Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-04-2014, 22:16   #161
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Kudłacza z Althgar zawsze łączyły dość gorące uczucia z przedstawicielkami płci pięknej… a z tą czarnowłosą diablicą już w szczególności. Jednak jego powrót niczym nie przypominał tych z opowieści o dzielnych mężach wracających z niebezpiecznych wypraw czy wojen. Ta tutaj też miała jakąś bitwę do stoczenia i chyba ostatnie na co jej przychodziły smaki to soczysty tropiciel. Kiedy półelf przekroczył próg domostwa zobaczył dziewkę i oseska w zdrowiu to niepokój jaki go trawił delikatnie usunął się w cień. Niestety jego miejsce szybko zastąpiły inne troski… Był przygotowany na różne ewentualności, może oprócz tej… - Otwórz. Tyle miała mu do powiedzenia. W szkatule było zaproszenie do rozgrywki, w której Stick widział się w roli myśliwego, a Helfdan miał być szaraczkiem.

Kiedy pierścień spoczął na jego dłoni poczuł przyjemne mrowienie rozchodzące się po jego ciele. Na chwilę mięśnie mu stężały, a skóra zrobiła się niczym u gęsi. To było przyjemne uczucie… porównywalne z tym jakiego doznawał z pierwszym… popatrzył łakomie na nabrzmiałą mlekiem pierś Meyai. Potem przeniósł wzrok wyżej. A kiedy ich spojrzenia się spotkały cóż… amory my wyleciały ze łba równie szybko jak się tam znalazły.

- Zdrowy jest? Zapytał. Po czym postanowił szybko mieć „czułe powitanie” za sobą. Wiedział, że tradycji musiało się stać za dość. Sądził, że w niej kotłowało się znacznie więcej niż w nim podczas całej eskapady a ona sobie nie mogła ulżyć tak jak on mordując i dając się mordować na lewo i prawo. Cóż musiał to znieść jakoś po męsku – Nazwałaś go już jakoś?

Maluch usnął memlając sutka, a kobieta chyba czekała na ten moment z utęsknieniem. Do komnaty weszła jakaś służka i na polecenie pani tego przybytku zabrała dzieciaka. No i to był pierwszy raz kiedy Helfdan zatęsknił za synem… Oj dostało mu się… za wszystko… a za większość niezasłużenie… no ale co mógł zrobić… takie są już te baby.

***

- Jesteś pewna? Nie wyjedziecie? Po raz trzeci postanowił się upewnić czy aby na pewno Meya nie wybierze tej mniej ryzykownej możliwości – ukrywania się. A ona zdania nie chciała zmienić. – No to nie ma rady. Muszę go dorwać.

***

- Chcesz go potrzymać? Zapytała go kiedy po raz kolejny zasypiał po karmieniu.
- Może jeszcze daj mi chwilę…

***

- Chcesz żebym został? Zapytał kiedy zostali sami.
Nie przepędziła go.

***

Kiedy przekraczał próg Gildii wzbudził delikatne poruszenie. Mniejsze niż by się spodziewał wnosząc do tego przybytku dwa elfie artefakty, ale cóż… Jak inni petenci odstał swoje. Jaki inni zmierzył się z obrońcom czasu wszelkich mądrych głów i podobnie jak inni był delikatnie rzecz ujmując niezadowolony z zaproponowanego terminu spotkania. Uważnie przyglądał się młodzianowi wertującemu po raz piąty jakieś opasłe tomisko. Ubrany on był jak większość tutejszych magów w jakąś kieckę… a na szyi dumnie dyndał mu wisior sugerujący przynależność do tej elitarnej (w jego mniemaniu) społeczności. – Czyli panie Helfdanie z Althgar jesteście pewni, że wasza sprawa jest takiej wagi? Musicie rozmawiać z kimś z kapituły? Patrzył z niedowierzaniem na porośniętego gęstym włosiem tropiciela. – Może wasze wątpliwości może rozwiać członek drugiego… albo i trzeciego kręgu. Dodał widząc złość na twarzy półelfa.
- Jestem pewien. Odparł najkrócej jak mógł aby nie stracić cierpliwości.
- Hmmmmm, a przypomnijcie mi w jakiej to sprawie… Pomruk niezadowolenia jaki wydobył się z gardła interesanta przypomniał mu jednak, że już dziesięciokrotnie usłyszał że poufnej… prywatnej… nie twój interes… jesteś za krótki na takie sprawy… smyku jeden pilniejszej niż kapuśniak podczas biegunki i tajniejszej niż kochanica rajcy… nooo kur… - Tu nie, tuuu nieeee, tuuu nie… o może tutaj… nie jednak nie. O tutaj… przyjdź za dwadzieścia trzy dni. Przyjmie cię Melchior Asten, Trzeci Nauczyciel Biblioteki.
- Mel?! Melchior jest w mieście? Czy dopiero przybędzie…
- Trzeci Nauczyciel Biblioteki aktualnie przebywa na miejscu. Odrzekł z dużą estymą w głosie. – ale…
Helfdan nie dał mu dokończyć. – Ale jak mu teraz nie powiesz, że przybył jego przewodnik z Levelionu i jak tego zaraz nie zrobisz to zapewniam cię, że jeszcze ocean wódy to miasto wypije nim ty oderwiesz zadek od tego stołka aby poznać kolejne zaklęcia! I pewnie musiałby sięgnąć do mocniejszego arsenału perswazji aby tamten go posłuchał gdyby nie przypadek, że dostrzegł go jeden z młokosów Melchiora. – Niech mnie kule biją… toż to Helfdan…

Tropiciel naturalnie nie pamiętał jak tamten się nazywał… tylko lico wydało mu się znajome. – Merv. Wołają na mnie Merv… uśmiechnął się widząc rozpaczliwą walkę jaką toczył Helf za swoją pamięcią w głowie.

- Muszę pilnie… wczoraj… a właściwie tydzień temu porozmawiać z Trzecim. I nagle było to proste. Jednak referendarz podjął ostatnią próbę zatrzymania półelfa. - Musisz zdać broń i magiczne przedmioty nim przekroczysz te progi.

- Prędzej bym powierzył twojej matce urodzenie mi takiego bękarta jak ty niż oddałbym ci pod opiekę te błyskotki.

***

Przyjął go w komnacie odpowiednio pasującej do jego rangi w Gildii. Może bez nadmiernego splendoru ale mogącej jednak wywrzeć odpowiednie wrażenie… i wymusić szacunek do stanowiska Trzeciego Nauczyciela Biblioteki. Rzecz jasna na kimś kto był bardziej skory do okazywania szacunku niż ten kudłaty hulaka. Przywitali się silnym uściskiem dłoni i szczerym uśmiechem. Melchior ozwał się pierwszy – Gratuluję… słyszałem żeś się znowu przysłużył Królestwu.

Helf machnął ręką by po chwili wykorzystać ją nalania sobie bez zachęty jakiegoś trunku z karafki. – Wiesz jak to mówią… Ja odwaliłem tą przyjemniejszą część roboty, a już resztę zrobiła Meya’ia.

- Masz potomka?! Melchior wydał się mocno zdziwiony i nic a nic nie uradowany. – Eh tropicielu, tropicielu… Miałem na myśli Wielką Bitwę. Słyszałem, że dzielnie drużyna z Levelionu stawała. Ale rzeknij mi lepiej z czym przybywasz bo jak mniemam nie opróżnić moje antałki.

- Obiecałeś mi w strażnicy, że poszukasz tej białowłosej suczy co to z wężowatym chowańcem paradowała. Na tym się właściwie żarty skończyły. Helfdan przybył zawrzeć układ z Gildią Magii. – Kiedyś odebrała mi to. Zdjął rodowy pierścień z palca i położył do na rozległym stole przed magiem. Dał mu chwilę aby mógł zorientować się co miał przed oczyma. – Niedawno odzyskałem to… Położył przed nim rodowy miecz z godłem rodu Elten’vel. Też dał mu chwilę. – A właściwie to wygrzebałem z kryjówki Sticka. Po powrocie do Uran on natomiast odesłał mi pierścień z tym. Pokazał szkatułkę z włosami i liścik.
Potem nalał sobie kolejną szklanicę alkoholu złotawej barwy. I kolejną. Trunek ten podobno był produkowany na jakiejś zielonej wyspie wyłącznie z jęczmienia i jego słodu i podlegający trzykrotnej destylacji. Pełny smak to podobno zasługa dojrzewania w beczkach po burbonie oraz po sherry Oloroso. Tropiciela urzekał aromat ciepły, pełen przypraw, bardzo złożony o orzechowym posmaku, łagodnej nucie drewna i sherry. Zaczął od początku… od teleportacji i uniemożliwieniu przekazania rozkazów Gildii. Nie pominął celu wyprawy i zbiegu okoliczności jaki przeniósł ich do kryjówki. Nie zapomniał o papierach z twierdz i raportach. O Sticku i o Iuliusie. Nie pominął niczego, łącznie z tym że nie wyjedzie z dzieckiem i ma zamiar dopaść barda nim ten dopadnie go lub jego rodzinę.

W komnacie następnie na długo zapanowała cisza.

- Czego oczekujesz ode mnie? W końcu przerwał ją mag.

- Chcę to zakończyć. Stick upatrzył sobie to Królestwo i nie odpuści… tak jak nie odpuści mnie. Gildię interesuje to pierwsze… a mnie to drugie. Odparł. – Układało nam się różnie… ale teraz chcę to zakończyć a sam tego nie uczynię. Wam nie jest na rękę żebym działał samodzielnie i stracił krew i artefakty. Poza tym Manorian żyje… nie mam pojęcia jak to możliwe… ale on jeszcze walczy. Ja nie rozerwę ich żywotów. Pomożesz mi z identyfikacją tych przedmiotów, z ochroną rodziny… a ja z pościgiem tego sukinsyna… a nawet mogę być przynętą na tego lisa. Melchior… bez gierek, bez polityki, bez dymania w zadek… możemy to zakończyć razem?

***

Po wyjściu z Gildii wiedział jakie znaleźli cacka… i miał nadzieję, że Jargo wykazał się dostateczną dawką rozumu żeby nie sprzedać pierścienia. Uchwycił swoją część magicznej komunikacji i rzekł „Jargo ty śmierdzący capie… to ja Helfdan.”
 
baltazar jest offline  
Stary 03-04-2014, 22:26   #162
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Darrow
Dwudziesta siódma doba podróży
♬♬♬
Soundtrack ♬♬♬


Podróż do Darrow minęła szybko i bez przeszkód, mimo że pogoda była zmienna, a trakt dość ruchliwy. Co i rusz natykali się na przejeżdżające oddziały, patrole, wozy z zaopatrzeniem dla wojska, łupami lub jeńcami, a kilka razy nawet na postawione przy drodze szubienice - ku przestrodze lokalnym bandytom. Raz minęła ich karawana wioząca towary do Browntown. W "Wyjącej Szczeżui" Verna z zapałem wyśpiewywała ballady na temat zwycięskiej bitwy z orkami, wychwalając walczących tam rycerzy, magów i najemników pod niebiosa. Entuzjastyczne reakcje publiki mile łechtały niejedno serce, choć weterani zdawali sobie sprawę, że opowieści nijak mają się do brutalnej rzeczywistości to raz, a dwa - że teraz zewsząd wylegną “bohaterowie” żerujący na sławie, którzy pola bitwy nie widzieli nawet miesiąc po. Ale cóż, takie były prawa wojny.

Niedługo po wyjeździe z Browntown Jargo omal nie dostał zawału, gdy odcedzając kartofelki w przydrożnych krzakach usłyszał w swojej głowie głos Helfdana. Czego jak czego, ale takiej perwersji się po półelfie nie spodziewał. Dopiero po chwili przypomniał sobie ciekawe właściwości zdobycznego pierścienia i skojarzył fakty. Później zaś słuchał, słuchał, słuchał...
Potem zaś jego słuchali inni.

A po długiej i monotonnej podróży dotarli do stolicy.

[media]http://th09.deviantart.net/fs70/PRE/i/2014/012/9/6/frozen_hometown_by_flaviobolla-d71ma9d.jpg[/media]

Okolica była zupełnie inna niż kilkanaście dni wcześniej. Tylko zryte kopytami i butami ziemia świadczyła o tym, że stacjonowało tu kilka setek wojska. Co prawda obóz dla uchodźców nadal zajmował brzeg rzeki, ale ludzie powoli zaczynali rozjeżdzać się do domów. W gospodach także zrobiło się luźniej, toteż Tui udało się ulokować całe towarzystwo w całkiem porządnym lokalu.
- Skoro jutro przyjdzie nam się rozstać to nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy ostatnią noc spędzili w jednym miejscu. Może i orki przegnano, ale czasy nadal niespokojne - stwierdziła.

Grupa zajęła dwa okoliczne stoły, jedząc i pijąc tak, jakby od dekadni nie miała w ustach porządnego posiłku. Helfdanowi najmici hałasowali radośnie nad dzbanami piwa, zwracając niechętną uwagę bardziej majętnych gości. Prócz kupców i ich obstawy, czy mieszkańców Darrow w gospodzie był też młody, wymuskany elf i kilku lepiej usytuowanych, obwieszonych bronią awanturników.

Gdy posiłek dobiegał końca do stołu, przy którym siedziała Tua ze swoimi - byłymi już - najemnikami zbliżył się niewysoki mężczyzna. Nie wyróżniał się niczym specjalnym - ot, chłop jakich wielu, w znoszonym ubraniu, burej kurcie i brudnych butach. Ganhawekowi wydało się nawet, że to on zajął się w stajni wierzchowcami grupy. Parobek jak parobek, może tylko chód miał nieco sztywny i zamglone spojrzenie, jak po kilku głębszych.
- Która z szanownych pań to pani Tua Meravel? - zapytał płaskim głosem.
- Ja - odparła czarodziejkaa wtedy “parobek” wyciągnął przed siebie rękę i z miniaturowej kuszy strzelił jej prosto w serce.


 
Sayane jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:56.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172