Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-04-2014, 23:44   #31
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Sygnał MESHu był słabo wyczuwalny, musiał daleko wrócić po włąsnych śladach nim ustabilizował się na tyle by można było zlokalizować swoją pozycję. Według map znajdował się wewnątrz zbiorników amoniaku, pozostawało iść w górę. Prędzej czy później ten kierunek powinien wyprowadzić go na ulicę Noctis. Przez długi czas szedł pustymi, zruinowanymi korytarzami technicznymi. Nie widział żywej duszy. Przejścia sprawiały wrażenie nawiedzonych.

W końcu jednak spotkał żywą istotę, humanoida, prawdopodobnie jeden z lumpów, nie zauważył broni, a krok nieznajomego był spokojny, pewnie znał to miejsce jak włąsną kieszeń. Nic nie szkodziło zapytać się o drogę. Podszedł do wędrowca, gdy tylko jednak się zbliżył, ów odwrócił się gwałtownie. Spod potarganych szat patrzyła na Lou zdemolowana twarz poda pozbawiona żuchwy. Jakieś płyny spływały po jego szyi, oczy istoty były czarne.
- Bronićszz… znissszczyć… wszszędzie wróg… - wysyczała istota, jej głos był metaliczny i zdeformowany przez brak szczęki. A potem rzuciła się na Lou z rozczapierzonymi łapami. Furia z łatwością uniknęła ciosu i odskoczyła. Pod nadal był w nastroju bojowym i szykował się do kolejnego skoku, więc Lou wskoczyła na jeden z ciągów rur by z wysokości kilku metrów obserwować napastnika. Mechanizm nie dawał za wygraną. Patrzył dziko za człowiekiem, drapał o ścianę jak dzikie zwierzę. W końcu spróbował wspiąć się po kracie tak by sięgnąć Lou, jego ruchy były niezgrabne. Nagle poślizgnął się i spadł z kraty pomiędzy labirynt przewodów obijając się przy tym kilka razy. Gdy sięgnął dna dygotał w elektrycznych drgawkach przez kilka sekund, a potem już się więcej nie ruszał. Naut miał wrażenie, że niemal rozpadł się sam z siebie.

Choć ostatecznie niegroźne wydarzenie po drodze było niepokojące. Dlatego Naut wyszukał w MESHu wiadomości o podach w kanałach. Informacje były skąpe, jedna z nich była dość aktualna:

Cytat:
Służby Sanitarne Elizjum ostrzegają przed wizytą Noctis i innych sektorów poniżej, ze względu na rozprzestrzeniającą się chorobę wirusową pośród synthmorphów. Przyczyny choroby nie są znane, szczególnym zagrożeniem są morfy nie objętę rejestrem medycznym. Jak zapewniają przedstawiciele Ecogene aktualnie należy ograniczyć się do kwarantanny, a po zbadaniu choroby, możliwe będą przeciwdziałania. Obywatele mający styczność z zarażonymi osobnikami powinni jak najszybciej skontaktować się z opieką medyczną.
Nie brzmiało to dobrze, ale cóż mógł zrobić?

Gdy wreszcie wrócił do klubu zdziwił go widok limuzyny zaparkowanej przed wejściem. Noctis to nie była dzielnica tego typu pojazdów. Czyżby pod jego nieobecność Pinky ściągnął do klubu gości z wyższych sfer? W środku było jeszcze pusto, Pinky rozmawiał z elegancko ubranym mężczyzną. Właściciel klubu zdawał się być zmęczony. Mężczyznom towarzyszył napakowany, łysy murzyn, który gdy tylko Lou weszła do lokalu zmierzył ją wzrokiem, dłuższą chwilę oceniając jej uzbrojenie. Spotkanie najwyraźniej dobiegało końca, usłyszał tylko jak nieznany mężczyzna strofował Pinkiego:
- Jesteś uparty, ale to nie jest miejsce dla ciebie, cała ta fanaberia powinna się skończyć jak najszybciej. Noctis to zbyt ryzykowne miejsce. Nie będę cię zmuszał, ale pomyśl o tym. Dla własnego dobra. - Wykonał gest jakby chciał objąć Pinkiego i pocałować, ale skończyło się na uścisku ręki. Mężczyzna i ochroniarz opuścili lokal i po chwili limuzyna odleciała.
- Dawny kochanek? - zapytała Lou Pinkiego.
- A żebyś wiedział. Z Gajuszem znamy się długo i tak właściwie to był kochankiem, albo ja jego, zależy jak patrzeć, w sumie to on mnie sponsorował. Ale to już przeszłość, choć Gajusz ma inne zdanie. Nie podoba mu się cały ten projekt z klubem, a to dokładnie to co chciałem robić.
- Takie życie, w czym problem?
- Jest dyrektorem w Solaris, właściwie to cały ten klub to ich własność. Jeśli nie spłacę długu. Ale wszystko idzie coraz lepiej. Kilka godzin temu zrekrutowałem kolejną kelnerkę, nazywa się Peach i chyba znają się z Cherry. W sumie dobrze, teraz dziewczyny zasuwają jak króliczki Duracela. Nająłem też barmana. - wskazał na bar za którym stał ubrany w hawajską koszulę i bermudy hiperszympans przecierający kufle. Na czole miał zasunięte ciemne okulary - nazywa się Bono, nie mówi dużo, ale ma łącze z meshem i za bramem jest jak zwierze. Przynajmniej braki kadrowe nam się zapełniają. Jakieś sukcesy w twoich poszukiwaniach?
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra

Ostatnio edytowane przez behemot : 03-04-2014 o 23:47.
behemot jest offline