Spał jak zabity. Oczywiście, nie planował tego. Wręcz przeciwnie. Miał nadzieję, że nie uśnie na amen, a jedynie będzie czuwać, trzymając masywny topór na wyciągnięcie ręki. Śmierć lubiła przychodzić z zaskoczenia i zawsze powtarzał sobie w duchu, że gdy przyjdzie po niego, pierwej wyśmieje ją w twarz, nim pójdzie w tany. Nawałnica ostrzy i potok krwi nie nadeszły tej nocy. Liczył na to. Liczył on i grupa przynajmniej kilku innych osób. Kiedy ze snu zbudziło go pianie koguta oraz zbierający się w biesiadnej sali goście przetarł dłonią twarz i mlaskając z niesmakiem wczorajszego piwska wstał z łóżka. Rosły mąż podszedł do okna zasłoniętego okiennicą i otwarł ją na chwilę. Zimne, lodowate wręcz powietrze w momencie go dobudziły.
Tyr założył swoje futro, które tak bardzo lubił, mimo iż całe było pozszywane, oraz poplamione krwią. Mężczyzna rozciągnął się by nie być zastanym, po czym z uśmiechem na twarzy zszedł na dół.
-Dobra wiadomość na dzisiaj?- krzyknął niemal rozkładając ręce na znak krzyża -Wszyscy żyjecie! Ha!- Tyr dosiadł się do Norsmenów, lecz wyczekiwał na zejście Zoji i Magnusa. Nie wiedzieć czemu nie znał tej dwójki praktycznie w ogóle ale jakoś dziwnie traktował ich jak kompanów.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |