Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-04-2014, 22:15   #34
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Z szabrowaniem musieli się pospieszyć. Najpierw przekonały się o tym kobiety, potem wracający do środka Rumun. Dym coraz bardziej pochłaniał całe wnętrze i mimo braku widocznych płomieni, przebywanie w środku stawało się niebezpieczne. Brakowało dymu. Kaszel szybko się wzmagał, owinięcie ust nie dawało wiele. Mimo tego działali sprawnie, używając wózka zostawionego przez sprzątaczki, a później także wózka z pokoju komputerowców, służącego wcześniej na pewno do przewożenia jakichś cięższych sprzętów. Kompleks miał nawet własną serwerownię, z której to jednak niewiele mogli pozyskać. Za to pomieszczenie helpdesku oferowało trochę narzędzi, niestety tylko takich potrzebnych do serwisu sprzętu. Na płotek, piło czy przecinak nie było co liczyć.

Zbierali co się dało. Nawet wyładowany laptop mógł się przydać. I zapasowe baterie do niego. Sytuacja taka jak ta mogła wymagać wszystkiego. Wreszcie musieli się zbierać, wyjść na chłód. I wszystko to przez niewielką dziurę, przez którą przełożenie pustego wózka stało się problemem. O pełnym należało zapomnieć. Dym zgęstniał tak bardzo, że wewnątrz nawet pochodnie nic już nie dawały.
Prócz zawartości szafy, na oparciach krzeseł kobiety zdobyły jeszcze żakiet, pasujący najbardziej na Ninę, oraz wielki polar, przynajmniej na szerokość, który kiedyś należeć musiał do wyjątkowego grubasa.

Pozostali przy samochodach mężczyźni tymczasem dostali się do Range Rovera, którego szyba rozsypała się na milion części, wpadając do środka po brutalnej akcji forsowania tej przeszkody. Wnętrze samochodu prezentowało się nieźle, niestety, zbyt nowocześnie, aby mieć nadzieję sprawnego akumulatora. Nie było jednak aż tak źle. Manualna skrzynia biegów, brak wyraźnych uszkodzeń i tylko trochę rdzy wypatrzonej przez Esko w silnikach i na podwoziach. Popchnięcie najpierw jednego, potem drugiego samochodu pozwoliło upewnić się w tym, że hamulce u obu są sprawne i wcale nie trzeba bazować na ręcznym.
Ford Faser, bo tak zwał się ten nowy model, nie wróżył sukcesu odpalenia silnika po zjechaniu z góry, lecz terenowa bestia już jak najbardziej. Rover ciągle nawiązywał do swojej chwalebnej przeszłości i budowa jego napędu pozwalała rokować nadzieję. Problem w tym, że do niego akurat kluczyka nie posiadali.

Zostawać tutaj na noc, gdy nie mieli możliwości powrotu, sensu nie było. Każdy z nich pamiętał znajdującą się niedaleko wieś, przez którą przejeżdżali w drodze do kompleksu. To musiał być pierwszy cel, o ile nie chcieli wędrować górskimi szczytami.

***


Nawet bez działających silników, zjechanie z gór nie miało nastręczać większych trudności. Droga była kręta, asfalt zdążył pokryć się dziurami i nierównościami, ale spadek jednostajny i odpowiednie operowanie hamulcami robiło swoje. Ogrzewania nie mieli, rozbite okno, nawet po zatkaniu czymś prowizorycznym, nie dodawało komfortu. W Fordzie było lepiej, ale nie idealnie. Bez nadziei na naładowanie akumulatora i uruchomienie go to nie była wielce radosna jazda.
Za to Szwajcaria ukazywała przed nimi swoje piękno. Zjeżdżali właśnie w jedną z dolin, zazielenioną już, głównie dzięki wiecznie zielonym trawom. Temperatura minimalnie się podniosła, wyjechali już z chmur i mgły, a samo niebo przejaśniło się, ukazując piękny błękit. Wręcz idealnie. I wciąż bez żadnych ludzi.

Pierwsze dwa budynki, które minęli bez zatrzymywania się, bowiem teren był tu płaski, a połowicznie zawalone budynki nie rokowały dobrze. Widzieli już zresztą sporą część doliny i kilometr dalej minęli tablicę oznajmiającą, że właśnie znaleźli się w Obmoos, typowej szwajcarskiej wsi, z domami przy głównej drodze lub daleko po bokach, gdzie prowadziły do nich wąskie dróżki. Jak wszędzie w tym kraju, tutaj także ciągle dostrzegało się infrastrukturę turystyczną, jednakże sunące z góry lawiny zmiotły dużą część domów, których fragmenty ciągle leżały tu i ówdzie. Przyroda oddawała, gdy zabrakło ludzi do częściowej jej kontroli. Dużo pozostałych budynków również nosiło ślady uszkodzeń, szczególnie tych wybudowanych prawie zupełnie z drewna.

Dojechali wreszcie do długiego wypłaszczenia, gdzie pozbawione własnego napędu samochody musiały już się zatrzymać. Esko nie udało się odpalić Range Rovera, silnik wydał z siebie pomruk i to było wszystko. Mechanikiem był dobrym, ale tego mechaników zwykle nie uczyli. Szczególnie przy nowoczesnych samochodach. Bez tego nie dało się w standardowy sposób także odpalić Forda, który musiałby otrzymać dużą dawkę prądu.
To zresztą i tak były na razie pomniejsze problemy. Dalszą drogę, przynajmniej po dziurawym asfalcie, którym poruszali się do tej pory, blokował przewrócony w poprzek jezdni TIR . Częściowo wbił się w stojący tuż obok budynek, niszcząc jedną z jego ścian. Naczepa leżała górną częścią w ich kierunku. Z drugiej strony znajdowało się ogrodzenie innego placu. Piętrowy dom stał lekko w głębi, murowany i wydający się w całkiem znośnym stanie, mimo braku kilku okien.

Nie zdążyli jeszcze wyjść z samochodów, kiedy drzwi otworzyły się z wyraźnym trudem, a z ciemnego wnętrza wychynęła bardzo pomarszczona, dziwna trochę twarz starego mężczyzny. Widzieli jak unosi drżącą rękę, w której trzymał duży, drewniany krzyż.
- Geh weg, Dämonen! Keinen Zugang haben hier!
Sypnął czymś przed siebie, a potem zatrzasnął drzwi, chowając się w środku.
Więc jednak ktoś żył.
Co się wydarzyło?
Na razie wiedzieli tyle, że ciężarówka przewoziła mnóstwo puszek z jedzeniem, niemieckiego chyba producenta. Wokół naczepy zostało kilka otwartych. Ten w tym domu zapewne tym się żywił. Przez jak wiele czasu?
 
Sekal jest offline