Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2014, 00:26   #49
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Rozdział 3 – Stara miłość

Góry Hindu Kush, 158km od Kabulu - stolicy Afganistanu




Młody, ciemnowłosy mężczyzna o arabskich rysach twarzy siedział na grani, wpatrując się w nocne niebo. Czekał. Czekał tak już kilka godzin. Nie okazywał jednak zniecierpliwienia. Kilkaset metrów dalej, u podnóża góry znajdował się zaparkowany Jeep. samochód również czekał. Na mężczyznę i jego gości.

Około północy, gdy Księżyc górował nad światem, mężczyzna wreszcie coś zobaczył. Choć jego uszy nie dosłyszały żadnego dźwięku, oczy wypatrzyły na tle gwieździstego nieba dwa, opadające powoli punkty.

Spadochroniarze trzymali się blisko siebie. Podczas gdy jeden opadał płynnie, drugi zachowywał się coraz bardziej nerwowo, gdy przybliżali się do ziemi. Kiedy byli już na tyle blisko, by określić mniej więcej miejsce ich lądowania, mężczyzna zerwał się ze swojego miejsca i biegiem ruszył wzdłuż grzbietu górskiego na powitanie gości. Mimo że (a raczej właśnie dlatego) spędził w Hindu Kush niemal całe życie, poruszał się ostrożnie. Dotarł do przybyszy dopiero po kilkunastu minutach, gdy kobieta kończyła pakować spadochron, a jej towarzysz akurat wyplątał się z wszystkich linek.

- Witajcie, czy wasze serca śpiewają? – zapytał łamanym angielskim.
- W noc taką jak ta, zawsze – odparła kobieta, rozczesując palcami zwichrzone włosy koloru ognia.

Mężczyzna uśmiechnął się, rozpoznając kod. Ukłonił się z szacunkiem.

- Jestem Abdul Ali. Mam zaszczyt być waszym przewodnikiem i dziennym opiekunem, nieśmiertelni.
- Świetnie, Abdul
– odrzekła kobieta, skupiając bardziej uwagę na swoim towarzyszu, który wyraźnie nie radził sobie ze złożeniem spadochronu – Tylko bez tytułowania, dobra? Jestem Mary. Jesteśmy tylko turystami. Pomóż JD pozwijać graty i prowadź na pokoje. Jestem padnięta…


***

Siedzieli w małej, niepozornej chatce Abdula, który zaraz po ugoszczeniu ich, poszedł spać, by od rana móc pełnić dzienna wartę. Ogień wesoło trzaskał na palenisku. Gdyby nie ogólny rozgardiasz i skrzynie - pełniące rolę krzeseł – miejsce mogłoby uchodzić za całkiem przytulne.

Na szczęście wszechobecna bieda nie dotyczyła schronienia wampirów – betonowego bunkra, ukrytego pod podłogą chatynki, którego wejście zostało zabezpieczone pancerną płytą, zaopatrzoną w elektroniczny zamek. Widać nie byli pierwszymi kainitami, którzy podróżowali po świecie.

Krwawa Mary opatuliła się szczelniej kocem, z fascynacją wpatrując kocimi oczami w języki płomieni. W tej chwili wyglądała bardziej jak czarownica niż żywa truposzka.

- No i jesteśmy. Kolejna przygoda przed nami – szepnęła, uśmiechając się do JD szeroko – Jesteśmy jakieś 41km od lokacji zaznaczonej na pendrivie Twojej ex. To tutaj w lutym 1945 roku niejaki Hainrich Glauber prowadził wykopaliska archeologiczne dal Hitlera. Jak wiemy, to nie był dobry rok dla Führera, więc nawet gdy w jednej z jaskiń górskich znaleziono niezwykły skarb – złoty kielich, do którego nikt nie potrafił się dostać (nie wiadomo z zapisek czemu), Glauber został zmuszony do ponownego zasypania relikwii, którą sam nazwał Świętym Grallem. Stary Niemiec pewnie marzył, że po burzliwym okresie wróci, by wznowić badania, niestety, zmarło mu się kilka miesięcy później na gruźlicę. Skarb został zapomniany do czasu aż Asmodeusz – tatuś twojej byłej – skojarzył kilka faktów i uznał, że prawdopodobnie mamy do czynienia z jedną z trzech wampirzych relikwii, które według proroka Malkavian - Anatola, winny doprowadzić do Gehenny. Gościu, Asmodeuś w sensie, ma jednak pecha, bo Camarilla od dawna depcze mu po piętach i przeszkadza w poszukiwaniach. Podobno jest tutaj teraz z wyprawą, nie zdziw się więc, jeśli nasza wycieczka zmieni się w kolejną, tym razem prawdziwą, Wenecję. Na pocieszenie dodam tylko, że my tu faktycznie jesteśmy rekreacyjnie. Pilnowanie Asmodeusza i sabatowców to zadanie innego Archonta. Może więc prześlizgniemy się obok i nikt się nie będzie czepiał o brak działań. Fajnie, że choć raz to nie my jesteśmy od brudnej roboty, nie?

Matka zachichotała i dorzuciła drewna.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline