Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2014, 22:26   #162
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Darrow
Dwudziesta siódma doba podróży
♬♬♬
Soundtrack ♬♬♬


Podróż do Darrow minęła szybko i bez przeszkód, mimo że pogoda była zmienna, a trakt dość ruchliwy. Co i rusz natykali się na przejeżdżające oddziały, patrole, wozy z zaopatrzeniem dla wojska, łupami lub jeńcami, a kilka razy nawet na postawione przy drodze szubienice - ku przestrodze lokalnym bandytom. Raz minęła ich karawana wioząca towary do Browntown. W "Wyjącej Szczeżui" Verna z zapałem wyśpiewywała ballady na temat zwycięskiej bitwy z orkami, wychwalając walczących tam rycerzy, magów i najemników pod niebiosa. Entuzjastyczne reakcje publiki mile łechtały niejedno serce, choć weterani zdawali sobie sprawę, że opowieści nijak mają się do brutalnej rzeczywistości to raz, a dwa - że teraz zewsząd wylegną “bohaterowie” żerujący na sławie, którzy pola bitwy nie widzieli nawet miesiąc po. Ale cóż, takie były prawa wojny.

Niedługo po wyjeździe z Browntown Jargo omal nie dostał zawału, gdy odcedzając kartofelki w przydrożnych krzakach usłyszał w swojej głowie głos Helfdana. Czego jak czego, ale takiej perwersji się po półelfie nie spodziewał. Dopiero po chwili przypomniał sobie ciekawe właściwości zdobycznego pierścienia i skojarzył fakty. Później zaś słuchał, słuchał, słuchał...
Potem zaś jego słuchali inni.

A po długiej i monotonnej podróży dotarli do stolicy.

[media]http://th09.deviantart.net/fs70/PRE/i/2014/012/9/6/frozen_hometown_by_flaviobolla-d71ma9d.jpg[/media]

Okolica była zupełnie inna niż kilkanaście dni wcześniej. Tylko zryte kopytami i butami ziemia świadczyła o tym, że stacjonowało tu kilka setek wojska. Co prawda obóz dla uchodźców nadal zajmował brzeg rzeki, ale ludzie powoli zaczynali rozjeżdzać się do domów. W gospodach także zrobiło się luźniej, toteż Tui udało się ulokować całe towarzystwo w całkiem porządnym lokalu.
- Skoro jutro przyjdzie nam się rozstać to nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy ostatnią noc spędzili w jednym miejscu. Może i orki przegnano, ale czasy nadal niespokojne - stwierdziła.

Grupa zajęła dwa okoliczne stoły, jedząc i pijąc tak, jakby od dekadni nie miała w ustach porządnego posiłku. Helfdanowi najmici hałasowali radośnie nad dzbanami piwa, zwracając niechętną uwagę bardziej majętnych gości. Prócz kupców i ich obstawy, czy mieszkańców Darrow w gospodzie był też młody, wymuskany elf i kilku lepiej usytuowanych, obwieszonych bronią awanturników.

Gdy posiłek dobiegał końca do stołu, przy którym siedziała Tua ze swoimi - byłymi już - najemnikami zbliżył się niewysoki mężczyzna. Nie wyróżniał się niczym specjalnym - ot, chłop jakich wielu, w znoszonym ubraniu, burej kurcie i brudnych butach. Ganhawekowi wydało się nawet, że to on zajął się w stajni wierzchowcami grupy. Parobek jak parobek, może tylko chód miał nieco sztywny i zamglone spojrzenie, jak po kilku głębszych.
- Która z szanownych pań to pani Tua Meravel? - zapytał płaskim głosem.
- Ja - odparła czarodziejkaa wtedy “parobek” wyciągnął przed siebie rękę i z miniaturowej kuszy strzelił jej prosto w serce.


 
Sayane jest offline