Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2014, 12:56   #33
Dhratlach
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Matthias wsiadł za kierownicę Forda, przekręcając kluczyki w stacyjce. Auto mimo jego usilnych prób nie odpalało. Westchnął głęboko, sprawdził jeszcze schowki i wysiadł, otwierając maskę.

- Ktoś może mi tu pomóc? - Rzucił przypatrując się na razie martwemu silnikowi.
Nine rozglądała się bezradnie. Pochodziła ze Szwajcarii, ale widoczne szczyty nic jej nie mówiły. W tym kraju było ich za wiele, żeby ktoś nie związany z górami potrafił je rozpoznawać. Objęła się mocno ramionami, drżąc od zimnego wiatru, z łatwością przenikającego cienkie ubranie, które miała na sobie. I tak miała lepiej niż większość, owinięta również kurtką.

- O nas mogli zapomnieć, dlaczego zostawili samochody? - spytała cicho sama siebie. - Scheisse! Po drodze do tego miejsca mijaliśmy wioskę. Tam powinniśmy poszukać pomocy... - dodała głośniej, odwracając się w stronę kompleksu. - Myślicie, że się cały spali i nie będziemy mogli już tu wrócić?

- Jest dobrze.. - powiedział rumuńczyk wyraźnie zadowolony zasłaniając dłonią słońce - ..mamy wczesną wiosnę.
Na samochodach i szeroko pojętej mechanice znał się nijak więc nie bawił się z samochodem. w zamian ruszył w kierunku budki strażniczej sprawdzić czy aby coś ciekawego tam nie znajdzie, wliczając w to jakąś cieplejszą kurtkę strażnika, lub inne przydatne rzeczy.
Silnik nie dawał najmniejszego nawet śladu życia. Wciskanie przycisku "Start" bowiem włączało się zapłon właśnie w taki nowoczesny sposób, nie wywoływało reakcji. Pełna elektronika słabo radziła sobie z czasem. Uniesiona maska ukazała zabudowany silnik, bez problemu dało się dostać tylko do oleju, płynu chłodniczego, płynu do spryskiwaczy oraz akumulatora. Ten ostatni nie dawał znaków życia, co zauważył Leon, bezpośrednio ręką dotykając biegunów.

- Oj. Tam w środku zostało trochę prądu, skoro kable błyskają. Może dałoby się to jakoś podładować? - zaczął grzebać w bagażniku i wyjął z niego kable. - No, podpiąć można. Jak byłoby do czego, neka ga!
Tu na zewnątrz zrobił się swobodniejszy, ale oczy ciągle pozostawały rozbiegane, strach się nie ulotnił. Zagłuszał go ruchliwością. W przeciwieństwie do Monique, stojącej w miejscu i po prostu patrząc się bez słowa przed siebie.

Aleksiej w tym czasie zbliżył się do budki strażniczej. Trzymała się nieźle, pewnie dlatego, że murowana i całkiem solidna jak na tego typu miejsce. Jeśli wzięło się pod uwagę mrozy panujące tu pewnikiem zimą, a także wiejące wiatry, które czuć było i teraz, gdy zimno przenikało w ten sposób prawie do samych kości, solidność stawała się oczywista. Od wewnętrznej strony do szyb przyklejono kartki z ogłoszeniami po niemiecku i francusku, teraz prawie zupełnie nieczytelne. W środku miejsce urządzone zostało minimalistycznie. Krzesło, stolik, mały telewizorek. Jeśli była broń, to dawno zniknęła, za to dzięki zamkniętym drzwiom nic do środka się nie dostało. Rumun miał wrażenie, że jest pierwszym osobnikiem wkraczającym tam od kilku co najmniej lat. Przez oparcie krzesła ciągle wisiała przewieszona kamizelka odblaskowa, na stole walały się resztki jakiś chrupków, a raczej samo opakowanie po nich. Leżała także krótkofalówka, nie wydająca żadnych dźwięków po naciśnięciu przycisku. Mogły paść tylko baterie, ale nie było zastępników. Poza tym komputer z niewielkim ekranem i sporo wyblakłego papieru, długopisów i innych przyborów biurowych, służących niewątpliwie do zapisywania i kontroli przyjeżdżających i odjeżdżających pracowników kompleksu.
Ostała się nawet plakietka z ciągle widocznym imieniem i nazwiskiem. Bartleme Ebesbach nie pracował tu jednak od bardzo dawna.

Nie namyślając się długo pochwycił kamizelkę którą to założył i krótkofalówkę, oraz stertę papieru zdatnego na rozpałkę, po czym ruszył do bawiących się w mechaników i elektryków od samochodów towarzyszy. Położył papier na ziemi obok koszyka przyciskając go krótkofalówką co by wiatr nie rozwiał. Zostawił też wcześniej zebrane towary.
- Wygląda na to, że zanosi się na transport, to opróżniamy koszyk i wracam po resztę rzeczy do kantyny. - powiedział i tak też uczynił na odchodne mówiąc. - Szkoda by co się zmarnowało, co nie? Spróbujcie odpalić Land Rover’a, nie wiem czy zmieścimy się w Forda..
 
Dhratlach jest offline