Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-04-2014, 21:31   #176
Tiras Marekul
 
Tiras Marekul's Avatar
 
Reputacja: 1 Tiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnieTiras Marekul jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wychodząca z izby, niemal płacząca dziewka wiedziała jakim człowiekiem jest Lorenzo Casini. Inkwizytor nie ukrywał prawdziwego oblicza pod maską pozorów. Jak na dłoni było widać jak bardzo lubuje się w zadawaniu cierpienia kiedy dąży do uzyskania konkretnych celów, nie majać przy tym najmniejszych skrupułów. Nic dziwnego więc, że Lyndis cała roztrzęsiona opuszczała budynek nie mając pojęcia jaka krzywda ją spotka kiedy tylko Casini dostanie wolną rękę.

Odczucie głębokiej urazy względem inkwizytora nie odbiło się na Walbrechcie. Ilość złota jakim dysponuje ród Tarashofferów jest praktycznie nieograniczona i ta jedna moneta, rzucona przez Lorenzo jak psu mogła stanowić jedynie mizerny pokaz jego wrodzonej arogancji, mający poniżyć szlachcica na oczach zebranych. Tarashoffer odprowadził wzrokiem inkwizytora i z niezachwianą wręcz pewnością siebie uderzył złotym krążkiem o stojącą opodal szafkę na leki, tak, że moneta znalazła się przyduszona do drewna pod jego rozłożoną dłonią. Jakiekolwiek szepty ucichły, jeśli miały takowe miejsce pozwalając zapanować na moment głuchej ciszy.
- Gortredzie, ta moneta jest twoja. Zrekompensuj sobie w ten sposób ich wizytę - Welbracht zwrócił się do cyrulika.

Negatywne emocje spłynęły z niego natychmiastowo wraz z pozostawioną na szafce monetą. Szlachcic zrobił kilka kroków i odwrócił się na pięcie stając plecami do drzwi. Niezadowolenie z obecnej sytuacji, która powiązała go z grupą byle wsiurów, dla spostrzegawczego oka było dostrzegalne na jego twarzy. Poprawił kołnierz surduta i zaczął.
- Nazywam się Walbrecht Tarashoffer i jestem zmuszony spędzić z wami parę dni - rozpoczął z głosem godnym herolda. - Jesteśmy zgodni z monsieur Casini, że trzymanie was przy życiu jest zbyteczne. Wola Lorda Viktora jest jednak wam sprzyjająca i zażyczył sobie aby wasze głowy pozostały na swoim miejscu - zrobił dłuższą pauzę aby ocenić reakcję słuchaczy.
- Otrzymacie ode mnie więc kilka podarunków zaraz po tym jak znajdziemy się w gospodzie. Zapach krwi i potu jakim woniejecie przyprawia mnie o zawroty głowy, więc pierwsze co zrobicie to pójdziecie się umyć. Otrzymacie też czyste ubrania. Kolejna rzecz to posiłek jaki przyjdzie wam zjeść. Patrząc jak wyglądanie zakładam, że ostatnią ciepłą strawę jedliście zanim rozpoczęła się rzeź i wybito was do nogi. Kolejna rzecz to pokoje w których będziecie mogli odpocząć - Walbrecht mówił szybko, zrozumiale i konkretnie nie dając szansy na jakiekolwiek wtrącenia. Głos miał stanowczy, pewny, świdrujący umysł w niepojący sposób.

- Jestem o wiele łagodniejszy niż Lorenzo Casini - kontynuował po chwili. - Jeśli będziecie współpracować wyjdziecie z tego cało, wszyscy. Nie możecie opuścić miasta więc za dnia nie zostaniecie wypuszczeni przez bramę, nocą zaś bramy pozostają szczelnie zamknięte. Zresztą za murami grasują stworzenia o których istnieniu nigdy nie słyszeliście, a jeżeli już to w mitach i bajkach - dodał na koniec bawiąc się sygnetem. - Jakieś pytania?
 
__________________
Ph’nglui mglw’nafh Cthulhu R’lyeh wgah’nagl fhtagn.

Ostatnio edytowane przez Tiras Marekul : 08-04-2014 o 21:45.
Tiras Marekul jest offline