Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-04-2014, 19:39   #201
 
Sam_u_raju's Avatar
 
Reputacja: 1 Sam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputacjęSam_u_raju ma wspaniałą reputację
wraz z Armielem

- To ja Simon - Egzekutor poruszał się wolno, by nie dać loup-garou powodów do ataku. Wystarczyło, że zachował wygląd jaki miał podczas zatwierdzenia Uzurpacji.
“Jak demon…” a więc prawdą było, że Egzekutorzy posiadali domieszkę krwi rezydentów piekła. “Słodziutko” - pomyślał ironicznie.

- Wiem, że trudno to wyjaśnić ale zrobię to, albo chociaż się postaram. To ja. Zmienił się tylko mój wygląd. Byłem wraz z Duncanem i kilkoma innymi Za Murem w Szkocji. W świecie Mgieł. Duncana nie ma bo pragnął znaleźć się w innym miejscu. Musimy znaleźć Młodego. Czujesz go? - Scott żałował, że w tym wszystkim nie zapytał Vincenta gdzie dokładnie jest. Miałby teraz ułatwioną sprawę.

- Chyba tak. Nadal. Jest w środku. Chyba. - zmiennokształtny patrzył na Nathana z niepokojem. - Wiesz, że będziesz musiał zgłosić się do MR-u. Muszą sprawdzić, co ci się stało i czy nie jesteś zagrożeniem. W zasadzie nie powinienem puścić cię do ludzi, ale, pierdolę to, jeśli mam być szczery. Idź! Ratuj kumpla! Ja nadal nie mogę przejść przez te cholerne osłony.

- Bez ciebie będę miał duży problem by go znaleźć ale skoro nie chcą cie wpuścić…- Scott wszedł do środka

Ludzie jeszcze leżą pokotem. Niektórzy jęczą. Powoli odzyskują świadomość.
W sumie to nie ma ich wielu, co najwyżej kilkunastu - leżą w różnych salach galerii przed “dziełami sztuki” - jakimiś szkaradzijestwami typu rzeżba płód dziecka + rower + parasolka + skrzydła z drutu kolczastego lub krzesło z dwoma żarówkami o różnych kolorach pomalowane sprajem itp. Z nikim nie dało się jeszcze pogadać.

Nathan nie marnował czasu i wykorzystywał “otumanienie” ludzi na szybką wędrówkę po galerii. Dziwne eksponaty zaszczycał jedynie rzutem oka.
“Gdzie jesteś Vincent? Gdzie jesteś? Cholera jasna wystarczyło zapytać” - marudził w myślach biegając po salkach galerii. Szukał dodatkowych drzwi, które nie stanowiłyby wystawy. Jakiegoś zaplecza, może części mieszkalnej?

Znalazł dwie pary drzwi oznaczonej napisem NIEUPOWAŻNIONYM WSTĘP ZABRONIONY. Pierwsze, tuż przy wejściu, prowadziły chyba do jakiegoś biura, drugie, w głębi galerii. Przed pierwszymi leżał jakiś szczupły mężczyzna w prążkowanym garniturze, przy drugich solidnie zbudowany facet ubrany w podobny strój.

Scott zatrzymał się przy tym masywnie zbudowanym facecie
- Ministerstwo Regulacji - duknął do leżącego - Masz prawo zachować milczenie, wszystko co powiesz bla bla bla bla i tak dalej - zakuł go we wzmacniane kajdanki - I tak teraz nic nie czaisz - wstał i naparł na drzwi używając swojej nadludzkiej siły.
“Nie powinni się czepiać. Wszak to tylko drzwi” - wytłumaczył się w myślach

Drzwi ustąpiły bez najmniejszego problemu wraz z przeraźliwym trzaskiem wyrywanych zawiasów i cegieł.

Za nimi znajdował się szeroki hol, na który stały kolejne rzeźby i eksponaty zamknięte w szklanych gablotach. Wyglądało to, jak prywatna galeria właściciela.
Na środku, na miękkiej wykładzinie leżał pies - duży, brudny i drgający jak w ataku padaczki. Tylko obroża świadczyła, że skundlony zwierz ma jakiegoś właściciela.

Scott dostrzegł trzy kolejne drzwi - jedne prawie na przeciwko tych, którymi wtargnął, drugie na końcu holu, a trzecie - na piętrze otaczającym galerię - na które mógł się dostać lśniącymi, marmurowymi schodami.

Egzekutor przyspieszył wykorzystując swoją moc, chcąc skorzystać z całego zamieszania jakie wywołał niezrozumiały na razie dla niego atak na umysł ludzi i zwierząt w galerii i jej otoczeniu i skierował się by sprawdzić na razie drzwi które zobaczył naprzeciw tych którymi wszedł, potem jeżeli nie znajdzie kolejnych zamierzał sprawdzić te drugie na końcu hola a ostatecznie te na piętrze.

Za pierwszymi drzwiami był magazyn bez okien, ciemny, zagracony regałami na których stały różnego rodzaju przedmioty - najprawdopodobniej stare eksponaty lub takie, które dopiero czekały na swoją chwilę. Były tam obrazy, rzeźby, jakieś abstrakcyjne twory ze skór, metalu, plastyku i Bóg jeden wie, czego jeszcze. Pomieszczenie było długie, wąskie, bez żadnych drzwi czy nawet okien. Podłogi były czyste, bez śladu kurzu, ale niektóre półki i eksponaty pokrywały pajęczyny i pył.

Regulator opuścił pomieszczenie pełne eksponatów i ruszył błyskawicznie w kierunku drzwi znajdujących się na końcu hola. Złapał za klamkę a gdyby drzwi były zamknięte miał zamiar “pomóc” im się otworzyć

Wyłamał zamek i trafił do małego korytarzyka zakończonego kolejnymi drzwiami. Za tymi znajdował się piękny, wręcz luksusowy apartament biurowy. Skórzane fotele, wielkie biurko za którym siedział szczupły mężczyzna w jasnym garniturze o całkiem siwych włosach. Na oko elegant miał jakieś sześćdziesiąt kilka lat, ale w jakiś sposób wydawał się być starszy. Co więcej, “wewnętrzny alarm egzekutora” rozdzwonił się pod czaszką. Staruszek, mimo niepozornego wyglądu, był śmiertelnie groźny. Jedyną reakcją na wtargnięcie Scotta do środka był lekki grymas na czole i błysk w szarych, poważnych oczach.



- Ministerstwo Regulacji - rzucił Scott luźno choć sam wzmocnił czujność na reakcję “alarmu” jaki zawył mu w głowie na aurę Siwuszka. W dłoni pojawiła się odznaka Regulatora
- Rozumiem, że jest Pan właścicielem przybytku? Proszę zatem opuścić pomieszczenie na czas jego przeszukania - na stół przed panem Starszym wylądowały niezbędne do przeszukania dokumenty - by nie utrudniać mi pracy.

Mężczyzna uśmiechnął się półgębkiem.

- A czego konkretnie pan szuka, regulatorze ... - zrobił efektywną pauzę biorąc w chudą, wręcz szponiastą dłoń papiery. - Proszę wybaczyć, ale chyba nie dosłyszałem pana nazwiska. Bo może będę mógł pomóc? - dodał nie czekając na odpowiedź na zadane przed chwilą pytanie. *

- Regulatora, Panie…? Również nie dosłyszałem nazwiska - Scott rozejrzał się po pomieszczeniu - Zgłosił, że udaje się w to miejsce i że tak powiem, nie wrócił. Nie odpowiada na wszelki kontakt a przeprowadzone postępowanie wskazuje, że znajduje się w tym budynku albo w jego pobliżu. Zatem jeżeli Pan wie gdzie on jest bądź jeżeli korzysta z Pana gościnności to proszę mi po prostu wskazać gdzie go znajdę. Niedługo za mną zjawi się wsparcie do dokonania przeszukania tego budynku do jego samych fundamentów a to mogłoby utrudnić prowadzenie Panu działalności kulturalno-rozrywkowej bądź po prostu zamknąć ją na amen gdyby się okazało, że Regulator jest tutaj przetrzymywany wbrew sobie. Zatem mogę liczyć na Pana pomoc? Jeżeli nie to proszę o opuszczenie budynku do czasu jego przeszukania - Scott nie pozwolił sobie na uśmiech choć korciło go by odpowiedzieć tym samym

- Marlon Vespa - przedstawił się siwy chudzielec. - I niestety nie było tutaj żadnego regulatora, poza panem. Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że padliśmy ofiarą ataku magicznej natury. Dobrze by było, żeby pan się tym zajął przy okazji tego niespodziewanego najścia. Przynajmniej będzie pan przydatny, panie ...

- Scott. Nathan Scott. Zajmiemy się tym przy okazji. Zatem proszę Pana o pozostawienie adresu kontaktowego oraz o opuszczenie budynku bym nie był zmuszony wskazać Pana w raporcie jako osoby utrudniającej moją pracę – dukał jak prawdziwy urzędas choć miał największą ochotę przywalić gościowi. Coś jednak go powstrzymywało i wcale nie był to strach. Jakby wewnętrzny zmysł mówił „odpuść bo to się źle skończy”.

- Wolałbym najpierw potwierdzić pana tożsamość w Ministerstwie, jeśli pan pozwoli. Nagła utrata przytomności personelu oraz zwiedzających oraz pana wtargnięcie zbiegły się w czasie w dość niepokojący i budzący wątpliwość sposób. W galerii przechowujemy sporo bardzo cennych eksponatów i dzieł sztuki, których wartość liczona jest w dziesiątkach tysięcy funtów. Niczego nie sugeruję, ale rozumie pan chyba moją ostrożność. Z drugiej jednak strony, nie chcę przeszkadzać panu w wykonywaniu obowiązków. Możemy pójść na kompromis. Pan robi swoją pracę, a ja będę panu towarzyszył.

- Jasna sytuacja. Proszę bardzo. Mi to odpowiada. Proszę zatem wstać. Jestem zobowiązany Pana przeszukać. Rozumie Pan - procedury - dodał wyjaśniająco choć ta rozmowa zaczynała mu działać na nerwy - Dodatkowo proszę powiedzieć co za bariera trzyma mojego partnera lopu garou na zewnątrz? I jak można, proszę ją ściągnąć

- Proszę bardzo. Nie noszę żadnej broni, poza tym raczej nie sądzi pan, że mogę stanowić jakieś zagrożenie dla ... takiej istoty, jaka pan jest. Pół krwi demon. Patrząc na zabarwienie skóry i oczu najpewniej związany z Dworem Wojny lub nawet Rzezi. To ja powinienem obawiać się pana obecności, a już na pewno nie powinienem pozwalać się panu dotykać, niemniej jednak zależy mi na współpracy z Ministerstwem Regulacji, nawet biorąc pod uwagę ich elastyczne podejście do doboru regulatorów. Co do bariery o której pan wspomina, nie nie mogę jej ściagnąć bez uszkadzania kręgów i glifów ochronnych. Przykro mi. Założyłem ją niecały tydzień temu za kwotę ośmiu i pół tysiąca funtów. To wysokie koszty i profesjonalna robota. Niech pan wezwie inne gatunkowo wsparcie, jeśli jest panu potrzebne. Nie mam nic przeciwko temu, mister Scott.*

- Widzę, że Pan bardzo obeznany jest z tematyką dworów a co do oceny zagrożenia to proszę pozostawić to mi. A teraz proszę ściągnąć zabezpieczenie. Kolega nie może czekać a ja nie mam możliwości szybkiego wezwania jak to Pan określił innego gatunkowo wsparcia - Scott kazał facetowi wstać, obrócić się i zaczął go przeszukiwać choć podejrzewał, że alarm jakim wyło jego ciało wskazywał na zdolności tego faceta a nie na broń która mógł posiadać.
Jak się spodziewał facet broni nie miał. Ciało pod palcami ma bardzo kościste, straszliwie wychudzone - wręcz skóra i kości - i zimne, Scott czuł chłód nawet przez ubranie

- A Pan z urodzenia z jakiego Domu pochodzi? Ale zanim mi Pan z grzeczności odpowie to zapraszam na ściągniecie zabezpieczenia. Proszę jednak o pośpiech bo inaczej zaroi się tutaj od Regulatorów. Wie Pan zaginiecie jednego z nich to BARDZO poważna sprawa, którą każdy poprowadzi nad wyraz wnikliwie i priorytetowo. Niech mi Pan wierzy inni mogą być ostrzejsi a mi mi się już forma ugodowa pomału wypala

Gość uśmiechnął się jakoś dziwnie.
- Z domu Vespa. Ojciec był pastorem, matka nauczycielką. Zabezpieczenia nie ściągnę, ponieważ się nie znam na takich rzeczach. Mogę jednak ściągnąć tutaj firmę, która je zakładała. Proszę za mną. Spróbujemy przyjrzeć się runą, może pan coś zaradzi, panie Scott. Nie chciałbym, aby moją opieszałość poczytał pan za próbę powstrzymywania pana przed poszukiwaniem pana przyjaciela, którego, zaręczam tutaj nie widziałem..

Scott zerknął na biurko i nawet bez pytania sięgnął po stojący na nim telefon. Facet wyraźnie nie miał nic przeciwko bo się w swoim stylu jedynie uśmiechnął. Jak pieprzony przesympatyczny usłużny Dziaduniek.
Trzaski i szumy zaatakowały ucho Egzekutora.

- Nie sądzi pan, ze przy pana zawirowaniach jakie pan generuje uda się panu skorzytsać z techniki? Musi pan zapomnieć o telefonach, pana moc je zwyczajnie zakłuca - odezwał się Staruszek

- Szybko Pan przeskanował moje zdolności. Winszuję umiejętności i mocy która drzemie pod tą Pańską skórą. Pan prowadzi - odsunął się z drogi faceta przepuszczając go celem wskazania miejsca gdzie są te cholerne runy. Jak wpadnie tutaj Simon to Scott będzie miał większe szanse zlokalizowanie Foxa

Szli w stronę głównego wejścia. Siwowłosy chudzielec ze zmarszczonym czołem przyglądał się wyłamanym przez Scotta drzwiom. Ale poza tym nie widać było po nim innych emocji.

- Jak się okaże, że się pomyliliśmy, wszelkie uszczerbki na mieniu zostaną uregulowane przez Fundusz Powierniczy Ministerstwa Regulacji - odpowiedział Nathan widząc czemu przyglądał sie mężczyzna.

Kiedy weszli do głównej galerii, ludzie już stali na nogach. Nieco oszołomieni wpatrywali się w Scotta z wyraźnym przestrachem.
Chudzielec nagle krzyknął i jakaś niewidzialna siła przyciągnęła go w stronę egzekutora, który przygotował się do obrony, a potem ta sama siła cisnęła starcem w stronę przeciwległej ściany z siłą, która powinna pogruchotać mu wszystkie kości.
Starzec osunął się po wyłożonej kobiercem ścianie i wyciągnął słabnącą rękę w stronę Scotta.
- Zaatakował mnie - wyjęczał głośno a z ust polała mu się krew. - Wołajcie ... regulatorów! uciekajcie! Zabije was!
Ludzie wrzasnęli przerażeni, a starzec osunął się teatralnie po ścianie.

Najpierw Scott zdębiał ale po pierwszych słowach faceta chciał wybuchnąć śmiechem. Takiej dziecinnej metody wrabiania Regulatora jeszcze nie widział. Kiedy ludzie rzucili się do wyjścia w panice, Scott zaczął bić brawo facetowi
- Widzisz Marlon - Nathan skończył z Panowaniem - to było strasznie zabawne z twojej strony. Teraz mógłbym cię nawet zabić skoro i tak mogę zginać za tą twoją farsę. Dziękuje ci jednak bo raz że potwierdziłeś mi swoim zachowaniem, że Fox tutaj jest a dwa że miałeś coś do czynienia z Cashallem przy którego śmierci brałem udział. Dwukrotnie - teraz to Scott się uśmiechnął. Teatralnie.

Facet jednak chyba go nie słyszał. Leżał bez ruchu, z ust lała mu się krew, podobnie jak z głowy tworząc koło ciała coraz większą kałużę. Scottowi wydawało się również, że moc, którą wyczuwał do tej pory, zanikała gdzieś z wolna.

- Kurwa. Takie buty – Scott zaklął siarczyście kiedy stopniowo brzęczyk w jego głowie słabł.
Rzucił się do okna by wezwać chłopaków Duncana i ujrzał, jak ludzie z Bastionu mierzą do uciekających z galerii ludzie, jak Mrówa prawym sierpowym powala na ziemię jakiegoś chudzielca o wyglądzie ghota, a ich loup - garou każe wszystkim zatrzymać się w miejscu. Najwyraźniej chłopaki uznali, że gdzieś wśród zbiegów może kryć się jakiś podejrzany i postanowili zatrzymać każdego, kto będzie chciał “dać nogę”.

- Simon!! Dawaj mi tu karetkę i to szybko i kogoś od opętań! I dwóch chłopaków z Bastionu! I wezwij kurwa wsparcie Ministerstwa - Scott zniknął w oknie i zrywając kawałek zasłony starał się zatrzymać krwotok z rany głowy Staruszka.
Kiedy dwójka motocyklistów, obecnie członków Bastionu w końcu przybyła rozglądając się ciekawie wokół, Egzekutor kazał temu co miał jakiekolwiek pojęcie o pierwszej pomocy zostać przy Dziadku a wraz z drugim zaczął przeszukiwać to miejsce po same fundamenta.

Powinien wziąć dupę w troki i zawinąć się stąd. MR wsadzi go po tej całej Uzurpacji po mikroskop i zacznie badać. W jednym z luster galerii, będącym składnikiem jakiejś nic nie mówiącej Scottowi rzeźby, zobaczył jak aktualnie wygląda. Skóra jak skóra ale kolor oczu robił różnicę. Miał ochotę się zawinąć… Przybył tu jednak po jednego z kumpli z drużyny.
Nathan był żołnierzem a tacy nie zostawiają kumpla z drużyny na polu walki.

Miał nadzieję, że Simon się nie mylił i znajdą uwięzionego Vincenta bo to, że ten żyje to miał pewność.

Z drugiej strony, tylko jedna wszechwiedząca istota na pewno wiedziała gdzie jest młoda Żagiew.

CHOLERA.

Ona wszystko wie



https://www.youtube.com/watch?v=rl2MzdrJ5t8
 

Ostatnio edytowane przez Sam_u_raju : 02-04-2014 o 19:39. Powód: media nie chciały się wczytać
Sam_u_raju jest offline  
Stary 03-04-2014, 11:04   #202
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Znowu doświadczyłam tego przejmującego uczucia pustki i zawieszenia, chociaż tym razem nie było tak przerażające jak za pierwszym razem. Zaczynałam się przyzwyczajać czy też to przejście było inne i nieco inaczej się objawiało?

A potem z chaosu i odmętów zagubienia we własnym jestestwie wyrwały mnie dźwięki, co było pocieszające, bo wiedziałam, że zachowałam przynajmniej jeden ze swoich zmysłów. Potem otworzyłam oczy i odkryłam drugi zmysł, także nienaruszony. Potem trzeci, kiedy wyczułam fakturę materiału pod palcami, czwarty, kiedy przełknęłam ślinę i poczułam to, co zwykle czuje się w ustach po porannym przebudzeniu. Wciągnęłam głęboko powietrze i okazało się ze węch też całkiem nieźle się spisywał i dopełnił całości obrazu dostarczając mi woni lawendy, którą pachniała moja pościel i piżama.

Zwlekłam się z wyrka, pozbyłam kroplówki i ubrałam się. Obok łóżka znalazłam nawet swoje graty, które przeszły ze mną drogę do Świata Mgieł. Pomagając sobie ścianą ruszyłam w stronę muzyki. Fakt, że była wygrywana na instrumencie klawiszowym lekko mnie niepokoił, bo przywoływał niezbyt przyjemne wspomnienia, ale przecież gdyby ktoś chciał mnie uśmiercić zrobiłby to bez problemu, kiedy leżałam nieprzytomna.

Kiedy zbliżyłam się już do źródła dźwięków udało mi się odepchnąć od ściany i ustawić w pionie przy pomocy siły własnych mięśni, więc do salonu wkroczyłam z fasonem a nie jak jakiś pełzak.

Przy pianinku siedział sobie Finch i grał jakby nigdy nic.

- Witam, zjawo – powiedział nie przerywając grania.

- Gdzie jestem? – Zapytałam rozglądając się wokół – Co tutaj robię? – Dodałam - I czy to ty ubrałeś mnie w piżamę? – Zakończyłam tknięta jakimś niedobrym przeczuciem.

- Jesteś w rezydencji sir Percivala Greya. Uratowaliśmy ci, nie po raz pierwszy, ten twój kościsty tyłek i nie, to była Kopaczka, niestety, nie ja – odpowiedział dalej brzdąkając w najlepsze. – Gdyby nie nasza interwencja, gniłabyś teraz w Elizjum. A wiesz, że dostać tam wejściówkę to prawie jak bilet w jedną stronę.

- Dlaczego miałabym zostać zesłana do Elizjum? - Zapytałam z niedowierzaniem.

- Generalnie dlatego, że dostałyście jakąś zapaść z Vannessą i tak zdecydowali Ojczulkowie.

Darowałam sobie pytanie skąd Finch znał Vannessę i zamiast tego powiedziałam:

- Zapaść? I w związku z tym zamiast do szpitala postanowiono przewieźć mnie do Elizjum? Nie jestem obeznana zbyt dobrze z medycyną, ale zapaść według mnie to przypadłość medyczna a nie przypadek kwalifikujący się do odosobnienia w Elizjum.

- Uwierz mi, że się kwalifikowała. Był tam Topper. Widział, co się działo z tobą i tą Druidką. Zresztą, po jakimś czasie, uzyskaliśmy informacje o podobnych do waszego przypadkach dochodzące z całego Londynu. Rozpoczął się taniec godowy odmieńców, który oni nazywają Uzurpacją, a ty i inni zatańczyliście te chore tango. Sądząc po tym, jak długo leżałaś bez przytomności, odrzuciłaś wyrwaną komuś moc. Ja leżałem niemal tyle samo czasu, co ty. Popieprzona Kraina Mgieł i cholerny Starszy pieczątkowy, no nie. Działali mi na nerwy od samego początku.

- Ile czasu leżałam? – Przypomniałam sobie kroplówkę - Skąd wiesz, że odrzuciłam moc? Co się dzieje z tymi, którzy nie odrzucą? Czemu to się kwalifikowało żeby mnie zamykać w domu dla obłąkanych? Jak leżałeś tyle czasu, co ja? Znaczy, że odrzuciłeś moc? Ty?!

Chyba przesadziłam z ilością pytań.

- Dwa dni. Tyle mieliśmy ciszy i spokoju od twoich pytań.- O’Hara potwierdził moje przypuszczenia odnośnie tych pytań - A to, że odrzuciłaś wiem właśnie z tego powodu, że długo dochodziłaś do siebie i wyglądasz tak jak przed Uzurpacją.
Skończył grać. Wreszcie. Spojrzał na mnie z nietypowym dla niego skupieniem i powagą. Badawczo. Bardzo badawczo.
- Elizjum to nie tylko dom wariatów, to izolatka dla wszelkiej maści dziwolągów magicznych, których mocy nie da się przewidzieć, okiełznąć lub wytłumić, a nie można z różnych powodów się ich pozbyć. Ty mogłaś zaliczać się do tej kategorii.

- Dziwolągów magicznych?

- Z opowieści Toppera wynika, że twoje ciało znikało, pojawiało się, znikało, pojawiało się zmienione w siwy dym, znów znikało, znów się pojawiało, prawie jak kobiety w moim życiu.

- Rozumiem, że większość kobiet spróbuje transformować w siwy dym tylko po to żeby od ciebie uciec, ale nie odpowiedziałeś mi na pytanie, co się dzieje z tymi, którzy zdobytej mocy nie odrzucą? – Przypomniałam.

Uśmiechnął się lekko.
- Zmieniają się. W środku i na zewnątrz. W życiu, aby osiągnąć doskonałość trzeba albo urodzić się z niewiarygodnym talentem albo ciężko trenować i pracować nad sobą. Uzurpacja czy inne podobne do niej rytuały odbierania komuś mocy są jak sterydy, niby osiągniesz to, co chcesz, szybko i skutecznie, ale za niedopuszczalną cenę. To jest jedne wielkie oszustwo. Od samego początku do samego końca a zyskują tylko Zapomniani. Nikt więcej. Dlatego chodzą tam Sithowie, oni znaleźli sposób by likwidować cele pragnące mocy Uzurpacji a jednocześnie nie przekazywać zdobytej energii ani sobie ani nikomu innemu.

- Czy dlatego to odrzuciłeś? – Rzuciłam.

- Oczywiście. Nie jestem typem oszusta. Moja moc to wrodzony talent, który nie ma sobie równych, rzecz oczywista, cholernie ciężka praca i kilka przypadkowych dość traumatycznych wydarzeń, o których raczej wolałabym nie rozmawiać. Zdradzę ci sekret. Ja również kwalifikowałbym się bardziej do kategorii dziwolągów magicznych niż do standardowego podziału mocy stosowanego przez MR.

- Czemu również? Ja nie jestem żadnym dziwolągiem. – Prawie się obraziłam na taką insynuację.

- To nie była osobista wycieczka Emmo. Raczej nawiązanie do kontekstu naszej wcześniejszej wymiany zdań. Musisz się nauczyć, że świat nie kręci się wokół tobie tylko kręci się wokół mnie.- Zażartował sobie, chyba. - Chodziło mi bardziej o to, że moje moce nigdy nie były standardowe, można powiedzieć, że unikatowe niestety.

- O tutaj się zgodzę, posiadasz absolutnie unikatową zdolność wkurzania ludzi. A tak w ogóle, jaki jest mój status? – Obawiałam się, jaka może paść odpowiedź na moje pytanie - Mam wziąć zapas gotówki i zniknąć z miasta czy mogę chodzić normalnie jak człowiek po ulicach Londynu?

- Załatwiliśmy sprawę tak, że w każdej chwili możesz wrócić do domu i do pracy. A propos domu remont jest skończony.

- W takim razie idę, do domu. – Zdecydowałam.

Odwróciłam się do Fincha plecami, chciałam wyjść, ale zmieniłam zdanie i zwróciłam się do niego ponownie.
- Nie jesteś ciekaw, czemu ja to odrzuciłam czy masz to gdzieś?

- Jestem ciekaw. Ale zakładałem, że jak zechcesz, sama to powiesz. Nie jestem wścibski.

Ho, ho, ho.

- No dobra – opadłam z ulgą na najbliższe wolne krzesło, bo utrzymywanie się w pozycji pionowej kosztowało mnie trochę wysiłku. - Naprawdę muszę o tym z kimś pogadać. Wolałabym z kimś innym, najlepiej z psychoterapeutką, ale skoro nie ma nikogo innego ty mi musisz wystarczyć.

- Twoja argumentacja była logiczna i sensowna. – Zaczęłam.

- Dziękuję – wtrącił Finch uśmiechając się. - Komplement z twoich ust znaczy więcej, niż dziesiątki innych komplementów.

- Uzurpacja – kontynuowałam bez mrugnięcia okiem - jest drogą oszustwa, pójścia na skróty i tak dalej, ale nie był to pierwszy ani nawet drugi argument, który sprawił, że nie chciałam przyjąć mocy. Kierowałam się oczywiście własnymi zasadami i skoro nazwałam tych tam zarządzających tą całą Uzurpacją bandą niekompetentnych ignorantów lub bandą oszustów w zależności, z czego wynikały ich działania oraz określiłam jasno swój stosunek do porywania ludzi i zmuszania ich do morderczej rozgrywki to nie mogłam skorzystać z czegoś, czym pogardzałam. To dość oczywiste. Tylko, że to też nie był główny powód mojej decyzji.

Skrzywiłam się z niezadowoleniem.

- Po prostu przestraszyłam się! - Powiedziałam szybko podniesionym głosem

- Pokazano mi, tak mi się przynajmniej wydawało, kim lub czym mogę się stać po rozwinięciu mojego powiedzmy potencjału i przestraszyłam się tego.

Zamilkłam i spojrzałam nieco wyzywająco w stronę O’Hary.

Chrząknął wyraźnie zmieszany tym moim nagłym wyzwaniem. Potarł w zdenerwowaniu czoło, jakby zastanawiał się, co odpowiedzieć.

- Cóż - zaczął nieskładnie, jak nie on i zamilkł.
- Cóż - powtórzył mało elokwentnie.

- Cóż. Strach jest tym, co nazwałbym zupełnie ludzką reakcją. Dobrze o tobie świadczy. Ja często się boję. Cholernie się boję. Że zawalę sprawę, którą mi powierzono i przeze mnie zginą ludzie. Że w końcu trafię na kogoś na tyle dobrego, że załatwi mnie na cacy. Kiedy byłem w Krainie Mgieł, też bałem się jak cholera. I chyba cię rozumiem, bo swoich mocy i swojego dziedzictwa to chyba boję się najbardziej. I wiesz, co Emmo, wydaje mi się, że jestem ci winny drinka podobnie zresztą, jak ty mi. Bo takich zwierzeń nie wysłuchuję raczej od nikogo, z kim nie jestem na ty. I nikomu się też nie zwierzam. Zaskoczyłaś mnie i opuściłem gardę. Cholera.

Spojrzał na mnie dziwnie.

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc uciekłam się do mojej wiernej przyjaciółki ironii.

- A my nie jesteśmy na ty? Co za brak wychowania z mojej strony, powinnam w takim razie cały czas używać słówka pan i nazwiska a ja tak bezpośrednio się zwracałam. Brak manier. W takim razie proszę wybacz mi.

Uśmiechnął się w odpowiedzi.

- To co. Pewnie jesteś też głodna. Jaką kuchnię lubisz?

- Jakąkolwiek - wzruszyłam ramionami - w której serwują wegetariańskie dania.

- Znam jedną miłą knajpę. Nawet niedaleko. Mają tam wyśmienite makarony z warzywami.

- To świetnie, że znasz jakieś miłe knajpy a jaki to ma związek z naszą rozmową?

- Chciałem cię zaprosić na obiad. Tyle.

- Teraz?!

- Kiedy będziesz chciała. Teraz, jutro, za tydzień, rok. - Wzruszył ramionami. - Twoja wola.

- Jak zwykle ciężko się z tobą gada Finch. Dobrze. To jak masz jakiś środek transportu podrzuć mnie do domu a po drodze możemy coś zjeść, bo w domu mam teraz pewnie tylko gruz na podłodze i pustki w lodówce. Jak są tutaj lord i Kopacz to chętnie z nimi porozmawiam, podziękuję za opiekę a jak nie to wyślę im odpowiednie podziękowania pocztą.

- Percy jest na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Londynu z tego, co wiem, a Krecik pewnie jak zawsze myszkuje w bibliotece.

- A zatem podziękowania wysłane pocztą. - Podniosłam się z miejsca i ruszyłam w stronę jak mi się wydawało drzwi wyjściowych.

- Miałem na myśli naszą bibliotekę wewnętrzną. Tutaj.

- Wiem, co miałeś na myśli. – Odpowiedziałam zniecierpliwiona - Po prostu nie przeszkadza się nikomu w bibliotece.

- To jak? Idziesz czy nie? – Przystanęłam w połowie drogi.

- Jasne. – Odparł.

Wstał zza pianina kierując się w tę samą stronę, co ja, czyli dobrze trafiłam z tymi drzwiami wyjściowymi.

- Wezmę tylko kurtkę i broń.


***


- To tak sobie pomyślałam, że najlepszym wyjściem będzie jak teraz po prostu przestanę się rozwijać, no wiesz w sensie mocy i zdolności a nie wiedzy i umiejętności. - Rzuciłam konwersacyjnym tonem, kiedy już nasyciłam pierwszy głód.

Kroplówka podtrzymywała mnie przy życiu przez te dwa dni, ale nie ma to jak prawdziwe jedzenie. Restauracja była nawet przyzwoita. Powinnam była się domyślić, że pan O’Hara nie będzie się stołował byle gdzie.

- Nie wiem czy to dobry pomysł. – Wtrącił Finch. - Wydaje mi się, że potrzebny ci po prostu dobry trening. Wiesz. U ludzi, którzy wiedzą, czym jest moc i potrafią ją kontrolować lepiej niż większość łowców. U nas.

Ach ta jego wszechobecna propaganda.

- Nie, nie, nie. – Nie zgodziłam się. - Nie trening. Zaprzestanie tego typu treningu. Usiądę na dupie i pozwolę mojej mocy gnić i rdzewieć. To jest mój plan.

- To też jakiś plan. Czyli rozumiem chcesz zostać koordynatorem w MRze. Najkrótsza droga do stania się zgnuśniałym urzędnikiem. Dobry plan. – Zażartował sobie.

- Dokładnie. – Ja nie żartowałam. - Zaproponowano mi stanowisko koordynatora i jeśli moje ostatnie przejścia nie przekreśliły moich szans na objęcie tej pozycji to zamierzam ją przyjąć. W ten sposób odetnę się od możliwości zetknięcia się ze zjawiskami, które mogłyby wymóc na mnie jakąkolwiek przemianę. Jak tutaj jechaliśmy wszystko sobie przemyślałam.

- Jasne. - Mruknął przełykając kęs potrawy. - Czyli chcesz wstąpić do drużyny żółwików. Rewelka.

- Tak właśnie chcę. – Skinęłam głową - Przecież cały czas o tym mówię.

- No przecież wiem. Jeśli będziesz chciała pomocy w realizacji tego planu, tylko powiedz. Możesz go równie dobrze zrealizować poza MR-em, wiesz. U nas. Zrób sobie wakacje od pracy. Na kilka miesięcy. Zobacz, co to da. Co ty na to?

Znowu próba indoktrynacji.

- Daj spokój – machnęłam ręką - przecież z wami to nigdy mi się nie uda trzymać z dala od Nadnaturalnych emanacji, nie wspominając o tym, że chcecie ze mnie zrobić przynętę.

- Zaraz przynętę. – Obruszył się - Ale to temat nieaktualny. Na jakiś czas, Andrusiek, jakby to powiedzieć, wsiąkł. Jak kamfora.

- Znaczy, zgubiliście go jeszcze bardziej? – Wredny błysk pojawił się w moim oku.

- Yeap - zgodził się niechętnie.

- Jak to w ogóle jest możliwe? – Bezczelnie drążyłam niewygodny temat - Przecież to nie jest byle pikuś. Mam na myśli jak ktoś o jego poziomie mocy może się tak dobrze ukryć i zamaskować? I jak jego ego pozwoliło mu na to żeby tak ukrywać poziom jego mocy i potęgi?

- Coś wisi w powietrzu, Emma. Coś paskudnego.- Ściszył głos i pochylił się w moją stronę - Paskudniejszego, niż wszystko do tej pory. Tak sądzę. A jak przyjdzie, to nie będzie gdzie się ukryć, nie będzie znaków, które nas ochronią. Królestwo Transylwanii z jego wampirzymi władcami, Czarna Afryka zdominowana przez bóstwa Zulu, Nieumarła Rzesza Szwarcwaldzka to będą przy tym jedynie żłobki dla Martwych. Wiem, ze Andrefallus jest w tym planie kimś ważnym. Ma odegrać znaczącą rolę w tym, co ma nadejść i na zawsze zmienić oblicze świata, nawet bardziej niż Fenomen Noworoczny.

Przewróciłam oczami słysząc te jego apokaliptyczne proroctwa.

- Niestety, nie jesteśmy w stanie go przechwycić, namierzyć i załatwić. – Kontynuował - Brakuje nam szczęścia, wiedzy, dobrych ludzi, niekoniecznie w tej kolejności. Jakbyś kiedyś znalazła kogoś, kto ma olej w głowie, sporą moc, wrodzony dystans do Martwych połączony jednak z tolerancją dla tych, którzy przestrzegają zasad, kogoś, komu można zaufać i zawierzyć swój los, to daj nam znać. Może, kiedy będziemy dysponowali nieco liczniejszą grupą, zachowując jednak odpowiedni poziom tajności, może wtedy w końcu dopadniemy ostatecznie tego dupka. Uratujemy nie tylko ten twój chudy tyłeczek, ale i trudną do oszacowania liczbę istnień.

Skończył. Spojrzał mi w oczy. Poważnie i z niespotykaną u niego wcześniej empatią. Niemal serdecznie i ciepło. Ale po chwili napił się zamówionej herbaty i znów przybrał maskę znudzonego i zmanierowanego twardziela.

- Zamawiamy rachunek? Ja stawiam. To moje urodziny.

- A ty, co hobbit jesteś? Ale zapłać – zgodziłam się - bo chyba gdzieś zapodziałam swój portfel jak mnie porwano do innego świata.
- Co do Andrealfussa – mówiłam dalej - to tak sobie tłumaczycie fakt, że nie możecie go znaleźć? Że on się tak zakamuflował, bo planuje coś przepotwornie i przestraszliwie okropnego? Wiadomo, że knuje coś złego w końcu to demon, ale to nie wyjaśnia w najmniejszym stopniu niemożności odnalezienia go.

- Nie wyjaśnia. – Przyznał mi rację Finch - Jesteśmy najwyraźniej niewystarczająco skuteczni.

- Może on po prostu “skoczył” na chwilę do domu - zasugerowałam pół żartem, pół serio.

- Może. A może szlag go trafił? Nie wiemy i to nas martwi.

- Gdyby go szlag trafił to nie mielibyście powodów do zmartwienia. - Zamilkłam na chwilę wpatrując się w O’Harę.
- Wiesz, że nie do końca wierzę w waszą wersję wydarzeń w tej sprawie, prawda? – Rzuciłam.

- Zdaję sobie z tego sprawę. Masz taką naturę, że generalnie nikomu nie ufasz. To w tobie doceniam. Nawet chyba odrobinę lubię. Sam mam podobnie. Jeśli już musisz komuś ufać, postaraj się, by na to zasłużył.

- To czysta chłodna kalkulacja. – Wyjaśniłam - Po prostu nie mam żadnego dowodu poza waszymi słowami na to, że Andrealfuss i istota, z którą się zetknęłam jest tym samym bytem. A zebrane przeze mnie informacje dotyczące natury, działań i charakteru Andrealfussa nie wskazują jednoznacznie na podobieństwa z tamtą istotą a nawet szczerze mówiąc ukazują według mnie spory rozdźwięk pomiędzy nimi. Oczywiście Andrealfuss mógł wysłać kogoś innego do przeprowadzenia dla niego tej - zacięłam się na chwilę - akcji - dokończyłam nieco zdławionym głosem - ale to by podważało wiarygodność waszych słów, gdyż twierdziliście, że to był on sam we własnej osobie.

- Tego też nie byliśmy pewni. Zamierzaliśmy cię nastraszyć. Ja byłem od początku przeciwny takiej niepotrzebnej manipulacji. Wiesz, ze zależy nam na twojej pomocy, na to byś spojrzała na nasze działania przychylnie i pomogła nam w tym, co robimy. Jesteś, jak dla mnie, jedną z potężniejszych łowczyń w Wielkiej Brytanii, a na dodatek wiele razy pokazałaś, że masz też inne ważne dla nas cechy: talent, lojalność, odpowiedni rys psychologiczny. Jednym słowem, cholernie bym się czuł dobrze, gdyby ktoś taki, jak ty przy moim boku kopał tyłki zdegenerowanym martwym. Jednak masz swoje plany zadekować się w skorupce. Rozumiem je i akceptuję. Zresztą pewnie wisi ci moja akceptacja, co też rozumiem. - Uśmiechnął się wbrew pozorom przyjaźnie. - Jeśli jednak będziesz chciała kiedyś z niej wyjść, wiesz jak mnie znaleźć. Liczę, że kiedyś uda nam się razem rozpracować jakiegoś twardziela i skopać mu tak piekielny zadek, że gdy wróci ze skamlaniem do piekła, powie: nie wracam na górę, tam Emma i Finch.
Zagłębił sztućce w jedzenie.

- A co takiego robicie? - Zapytałam mimochodem.

Zawahał się na chwilę. Potem pochylił lekko w moją stronę i wyszeptał.
- Chcemy cofnąć zmiany sprzed Fenomenu.

- Aha. – Skrzywiłam się lekko - Czyli mi nie powiesz. Jasne, jasne, te wasze tajne przez poufne i tak dalej.

- Wiesz Emma. To nie to, że ci nie powiem, chociaż tak i owszem jest. Ufam ci, ale nie jesteś jedną z nas. Jeszcze nie, mam nadzieję. Opierając się na moim zaufaniu do twojej osoby mogę powiedzieć jedynie tyle, że Percival trafił na zapiski w starych księgach o tym, co się wydarzyło. To przepowiedziano. I lord znalazł coś, co rokuje szansę na odkręcenie tego całego bagna. Jesteśmy coraz bliżej zrozumienia przesłania. Wyobraź sobie. Wszystko wraca do normy. Znikają demony, bezcieleśni, zmiennokształtni, wampiry znów schodzą do podziemi, odmieńcy i fae wracają do swoich planów. Wszystko zaczyna się od nowa.

- Poważnie? No to powodzenia wam życzę, pomimo tego, że jak wam wyjdzie to stracę robotę.

Był tam ironiczny ton czy mówiłam to całkowicie poważnie? Ciężko nawet mi było to stwierdzić.

- Ale fakt, że odkryjecie co się wydarzyło nie będzie oznaczał od razu, że będziecie wiedzieli jak to odkręcić. W tych sprawach to nie działa to tak schematycznie. – sprzeciwiłam się wielkim nadziejom Fincha.
- Chcąc zapoczątkować Fenomen Noworoczny wykonaj wszystkie punkty od punktu pierwszego do osiemnastego, chcąc zakończyć Fenomen Noworoczny wykonaj wszystkie punkty w odwróconej kolejności od punktu osiemnastego do punktu pierwszego. - Ostatnie zdanie wymówiłam płaskim, sztucznym głosem w stylu automatycznej sekretarki z czasów, kiedy te ustrojstwa jeszcze działały.

Uśmiechnął się.

- Nie sądzę, by to było takie proste. Nie sądzę, by to było możliwe w stu procentach. Ale przywrócenie, chociaż kilku wygód tamtego świata: Internetu, bankowości elektronicznej, szybkich źródeł transportu, ciepłych domów zimą, kina HD byłoby naprawdę warte wysiłku. Tak cofnęliśmy się do dziewiętnastego wieku. Czy to jest możliwe? Sam nie wiem. Percival w to wierzy. Ja mu ufam. Poza tym dzięki niemu mamy dostęp do takich ksiąg, jakich w życiu nie widziałaś. Biblioteka MRu przy jego zbiorach to biblioteczka przedszkolna.

Dokończył jedzenie.
- Czas kończyć tę miłą konwersację. Gdzie cię podrzucić?

- Do domu. A gdzieżby indziej? - Odparłam zamyślona.

- No dobra - trzasnęłam dłonią w stół i podniosłam się z krzesła - Niech ci będzie. Pomogę wam. Oczywiście pod warunkiem, że moje ostatnie postanowienia nie będą w trakcie tej pomocy w żaden sposób wystawiane na próbę. Mogę kopać w książkach, śmieciach czy czym tam będzie trzeba, ale żadnego wystawiania mojej osoby na jakiekolwiek podejrzane niestabilne emanacje. Zgoda?

Uśmiechnął się lekko, półgębkiem.

- Zgoda. - Powiedział. - Poinformuję o twojej decyzji Percivala. - Spotkacie się, pogadacie, ustalicie szczegóły.

- Dobrze poinformuj, a teraz podrzuć mnie do domu.

Doszłam do wniosku ze niepotrzebnie dotychczas wzbraniałam się przed większymi kontaktami z Towarzystwem. Na zasadzie „swoich przyjaciół trzymaj blisko a swoich wrogów jeszcze bliżej”. Nie żeby Towarzystwo, jako takie było moim wrogiem, ale zamykanie się na otrzymywanie informacji z innych źródeł było błędem. Postanowiłam nieco lepiej rozeznać się w sytuacji a moje postanowienie unikania różnych emanacji było świetnym wytłumaczeniem, aby nie brać udziału w ich podejrzanych akcjach, czym eliminował zagrożenie wystawienia mnie na przynętę. Poza tym odezwał się we mnie złośliwy chochlik, który postanowił udowodnić im, że Fenomenu Noworocznego nie da się cofnąć. Nie żebym miała zamiar sabotować ich działania, wręcz przeciwnie miałam zamiar zrobić wszystko, co w mojej mocy żeby pomóc im ten cel osiągnąć. A wtedy, kiedy już staniemy na głowach a i tak się nie uda będę miała satysfakcję udowodniania swojej racji. No chyba, że O’Hara mnie ściemniał i Towarzystwo parało się obecnie czymś zupełnie innym, ale to nie zmieniało faktu ze chciałam się dowiedzieć, czym.
Wróciłam do domu i zanim rzuciłam się do łóżka obdzwoniłam prawie wszystkich koordynatorów Ministerstwa Regulacji żeby ustalić, co z Billingsley, Scottem, Foxem i Sinclairem. No i oczywiście co ze mną.
 

Ostatnio edytowane przez Ravanesh : 03-04-2014 o 11:11.
Ravanesh jest offline  
Stary 03-04-2014, 22:08   #203
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
MUZYKA

Elizjum.
Elizjum??
Jak ona trafiła do Elizjum??
I dlaczego tu??

Niestety, osoba która mogła udzielić jej odpowiedzi nie uczyniła tego. Znowu.

No pięknie!!

Vannessa przez chwilę przyglądała się swojej sytuacji. Pasy ma nogach i tułowiu, ale nie rękach. Dawało to pewną nadzieję i podpowiadało, że to dla jej własnego bezpieczeństwa, a nie bezpieczeństwa innych.
Tym postanowiła się zająć później. Najpierw ręce.
Wyciągnęła obie i przyjrzała się im krytycznie. Bandaże. Przytknęła do nosa, żeby się upewnić co do mieszanki ziół. Długo wdychała powietrze. Niestety. Przeciw oparzeniom.
Szybko, niemal z desperacją odwinęła kawałek tkaniny z ręki. Tatuaże, nie oparzenia. Zdjęła jeszcze więcej opatrunku. Były tam. Wcale nie zniknęły. To co przelazło na jej ręce z tej cholernej ściany nadal miała na sobie.
Zamknęła oczy łykając gorzki smak rozczarowania i opadła ma poduszkę. Leżała tak bez ruchu jakiś czas a przed oczami miała jedynie te paskudne wzory.
I może długo tak tonęłaby w swojej goryczy, gdyby nie pojawił się ów mężczyzna w towarzystwie jeszcze dwóch osób, kobiety i mężczyzny, lekarzy. I o ile nowo przybyła dwójka była ludźmi, to on już nie.

Czy to nie ironia, że w instytucji, która ma chronić ludzi przez nieludźmi pracują też nieludzie??

Cała trójka przerowadziła na niej kilak testów. Wahadełek i pytania. Cała masa pytań. O samopoczucie. O Stan zdrowa. Czy jej coś dolega?? A może miewa koszmary?? Albo problemy z oddychaniem??
Cała masa pytań, jak w wywiadzie szpitalnym. Dobrze, że nie zapytali się o pożycie intymne i problemy z nim związane.

A kiedy wyszli Vannessa mogła nadal przyglądać się swoim rękom. Swoim poznaczonym rękom.

Czyli jednak kłamał. Nie wróciła przecież tam gdzie to się wszystko zaczęło. Gdziekolwiek by to nie było.
To było dobre pytanie. Gdzie ta Uzurpacja, przez wielkie “U” jak raczyła nazwać to zdarzenie Emma, się zaczęła??

Na rozmyślanie nad tym wszystkim Billinglsey miała kolejne dwa dni. Tyle ją jeszcze trzymali. Wprawdzie nie związaną. Mogła też chodzić sama do toalety. Co za ulga. Nie ma chyba nic bardziej upokarzającego niż proszenie kogoś ze szpitalnego personelu, żeby potowarzyszły ci, bo ty musisz iść się wysikać.
Pozwolono też jej zadzwonić. Ale mogła wykonać tylko jedne telefon. Zadzwoniła do Krisa. Udało się jej dodzwonić nawet. Rozmowa nie była długa, zwłaszcza, że ktoś cały czas było obok i słuchał. W kilku słowach wyjaśniła mu, że nie pojawi się w domu przez najbliższych kilka dni. Na szczęście łak nie drążył tematu i ze względnym spokojem przyjął owo informację. W końcu wiedział z czym się wiążę praca w ministerstwie.
Z możliwości czytania nie skorzystała. Wprawdzie godziny spędzone w odosobnieniu ciągnęły jej się niemiłosiernie, ale nie mogła się jakoś skupić na literkach i składaniu ich do kupy w wyrazy. Wolała leżeć w pokoju gapiąc się w sufit, albo w swoje ręce.

Po dwóch dniach, zgodnie z obietnicom, wypuszczono ją. Widać nie stanowiła według nich zagrożenia.
Chociaż bardzo ją korcił, to nie zapytała się o datę. Dopiero po wyjściu okazało się, że spędziła w Elizjum trzy dni. Z czego dwa przytomna i świadoma tego.
Nie zapytała się również co z resztą jej zespołu. Pewnie dla tego, że jakoś nie do końca ufała ludziom pracującym w tym przybytku.

Swoje kroki skierowała zatem do biura. Chciała odnaleźć Wesołka. Zapytać go o pozostałych, a także o urlop, podwyżkę i te inne obiecane bonusy. Ale przede wszystkim o zespół.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 04-04-2014, 01:10   #204
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Łup! Łup! Łup!

Boli. Cholernie boli. To jest naprawdę przerąbane gdy ból zaczyna się w czaszce i rezonuje po całym ciele. Normalnie nie ma nic gorszego. Z trudem otworzyłem oczy, chwilę wpatrywałem się w półmrok rozświetlony światłem dyskotekowej migawki. Próbowałem wyłapać znajome twarze ale wzrok jakoś mi uciekały i się rozmazywały.

Łup! Łup! Łup!

Techniawa była gorsza w tym stanie od czegokolwiek innego. Normalnie tortury niczym w Komorze. Podparłem się i chwilę przypatrywałem się podłodze obok mojej dłoni. Rzygi. Tak, to z całą pewnością rzygi. Chyba moje. Ha! Detektyw Fox, as MRu! Spojrzałem na siebie. Byłem czysty! Nie obrzygałem się! Normalnie nie byłem tak z siebie dumny od... Od dawna...

Łup! Łup! Łup!

Dobra, gdy masz kaca i jesteś jednocześnie jeszcze pijany (z osiągnięcia tego niewielu znanego stanu byłem naprawdę dumny, prawie jak z nie obrzygania się) jest jedno lekarstwo. Napić się więcej! Złapałem pion za pierwszym razem chociaż chwilę o niego walczyłem i rozpocząłem mój marsz ku barowi obiecanemu. Pewne rzeczy ma się we krwi nawet gdy w danej chwili w twoich żyłach płynie głównie alkohol a ja potrafiłem poruszać się w każdym klubie, pubie czy gdzie obecnie przelewałem nieuczciwie zarobione pieniądze. Albo ostatnimi czasy uczciwie. Staczam się.

Dotarłem do baru i ciężko na nim się oparłem przetrząsając kieszenie. Dokumenty, klucze... Drobniaki! No, na piwo mnie jeszcze stać.
- Piwo!
Barman chyba nie usłyszał więc po prostu pokazałem na płynne lekarstwo.
- Kolego, masz już chyba dość. Zamówić Ci taksę?
- Nie no, tylko jeden.
- Kolego, serio, idź do domu.
- Wiesz z kim rozmawiasz? Z regulatorem zamawiasz. To znaczy rozmawiasz. No podaj te piwo, mam kesz.

***

Śnieg zamortyzował upadek ale wykręcona przez ochroniarza łapa bolała. Podniosłem się i spojrzałem na karka.
- Ja ci dam...
Po potężnym uderzeniu znowu przyjrzałem się chodnikowi i wyrzygiwałem żółć bo żarcia i alkoholu z żołądka pozbyłem się przed drzemką. Gdy ponownie złapałem pion tamci dwaj już poszli. Bali się mnie! Aby to udowodnić pogroziłem jeszcze pięścią w stronę klubu a potem odszedłem. Wcale nie dlatego by znowu nie oberwać. Chociaż w twarz nie bili jak ten pojeb... No, ten celt.
Miałem jeszcze resztkówkę kasy. W sumie może by faktycznie zamówić taksę i pojechać do domu? Emily na pewno się martwi. Bo ten, no... Ta, przez tę moją pierwszą sprawę. Wynagrodzę jej brak czasu. Ale lepiej jak wytrzeźwieje. Wpadanie pijanym do domu nie było najlepszym pomysłem gdy laska może być na ciebie wkurwiona. Rozejrzałem się.


Soho! Mieszanina sex shopów wielkości marketów, burdeli, klubów różnej maści i kin pornograficznych. Moja ulubiona dzielnica! Za szczyla już tutaj się wymykałem z Mary wyciągając Boba by się trochę rozerwać. Ni chuja nie wydam ostatniej kasy na taksę. Kupię fajki. O! A potem spróbuję się napić na krzywy ryj.

Detektyw Fox w końcu wyśledził bez problemów czynny sklep i spłukany totalnie mogłem cieszyć swoje płuca i kubki smakowe cudowną, morderczą nikotyną. Szlug, zimno i wcześniejszy wpierdol sprawił, że otrzeźwiałem. Znaczy w miarę. Było zimno, własnie wydałem ostatnią kasę na szlugi, nie wiedziałem czy mam coś na karcie do metra i byłem w samej koszuli. Powrót do klubu po kurtkę nie był chyba zbyt dobrym pomysłem. Spacer do Chinatown w tym stanie też. Trzeba się gdzieś zadekować. Hm... Dom odpadał. Bo Emily. Nie, czekaj Vini. Coś jeszcze było... Ale co? A... Z rana sobie przypomnę. Tylko trza do niego doczekać. A gdzie się zadekować jak nie u najlepszej przyjaciółki. Mary przecież ostatnio tutaj się kryła. Pamiętałem nawet gdzie!

Zaciągnąłem się szlugiem a właściwie chciałem bo zacząłem się gapić na swoją dłoń. Szarą. Z czarnymi szponami. O kurwa! A... Uzurpa... Uzrupa... Uzurpacja!
- Jestem Uzurpatorem!
Banda studentów raptem przeszła na drugą stronę ulicy. Wzruszyłem ramionami, skończyłem fajka i ruszyłem do Mary. Z rana sobie wszystko ułożę. Na bank. A kto wstawiony, w środku Soho by się martwił? Tylko skończony frajer
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 05-04-2014, 10:15   #205
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
MUZYCZKA DLA KLIMATU


NATHAN SCOTT

Nathan podjął decyzję. Kolejną w tym długi, ponurym dniu. I kolejną, jak się okazało, niezbyt rozsądną.

Mrówa – wysoki drab ze Szkockiego Bastionu – znał się na opatrywaniu ran i ustabilizował starca, którego krew miała spaść na ręce Nathana.
Wsparcie z MR-u przybyło w niespełna dwa kwadranse i po chwili w galerii zaroiło się od GSR-ów i grupy regulatorów. Zajęli się, jak należy zarówno poszukiwaniem Foxa, jak i abominacją, jaką w ich oczach stał się Scott.
Ekipy poszukiwaczy ruszyły, aby przeszukać wszystkie zakamarki budynku, a Nathan został wyprowadzony z galerii i zapakowany w więźniarkę GSR-ów w kilka minut później ruszył w drogę powrotną do Ministerstwa Regulacji. Do Komory. Mógł to przewidzieć.


* * *

Topper miał poważne spojrzenie, co dość zabawnie kontrastowało z jego kurduplowatym wzrostem i pomarszczoną twarzą.

- Jesteśmy w głębokiej dupie, Nathan – powiedział przyglądając się Scottowi, który siedział na małej pryczy w jednej z dolnych cel Komory.

Topper był pierwszym, kto odwiedził Nathana po blisko dwóch godzinach od momentu, gdy trafił do MRu.

Na razie nikt nie traktował go jak więźnia czy potwora, a jedynie, jako zagrożenie, które było nieznane i które trzeba było na ten moment odizolować od reszty społeczeństwa.

- Dwie grupy przetrząsnęły dokładnie pieprzoną galerię i nie znaleziono ani śladu Vincenta Foxa. Chociaż mamy pewien ślad, w postaci podobnego portalu, co ten odkryty przez was w siedzibie Bractwa Duchowej Szkocji, to jednak to za mało. Mamy jednak świadków magicznego ataku o nieznanym podłożu na gości w galerii. Zrzuca się go na ciebie. No i zarzut ataku na starca, który ledwie uszedł z życiem. Również te dzikusy Sincalira namieszały pod galerią, nieco zbyt krewko wykonując te, tak zwane zatrzymania.

Topper pokręcił głową.

- Wiesz, jakie powiązania ma ten facet. Zna śmietankę prawniczą Londynu. Jego brat jest doradcą samego Ministra Bezpieczeństwa, a była żona to znana artystka estradowa, z którą przyjaźni się blisko połowa Rady Bezpieczeństwa Londynu. A ty prawie kolesia nie zabiłeś. Jego adwokaci już wiercą nam dziurę w brzuchu, domagają się wyjaśnień od kiedy takie abominacje, jak ty, pracują dla MRu.

Pokręcił znów głową ciężko.

- Byłeś na cholernym urlopie, wiesz. Oczywiście zatuszuje to. Ale twojego wyglądu zatuszować nie dam rady. Na razie zrzucam sprawę na atak mocy demonicznej pierwszego stopnia, ale nie widzę, by ci się cofało. Musisz posiedzieć w Komorze jakiś czas, kilka dni. Potem, jak uda nam się trochę sprawę zatuszować, zastanowimy się, co dalej. Ale z tym, jak wyglądasz, raczej długo nie zagrzejesz miejsca w Ministerstwie. Tego nie dam rady zrobić. Chociaż spróbuję. Pomyśl przez ten czas o Szkocji i Murze. Strażnicy nie patrzą na wygląd. Mają to gdzieś. Tutaj, w Londynie, twoja obecność będzie robiła czarny PR Ministerstwu i nawet wcześniejsze dokonania nie zmienią tego faktu.

Podał mu karteczkę i ołówek.

- Tymczasem, byś się nie nudził, pisz raport. Odezwę się, jak tylko będę coś miał. Zaraz przyniesiemy kilka pizz. Składkowe. Od przyjaciół. No i piwko. Piwko jest dobre na wszystko.


VINCENT FOX

Pijany i zupełnie nieświadomy Fox wędrował w alkoholowym zwidzie po ciemnych, pokrytych śniegiem , błotem pośniegowym, zmarzniętą breją i lodem uliczkach. To, że nie wywinął orła, zawdzięczał chyba tylko i jedynie jakiemuś opiekuńczemu bóstwu pijaków – Bahusowi czy innemu Ochlejusowi. A może wywalił się już kilka razy, tylko tego nie zarejestrował?

W pewnym momencie złapał się na tym, że znajduje się w nieznanej sobie części Soho. Nie poznawał już barów, chociaż pamiętał, że wszedł jeszcze do kilku z nich, gdzie obsługa była mniej krewka i troskliwa i gdzie podano mu piwko. Miał nawet na sobie jakąś przydużą kurtkę. Też nie wiedział czyją, ale sądząc po kolorze i ozdobach, chyba była to kurtka kobieca. Nieistotne.
Ważne, że była ciepła.

Fox zatrzymał się i oparł ręką o zimną, wilgotną ścianę. Zamglonym wzrokiem spojrzał na jakąś metalową, żebrowaną konstrukcję, majaczącą przed nim w ciemnościach.

- Trudna noc – kobieta, która go zagadała wyrosła przed nim, jak spod ziemi.
Była szczupła, dość ładna i rozmazana. Ale wszystko było rozmazane. Nawet słowa nieznajomej.

Foxa waliło teraz, czy jest to polujący wampir, czy inne dziwadło pofenomenowe. Miał ochotę spać. Tu i teraz.

* * *

Obudził się z ciężką głową w jakimś łóżku. Powrót od przebudzenia, do stanu w którym mógł stanąć na własne nogi zajął mu chyba kilka godzin. Potem dopiero umęczony Vincent zauważył, że znajduje się w jakimś niewielkim pokoju z łóżkiem, toaletką i małym piecykiem węglowym typu „koza”. Było też okno i drzwi. Z okna rozciągał się widok na jakieś kramy, budy, stragany. Nie znał tego miejsca.

Ubranie miał na sobie, więc wyszedł na zewnątrz, nakładając zdobyczną kurtkę, w jasnych, żółtych kolorach, bez wątpienia kobiecą.

Za drzwiami znajdował się skromny, podniszczony korytarz. Tuż obok otworzonych drzwi stała kobieta w średnim wieku, o przetłuszczonych włosach i ziemistej, przybrudzonej skórze. Miała wielkie oczy koloru żółtawego, wybałuszone i przerośnięte w stosunku do reszty twarzy.

- Zabalowałeś.

Poznał ten głos. To była kobieta, która znalazła go na ulicy.

Nie była człowiekiem. Trudno było powiedzieć, czym była. Ale człowiekiem na pewno nie.

- Jestem Lorka – przedstawiała się. – Poddana Pani Welonów z Domu Mieczy.
Odmieniec. Tylko oni tak się przedstawiali.

- Witam w miasteczku Tempest.

Nie przypominał sobie tej nazwy.

- Tempest?

- Domena Welonów.

- Welonów?

Powoli docierało do niego, ż gdziekolwiek się nie znajdował, nie był w Londynie.

- Jak dotrę do Londynu? – zapytał.

- Bramami. Ale Książęta kazali wszystkie pozamykać. Nie wiem czemu.

Fox jęknął.


VANNESSA BILINGSLEY

Ministerstwo Regulacji powitało ją zimnymi ścianami i zabieganymi regulatorami oraz pracownikami wspierającymi. Dzień, jak co dzień. To była jedna z dobrych cech pracy w Ministerstwie. Jak robi się z tobą coś dziwnego, wszystko zamiatają pod dywan, obwarowują odpowiednimi poziomami tajności, klauzulami bezpieczeństwa. Kiedy prowadzisz śledztwo, to frustrujące i irytujące. Ale kiedy wpadasz w magiczne tarapaty, takie procedury, jak się okazało, chronią ci tyłek.

Wesołka zastała w jego gabinecie. Jak zawsze za papierami, ze zmęczoną twarzą i przekrwionymi oczami. Wyglądał, jakby nie spał od wielu godzin. Naprawdę wielu godzin.

- Cześć – powitał ją ledwie unosząc oczy znad dokumentów. – Fajnie, że jesteś.

Naprawdę się ucieszył i w głębi serca poczuła do niego cień sympatii. Mimo, że bywał irytującym dupkiem, to faktycznie stawał nie raz i nie dwa podczas całej sprawy w obronie zarówno jej, jak i zespołu.

Zadała mu wszystkie pytania, które chciała zadać, a on wstał z krzesła, zrobił herbatę i dopiero, kiedy siedzieli z gorącym naparem w rakach, wyjaśnił, co wiedział. Szczerze, nie siląc się na żarty i ozdobniki.

- To wszystko było dość paskudne. Dostałaś z Emmą zapaści magicznej. Dziwacznie to wyglądało. Emma znikała i pojawiała się na przemian, ty … nie wiem jak to nazwać … mutowałaś. Wyrastały z ciebie jakieś rośliny, twoja skóra zmieniała się w drewno. Tego typu dziwaczności. Ojczulkowie nic nie potrafili powiedzieć, więc czym prędzej wpakowano was w samochody i przewieziono do Elizjum. Potem się dowiedziałem, że Emma ma jakieś prywatne ubezpieczenie na taką sytuację i zareagowali ludzie z prywatnej kliniki. Przejęli ją nim dotarła na miejsce.

Upił łyk herbaty.

- Dowiadywałem się o was kilka razy dziennie, ale nie chciano mi udzielić żadnej informacji, zasłaniając się niskim poziomem dostępności. Ale udało mi się dotrzeć do właściwych ludzi i wiedziałem, że u ciebie i Emmy wszystko jest w porządku. Emma nawet tutaj wczoraj była.

- Reszta?

- Fox zaginął, Sinclair też, są z tego powodu spore problemy pomiędzy nami i Strażnikami. Chcą przeprowadzić oficjalne śledztwo, dostęp do dokumentów i akt. Relacje się komplikują. My się bronimy, oni atakują, chociaż brakuje nam odpowiednich argumentów. Informacja, nie mamy pojęcia co się z nim stało, ostatnio nasi ludzie widzieli go jak wchodził do galerii, potem zniknął, a jeden z uczestników zajścia wspominał coś, że przyjął moce podczas tak zwanej Uzurpacji i przeniósł się do królestw elfów, prawdopodobnie, nie są dla Szkotów wiarygodne. Kurde. Nawet dla mnie nie są wiarygodne. W każdym razie jutro przyjedzie do nas porannym pociągiem ich śledczy. Będziemy zmuszeni wyprać kilka brudnych gaci na jego oczach, jeśli chcemy dobrej współpracy ze Strażnikami. Cholera jasna. Szukamy ich obu, Foxa i Sinclaira, wszelkimi możliwymi metodami, ale …

Nie skończył. Nie musiał. Druidka domyślała się, co znaczy ta pauza.

- Nathan? Co z nim?

- Tajne przez poufne – wykrzywił się Wesołek. – Zaatakował człowieka soją mocą w galerii prawie go zabijając. Kilku bardzo wiarygodnych świadków potwierdza swoje zeznania, że nie był atakowany, nie bronił się. Poza tym wygląda … inaczej. Nie dopuszczają mnie do niego, ale wiem swoje. Czerwone oczy, krwistej barwy skóra. Abominacja. Prawdopodobnie demonicznej natury.

Kolejny, delikatny łyczek naparu i Wesołek kontynuował swój wywód.

- Staramy się mu pomóc, wszelkimi legalnymi i prawnymi sposobami, ale Ministerstwo ma poważny problem. Wiesz, jak prawo patrzy na łowców, którzy używają mocy na ludziach. To graniczy z paranoją. Boją się nas prawie tak samo jak potworów, z którymi walczymy i przed którymi ich chronimy. Gorzka prawda. Świat nigdy nie przepadał za gliniarzami, a za gliniarzami z mocami tym bardziej nie przepada. Nathan wygląda jak potwór, zachował się jak potwór. Wiem, ze oficjalnym stanowiskiem MRu jest opętanie. Trzymają go z daleka od każdego. Pilnują. Czekają, aż sprawa przyschnie i będzie można coś zrobić. Sami pewnie nie wiedzą co.

Sprawa nie wyglądała najlepiej. Vannessa znała już na tyle realia, że wiedziała, iż nie może pomóc Nathanowi.

- A co ze mną?

- Jak to co? Masz urlop. Tydzień od wyjścia z Elizjum. Podwyżkę. Wolne. Więc znikaj do domu i odpoczywaj. Wyjedź na narty. Poszalej. Poczytaj książki. Zabaw się. I trzymaj z daleko, od problemów. Mamy papiery, że wszystko z tobą w porządku, więc jest ok. A teraz wybacz, Vann, ale jestem zasypany papierami. Prowadzą kilak spraw jednocześnie. Musze wracać do pracy. Przekazać materiały do analizy. Rozumiesz?

Rozumiała. Teraz rozumiała dużo więcej, niż wcześniej, z tego, w jaki sposób funkcjonował ten zbiurokratyzowany i zhierarchizowany moloch zwany Ministerstwem Regulacji.

I chociaż nie podobało jej się to, co się wydarzyło, musiała przyjąć los na barki. Wiele pytań pozostało bez odpowiedzi, wiele spraw niejasnych, ale – ponoć – tak bywało często. Śledztwa nad zbrodniami z udziałem Martwych i Odmieńców rzadko dawały wyjaśniać się od A do Z. Były, jak gordyjski węzeł, i tylko brutalna siła dawał pewne poczucie jasności zakończenia. Chociaż też nie zawsze.

Opuściła Ministerstwo i skierowała zaśnieżonymi ulicami Londynu do domu. Pieszo, mimo że było zimno i daleko. Musiała sporo rzeczy poukładać sobie w głowie.


EMMA HARCOURT

Mieszkanie Emmy faktycznie zostało doprowadzone do porządku. Wstawiono nowe drzwi, odnowiono znaki ochronne. Nimi zajęła się w pierwszej kolejności. Sprawdziła dokładność wykonania, jakość, moc. Była zadowolona, ale dodała jeszcze klika znaków od siebie i poprawiła trzy kolejne.

Dopiero potem wzięła się za telefon. Niestety. Słuchawka odpowiedziała jej głuchą ciszą.

Niechętnie więc wyszła z domu i skorzystała z budki, z której czasami korzystała. Bezskutecznie. Zima. Jakaś awaria.

Zaplanowała wizytę na rano i wróciła do domu. Upewniając się po kilka razy, że wszystko jest w porządku z ochroną lokalu, poszła spać. I chociaż nie spała za dobrze, to jednak odpoczęła na tyle, by następnego dnia udać się do Wesołka. On wydawał się jej najlepiej poinformowanym. A jak nie on to Topper.


* * *


W Ministerstwie nikt nie zwracał na nią specjalnej uwagi. Wzbudzała mniej więcej tyle ciekawości, co zazwyczaj. Pracowała na tyle długo w MR-ze, że stanowiła dla wielu młodszych regulatorów powód ambicjonalnej ciekawości.

Przywykła.

Wesołek był w swoim pokoju i z miną cierpiętnika zabierał się do uporządkowania papierzysk na stole.

- Koordynacja – powitał ją ponurym spojrzeniem. – Boże, jak czasami tęsknię za pracą w terenie.

- Serio? – zapytała.

- Nie. Jasne, że nie. Cieszę się, że jesteś cała.

- Ja tak, a co z resztą?

Opowiedział jej tyle, co wiedział. O tym, jak ona i Vannessa została zabrana do Elizjum, gdzie – jak dowiedział się jego informator – doszła do siebie i najpewniej zostanie wypuszczona za dzień lub dwa. O tym, ze Fox i Sinclair zaginęli bez śladu i nikt nie potrafi ich odszukać. W poszukiwanie telepaty zaangażowały się szczurołaki i, co przyjęła z pewnym zdziwieniem, wilkołaczka podająca się za dziewczynę Foxa. Też bez skutku. Zniknięcie Sinclaira spowodowało dodatkowo spięcia na linii Strażnicy – Regulatorzy. Kiepska sprawa.

Na koniec Wesołek pozostawił sprawę Nathana opowiadając o tym, jak odmieniony egzekutor o mało nie zabił człowieka i jest przetrzymywany w Komorze, do wyjaśnienia sprawy.

- Musisz wypełnić kilka raportów i idziesz na zasłużony i przymusowy urlop. Póki Dyrekcja nie zdecyduje, co dalej.

Wiedziała, co to znaczy. Pogadali jeszcze chwilę, o śledztwie, o tym, jak się dziwnie zakończyło, a potem nie pozostało jej nic innego, jak zająć się swoimi osobistymi sprawami.

Opuściła gmach MR-u i powoli ruszyła w stronę przystanku. Miała sporo spraw do przemyślenia i decyzji do podjęcia.



WSZYSCY

Uzurpacja została zakończona, i jak zawsze pozostawiła po sobie tylko smutek, zniszczenia i smak popiołów na językach. Zawsze tak się działo.

Wybory zostały dokonane. Zbrodnie pomszczone lub nie. W szerszej perspektywie to się nie liczyło. Tak naprawdę chodziło o jedno. Jak zawsze. O moc. O władzę. O samoakceptację i jej brak. O podążanie jedną, drugą lub trzecią drogą w nieskończonym labiryncie życiowych wyborów.

Nie zawsze dostaje się od życia tego, czego pragniemy. Czasami dostajemy coś więcej, czasami coś mniej, najczęściej jednak to, czego się nie spodziewaliśmy.

Uzurpacja zakończyła się. Czy był to sukces ludzi, czy ich porażka. Nie było nikogo, kto byłby w stanie to arbitralnie ocenić.

Jedyna istota, która wiedziała, o co tak naprawdę chodziło, czemu robiła to wszystko, co zrobiła, czemu wybrała tych wszystkich ludzi, których wybrała do Uzurpacji pozostawiła po sobie ciemną, wypaloną plamę, na zamarzniętych torfowiskach, którą trudno było wypatrzyć w mgle otulającej Krainę Mgieł.
A jej zwierzchnik wył dziko, w bezsilnym ataku wściekłości. Jednak jego wycie nie dotarło nawet do krawędzi Muru, strzeżonego przez półdzikich, zdeterminowanych ludzi.

Nie dotarło nawet do uszu piątki ludzi, którzy wędrowali swoimi własnymi drogami. Nie buło pewne, czy los połączy ich raz jeszcze w niedalekiej przyszłości, by stawili czoło kolejnemu zagrożeniu, któremu nikt inny czoła stawić by nie dał rady. Pewne było tylko jedno – że Uzurpacja zmieniła każde z nich. Nawet, jeśli nie zrobiła w tego w sposób oczywisty, odciskając piętno na ciele, to pozostawiła głębokie rany na duszy i w pamięci. Rany, które jedynie czas był w stanie uleczyć.

EPILOG

Gdzieś, daleko od Londynu, daleko od miejsc w których przebywali Duncan i Vincent, pośród dziesiątek kręgów ustawianych z kamieni, kręgów opasających jeden po drugim kolejne kręgi, tworząc wzór niekończącej się tarczy strzelniczej, coś się poruszyło.

Niewyraźny cień, niczym utkane z czerni nocy prześcieradło rozwieszone pomiędzy dwoma głazami, zafalował, wybrzuszył się, poruszył. Przez chwilę przypomniał zmiennokształtną amebę zrodzoną z jądra kosmicznej pustki, albo czarną, poruszaną przez wiatr plamę inkaustu.

Ten świat. Jest taki dziwny

Komunikowała plama czerni.

Jest nasz.

Odpowiedziała pierwszej, druga, która pojawiła się pomiędzy dwoma innymi głazami.

Zapomniani

Zapomniani

Zbliżał się czas powrotu. Wiedzieli to. Czuli. Odrzucona moc wibrowała w przestrzeni pomiędzy głazami. Dawała im kształt. Formę. Pierwszy raz od …. Od bardzo dawna.
Zabrana moc dopełniała rytuału.

Bo w Uzurpacji tylko Zapomniani byli prawdziwymi zwycięzcami. Czy ktoś pozostawił moc tutaj, czy zabrał ją do siebie, nie miało dla Zapomnianych znaczenia.

Kłamstwo działające przez … od bardzo dawna … w końcu przepełniło czarę grozy.
Zapomniani poruszyli się niespokojnie.

Jeszcze chwila. Niedługo. Wrócą i upomną się o to, co im odebrano. A każdy, kto stanie im na drodze, zapłaci cenę strachu, bólu i cierpienia, jakiego oni doznali przez ten cały czas uwięzienia. Od bardzo dawna.

Ziarna zostały posiane. Kiełkowały, by za chwilę wydać plony.

KONIEC GRY
 
Armiel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172