Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2014, 17:10   #12
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Doszło do połączenia umysłów. I w tym momencie wiele się namieszało. Przez chwilę Lucas widział scenę oczami Christosa. Nanaph, wędrując wewnątrz strefy umysłu natrafił na “coś”. Nie mógł określić co, wiedział jednak, że to ma świadomość i jest to złe…
„Czym jesteś…?”, pojawiła się od razu myśl w Nanaphu.
„Znamy się… Rozmawialiśmy już… ”, odparł niewyraźny głos chłopca.
Dziwny transfer odczuł również Christos gdy jego jak i świadomość Lucasa spotkały się w tejże samej strefie jaźni. Zło pochodzące od “czegoś” zaczynało rozszerzać swoja aurę. Wszyscy przez moment odczuli żądzę mordu. Zarówno na sobie jak i na, nie wiedzieć czemu, bardzie. Umysły doznały wstrząsu który zerwał połączenie.
Nacisk na mężczyznę znów się pojawił, chłopak nie podniósł jednak głowy… - Dziękuje…- Powiedział ciężko
- Co… to było… - spytał Christos.
- Czyjaś śmierć…- odpowiedział szybko
- Często… rozmawiacie? - kontynuował dopytywanie młodszy brat. Starszy, jak zwykle pogrążył się w swym milczeniu, odwrócił się, i wrócił do karczmy.
- Nie, nie rozmawiał ze mną. Bał się… - Chłopiec spojrzał na niego, jego oczy lekko jarzyły się czerwonym odcieniem - Siedział, słuchał, nie robił nic. Jedynie krzyczał, z czasem umilkł, stał się tak samo głuchy jak i ślepy. Cierpiał, umierał, być może nawet już teraz, nie żyje? Być może - zabiłeś go? - Chłopiec uśmiechnął się.
- Tak, być może właśnie zostałeś mordercą? - Lucas cofnął się od Nanapha, jednak nie spuszczał go z oczu.
- Nie sądzę… - odparł Nanaph - Tyle negatywnych emocji nie znika… od tak. Udało Ci się osiągnąć… swój cel? -
- Mój...cel? A miałem jakiś konkretny cel? Miałem jakieś pragnienie związane z tą osobą czy sytuacją? Dlaczego tam myślisz, chłopcze? - Zapytał wyraźnie zaskoczony pytaniem.
Gubernator zdziwił się niejaką zmianą sposobu mówienia, jednak miast komentować, odpowiedział
- Nie wiem co zamierzałeś lub zamierzasz w związku z tą istotą, jednak z całą pewnością chciałeś… przez chwilę widzieć. Jesteś usatysfakcjonowany? -
- Hahahaha! Naprawdę? Nie jesteś w stanie zrozumieć, tak prostej rzeczy? Biada Ci, Nanaphu, jeśli dojdzie Ci do walk gdzie umysł broń będzie stanowić. - Chłopak obdarzył go zgorzkniałym uśmiechem - Pragnienie Lucasa, z całą pewnością było szczere, jednak jego prośba nie jest moją, jego uczucia nie są mymi. Jak wspominałem, być może - jesteś mordercą.
- A więc… powtórzę pytanie: Kim jesteś? - Gubernator podniósł się, spoglądając na chłopca z pewnym żalem.
- Ja…? Ja jestem Lucas. Jestem twoim towarzyszem, prawda? - Lucas znów zrobił dzieciną minę
- A więc kim byłeś wcześniej? -
- Tobą, wcześniej byłem Tobą. Zadajesz jednak za dużo pytań, każde kolejne będzie poświadczone przysługą. Co ty na to? - Zaproponował
-Coraz bardziej mnie zaskakujesz chłopcze- zabrzmiał rozbawiony głos. Chwilę później w krąg światła wszedł odziany w czerń Castell - Powiedz- dodał przekrzywiając zaciekawiony głowę- co jeszcze przed nami skrywasz?-
- Castell! Dawno się nie widzieliśmy! - Podbiegł do szlachcica - I jak? Podoba Ci się ten świat? - Zapytał wyraźnie zaciekawiony, zupełnie odrywając się od poprzedniej rozmowy.
Drapieżny uśmiech zagościł na twarzy arystokraty.
-Jest doprawdy wspaniały- odparł, jego głos brzmiał jakoś dziwnie- przyznam że jak do tej pory wyśmienicie się bawię! Chciałbym jednak wiedzieć KTO jest moim rozmówcą. -
- Chyba wzrok Cię jeszcze nie zawodzi, co nie, Panie Castell? - Obdarzył go miłym uśmiechem - Szukałem miodu! Nie znalazłem żadnego, tak bardzo chciałem spróbować miodu! Widziałeś może go gdzieś tutaj? - Zaczął drapać się po głowie.
-Proponuję zapytać karczmarza- odparł z uśmiechem patrząc z góry na chłopca- to raczej dość oczywiste, co nie, Panie Lucasie? Powiedz, co w tobie siedzi?|
- Szlachcicowi nie wypada zwracać się w taki sposób do sieroty! - Zaprotestował chłopiec - Poza tym, nie wiem który to karczmarz… Nie widzę go… -
Od strony Sorena dosłyszeć można było cichy pomruk niezadowolenia
-Chodźmy do środka, przeziębisz się- odparł do chłopca, opierając rękę o jego ramię i prowadząc go do karczmy- Jest już późno, powinniśmy zatroszczyć się o nocleg- dodał do mijanego Gubernatora, wymieniając z nim spojrzenie.
- Dziękuje, Panie Soren. Jednak nie musisz się martwić! Spędziłem wiele lat na ulicy, nie sposób mnie tak łatwo pokonać! - zacisnął pięść - Ciężko mnie pokonać! - Wypiął dumnie pierś.
- Erven już się tym zajął… - stwierdził Nanaph, wchodząc do budynku za arystokratą. Usiadł jedynie na kilka sekund, gdy jeden z tutejszych wstał i udał się do wyjścia z karczmy, a młodszy z braci za nim. Christos pozostał na miejscu, milcząc, i spoglądając, to na Sorena, to na Lucasa.
- Zjadłbym coś ciepłego… Albo owoce! Bardzo lubie owoce, gruszki, podobno są żółte i słodkie! Muszą być wspaniałe! - Powiedział do towarzyszy.
-Chwilowo nie mamy pieniędzy- odparł Castell odwzajemniając pytająco spojrzenie Christosa- Poproś Ervena rano, z pewnością coś Ci kupi. Czy wiesz gdzie jest miejsce naszego noclegu?- zwrócił się do jednego z braci.
- Barmanie, gdzie możemy znaleźć… zarządcę od mieszkań? - spytał w odpowiedzi pomarańczowłosy
- Górne miasto. Na targ a później prosto. Tam ktoś będzie wiedział. Taki pucołowaty wieprz. Nie trudno nie rozpoznać.
- Hej… Mam propozycje, może zagramy w grę? - Rzucił chłopak, widocznie znudzony - Moglibyśmy zagrać w grę “zgadnij na co patrzę” Ale cóż… nie miała by sensu, prawda? Ale możemy opisywać jakiś przedmiot, pozostałe odgadują o co chodzi, wygrany dostanie nagrodę. Będzie musiał zrobić daną rzecz. Słyszałem że dzieci się w to bawią! Nigdy nie miałem okazji… Nanaphu, wcześniej byłeś bardziej rozmowny, tak chętnie zadawałeś pytania - dlaczego nie zagrasz z dzieckiem w grę? - Wyszczerzył ząbki
- Mój brat wyszedł chwilę temu - stwierdził pomarańczowłosy spokojnym, nieco zamyślonym tonem.
- Uhhh… Nie różnisz się tak bardzo od swojego… brata, możesz go zastąpić, ba możesz nawet okazać się znacznie cenniejszy niż Ci się wydaje. Chyba że rola, tego negatywnego, przymulonego, nieco… nieobecnego Ci pasuje. Nie zdajesz sobie jednak sprawy z tego, jak wiele tracisz. Może, zagrasz? -
Chłopcu odpowiedziało tylko milczenie.
- Zdajesz sobie sprawę że to Ty jesteś tym słabszym, prawda? Twoja wola, szybciej Cie osłabiła, twój braciszek użył Ciebie jako tarczy, nie męczy Cię to? Ta świadomość, że jest się tym gorszym, tym wiecznie drugim? Mimo że jesteście tak podobni, to ty i tak siedzisz w jego cieniu, jaka jest więc twoja wartość? Jaka jest więc wartość twojego brata? - Ciągnął dalej
Jedyną reakcją mężczyzny było delikatnie zaciekawione spojrzenie skierowane na chłopca.
- Wiesz… Jest zaklęcie, które pozwala spętać dwie istoty, przekazać jego witalność drugiej… Ale problem jest taki, że jesteś na to za słaby, prawda? Być może jednak znajdziesz w sobie tyle odwagi, tyle poświęcenia by pomóc bratu? Jak myślisz, jak wiele byłbyś w stanie poświęcić dla niego? Jak wiele byłbyś wstanie poświęcić, by chociaż na chwilę stać się głównym aktorem na scenie, by oczy innych skierowane były na Ciebie, nie zaś na niego. Mimo że patrzą na niego, to nadal i dostrzegają Ciebie, prawda? W końcu jesteś jego cieniem. Odpowiedz mi, czy jesteś w stanie poświęcić się dla brata? -
Lucasowi wciąż wtórowało milczenie, Christos jednak powoli poszerzał uśmiech, patrząc już bezpośrednio na rozmówcę. Castell tymczasem, siedząc wygodnie obserwował z fascynacją przedstawienie. Sam nie był pewien czy się wtrącić czy jeszcze trochę nacieszyć widokiem.
- Ohh…! Jednak masz jakieś uczucia! - Rzucił wyraźnie uradowany - Już się bałem, że jesteś tylko powłoką, która musi podążać drogą wytyczoną przez innych. Jesteś biedny, smutny, pusty. Ale nie martw się, wiem że kiedyś znajdziesz cel w swoim życiu, być może jakieś pole, ładna żona? Oh… nie, to niemożliwe, w końcu jesteś jeno cieniem. Ale czy brat pozwolił Ci śmiać się? Czy może żyjesz na krawędzi jego nienawiści i łamiesz zasady? Ohh… Znów będziesz milczał? Znów zachowasz swoją nieskalaną twarz? Jesteś aż takim tchórzem że nie jesteś w stanie odpowiedzieć, dziecku? - Wyciągnął do niego dłoń.
Twarz Christosa cały czas wykrzywiona była w dziwnym uśmiechu satysfakcji.. Nachylił się tylko i szepnął małemu:
- Biada Ci, duchu, jeśli dojdzie Ci do walk gdzie umysł broń będzie stanowić. -
- Więc jesteś tylko pionkiem… Liczyłem, liczyłem do ostatniej chwili, że wskórasz ostatnimi słowyma chociaż lekką pogardę, postawisz się słowom…. Ty zaś nagradzasz mnie ostrzeżeniem. Czy to nie urocze? Jak spotkamy Jenny, poproszę ją by zamieniła się z tobą ubraniami, nie jesteś godny tak się ubierać. Chyba, że udowodnisz że jesteś mężczyzną, broń swojej godności, swojego honoru. Możesz mnie chwycić, rzucić o ścianę, dałbyś radę to zrobić, prawda? Chyba że boisz się dziecka?
Mężczyzna zmienił nagle wyraz twarzy, odpowiadając:
- Niegodnym byłoby wyżywać się na opętanym ciele. Powinieneś je zwrócić właścicielowi, duchu… nie mniej, ciekawa z Ciebie istota. Co jednak jest… Twym celem? Mam uwierzyć, że postanowiłeś z dobroci serca pomóc mi pokazać Nanaphowi gdzie jego miejsce? Gdzie w tym interes dla Ciebie, duchu? - Po jego twarzy, między kolczykami, zdawały się przeskakiwać maleńkie, czarne iskry.
- Jestem po prostu uczynny. Niezwykle mi żal kiedy takie talenty się marnują.
- I…? Co próbujesz zaproponować? -
- Ja? Daje Ci możliwość spojrzenia na samego siebie, kiedy uświadomisz sobie czym jesteś, wrócimy do tej rozmowy. Cieszę się jednak, że zainteresowałeś się tym. - Chłopiec uśmiechnął się do niego, jednak tym razem przyjaźnie. Christos spoglądał jeszcze jakiś czas na Lucasa, myśląc nad jego prawdziwą osobowością. Zła aura wewnątrz niego zdawała się rosnąć w siłę, kosztem „prawdziwego” chłopca. Mężczyzna nie miał pojęcia jak to zatrzymać… wiedział jednak, że takie zło nie może zostać na wolności. Trzeba było się go pozbyć, mniej lub bardziej brutalnie.



Rycerz wstał ze swojego miejsca. Zapłacił za napitek i posiłek a następnie skinął na wojownika, by ten ruszył za nim. Koszary, jak widać przebudowane, stanowiły bardzo wysoką wieżę i zarazem dość obszerne pomieszczenie wyłupane w skale. Weszli do środka. Parter zawierał obszerną salę ze schodami do góry jak i w dół, oraz drzwiami kwaterowymi, i chyba spiżarnią czy tez magazynkiem. Znajdował się tu stół zawalony papierami. Mężczyzna usiadł po jego drugiej stronie i nakazał również usiąść przybyszowi.
- Jestem Filip. Kapitan straży miejskiej Lofar. Przejdźmy do interesów.|
- Dobry wieczór, nazywam się Nanaph. Skromna drużyna, której jestem członkiem nieco zainteresowała się “kryptami”, przy których potrzeba… pomocy. Ktoś zwiedzał je wcześniej? Co je zamieszkuje? I w zasadzie, co w ogóle o nich wiadomo? -
- Tunele. Z jednej strony kute przez nas z pomocą przybyszów z drógiej maja własne przejścia. Jedna ścieżka zapętlona do drugiego wyjścia. Jedna idzie w głąb - ta do zbadania. A dróga gdzieś na druga stronę. Wcześniej wchodzili tam moi ludzie i kilku przybyszów. Gdy kilku, którzy zeszli w dół nie wróciło nikt juz więcej tam schodzić nie próbował i ogólnie niezbyt chętnie tam się wybierano. Z wiedzy to tyle że tunele nie są drążone przez nas. Są jakąś pozostałością czegoś. Nic więcej nie wiadomo. -
- Gdzie znajdziemy wejście? - dopytał mężczyzna.
- Po nocy nikt tam nie wchodzi. Wejścia, bo 3, są na zachodzie... - chwila namysłu. - Górne miasto schodami w górę i cały czas prosto aż do ściany. Za tamtejszymi domami jest zdaje się paręnaście metrów przerwy od ściany. Cóż, odrobina rozumu w architektach.
- Jaka jest szerokość tych tuneli?
- Zależy, te bliżej powierzchni zdaje się 1,5x2, 2x2,5, coś takiego. Dwóch daje radę iść obok siebie i nie trzea się schylać… No przynajmniej ogół nie musi. -
- Rozumiem… - odparł Nanaph - Jak sprawa ma się z wynagrodzeniem… i ekwipunkiem? Rozumie Pan, jesteśmy tu nieco nowi, i nasz własny ekwipunek nieco się zniszczył - mówiąc to ukazał jeden z swych pordzewiałych mieczy - Dałby Pan radę użyczyć nam czegoś z zbrojowni straży? -
- Miecze, pochodnie i jeśli trzeba mały zapas. Nie wiadomo ile czasu tam spędzicie. Wynagrodzenie... hmm. To co tam znajdziecie, może być wasze. A raczej to co stamtąd wyniesiecie. Plus mogę zaproponować 50 monet na głowę. Przynajmniej dla tych którzy jej nie stracą. I jak zainteresowani? -
- Zainteresowani, jutro z samego rana wyruszymy. - odparł Nanaph, z szerokim uśmiechem, wstając od stołu.
- Zgoda. Będę czekał rano przy wejściu razem ze sprzętem. -
Nanaph uścisnął jeszcze dłoń kapitanowi, po czym oddalił się w kierunku baru, po brata i resztę towarzyszy, czyli po prawdzie tylko po Sorena i Lucasa, bowiem Jenny, Erven i Kinemon gdzieś zniknęli. Drużyna trafiła bez większego kłopotu do zarządcy mieszkaniowego, który przydzielił im „tradycyjny”, darmowy nocleg.
Nikt nie przypuszczał, jak przerażające przygody może przynieść jutro.
 
Imoshi jest offline