Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-04-2014, 01:10   #204
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Łup! Łup! Łup!

Boli. Cholernie boli. To jest naprawdę przerąbane gdy ból zaczyna się w czaszce i rezonuje po całym ciele. Normalnie nie ma nic gorszego. Z trudem otworzyłem oczy, chwilę wpatrywałem się w półmrok rozświetlony światłem dyskotekowej migawki. Próbowałem wyłapać znajome twarze ale wzrok jakoś mi uciekały i się rozmazywały.

Łup! Łup! Łup!

Techniawa była gorsza w tym stanie od czegokolwiek innego. Normalnie tortury niczym w Komorze. Podparłem się i chwilę przypatrywałem się podłodze obok mojej dłoni. Rzygi. Tak, to z całą pewnością rzygi. Chyba moje. Ha! Detektyw Fox, as MRu! Spojrzałem na siebie. Byłem czysty! Nie obrzygałem się! Normalnie nie byłem tak z siebie dumny od... Od dawna...

Łup! Łup! Łup!

Dobra, gdy masz kaca i jesteś jednocześnie jeszcze pijany (z osiągnięcia tego niewielu znanego stanu byłem naprawdę dumny, prawie jak z nie obrzygania się) jest jedno lekarstwo. Napić się więcej! Złapałem pion za pierwszym razem chociaż chwilę o niego walczyłem i rozpocząłem mój marsz ku barowi obiecanemu. Pewne rzeczy ma się we krwi nawet gdy w danej chwili w twoich żyłach płynie głównie alkohol a ja potrafiłem poruszać się w każdym klubie, pubie czy gdzie obecnie przelewałem nieuczciwie zarobione pieniądze. Albo ostatnimi czasy uczciwie. Staczam się.

Dotarłem do baru i ciężko na nim się oparłem przetrząsając kieszenie. Dokumenty, klucze... Drobniaki! No, na piwo mnie jeszcze stać.
- Piwo!
Barman chyba nie usłyszał więc po prostu pokazałem na płynne lekarstwo.
- Kolego, masz już chyba dość. Zamówić Ci taksę?
- Nie no, tylko jeden.
- Kolego, serio, idź do domu.
- Wiesz z kim rozmawiasz? Z regulatorem zamawiasz. To znaczy rozmawiasz. No podaj te piwo, mam kesz.

***

Śnieg zamortyzował upadek ale wykręcona przez ochroniarza łapa bolała. Podniosłem się i spojrzałem na karka.
- Ja ci dam...
Po potężnym uderzeniu znowu przyjrzałem się chodnikowi i wyrzygiwałem żółć bo żarcia i alkoholu z żołądka pozbyłem się przed drzemką. Gdy ponownie złapałem pion tamci dwaj już poszli. Bali się mnie! Aby to udowodnić pogroziłem jeszcze pięścią w stronę klubu a potem odszedłem. Wcale nie dlatego by znowu nie oberwać. Chociaż w twarz nie bili jak ten pojeb... No, ten celt.
Miałem jeszcze resztkówkę kasy. W sumie może by faktycznie zamówić taksę i pojechać do domu? Emily na pewno się martwi. Bo ten, no... Ta, przez tę moją pierwszą sprawę. Wynagrodzę jej brak czasu. Ale lepiej jak wytrzeźwieje. Wpadanie pijanym do domu nie było najlepszym pomysłem gdy laska może być na ciebie wkurwiona. Rozejrzałem się.


Soho! Mieszanina sex shopów wielkości marketów, burdeli, klubów różnej maści i kin pornograficznych. Moja ulubiona dzielnica! Za szczyla już tutaj się wymykałem z Mary wyciągając Boba by się trochę rozerwać. Ni chuja nie wydam ostatniej kasy na taksę. Kupię fajki. O! A potem spróbuję się napić na krzywy ryj.

Detektyw Fox w końcu wyśledził bez problemów czynny sklep i spłukany totalnie mogłem cieszyć swoje płuca i kubki smakowe cudowną, morderczą nikotyną. Szlug, zimno i wcześniejszy wpierdol sprawił, że otrzeźwiałem. Znaczy w miarę. Było zimno, własnie wydałem ostatnią kasę na szlugi, nie wiedziałem czy mam coś na karcie do metra i byłem w samej koszuli. Powrót do klubu po kurtkę nie był chyba zbyt dobrym pomysłem. Spacer do Chinatown w tym stanie też. Trzeba się gdzieś zadekować. Hm... Dom odpadał. Bo Emily. Nie, czekaj Vini. Coś jeszcze było... Ale co? A... Z rana sobie przypomnę. Tylko trza do niego doczekać. A gdzie się zadekować jak nie u najlepszej przyjaciółki. Mary przecież ostatnio tutaj się kryła. Pamiętałem nawet gdzie!

Zaciągnąłem się szlugiem a właściwie chciałem bo zacząłem się gapić na swoją dłoń. Szarą. Z czarnymi szponami. O kurwa! A... Uzurpa... Uzrupa... Uzurpacja!
- Jestem Uzurpatorem!
Banda studentów raptem przeszła na drugą stronę ulicy. Wzruszyłem ramionami, skończyłem fajka i ruszyłem do Mary. Z rana sobie wszystko ułożę. Na bank. A kto wstawiony, w środku Soho by się martwił? Tylko skończony frajer
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline