Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-04-2014, 14:37   #13
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Steven starał się rozluźnić atmosferę, jednak niezbyt efektywnie. "Drużyna" wolała stać, czy później iść w całkowitym milczeniu, spoglądać tylko na siebie podejrzliwie, jakby sprawdzając, czy nikt nie celuje w drugiego. Wychodząc z wnętrza parkingu wyglądali może jak oddział, ale z pewnością tak naprawdę sobie nie ufali. Starzec miał nadzieję, że nie dojdzie do żadnych poważnych kłótni. I że chociaż wyglądali jak bohaterowie, w których cała ludność parkingu mogła pokładać tę nadzieję, która jeszcze z nich nie uleciała.

Droga nie była jakoś specjalnie niebezpieczna. Zgodnie z rozkazami mieli dotrzeć do jeziora i spróbować znaleźć jakąś morską drogę ucieczki. Szli więc tak sobie, omijając zagrożenia szerokim łukiem. Markins początkowo czuł na sobie dość nieprzychylne spojrzenia całej trójki, ale potem osobnicy najwyraźniej zajęli się obserwacją siebie nawzajem. Chyba niespecjalnie go polubili. Woleliby mieć ze sobą kolejnego żołnierza, czy choćby tępą górę mięśni, która odgrodziłaby ich od trupów, to pewne. No ale cóż biedny Steven mógł z tym zrobić?

Po przejściu około kilometra, starzec zauważył w pobliskim, otwartym i pustym samochodzie coś interesującego. Korzystając z tego, że szedł jako ostatni, i nikt nawet nie zaszczycał go spojrzeniem, wymknął się z szeregu na kilkanaście sekund. Chyba nawet nie zauważono jego zniknięcia, bo nikt się nie odwrócił i nie spytał o co chodzi. Chwilę potem wrócił do oddziału ze zdobyczą.
Nie zdążył się nią nacieszyć, czy poinformować, bo oddział przystanął za jakimś autobusem. Widzieli coś, a raczej kogoś. Kilkadziesiąt sekund obserwacji, by każdy z drużyny mógł sobie coś pomyśleć o czarnym dymie z dachu pobliskiego budynku, czy o jakimś człowieku na tymże dachu.

Nadszedł czas, by przedyskutować tę sprawę, cała reszta odwróciła się do siebie, i zobaczyła dość ciekawy widok. Otóż Steven bezceremonialnie, jak gdyby nigdy nic, przystanął otwierając jakąś apteczkę samochodową i pospiesznie sprawdzał jej zawartość. Zaraz, apteczkę? Wszyscy mogli być już pewni, że wyruszając takiej nie miał, a teraz już ma. Co najmniej dziwne. Starzec jednak ani myślał to tłumaczyć, odpowiadając miast tego na zadane pytanie:
- Ja bym się zaprzyjaźnił. Późno się robi, potrzeba nam jakiegoś miejsca na nocleg. Na pewno się z tamtymi jakoś damy radę dogadać... ale zanim to nastąpi, proponuję zająć się tymi tutaj przyjemniaczkami. - kończąc wypowiedź wskazał na podążających za nimi zombie. Nie wyglądało to na morderczą hordę, ale z pewnością nie dawało zbyt dużo czasu do namysłu. Markins dokończył sprawdzanie apteczki, po czym, wkładając ją sobie na ramię, chwycił za posiadany toporek, wyczekując aprobaty reszty i szybkiego zażegnania kłopotu.
 
Imoshi jest offline