się.

- Nie sądzę, by to było takie proste. Nie sądzę, by to było możliwe w stu procentach. Ale przywrócenie, chociaż kilku wygód tamtego świata: Internetu, bankowości elektronicznej, szybkich źródeł transportu, ciepłych domów zimą, kina HD byłoby naprawdę warte wysiłku. Tak cofnęliśmy się do dziewiętnastego wieku. Czy to jest możliwe? Sam nie wiem. Percival w to wierzy. Ja mu ufam. Poza tym dzięki niemu mamy dostęp do takich ksiąg, jakich w życiu nie widziałaś. Biblioteka MRu przy jego zbiorach to biblioteczka przedszkolna.

Dokończył jedzenie.
- Czas kończyć tę miłą konwersację. Gdzie cię podrzucić?

- Do domu. A gdzieżby indziej? - Odparłam zamyślona.

- No dobra - trzasnęłam dłonią w stół i podniosłam się z krzesła - Niech ci będzie. Pomogę wam. Oczywiście pod warunkiem, że moje ostatnie postanowienia nie będą w trakcie tej pomocy w żaden sposób wystawiane na próbę. Mogę kopać w książkach, śmieciach czy czym tam będzie trzeba, ale żadnego wystawiania mojej osoby na jakiekolwiek podejrzane niestabilne emanacje. Zgoda?

Uśmiechnął się lekko, półgębkiem.

- Zgoda. - Powiedział. - Poinformuję o twojej decyzji Percivala. - Spotkacie się, pogadacie, ustalicie szczegóły.

- Dobrze poinformuj, a teraz podrzuć mnie do domu.

Doszłam do wniosku ze niepotrzebnie dotychczas wzbraniałam się przed większymi kontaktami z Towarzystwem. Na zasadzie „swoich przyjaciół trzymaj blisko a swoich wrogów jeszcze bliżej”. Nie żeby Towarzystwo, jako takie było moim wrogiem, ale zamykanie się na otrzymywanie informacji z innych źródeł było błędem. Postanowiłam nieco lepiej rozeznać się w sytuacji a moje postanowienie unikania różnych emanacji było świetnym wytłumaczeniem, aby nie brać udziału w ich podejrzanych akcjach, czym eliminował zagrożenie wystawienia mnie na przynętę. Poza tym odezwał się we mnie złośliwy chochlik, który postanowił udowodnić im, że Fenomenu Noworocznego nie da się cofnąć. Nie żebym miała zamiar sabotować ich działania, wręcz przeciwnie miałam zamiar zrobić wszystko, co w mojej mocy żeby pomóc im ten cel osiągnąć. A wtedy, kiedy już staniemy na głowach a i tak się nie uda będę miała satysfakcję udowodniania swojej racji. No chyba, że O’Hara mnie ściemniał i Towarzystwo parało się obecnie czymś zupełnie innym, ale to nie zmieniało faktu ze chciałam się dowiedzieć, czym.
Wróciłam do domu i zanim rzuciłam się do łóżka obdzwoniłam prawie wszystkich koordynatorów Ministerstwa Regulacji żeby ustalić, co z Billingsley, Scottem, Foxem i Sinclairem. No i oczywiście co ze mną.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 03-04-2014 o 11:11.
Ravanesh jest offline