Wielkolud nie był zadowolony, lecz ruszył.
Na jego twarzy widać było zniecierpliwienie. Jakby czekał na coś nieprzyjemnego co ma się wydarzyć i chciał to już wreszcie mieć za sobą.
Trakt prowadził przez pagórkowaty teren, więc raz po raz wspinali się na wzniesienia z których niestety nie widać było niczego poza polami oraz lasami.
Gdy w końcu wspięli się na nieprzyjemnie wysoką górkę ich oczom ukazała się niewielka wioska schowana w w dolinie porośniętej obficie lasami.
-Panowie. Naprawdę. Zażegnajmy ten nieprzyjemny spór. Przemoc nie jest potrzebna -
Chudy mężczyzna leżał na ziemi. Jego długi, brązowy płaszcz brudny był od kurzu co oznaczało, że siłą zrzucono go z konia, który stał nieopodal.
Kapelusz leżał obok mając na sobie widoczny ślad po bucie, więc próbował tuż po lądowaniu go założyć, lecz nie pozwolono mu na to.
-Nikt nie bydzie mi narzeczonej stukał! - ryknął jeden z dwóch osiłków stojących nad nim z przygotowanymi pałkami w ręce.
-Tak jak wspominałem. Toż to zwykłe nieporozumienie. Noc spędziliśmy na rozmowie. Długo się nie widzieliśmy, więc mieliśmy wiele do nadrobienia- Mężczyzna próbował podnieść się z ziemi, lecz gdy oparł sie o łokieć oberwał weń.
-Nie piernicz mi tutej! Chędożyłeś ją całą noc! Słyszeli wszyscy jak kwiczała!- wrzeszczał osiłek z każdym słowem rozpryskując ślinę.
-To był tylko jej śmiech. Śmiała się z moich żartów. Naprawdę dobrze się bawiła. Nie śmiałbym tknąć czyjejkolwiek narzeczonej. Zwłaszcza jeśli jej luby jest takim...emm szanownym jegomościem jak pan - odpowiedział szczerząc bielutkie zęby w uśmiechu
-Całowaliście się na pożegnanie! Cała wieś widziała! -
-To był przyjacielski całus w policzek. Nic groźnego. Naprawdę. Słowo daje -
-Mylisz usta z policzkiem? Zaraz ja pomylę moją pałkę z twoim ryjem! -
-Cześć Vrie. Kopę lat -rzekł Corag spoglądając na tę scenę z obojętną miną
-
Jedź dalej wędrowcze, To nie twoja sprawa - mruknął jeden z osiłków