Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-04-2014, 22:22   #8
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet


Dwa dni wcześniej


Zaryzykował. Liczył, że mu się uda, że zdąży. Udało się ale nie zdążył. Przeciwnik okazał się trochę szybszy niż się spodziewał i Kaarel trafił go dopiero za drugim razem za to prosto w szczękę. Tamten odruchowo się cofnąć i zgodnie z wyszkoleniem zasłonił twarz rękami. Cotant spodziewał się tego i posłał mu zmyłkę w postaci prawego sierpowego w bok głowy. Tamten zdołał się zasłonić łokciem ale pięść gwardzisty już mknęła pod jego zasłoną w klasycznym podbródkowym. Od ciosu przeciwnik Kaarela tylko jęknął i znów cofnął się o krok. St. szeregowy nie czekał tylko kopnął go lewą nogą w powyżej biodra. Tamten jakby oprzytomniał i próbował się zasłonić przed spodziewanym ciosem który faktycznie nadszedł. Ale było to wysokie kopinięcie z półobrotu w odsłoniętą skroń tamtego. Było na tyle mocne i nagłe, że w końcu powaliło oszołomionego po wcześniejszych ciosach przeciwnika.

Niestety zajęło mu to zbyt długo czasu i jeden z kolegów powalonego zdołał go dopaść od tyłu. Próbował go dusić ale Kaarel przygiął brodę do piersi co cholernie utrudniało takie numery. Uścisk był jednak mocny i dawał napastnikowi przewagę ale ciężko było naprawdę czymś zaskoczyć speca od walki w zwarciu. Kaarel pochylił się w ten sposób przeciwnik był przez moment na jego plecach. Myk polegał na tym by ciężar oponenta przenieść na biodra i nogi przez co kręgosłup był minimalnie obciążony. Dzięki temu można było "dźwignąć" nawet soporo cięższych przeciwników. Tak było właśnie i teraz. Następnie Kaarel upadł na ziemię pozornie ustępując przeciwnikowi i niejako zwijając się w kulkę chroniąc swoje trzewia. Czuł, że przeciwnik znacznie osłabił siłę chwytu po to by złapać równowagę od tego manewru. Musiał to zrobić by nie spaść z jego pleców. Na to czekał Kaarel. Jedną ręką chwycił obiema dłońmi prawe ramię oponenta i ogiął je pod siebie. Moment potem lewa ręka powędrowała ku lewej nodze tego drugiego i wyrzucił się w prawo i do przodu. Pozbawiony stabilnej równowagi przeciwnik jaką dawał mu zaczep nogami i pod wpływem nagłego ruchu po porstu musiał z niego spaść. Co więcej Kaarel wciąż trzymał jego ramię. Od razu więc przekręcił się tak, że przygniótł własnymi nogami pierś tamtego jednocześnie unieruchamiając między nimi jego ramię. Teraz wystarczyło mu stopniowo zwiększać nacisk na jego stawy w łokciu poprzez unoszenie bioder. Tamten mógł już tylko się poddać albo liczyć się z wybitym stawem w łokciu i dłuższą kontuzją. Poddał się oczywiście zanim to nastąpiło. Kaarel zanim go puścił w zwolnionym tempie jeszcze "uderzył" go butem w twarz i krtań dając mu jasno do zrozumienia, że mógłby go wykonczyć gdyby chciał. Ale nie chciał.

Walka była skońćzona. Czterech przeciwników w gwardyjskich mundurach leżało jęczących na ziemii. Trzema zajął się Kaarel a jednym jego skośnooki kumpel.

- Dobra Titus, spadamy stąd zanim żandarmeria przyleci. - mruknął do kumpla Kaarel. Nie miał ochoty tu przebywać dłużej niż musiał.
- Dobra, czekaj, tylko zgarnę wygraną... - rzekł z chciwym wyrazem twarzy Titus.
- Jaaa pieeerdooolee! Titus! - zdenerwowanie Kaarela w końcu znalazło ujście. Jednak jego kumpel już myszkował przy przewróconym karcianym stoliku. W końcu z wprawą świadczącą o wieloletnym stosowaniu tego manewru skośnooki ścięty prawie na zero kumpel bruneta pojawił się z powrotem.
- No już jestem, jestem... No co? Długo było? Spadajmy zanim blaszane łby się zjawią. - teraz już zgodnie z pośpiechem zaczął się szybko oddalać od karcianego grajdołka gdzie do niedawna grał z innymi gwardzistami.
- Kurwa, Titus, ty tak specjalnie nie? Najpierw się pakujesz w kłopoty a potem liczysz, że ja cię znich wyciągne! - zirytowanym i oskarżycielskim głosem spytał kumpla który jak zwykle udawał głupiego.
- Jaaa?? No co ty! W życiu bym tak nie wykorzystywał mojego przyjaciela! - ton głosu niedużego łotrzyka był ucieleśnieniem skrzywdzonej niewinności.
- Akurat! Ej... Co ty masz za pierścien? Jeden z tamtych nie miał go na palcu? - spostrzegł, że prawie w biegu niższy mężczyzna dokonuje ogledzin jakiegoś pierścienia. Właściwie był pewny, że zabrał go jednemu z powalonych gwardzistów. W końcu wciąż na skroni miał po nim krwawą rysę gdy tamten go raz trafił.
- No miał. Ale już nie ma. Własnie o niego była ostatnia gra i wyobraź sobie jak wygrałem go uczciwie oczywiście, to nie chciał mi go oddać! Świnia jedna... Za słabo go sprałeś jak na mój gust... - wdał się w swój marudny ton Titus.
- Ty się kiedyś doigrasz Titus... - westchnął ciężko Kaarel. Mniejszy kumpel był świetnym kumplem ale przy jego nawykach aż prosił się o przykry koniec. A przecież powinien zginąć jak na gwardzistę przystało, jak przystało na nich wszystkich...



Teraz


W zapakowanej po brzegi pace transportera wszystko się trzęsło. Hałasy te z zewnątrz i te z wnętrza mówiły wszystkim o niezłym natężeniu ognia. Kaarel siedział w swoim siedzisku z zamkniętymi oczami i modlił się o powodzenie misji i zwycięstwo nad tymi parchami z tej planety. Ich opór był daremny. Zwycięstwo młota Imperatora było pewne. Kaarel jedynie miał cichą nadzieję, że będzie mu dane uczestniczyć w tym zwycięstwie. Szybko skończył modlitwę gdy światło zmieniło barwę oznaczając gotowość do desantu.

Wyskoczył zaraz na przedzie a jego kumpel Titus był tuż za nim. Robili tak zawsze gdy tylko było to możliwe. Od czasu gdy się spotkali razem na jakimś odległym zadupiu podczas desantu gdy obaj wyladowali daleko poza główną strefą lądowania. Titus miał jednak mniej szczęścia i został pojmany no i za pewnie skończyłby z przewiwtrzoną czaszką gdyby nie interwencja drugiego zaginionego gwardzisty. Wówczas jeszcze szeregowego Cotanta. Po prawie tygodniu przedzierania się przez wrogi teren w końću udało im się dotrzeć do własnych linii. Ten tydzień zrobił z nich braci krwi, ognia i lasera co dzięki łasce Imperatora zostało docenione przez zwierchników i pozwolono im służyć w jednym oddziale.

Obecnie zajęli perymetr ochronny wokół dowódcy. Gdy role obu drużynom zostały przydzielone i Yun wydał rozkaz ruszyli naprzód ku wyznaczonej śluzie. Poruszali się podzieleni na trzy grupy. Gdy pierwsza posuwała się marszem strzeleckim do przodu miała dość ograniczona percepcję i możliwości walki. Szli w lekko przygarbionych pozach, z twarzą przyłożoną do broni i z palcem na spuście. Pierwszy zawsze sprawdzał dół i przód. Drugi górę i prawą flankę. Trzeci lewą i tył. Taka minimalna trzyosobowa formacja miała wówczas pole obserwacji a więc i ostrzału dookoła siebie oraz nad i pod sobą. Byli dodatkowo osłaniani przez resztę grupy zostajacej za nimi. przynajmniej póki nie zajęli pozycji obronnej. Wówczas ruszała druga trójka postępując podobnie aż ich wyprzedziła i znów zajmowała teren przed sobą. W ten sposób cała drużyna Beta zbliżała się do wyznaczonej śluzy. Teren był dość bogaty w rzeźbę terenową więc ograniczał pole widzenia i dawał sporo możliwości osłony a więc i zasadzki obu stronom.
 
Pipboy79 jest offline