Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2014, 17:09   #11
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Newbie w mieście Lofar

Jenny naprawdę się ucieszyła na widok karczmy. Czym prędzej podążyła do wnętrza budynku.
Karczma wyglądała niezwykle dla dziewczęcia z przyszlosci.
Za drewnianym barem znajdował się barman.


Przy barze zasiadał rycerz, do którego dosiadła się Eri.


A dalej przy stolikach:








Nie zabrakło także uroczej kelnerki:


Ginryo wszedł do środka, podchodząc do barmana oraz Eri.
- Przepraszam że się narzucam, ale potrzebuję informacji. W którą stronę jest, i jak wygląda, San Serenidas? - zapytał uprzejmie.
- Nyan - wskazała kotka na południowy zachód.
- Jakieś 3 dni drogi szlakiem. Białe miasto. Nie łatwo je przeoczyć. - Odparł równie uprzejmie barman.
- Sądzę że sobie poradzę… - milczał przez moment - Oboje wydajecie się znać Kuroryu. Co się z nim działo tutaj, w tym świecie? - zapytał delikatnie.
- Zrobił trochę bałaganu. - Odparł rycerz z lekkim napomnieniem.
- Podróżował. Zawierał znajomości i zakręcił się wokół polityki. To zwykle źle się kończy. - Mówił barman lustrując salę. - Poza tym jak każdy przybysz chciał się odnaleźć w tym świecie.
- Ach… rozumiem. Obawiam się jednak… - rzucił cicho Ginryo - Że sytuacja nie długo stanie się o wiele bardziej skomplikowana. - wstał, i ukłonił się - Dziękuję za informację. Przekaże Kuroryu wasze pozdrowienia… - powiedział spokojnie, wychodząc z baru. - Białe miasto… - wymruczał… po czym zniknął w rozbłysku światła. Gdy pojawił się ponownie, stał już przed wrotami San Serenidas.



Jenny na chwilę straciła rezon widząc tyle różnorodnych osobowości. Nagle uznała swój strój na nie wyróżniający się aż tak bardzo. Poczuła się odrobinę jakby była w barze z innymi użytkownikami Peluneum. Każdy z nich starał się odróżnić od zwykłych zjadaczy papki proteinowej. Otrząsnęła się jednak i podeszła za wielkoludem do baru. Zamknięte pomieszczenie pozwoliło jej na większy spokój i pewność siebie.
- Witaj, Jenny jestem. Eri mówiła, że świeżaków to ty informujesz co i jak. Będę miała kilka pytań… - zerknęła na Ginryo - ale może niech on skończy zadawać swoje.
Gdy marines kończył swoją rozmowę, przyszla kolej na Jenny.
- Witaj. Mnie zwą Barmanem. Informowanie nowych nie jest moją pracą, droga Madame. Po prostu uznałem że niektóre informacje powinny być jasne dla wszystkich. Inne natomiast, uzyskuje się na własną odpowiedzialność i nie bez pewnych argumentów. - Delikatnie przetrał palce wskazujac na pieniądze.Powrócił do nalewania mocno chmielowego piwa do kufli, które chwilę później zabrała kelnerka.
- Dobra, kumam - mruknęła Jenny. Chociaż w jej świecie już nikt nie używał papierowych pieniędzy gest pozostał - Ale zawsze coś tam powiesz. Ale zacznę od biznesu. Ty jesteś właścicielem? -
- Tak. - pozytywna odpowiedź, a taca dziwnych napitków została wręczona kelnerce. - Rose to do szermierzy i tej pani na górze. Co dalej, Madame. -
- Interesowałby cię mój występ pod dachem twojej karczmy? Jestem muzykiem. Nie wiem do końca jak wy się tutaj umawiacie i za jaką kasę ale interesuje mnie zarobek w ten sposób. Ewentualnie wymiana usług. -
- Czemuż nie. - odparł z uśmeichem. - Odrobina muzyki nikomu jeszcze nie zaszkodziła. Może dacie nawet występ razem. - Wskazał na chłopaka w kapeluszu z lutnią w ręku.
- Za ile? Nie znam się na cenach tutaj… ani na tym ile to tanio a ile drogo… - Jenny uniosła jedna brew.
- Bry… ja mam nieco bardziej ogólne pytania. Mógłbyś, Panie, przekazać nam nieco ogólnej wiedzy o okolicy, i ogólnie, o tym świecie? Jakie macie tu prawa, jak z ekonomią, władzą, krajami, czy pracą? - wtrącił się Nanaph, który, wraz z bratem, przysiadł się do Barmana i Jenny.
- Ja...Ja...bym… się napił… Nie piłem, od bardzo dawna….- powiedział skromnie chłopczyk - Czy można kupić tutaj wodę? Mogę w zamian posprzątać! - Zaproponował
- Spragnionym wody nie odmówię. - rzekł barman, stawiając przed chłopcem kubek z zamówieniem – Dobrze, od czego by tu zacząć. Może od ekonomii skoro panienka o tym napomknęła. Tutejsza ekonomia walutowa jest dość uproszczona. Mamy nominały wybite od każdego z terenów rządów. W innych krajach niestety nie obowiązują nasze waluty. Tak więc mamy jedno imienne, jednej wartości - wyjaśnił - Gryfa, Wilka i Smoka. Jako że dostęp do surowców, a głownie jadła jest dość prosty i masowo dostępny, jadło jest stosunkowo tanie. Niestety wszystkie inne dobra już takie nie są. Od strojów, po broń i inne materiały kupne. Wszystko ma swoje, nawet wielkie, ceny. - napił się z dopiero co nalanego kolejnego kufla. Kolejne kufle mleka i piwa powędrowały do Eri i jej towarzysza, na końcu blatu.
- To teraz Geografia. Znajdujemy się, najprościej ujmując, w Unii Krajów Środkowych, obecnie uważanych po prostu za jeden kraj. Są tu 3 rządy i jedna wolności. Lofar, centrum Wschodniej Marży i najmniejszego z krajów, ale za to tu się wszystko zaczęło. Targas, na północy ośrodek Północnej Rubieży. Trwa tam teraz konflikt, stabilny choć sytuacja niezbyt przyjemna. San Serandinas, centrum Środkowych Włości i stolica Unii. Jest jeszcze teren wolny czyli Osada. Jest to zarazem punkt zaopatrzeniowy i gospodarczy całej Unii i nie tylko.
Kolejne kraje to Sanderfall - pustynia na północy, uprzednio Kraj Wiatru. Leży za północną puszczą. Leśnym terenem wielkości kraju, zamieszkiwanym przez nie ludzi. Północny wschód to Rockviel, Kraj Ziemi. Na wschodzie za pasmem górskim leży tak zwany Kraj Ognia, nie nazwany bo nie zamieszkany i nieodwiedzany. Na południu mamy dwa kraje: Icengard, Kraj Lodu oraz Przystań. Przystań graniczy również z unią na zachodzie. Ostatni z krajów to Thundwin, Kraj Burzy, na zachodzie. Odciął się on od Unii i to dosłownie, choć trzeba to zobaczyć by zrozumieć. - Kolejna partia zamówień została przygotowana i wydana. Wśród nich była także smakowicie wyglądająca pieczeń, po zapachu kaczka, zapewne. - Cóż więcej wam opowiedzieć?
- Hm… ty płacisz za występ czy publiczność co łaska? I ile za jego wodę? - wskazała ręką na Lucasa.
- Panno Jenny! Ta miła osoba powiedziała, że mi Ją da! Ma dobre serce! W tym świecie, wszyscy, wszyscy są taaacy mili! Potwory występują też i w moim, ale ten jest wspaniały! Mógłbym tu z wami, zostać na zawsze! - był wyraźnie uradowany.
Jenny uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na barmana.
- No ale ja i tak chce odpowiedź na swoje pytanie. -
- Jak z tutejszym prawem i władzą? Komu lepiej się nie narażać? - oczy Gubernatora nie schodziły z barmana.
- Spragnionym wody nie odmawiam. Za resztę już pobieram opłaty. - Przyjazny uśmiech. - Opłaty bywają różne czasem coś klienci rzucą. Głównie bardowie swoje wokale dla własnej przyjemności odgrywają. Nie mogę wiele zaoferować. Jeno co za pierwszy występ dajmy na to 10 monet. Oczywiście wliczam tylko swój wkład. Co do władz… Prawa są raczej społeczne i zwyczajne. Nie kraść, nie zabijać, przynajmniej w mieście… dodał ostrzegawczo. Komu się nie narażać… Wielu jest takich. Mistrzowie Miecza, Magowie Wulkanu, Piraci Ryou, to głównie te znamienitsze grupy. Nie myślcie jednak, że reszta jest słaba. Ta myśl do grobu prowadzi. No i oczywiście nie zapominajmy o Uverworld, choć juz nie istnieją.
- Zapowiada się ciekawie - odparł Soren, który nie wiadomo kiedy przysiadł się do baru - bardzo ciekawie. Zmieniając lekko temat, wiadomo coś na temat tego co tu się stało? Jakiś czas temu czułem dym w tej okolicy. I skąd wziął się tu ten wielki głaz? -
- Spadł z nieba. - Odparł z uśmiechem barman. Trudno było ocenić czy mówił żartem czy serio. - Pojawił się i spadł. A wcześniej... czyli przed 3 miesiącami doszło do rozruchów. Obalono władzę, widać na próżno. Zaleta jedna: nikt od tego głazu nie zginął. A muszę wam powiedzieć, że był on 3-4 razy większy od miasta, powierzchniowo. -
- Obalono władzę? - Jenny zainteresowała się, rozliczając do tej pory ile musiała by grać by ją było na cokolwiek stać - Co się stało? -
- Mówi się... - barman ściszył głos - ...że tutejszy król knuł coś przeciw władzy Unii. Królewna Uri odkryła spisek i załatwiła problem z jakimiś przybyszami. Kto w tym maczał palce nikt nie wie. Jedni powiadają, że to był ostatni wyskok Uverworldu, inni, że złe moce opętały króla, a ostatni, że Uri miała taki kaprys. Jak na przekór wszystkiemu ta ostatnia opcja jest powszechnie uznawana. - podniósł się i znów mówił głośniej. - Doszło do walk, dziwnych wydarzeń jak, dajmy na to atak olbrzymiej małpy. Dużo się działo i wszystko ostatecznie wytłumił “Upadek”. Chodzi mi o skałę, tamto wydarzenie potocznie jest zwane “Upadkiem Lofar”. Teraz władzą w tym mieście, chwilowo, zajmuje się Generał Królewskich Oddziałów Stolicy. Poprzedni władca był bezdzietny, wiec następcę trudno jest znaleźć. -
- Ostatnie pytanie: Można gdzieś tu znaleźć pracę, zająć się czymś pożytecznym? – dopytał Nanaph
- Zależy, panie, co się interesuje. Sprzedawcy czy też miejscowi oferują zapłaty za drobne pomoce w ich pracach. Oczywiście jest też “zbieractwo”, jak to nazwał pewien młodzieniec. W ogółu chodzi o zdobywanie artefaktów i innych skarbów, czy też rzadkości. Słyszałem, że za artefakty, Herzog Ruperd sowicie wynagradza. Ba! - Dziwny odgłos zadziałał jak przerywnik. Barman wydał porcję dziwnie kolorowych drinków na górne piętro. - Niektórzy władcy wprost zatrudniają przybyszów do takich celów. Cóż, ich śmierć to mała strata. Póki jednak płaca dobrze, to i tacy się znajdą. Ostatnią z form, poza rozmową, są ogłoszenia. Nasza tablica wisi przy wejściu, każdy może coś tam zamieścić. Za samo zgłoszenie pobieram jednak jedną monetę. - Uśmiech.
- W takim razie, towarzysze, zaraz wrócę. - stwierdził „Gubernator”, wstając od stołu. Podszedł do wejścia, chcąc przyjrzeć się owej tablicy z ogłoszeniami. Starszy z braci siedział cały czas w milczeniu.

Ogłoszenia:
“Cóż to za zagadka? Dziewczę swym głosem prowadzi, gdzie mag wiedzy pragnie, a wędrowcy krwi łakną. Gdzie światło ku swemu podąża. Dwa w jednym i jedno w dwóch, dążą do końca” - kartka wygląda jak przyklejona dla żartu
“Skup ziół. Szczegóły u barmana. - Marika”
“Trofea kowalne. - Samuraj”
“Badanie krypt. - Straż”
“Ostrzeżenie przed demonami. - Straż”
“Nabór do oddziałów przybyszów. - Targas”

Po krótkiej chwili, Gubernator wrócił do stolika.
- Gdzie jest jakaś siedziba straży, w której można spytać o szczegóły? A, i gdzie mogę znaleźć… Targasa? - spytał barmana.
Barman zaśmiał się, a Eri i jej towarzysz zawtórowali.
- Widać jak cię słuchają. - powiedział rycerz.
- Tak. Nie winie ich. Te ulotki bywają czasem głupio napisane. Targas to, jak już mówiłem, miasto na północ od lofar. Król zbiera tam poszukiwaczy. A strażnica, koszary widać po wyjściu z karczmy. ta baszta zbudowana z głazu. Na końcu dolnego miasta. Nie przeoczysz.
- Jeśli chcesz, ja tam później zmierzam więc mogę cię zaprowadzić. - powiedział juz nieco przyjaźniej rycerz.
- Bardzo chętnie się przejdę - odparł pomarańczo włosy, zwracając się chwilę potem do reszty przybyszy - Cóż, dostaliśmy się wszyscy do bezpiecznego miasta, ale chyba nie stać nas na bezczynność… co teraz zamierzacie? -
- Zagrać - rzuciła krótko Jenny - nie do końca jestem pewna wartości pieniądza ale jeśli jedzenie jest tanie a inne rzeczy nie, to chyba grywanie nie koniecznie musi się opłacać. Mam nadzieję, że poza dziesięcioma monetami uda mi się coś uzbierać - dziewczyna cmoknęła i rozejrzała się po sali szukając centrum. Nie chodziło o zwykły środek ale o dobre miejsce do występu, gdzieś, gdzie łatwo by było skupić uwagę ludzi.
Balkon drugiego piętra, zaraz nad barem wyglądał obiecująco.
- A ty? - spojrzała na Nanapha odwracając wzrok od sali na moment.
- Marzy mi się stworzenie większej organizacji, ale na razie chyba będziemy musieli z bratem znaleźć sobie jakąś znacznie skromniejszą pracę. Planujesz tylko grać? Zdawało mi się, że podoba Ci się podróżowanie... nie będzie Ci się nudzić w tej małej karczmie? Nie wolałabyś zostać z nami i swoim głosem powalić smoka, czy coś takiego? – zażartował, nieświadomy jeszcze przyszłych zagrożeń.
- Podróżowanie? - Jenny uniosła lekko brwi do góry będąc lekko zaskoczoną - na razie to nie wiem. Teraz zamierzam zagrać a co zrobię jutro… to zależy jak mi pójdzie dzisiaj. A powalanie smoka głosem… wybacz ale z jakiegoś powodu nie bardzo mam ochotę spotkać na żywo smoka - podkreśliła ostatnie słowom a na jej twarz wypłynęło lekkie zwątpienie, jakby wyobraziła sobie tegoż potwora.
Soren słysząc pytanie dotyczące bliskiej przyszłości jedynie wzruszył ramionami.
- Na pewno pozwolę sobie na zwiedzenie choć części tego świata. Potem zaś zobaczę co zgotuje mi los - odparł pocierając w zamyśleniu podbródek.
- Będziesz chętny, by do nas dołączyć? - spytał bezceremonialnie Nanaph
-W grupie zawsze raźniej- odparł z lekkim uśmiechem- przez pewien czas z chęcią wam potowarzyszę, jednak później najprawdopodobniej zmuszony będę was opuścić.
- Ledwo się poznaliśmy i juz zamierzamy się rozdzielić… - Jenny posmutniała lekko - jak coś to z chęcią pomogę w czymkolwiek byś nie potrzebował pomocy. -
- Wiesz już czym później się zajmiesz? Może będziemy mieli wspólne cele…? -
- Polubiłem was - niebiesko włosy zwrócił się do Jenny - nie chciałbym żeby coś się wam stało z mojego powodu. - odpowiedział po czym dodał do Nanapha - Wszystko się okaże, jeszcze nic nie wiem, ale o ile nie staniemy po przeciwnej stronie barykady… kto wie, może uda się współpracować. -
- I wzajemnie, jednak głupio by było, gdybyś umarł sam skoro moglibyśmy ci pomóc - Jenny uśmiechnęła się na jedną stronę i pogładziła Lucasa po głowie.
- Szkoda by było, gdybyście umarli wraz ze mną- odparł z uśmiechem- zobaczymy jednak, jak potoczą się nasze losy. Moje życie nauczyło mnie że nic nie jest wiadome ani z góry postanowione. -
- W kupie siła, jak to mówią. Prędzej zginiemy pojedynczo, niż w grupie. - stwierdził Gubernator.
Castell uśmiechnął się tylko wpatrując w blat.

- Minęło mnie coś? - zabrzmiał nagle uśmiechnięty głos Ervena który zdawałoby się wyrósł znikąd obok nich.
- Krótka rozprawa, darmowa woda i parę informacji. Widziałeś ogłoszenia przed wejściem? Chyba by Ci się spodobały… a tak w ogóle, to jak poszedł interes? - odparł szybko Nanaph
- Brakuje mi punktu odniesienia, więc ciężko powiedzieć. Poza tym alchemik chwilowo nie przyjmuje, więc niewiele mogłem zrobić. - odpowiedział na pytanie po czym coś odliczając przy pasie wyciągnął zaciśniętą dłoń w kierunku Jenny - Twoja część.
- Hmm? - dziewczyna podniosła głowę znad gitary. Właśnie kończyła ponowne nastrajanie gitary. - O dzięki. - wystawiła rękę po coś co chciał jej dać Erven.
- Masz szczęście właśnie zamierzam dać występ.
- Mówiłem, że nie mógłbym przeoczyć twojego pierwszego występu w tym świecie. - powiedział kładąc jej w dłoń garść złotych monet z wybitym w nominale gryfem, raz kilka z wilkiem. - Ciekawi mnie, czy grasz równie pięknie, jak wyglądasz Słońce. -
Jenny ściągnęła usta i uniosła brwi w zdziwieniu. Po krótkiej chwili wpatrywania się w Ervena. Jenny schowała pieniądze do kieszeni spodni.
- Ekhm, dzięki - powiedziała całkiem głośno. Jej twarz była czerwona, ale nie można było mieć pewności czy to nie efekt dwugodzinnego spaceru do miasta.
- Ładnie chwyciło Ciebie słońce, moja droga. Po występie podejdź do mnie, przygotuje zioła na Twoją chrypkę, siniaki i opaleniznę. - powiedział ze spokojnym uśmiechem szarooki Erven.
Jenny wstała i kiwnęła głowa do mężczyzny. Odnalazła już punkt w sali, który uznała za odpowiedni i udała się do niego. Ciągle w głowie dziewczyny nie mieścił się fakt, że woda była darmowa, kiedy u niej woda była jednym z cenniejszych skarbów. Doszło do tego, że wymienili prysznice na ultradźwiękowe tuby. A i tak to co dostawali do picia była bez smaku, kiedy tutaj woda miała smak.
- Witajcie moi mili! - odezwała się głośniej stojąc wyprostowaną - mam nadzieję, że miło spędzacie wieczór. To teraz się przedstawię, jestem Jenny i zamierzam dla was dzisiaj zagrać. Mam nadzieję, że wśród was znajdzie się kilka amatorów egzotycznych dźwięków. Jako świeżak w tym świecie jestem pewna, że otrzymam choć odrobinę wyrozumiałości - po tych słowach dziewczyna puściła oczko do ludzi z sali i uderzyła w pierwsze nuty. Na początek wybrała coś w miarę neutralnego aby ludzie mogli przyzwyczaić się do jej muzyki.
https://www.youtube.com/watch?v=iC8oP4Z_xPw
Castell z lekko zdziwioną miną przysłuchiwał się nowo poznanemu gatunkowi.
- Czym..czym jest Rock ‘n’ roll? - zapytał towarzyszy siedzących obok.|
- Nie mam zielonego pojęcia - wyszeptał Erven po czym kotynuował - Swoją drogą dowiedzieliście się czegoś ciekawego? - i już słuchał skróconej wersji tego czego się dowiedzieli od barmana. Podzielność uwagi było czymś czego się uczył każdy adept Białej Dłoni jako obowiązkową zdolność.
- Czy słyszałeś może o jakiś ruinach pradawnych lub plotkach o nich? - zapytał Erven barmana jednym uchem i okiem będąc przy Jenny.
- Ruin i jaskiń trochę się w tym świecie znajdzie. Trzea tylko popytać. Aktualnie trwają badania krypt, a raczej zawartości tej skały. Muszę jednak uprzedzić że większość tutejszych miejsc tego pokroju jest wędrownych. Czyli krótko mówiąc w jednej chwili mogą być, a za jakiś czas może nie być lub nie w tym samym miejscu. -
- Jestem badaczem, znam się na językach starożytnych. Wiesz może kto stoi na czele tych badań? Do kogo mógłbym się zgłosić?
- Raczej nie wiele tam badań prowadzą, prędzej sprawdzają cała budowę tej skały. Jeżeli jednak bardzo cię to interesuje, zapytaj na zamku. -
- Słyszałem też, że masz informacje o skupie ziół, to nadal aktualne? - zapytał barmana Erven, widocznie zadowolony, najpewniej z muzyki.
- Tak. Marika powierzyła mi ten interes dopóki nie wróci. Aktualnie skupuje wszelkie silniejsze i specjalniejsze zioła. Dobrze płaci za Wodne Konwalie i Anubisa. Ale kazała skupywać także inne, takie jak choćby Popielna Trawa, Meduza, Deszczowe jagody. Wodne rośliny także skupuje. Widać, wraz z napływem przybyszów jej interes zaczął lepiej prosperować.
- Miałem nadzieje ubić z nią inny targ, ale skoro jej chwilowo nie ma to co począć? Mam świeżo zerwane Wodne Konwalie i parę kłów śnieżnych wilków i korzeni lodowych pokrzyw. - powiedział barmanowi mlecznowłosy - Normalnie sam bym je przetworzył, ale brakuje mi odpowiedniego laboratorium. Zainteresowany? -
- Hmm wodne konwalie mogę skupić i korzeń lodowych pokrzyw. Ale kły sobie daruję. -
- Jaką cenę proponujesz? - zapytał Sharsth nie spuszczając jednego oka z Jenny.
- Za wodne konwalie mam dawać od 15 do 20 monet. Lodowych pokrzyw nie znam wiec nie dam więcej niż monety za egzemplarz. Jeżeli będą coś wartościowsze mogę dopłacić, ale i tak muszę poczekać na Marikę z werdyktem.
- W takim razie poczekamy z lodowymi pokrzywami na powrót Mariki. Zatem… - powiedział z zastanowieniem Erven wyjmując specjalnie złożone wodne konwalie z torby -…proponuje cztery wodne konwalie 20 monet sztuka. Stoi? -
- Owszem. - Odparł bez przeszkód. - Oto suma. - Pokazał sakiewkę.
Nie zwlekając, Erven położył zioła na blacie przed barmanem i odebrał sakiewkę pytając:
- Znasz może jakiś czarodziei, lub miejsce gdzie mógłbym magów spotkać? -
- Wszędzie się jacyś znajdą. - Odparł. - Najwięcej ich w stolicy, bo tam jest świątynia wiedzy. Nie wiem, czy w waszym świecie było coś takiego. -
- W takim razie będzie mi dane tam pójść. Jak tam trafię? - zapytał szarooki - I gdzie znajdę tego Samuraja z ogłoszenia? -
- Samuraj po sąsiedzku z karczmą. Wyjdziesz, w prawo, w prawo i kuźnię znajdziesz. Stolica to 3 dni drogi na południowy zachód. -
Erven tylko skinął głową w podzięce, poprosił o róg miodu za który od ręki zapłacił i wrócił do słuchania występu który dawała w tej karczmie Jenny.
-Czy gdzieś w okolicy znajdziemy nocleg?- zwrócił się Soren do barmana - Wieczór powoli się zbliża, a nie jestem nazbyt chętny po raz kolejny spędzać nocy pod gołym niebem. -
- Strażnica, więzienie, ale na górnym dziedzińcu jest jeszcze trochę wolnych domostw. Pogadajcie z jakimś zarządcą, na pewno wam udostępni jakieś domy na noc. Ogólnie domostwa są chwilowo dość tanie 100 monet za jedno pomieszczenie. Małe co prawda ale własny kąt to już coś. -

Muzyka Jenny niektórym gościom przypadła do gustu, widać mieli z nią już do czynienia. Inni słuchali z zaciekawieniem, niektórzy bez, a pozostałym raczej nie odpowiadała. Srebrnowłosy z kilkoma mieczami delikatnie stukał stopą w rytm muzyki, podobnie zresztą dziewczyna w berecie. Najbardziej jednak zaciekawiony muzyką był bard w kapeluszu.
Jenny widząc co się dzieje na sali skończyła swój utwór i przeszła do następnego, bardziej żywego i pozytywnego. Zdawało jej się, że po tym utworze barman będzie miał zwiększony przychód. Z szerokim uśmiechem uderzyła w struny wystukując sobie jednocześnie rytm stopą.
https://www.youtube.com/watch?v=XjVNlG5cZyQ
Po pierwszej piosence nastroje się poprawiły, ale po następnej znowu zaiskrzyło. A samo zainteresowanie muzyką było podobne co wcześniej. Barman otrzymał kilka monet “dla śpiewaczki”. Alkohol lał się strumieniami. Z jednej strony atmosfera się rozluźniała ale tym samym wzrastała szansa na burdę. Wraz z końcem piosenki zaczął się hałas, gwara i harmider. Czyli swojsko. wszyscy się uśmiechali, choć uśmiechy powoli robiły się bardziej drapieżne. Widać wszyscy tego chcieli. Czyżby jedna z rozrywek w tutejszym świecie? Brakowało już tylko “iskry na beczkę prochu”.
Jenny odsunęła mikrofon od ust i cmoknęła z niezadowoleniem. Burda nie sprzyja zarabianiu pieniędzy. Dziewczyna zeszła z balkonu. Ściągnęła płaszcz i rzuciła na bar.
- Uważajcie na Lucasa - szepnęła do jednego z mężczyzn przybyłych wraz z nią do tego świata. Odstąpiła kawałek od baru i przysunęła mikrofon do ust.
- Moi mili, widzę, że rozpiera was energia. To świetnie bo do następnego utworu będę potrzebować waszej pomocy! - Jenny miała nadzieję, że uda się jej porwać zebranych do współpracy. Zaczęła wybijać nogami i dłońmi bardzo charakterystyczny rytm. https://www.youtube.com/watch?v=XMLiqEqMQyQ
- Słyszycie ten rytm? Czujecie go? Bez was nie będzie on miał tyle siły! Użyjcie blatów, dłoni i swoich nóg! Wiem, że potraficie! W końcu to prosty rytm! Kto by nie potrafił go powtórzyć! - Jenny miała nadzieje, że prowokacja przeniesie rywalizację i napięcie na wybijanie rytmu zamiast na obijanie mordy. Samej wybijając rytm podążała w głąb sali. Po drodze kiwnęła głową do barda mając nadzieję, że ten wspomoże ja w jej staraniach.
Pierwszy był Lucas, bardzo szybko podniósł ręce do góry, mimo że nie rozumiał piosenki, to jednak bardzo dziwna lutnia Panienki Jenny wydawała niesamowite dźwięki! Niemal jak by obdarzona została nią, przez samych bogów!
- Wow! Panienko Jeeeeeeenny! Brawo, brawo! Juhu! - Mimo wyraźnej chęci pomocy, cóż… szkoda, że przez te warwę nie był wstanie obrać poprawnie kierunku… i stał tyłem do sceny.
Nanaph podobnie zaczął klaskać w rytm z uśmiechem. Christos natomiast obserwował tylko występ, spokojnie, bez żadnych zbędnych ruchów.
Soren wybijał jedną ręką rytm o blat baru, uśmiechając się przy tym. Jego wzrok tymczasem błądził po ludziach w pomieszczeniu. Nie uśmiechała mu się wizja bójki w karczmie, nie miał na to ochoty. Przyjaznymi skinięciami zachęcał co milej wyglądających gości do przyłączenia się do zabawy.
O dziwo podziałało. Z początku wszyscy sceptycznie do tego podeszli. Jednak gdy rytm przeszył ich ciała, a dwóch szermierzy zaczęło wtórować gitarzystce, napięcie prysło. Rytm wybijały stoły, tupnięcia, klaśnięcia. Cała sala obudziła się do życia.
Wraz z końcem utworu dziwna atmosfera zniknęła pozostała gwara jednak nie było śladu napięcia. wszyscy byli zadowoleni. Nawet na ponurej twarzy szermierza kilku mieczy zagościł uśmiech. Inny szermierz podsumował to parsknięciem i wielkim uśmiechem.
- Fiu fiu. - Zagwizdali barman i rycerz przy barze. - Wielki wyczyn.
- Zdolne dziewczę. - Rzekł rycerz do siebie odwracając się od baru w stronę dziewczęcia.
- Było blisko. Trzeba w końcu im zorganizować jakąś arenę czy też rozrywkę sprawnościową. -
- Albo po prostu dać się im wyszumieć. He he. -
- Piękny występ ~ nya. -
- Mnie również urzekł - powiedział bard podchodząc do gitarzystki. - Zwą mnie Ruben, Madame. -
- Dziękuję, dziękuję wszystkim - dziewczyna uśmiechnęła się szeroko kłaniając się lekko - Jenny, ale chyba już mówiłam. Muszę chwilę odsapnąć i mogę kontynuować. O której najlepiej skończyć? Eri coś mówiła, że po nocy hałas strażników ściąga. Nie było by to najlepsze na początek w tym… wymiarze.|
- Nocą pani. Nocą. A ledwie słońce zaszło. Strażą bym się nie martwił, na razie. - Uśmiech. - Ciekawy wielce jest twój instrument Jenny. Czyżby magiczny, a może pochodzisz z punktu obserwacyjnego? -
- Nie wiem czym jest punkt obserwacyjny. A gitara jest elektryczna… znaczy technologia bardziej niż magia… chociaż to dzięki czemu działa mogę nazwać magicznym. Da się wyżyć z grania czy lepiej się zabrać za dodatkową robotę? -
- Raczej nie do końca. Gra się tutaj dla przyjemności, niźli dla zarobku. Czasem coś się uczknie, ale majątku z tego nie ma. - Odpowiedział na zadane pytanie. - Choć bywają zawody muzyczne w wyżej wspomnianym miejscu. -
Lucas zdołał wreszcie połapać się, gdzie powinien być, zbliżył się do sceny, po czym skierował swoje “spojrzenie” w stronę Jenny oraz Rubena. Nic nie mówił, jedynie im się przyglądał. Po chwili zaczął stukać koniuszkami palców. Miał nieco zmieszaną minę
- Hmm? - czerwonowłosa spojrzała na dzieciaka i po części słuchając co ma do powiedzenia bard, kucnęła przed nim.
- Co tam?
- hmm… mmm… - Chłopak lekko się zawstydził - emm… Chciałem, chciałem…. Bardzo ładnie śpiewasz, Panno Jenny! - Po czym, starał się natychmiast odwrócić na pięcie.
Dziewczyna złapała chłopca. Podsunęła się do niego i dała całusa w policzek.
- Dziękuję - powiedziała rozbawionym głosem, po czym pozwoliła mu iść dalej. Wyprostowała się i spojrzała na barda.
- To gdzie ten punkt obserwacyjny? -
- Na zachód. około 4-5 dni drogi. Niedaleko Bariery Gromu. -
Jenny kiwnęła głową po czym zamyśliła się nad czymś.
- Moje gratulacje Jen! - odezwał się Erven znad miodu - Porwałaś za sobą bandę spragnionych krwi podróżników, a to nie lada wyczyn. - po czym odwrócił głowę w kierunku barmana
- Róg miodu dla dziewczyny, zasłużyła sobie! Wspominał pan o tym, że zarządcy mogą udostępnić pokoje… ta cena, 100 monet to od nocy, czy jako zapłata własnościowa? -
- Własnościowa. Ogólnie wynajem zdaje się że 10 monet o ile dobrze pamiętam. Ale z pierwszą noc przybyszów zwykle nie ponoszą opłat. Ma się rozumieć inny świat i odrobina zrozumienia.

Gwara i odgłosy zabawy umilkły nagle wraz ze stuknięciem drzwi do karczmy. W wejściu stał mężczyzna raczej przeciętej, góra lepszej budowy. Czarnowłosy ubrany podkoszulkę - bezrękawnik, ciemno zielone spodnie - bojówki, na ramieniu tatuaż smoka trzymającego krąg Yin&Yang. Tatuaż wił się wokół ramienia.
- Smok. - dało się usłyszeć ciche szepty w sali.
Nikt jednak nie reagował, co więcej każdy schodził mu z drogi. Jego twarz i oczy szmaragdowego koloru wyrażały złość. Wszystko zamarło gdy nieznajomy podszedł do baru. Hałas. Brzdęk kilku złotych monet oraz dwa słowa.
- Szukam Sierry. -
Barman powolnym ruchem ściągnął monety i oparl się o blat.
- Wieść głosi... - Zaczął ściszając powoli głos. - ...że ktoś kogoś złapał. Wieść nie niesie konkretów a to twój jedyny ślad Smoku. Rzekomo ta grupa kierowała się na południe, lecz nie zawróciła więc zachód. A że ścieżki są dwie... -
- Rozumiem. Dziękuję. -
- Otto. Hola hola, chłopie. Jeno żem słyszał żeś ty Smokiem się zowie. A mi się ochota na bitkę zebrała. To co? Zatańczym? -
- Odpuść. - Powiedzieli jednocześnie przybysz, rycerz i barman.
Widząc, że zaczyna się robić ciepło, ale jeszcze dach nie płonie, Erven zdecydował się opuścić miejsce swojego aktualnego pobytu i ruszył do kowala Samuraja popytać o zadanie z ogłoszenia.
Castell tymczasem pozostał na swoim miejscu rozsiadając się wygodnie. Z zaciekawieniem i, zdawałoby się, lekkim rozbawieniem przyglądał się sytuacji.
Christos pozostał na miejscu, obserwując rozwój wypadków. Nanaph natomiast, widząc odchodzącego Ervena, zagadał pospiesznie:
- Kolego, zamierzasz przyjrzeć się sprawie z tymi, yhm, jaskiniami? Może znajdziesz tam coś dla siebie, ja z tym Panem - tu wskazał na rycerza - zamierzam się niedługo przejść i popytać. Mogę liczyć na Twą pomoc… a jeśli tak, to gdzie Cię znajdę? -
- Spotkajmy się nad ranem w tym miejscu, najłatwiej trafić, teraz wypytać kowala i załatwić jakieś lokum na noc. -odpowiedział Erven - Lepiej odpocząć, a ranem przejdziemy się wspólnie zwiedzić krypty, co ty na to? -
- Nie ma problemu. Jutro się tu zjawimy, może będziemy wiedzieć już coś więcej. - odparł z uśmiechem Gubernator.
- Przed drogą wymienimy się informacjami, razem dowiemy się więcej niż osobno, a teraz pora na mnie. Miłej nocy, choć może jeszcze tu zajrzę. - rzekł Erven i ruszył w stronę wyjścia realizować swój plan.
- No choćta panocku. Pohulamy. - Powiedział szturchając przybysza.
Jedno szybkie uderzenie, ciężko stwierdzić jakie. W każdym razie efektywne. Drab padł na kolana i złożył się w pół na deskach.
- Tfu. Toch. Kr***. Ehe. Bodaj byś tą swoja kur...
Ostatnie słowa widać trafiły na niewłaściwe podłoże. Smok odwrócił się do barmana i rzucil mu kilka monet.
- To za drzwi. - rzekł i odwrócił się kopiąc draba.
Mężczyzna poleciał jak piłka wyrywając drzwi i część framugi na zewnątrz. Smok wyszedł przez powiększone drzwi i ruszył w stronę bramy. Gdy smok wyszedł z baru, cisza panowała jeszcze przez chwilę. Później wszystko zaszumiało i powróciło do zabawy, jakby nic się nie stało.
-Fiufiu- zagwizdał Soren- wspaniałe przedstawienie, nieprawdaż?- dodał zwracając się do siedzącego obok Christosa.
- Nie da się ukryć - odparł pomarańczowłosy, przyglądający się „Smoku”, a potem poszerzonym drzwiom, którymi tamten odszedł. Na twarzy uwidaczniał się wyra pewnego niepokoju.
- Nie no jasne! - zakrzyknęła dziewczyna patrząc na rozwalone drzwi - po co ja się w ogóle staram? - zasłoniła dłonią oczy opadając na bar.
- Panowie co wy na to, żeby złożyć się na pierwszy nocleg? - pół powiedziała pół wybełkotała leżąc twarzą na blacie. Z większym westchnięciem zagarnęła swój płaszcz i zerknęła na barmana.
- To ile się tam w sumie uzbierało? -
- 18 monet. - Odpowiedział kładąc na blacie małą sakiewkę.
-Przykro mi Panienko, jednak na chwilę obecną jestem bez grosza- odparł Castell- Co zaś do Twojego występu. Pierwszy raz słyszę ten..rodzaj muzyki, ale muszę przyznać że jestem naprawdę pozytywnie zaskoczony, mam nadzieje, że w przyszłości raz jeszcze znajdę się na twoim koncercie- dodał z uśmiechem.
- Też niezbyt mogę się poszczycić bogactwem… - stwierdził Nanaph.
- No właśnie o to mi chodzi - kontynuowała niezrażona Jenny - nie macie kasy ale gdzieś musicie spać. Znaczy się założy się za was… podzieli wydatki i jak będziecie już mieli jak oddać to to zrobicie - Jenny uśmiechnęła się na jedną stronę.
- Nie wydaje mi się bym miała na razie na nas wszystkich, ale może Erven się też trochę podzieli… mam nadzieję. No nie mniej nie rozdzielajmy się, bo na razie razem będzie nam łatwiej. Mam wrażenie, że mimo wszystko każdy z nas posiada coś co przyda się innym - widać było, że dziewczyna desperacko stara się aby otrzymać zapewnienia o wspólnych podróżach.
- Jutro mamy spotkać się tu z Ervenem, i udać się razem do jakichś krypt, przy których potrzeba pomocy. Chcesz zabrać się z nami? W takich jaskiniach z pewnością jest świetna akustyka. - odparł Nanaph - Co do noclegu, myślałem, by przespać się za miastem, ale skoro proponujesz… na pewno oddamy Ci, gdy tylko będziemy w stanie. - uśmiech pełny zakłopotania.
- To on się już odłączył? Ech… - dziewczyna westchnęła - to gdzie możemy znaleźć coś na noc? Byłam zajęta występem i nie miałam czasu zapytać.
- Ja, ja, ja! - Lucas wykrzyczał energicznie.
- Ja mogę spać na dworze! Nie jest wcale tak źle! Gorzej jak spadnie śnieg… No…No, no bo wtedy, wtedy trzeba znaleźć jakiś daszek, ubrania, ubrania się strasznie, strasznie mokną! - Chłopak starał się gestykulować swoje słowa, by nabrały wrażenia “powagi”
- Ty chyba ciężko miałeś - stwierdziła Jenny bez ogródek wpatrując się w chłopca - brawo, że potrafisz być ciągle zadowolony. -
- Phi! Życie byłoby smutne, gdybyśmy wszyscy mieli takie ponure twarze! - Chłopak obdarzył dziewczynę szerokim uśmiechem, miał bardzo ładne i zadbane zęby
- Uszmech! Uszmech! -Mówił nie zmieniając wyrazu twarzy.
- Bez tego, emm… mhmmm...eeee… Miałem ładne słowo które tutaj pasowało! Ehh, eaaa…. Zapomniałem -
- Ale na dworze nie będziesz spał. Nie zostawię cię. Ani was - zerknęła na stojących obok mężczyzn - skoro wpadliśmy tu razem - powiedziała bez cienia żartu w głosie.
Lucas skrzywił minę.
- Dlaczego ten świat wam się nie podoba?! Przecież jest niesamowity! Wspaniały! Niema podziałów, niema arystokracji, każdy może pić miód! Nie biją strażnicy! Ale wy narzekacie, cały czas… Jest to świat, świat… Gdzie każdy może się przyjaźnić! Bez względu, bez względu…. na cokolwiek!
- Ja nie narzekam, ja obiecuję, że nie zostawię cię w potrzebie jeśli będziesz go potrzebować. - Jenny rzekła do dzieciaka - A świat podoba mi się, chociaż muszę przyznać, że mój zawód pal licho wzięło. Na samym graniu nie zarobię na życie. -
- Nie rozumiesz, Panno Jenny. Ja, ja naprawdę nie jestem… ja…. umm… potrafię, poradzić sobie! Jestem prawie dorosły! Niedługo pewnie będę miał brodę! I będę wyglądał groźnie - argh! - wykrzywił usta, pewnie chciał zrobić straszną minę, ale wyglądał jakby miał niestrawność.
- Sądzę że bard to wspaniały zawód! Można zwiedzić wiele krain, śpiewać… ehm, w moim świecie, śpiewać dla książąt oraz Panów! Nosić ładne stroje, ludzie biją brawa… Uhh… więcej nie wiem, ale tak słyszałem! Więc z pewnością jest to prawda!
Jenny uniosła jedną brew do góry słuchając młodzika.
- No ja widzę, że cię nie przegadam, prawie-dorosły cwaniaku - parsknęła śmiechem i powoli zaczęła grać powolną melodię. Każda nuta była osobnym szarpnięciem struny, coś na uspokojenie ostatnich zawieruch w tej karczmie. Nie była to już jednak część występu
- Nie oznacza to jednak - podjęła po chwili - ze należy odmawiać pomocy kiedy ci ja ofiarują. Nie jest to mądre ani specjalnie grzeczne..
- Przepraszam! Nie, nie to chciałem, chciałem powiedzieć… Po. Po prostu martwię się, że kiedyś wszyscy odejdą, wrócą do swoich światów… A… a… A jeśli będziemy się więcej bawić, więcej czasu spędzać radośnie, to… to...to - może, może spodoba im się ten świat tak bardzo, że zapragną zostać tutaj! - Chłopak był zmieszany
Jenny spojrzała smutno.
- Zobaczymy jak to wszystko wyjdzie. Poza nami jest tu wiele innych osób. Może znajdziesz sobie kogoś kogo polubisz bardziej niż nas? Nie martw się tym co będzie. Tego nikt nie wie, więc nie ma co zaprzątać tym sobie głowy.- Paniczu Nanaph, Paniczu Nanaph? Jest Pan tutaj? - Wykrzyczał dzieciak “rozglądając” się dookoła.
- Tu jestem, mały - odpowiedział mu głos Gubernatora. Pomarańczowłosy wstał, podchodząc do małego, i schylając się przy nim, by wysłuchać co ma do powiedzenia.
- Hmmmm...em… Możemy porozmawiać, by nikt nas nie słyszał? Bo… Wstydzę się - odparł Lucas
- No… dobrze - odpowiedział lekko zdziwionym tonem Nanaph, po czym zaczął prowadzić chłopca do wyjścia, przed głośną karczmę, gdzie było nieco… zaciszniej.
- Tak…? - spytał, uchylając się ponownie, już bez początkowego zdziwienia.
- Yyyy… Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę! No, te… o oczach… - zaczął niezręcznie.
- Owszem, pamiętam - odrzekł z nieznacznym uśmiechem Gubernator, czekając na kolejne słowa chłopca.
- Ja, ja myślałem o tym… Chciałbym móc zobaczyć, chciałbym zobaczyć chociaż chwilkę… Przez parę minut, ujrzeć ten świat… To miejsce, by zapamiętać chociaż tyle. Jeśli wrócimy do naszych światów, będę miał pamiątkę. - Odpowiedział, nie patrząc na rozmówcę.
- Nie sądzę, byśmy wrócili… - odpowiedział mężczyzna.
- Mam nadzieje… Tutaj przynajmniej, mam ciepło. - Uśmiechnął się - Powiedz, czy pozwolisz mi spojrzeć swoimi oczami? Chciałbym spojrzeć na Panienkę Jenny, zobaczyć jak wyglądam Ja, czy nawet arystokrata. Znałem to, jednak nigdy nie widziałem, miałeś racje… miałeś racje! Jestem wybrakowany… Ale… to szansa, chwilowa… - Skrzywił usta, jak gdyby przyznał się do własnych słabości
- Nie musi być chwilowa. Może zostać tak na zawsze. - stwierdził pomarańczowłosy. Z miejsca przy stoliku w karczmie odszedł Christos, kierując się ku wyjściu.
Chłopiec pokiwał głową.
- Jesteś bardzo miły, ale nie może… Mogę spojrzeć tylko przez chwilę, ale muszę mieć twoją zgodę. Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale… to dziwne. Nigdy tego nie robiłem, ale wiem że tak można.
- Miałem… własny sposób na zajęcie się tym. Myślę, że byłby bardziej… stały. - powiedział Nanaph. Christos w tym czasie wyszedł z karczmy i dołączył do rozmawiających.
- To jak, spróbujemy? - spytał Gubernator.
- Twój sposób, może mnie…- chłopiec bardzo ściszył głos - zabić… Wyjaśniłbym wszystko, obiecuje że powiem co wiem… Ale, ale nie wiem za dużo, nawet nie wiem jaki mam kolor włosów. - Lucas złapał się za włosy, jak gdyby wiązał kitkę
- Zabić…? - spytał z wyraźnym zdziwieniem Christos, stojący już tuż obok - To niemożliwe. Mój sposób jest… doskonały, nie wiąże się z nim żadne ryzyko… dla Ciebie. Skąd masz takie… przypuszczenia? -
- Pewnie domyśliłeś się, że ludzie… w tym świecie, nie są zwyczajni… Przynajmniej, tak przypuszczam… Ja, ja… Chyba potrafię leczyć, ale… ale… za każdym razem, rani mnie to. Mój stan znacznie się pogarsza, nie mogę przyjmować żadnej pomocy, żadnego wsparcia… - Chłopakowi niemal stanęły łzy w oczach - TO nie jest łatwe! Mając świadomość, że pomoc jest tak blisko… Ty nie możesz zrobić, nic.
Chwila milczenia. Bracia spoglądali na siebie, jakby nie do końca wiedząc co w tej sytuacji zrobić. Christos już chciał coś powiedzieć, ale Gubernator go uprzedził:
- Jeśli tak wolisz… możemy użyć… Twojego sposobu. Nadal jednak nie rozumiem niebezpieczeństwa… Twoje dołączenie do nas miałoby wiele pozytywów, z wiecznym wzrokiem na czele, i naprawdę… z pewnością nie stanowi żadnego zagrożenia. -
- Dziękuje, dziękuje! - Pochylił się w ładnym ukłonie.
- Możesz się troszkę zniżyć, nie mogę dosięgnąć twojej twarzy - Chłopak podniósł dłonie do góry.
Nanaph wykonał instrukcję, Christos natomiast stał się dość podejrzliwy, gotów w każdej chwili przerwać chłopakowi, gdyby stało się coś niebezpiecznego - wszakże, jak sam mówił, w tym świecie nie ma nikogo… zwyczajnego. Jego połączenie z bratem było nad wyraz słabe, choć Lucas nie mógł o tym wiedzieć.
Lucas złapał za twarz mężczyznę, po czym zbliżył swoją głowę. Stuknęli się czołami, po czym Lucas pocałował go w czoło. - Dziękuje, raz jeszcze - Powiedział po cichu. Po czym przytulił się do niego, jak ma to w zwyczaju dziecko, jego uścisk z każdą chwilą słabł, jakby opuszczały go siły…
 

Ostatnio edytowane przez Imoshi : 07-04-2014 o 17:39.
Imoshi jest offline