Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-04-2014, 16:46   #135
Tropby
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Plot twist: part 1


- Witam. Ładny mamy dzisiaj wieczór, nieprawdaż? - zapytał chłopak, rozsiadając się nonszalancko obok kobiety niczym stary znajomy, po czym obrócił się w jej stronę i z założoną nogą na nogę przywołał barmana u którego zamówił najbardziej kolorowy i dziwacznie wyglądający drink jaki przyszedł mu do głowy. Cóż, Henry nie był specem od alkoholi, więc za każdym razem wybierał inną mieszankę i trzymał kciuki za to że nie zwymiotuje po pierwszym łyku. - Zdaję się, że na mnie pani czekała?
- Czy wyglądam na kogoś, kto czeka na kogokolwiek? Podrywaczu... - uśmiechnęła się sugestywnie, mierząc wzrokiem Henriego. - Nie pamiętam abym dzisiaj czy wczoraj kogoś zapraszała...ludzie często tu kogoś szukają. Na którą się ostatnio umawiałeś? - zapytała, bawiąc się kubkiem coli.
Pstryk otwieranej puszki poszedł również za plecami Henriego. Mulch również nie znał się na alkoholach. Pił więc peppera.
- Widać mylnie odczytałem sygnały. Otóż szukam kogoś kto miał odebrać ode mnie pewną ważną przesyłkę - odparł naukowiec, upijając przyniesionego mu drinka. Był przyjemnie słodki i owocowy. Może trochę babski, ale chociaż tym razem mógł powiedzieć że eksperyment się udał. - Wiem tylko, że jest tutaj stałym bywalcem i pracuje dla pewnego niegdyś wysoko postawionego VIPa. Znasz tu może przypadkiem kogoś takiego?
- Cóż tak specjalnego możesz nosić w kieszeni? - spytała unosząc się lekko i zbliżając do Henriego. Jej piersi ściśnięte razem tworzyły swoistą kieszeń, którą podstawiała pod samego naukowca. - Nie boisz się złodziei? - spytała, po czym zamrugała. - automat nie działa bez wpłaty.
- Powiedzmy, że bardziej chodzi o handel informacjami, niż wartościowymi przedmiotami - odparł Mason z pokerową miną. - Aczkolwiek płynność finansowa to jeden z problemów którymi nie muszę zawracać sobie głowy.
Chłopak odłożył swojego drinka i odwinął śnieżnobiały rękaw kitla, by przez CMU zalogować się na swoje konto bankowe. Może nie miał nieograniczonych środków, ale pracownicy bazy kosmicznej zarabiali delikatnie rzecz ujmując, więcej niż godziwe wynagrodzenie.
W tym momencie przyszło mu jednak do głowy, że werbalna konwersacja jest dość mało efektywnym sposobem przekazywania informacji. Porozumiewanie się z maszynami było w tym względzie dużo prostsze i wydajniejsze. Gdyby tylko potrafił wejść do czyjejś głowy i wydobyć z niej wszystkie potrzebne mu dane... Jednakże gdy tylko o tym pomyślał, do świadomości Henriego zaczęły napływać informacje o funkcjonowaniu ludzkiego mózgu na poziomie biologicznym, biochemicznym oraz energetycznym i w oka mgnieniu zdał sobie sprawę, że wcale nie tak trudno byłoby odczytać informacje zawarte w miliardach połączeń neuronowych, gdy tylko dotknie czyjegoś umysłu za pomocą swojego PSI. W gruncie rzeczy powinny być one nawet zdecydowanie prostsze do zrozumienia niż komputerowy kod binarny który należało wpierw przetworzyć na pojmowalny dla ludzkiego mózgu algorytm sterowania. Z drugiej strony późniejsze przekształcenie go było znacznie łatwiejsze niż modyfikowanie ludzkich myśli które nie były tak zgrabnie uporządkowane i składały się na nie nie tylko informacje otrzymywane z zewnątrz, ale również wspomnienia i emocje wywołane działaniem hormonów i ogólnym stanem psychicznym konkretnej osoby.
Wtem Henry nagle zamrugał kilkakrotnie i zdał sobie sprawę, że od dłuższego czasu wpatruje się z tępą miną w wyświetlacz komputera.
- Wybacz, zamyśliłem się na moment - rzekł przepraszającym tonem, po czym dodał nonszalancko: - Zadowala cię pięciocyfrowa suma?
- Jestem całkiem pewna, że to nie na taką monetę się umawialiśmy. - odparła kobieta, opierając twarz na dłoniach. - Gdzie jest chip, Henry? I czemu tak późno? - szepnęła wiadomość w prost. Niesłychanie cicho.
W organiźmie Henriego coś zadrżało. To drink. Odczuwając pierwsze zmiany w swoim organiźmie naukowiec zdał sobie sprawę co się dzieje. W napoju znajdował się środek usypiający. Jakikolwiek był jego cel.
- Pięć cyfr to w sam raz za taką kobietę jak ja…~ - dodała na głos kobieta, nie chcąc zniszczyć ich zawstydzającej przykrywki.
- Odgadłaś już, że mam go przy sobie - przypomniał Henry, przysuwając się bliżej do swej rozmówczyni i przysłaniając usta dłonią jak gdyby szeptał jej na ucho coś sprośnego. - Skoro więc odnalazłem prawidłową osobę, to możemy pomówić o wymianie. Moje warunki są proste. Chcę spotkać się z Rolandem, albo tym kto się za niego podaje. Tylko tyle. Od niego dowiem się już wszystkiego co chcę wiedzieć.
Chłopak uśmiechnął się, zerkając z ukosa na barmana. Czy oni naprawdę myśleli, że tak łatwo go unieszkodliwią? Co prawda nie wiedział jakiego specyfiku użyli, by spróbować go odurzyć, więc nie mógł zastosować odpowiedniej odtrutki, jednakże istniał dużo prostszy sposób na neutralizację jego efektów. Naukowiec wystukał kilka komend na swoim CMU i po chwili w jego dłoni zmaterializowała się niewielka strzykawka, której igłę dyskretnie zagłębił w swoim przedramieniu. Adrenalina była silnym i zarazem uniwersalnym środkiem pobudzającym. Co prawda nie wiedział jak może ona zareagować z podanym mu środkiem odurzającym, aczkolwiek w swoim obecnym stanie nie musiał się zbytnio przejmować atakiem serca, czy też wylewem. Po chwili rzucił też okiem na Mulcha, by upewnić się że on również nie został otruty. Na wszelki wypadek przywołał jednak drugą dawkę adrenaliny oraz sole trzeźwiące, które pokryjomu schował w kieszeni.
- Ktoś kiedyś powiedział, że dobry alkohol...jest jedynym prawdziwym środkiem teleportacji. - powiedziała kobieta, delikatnie podsuwając do Henriego jego kieliszek. - Zamykasz oczy w jednym miejscu, otwierasz w drugim. Urocze, nieprawdaż? - uśmiechnęła się.
Najwidoczniej nikt nie chciał aby Henry był świadom tego co się z nim dzieje gdy będzie prowadzony do “Rolanda.” Siedzący za nim Mulch spoglądał z przekąsem na tą scenę. Wyrzucił swoją puszkę do kosza w rogu baru, po czym zamówił kolejną.
- Jak najbardziej - zgodził się Henry, po czym ujął w dłoń kieliszek i z szerokim uśmiechem wypił jego zawartość. Następnie zaś wyciągnął z kieszeni czip i pokazał go kobiecie. - Tutaj jest nasza przesyłka. Osobiście wręczę ją Rolandowi gdy tylko się z nim spotkam - oświadczył, by zaraz potem zdematerializować pluskwę która została przeteleportowana do jego laboratorium.
Pozostała jeszcze kwestia Mulcha. Naukowiec nie chciał żeby wiedzieli iż ktoś go ubezpiecza, więc nie mógł mu dać żadnych bezpośrednich sygnałów. Odnalazł więc wzrokiem najbliższego androida który robił za kelnerkę i za pomocą technomancji wydał mu polecenie by podszedł do Mulcha i wyszeptał mu na ucho:
- Wszystko idzie zgodnie z planem. Śledź mnie tak długo jak będziesz w stanie. Jeśli mnie zgubisz albo zostaniesz wykryty, to wyślę ci dokładne koordynaty miejsca do którego mnie zabiorą.
Po wykonaniu tego zadania Henry udał że zakręciło mu się w głowie i zamrugał kilka razy, by po chwili zamknąć powoli powieki i w dość widowiskowy sposób runąć twarzą na kontuar. Udając nieprzytomnego zastanawiał się jak daleko może znajdować się kryjówka Rolanda i liczył na to, że zanadto go po drodze nie poobijają.
Kobieta od razu objęła Henriego pod ramię. Gdy tylko się uniosła, kelnerka która wcześniej podawała drinka podeszła aby jej pomóc. Pierwszym jednak co zrobiła, było sprawdzenie pulsu naukowca. Nie padła żadna kwestia pokroju "kolega miał za dużo." Zamiast tego słychać było szczęk broni przygotowanej z uwagi na niezbyt zadowalający rezultat badania.
Atmosfera powoli jednak się uspakajała. Trucizna działała, Henry to odczuwał. Mniej lub bardziej jego ciało odmawiało posłuszeństwa. Był to dość powolny proces.
Kobiety zaczęły prowadzić mężczyznę do wyjścia z baru, szczęk desek stawał się irytujący, mimo że wcześniej był całkowicie niezauważalny.
Podróż zakończyła się jednak dużo szybciej niż chłopak się tego spodziewał. Zaledwie po przejściu przez próg knajpy.
Uchylając dyskretnie oczy, Henriemu pokazała się wyższa od niego figura, której sięgał może do połowy torsu. Była też szersza, dużo bardziej umięśniona. Z jej czoła wystawały czułka, które podrygiwały na wietrze.
Interkom w uszach postaci zaszumiał głośno, po czym odezwał się nad wyraz słyszalnie dla wyczulonych zmysłów księcia jakim był Henry.
- Borys? Report z baru. Rdzeń wyszedł. Nieznajomy udał się do toalet.
Borys Jankovic górował nad osłabionym przez truciznę Henrym z przedziwnym, dojrzałym i twardym wyrazem twarzy. Wyrazem postaci niezwykle rozumnej i na swój tajemniczy sposób nieludzkiej.
- Doktor Mason!- ucieszył się Borys łapiąc Henrego silnie za ramię i stawiając do pionu. - Dawno się nie widzieliśmy, prawda mój mały “geniuszu”? -zagadnął,ostatnie słowa wypowiadając tonem do cna przesyconym ironią. - Wybacz Rolanda nie ma ale… - tu na chwilę rusek przerwał, by po chwili przemówić głosem, który to zaprosił naukowca na to spotkanie. -... ja Ci chyba wystarczę co? Naprawdę nie wiedziałeś, że niektóre zwierzęta potrafią zmieniać głos. Kto ci dał doktorat? A może sam podrobiłeś ten certyfikat? -zainteresował się bokser. Co ciekawe jego sposób wypowiedzi się zmienił. Brzmiał tak jakoś elokwentnej i pewniej. Brak było pauz na zastanowienie się nad trudniejszymi słowami czy kolokwialnych uproszczeń. - Tak to mnie w sumie zastanawia, naprawdę masz doktorat? -zapytał wolną dłonią bezceremonialnie zrywając koszulę z naukowca.
- Tego w toalecie zlikwidować, jeżeli zacznie robić coś podejrzanego dajcie mi znać.
Po tych słowach spojrzał na wystający z brzucha geniusza rdzeń. Przejechał po nim opuszkami palców, które powoli bulgotały, gotowe do zmiany. - Wspaniała konstrukcja, że też do tego doszliście… -zadumał się. - .. oczywiście zajęło wam to o wiele za długo, ale ten prototyp będzie dla mniej wielce przydatny. - bardziej myślał na głos niż rozmawiał z Henrym. - To czas na operacje, w sumie warunki polowe ale powinienem sobie poradzić. -stwierdził przemieniając palce w ostre pazury, należące niegdyś do olbrzymich gadów. Miały zostać one wbite w skórę nędznego homosapiens jakim był Mason, by pomóc w wycięciu (lub lepiej określając: wyrwaniu) rdzenia z jego ciała.
Trucizna rozchodziła się po ciele Henriego, paralizując je coraz bardziej. Wyglądało na to, że chłopak znajdował się na straconej pozycji względem swego dawnego kolegi wraz z którym ryzykował życie na Islandii.
- Przykro mi, towarzyszu, ale szaleni naukowcy nie potrzebują doktoratów - wydyszał Mason, którego ciało w jednej chwili zostało szczelnie otulone cienistą powłoką, która samoistnie zaczęła poruszać ciałem naukowca niczym dodatkowe mięśnie. Ponadto zaraz potem z jego klatki piersiowej wystrzeliło półtuzina macek mających przebić na wylot obie dłonie Borysa, zaś dwie dodatkowe wyrosły z jego pleców by owinąć się dookoła gardeł trzymających go kobiet i unieść je w powietrze.
Ręka weszła w Henriego z cichym mlaskiem. Borys czuł pulsowanie rdzenia. Działał prawie jak serce. Temu rytmu towarzyszyły pisk duszących się agentek oraz krew ściekająca z jego nadgarstka. Ręka Borysa była przedziurawiona przez liczne małe cieniste macki. Czarna istota naprzeciw niego miała zimne spojrzenie. To właśnie była moc rdzeniu który tak chciał.
Sytuację wzmocnił nagły wzrost głośności. Ogromny wrzask wydał się z nieba gdy w jednej chwili na ziemię spadło około czternastu uzbrojonych osób, roztrzaskując się o ziemię.
Henry wiedział dlaczego. Za plecami Borysa stał Mulch.
- Czyli to jest rdzeń. Wspaniały. -westchnął Borys. - I nie nazywaj mnie towarzyszem. -furknął. - By podkreślić różnicę między nami, w waszym dialekcie najlepiej będzie pasowało określenie Profesor Jankovic. - dodał uśmiechając się szeroko niczym szaleniec.
 
Tropby jest offline