Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2014, 20:47   #25
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Obojętnie czy sklep w Zgniłym Jabłku, targ w Teksasie czy bazar w Detroit wszystkie te miejsca są takie same. Głośne, krzykliwe i pełne ludzi, którzy chcą Ciebie oszukać. Ty ze swojej strony próbujesz tego samego z nimi. Prawo handlu. Od niechcenia spacerowałem między stoiskami zatrzymując się to tu to tam. Za nabój kupiłem paczkę zapałek, ogień zawsze się przyda. Warzywa z niedawno odwiedzonej stacji jakoś nie wzbudziły mojego zainteresowania. Ciągle pamiętałem scenę “użyźniania”. Przystanąłem przy jednym z stoisk z wyrobami skórzanymi. Wziąłem do ręki buty.


Fajne, wysokie. Z zażenowaniem spojrzałem na własne desanty, odrapane.
- Panie… Bestyja taaaaaka była.
Handlarz o aparycji kiepskiego oszusta pokazał dłońmi jak wielka bestyja była. Nie mógł się przy tym zdecydować czy miała pół metra czy metr. Zignorowałem go odkładając buty i podnosząc pasek.


- To też z tej bestyji?
- A skądże. - sprzedawca machnął ręką. - Zszabrowane. Przedwojenne. Dobre.
Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową. Odłożyłem pasek i odszedłem ścigany propozycją zniżki. Może później tu wrócę. Jeżeli znowu mam się bawić w wojaczkę potrzebowałem solidnego automatu. Zawsze z broni długiej preferowałem subkarabinki na 5,56. Idealny kompromis między mobilnością, siłą ognia a ciężarem. 7,62 było dla mnie przerostem formy nad treścią w automatach a peemki miały przykrą tendencję odbijania się od maszynek. Co prawda nic mi nigdy nie zastąpi porządnego pistoletu lub rewolweru ale jak już coś większego to właśnie subkarabinek lub wyborówka. Minąłem dwa stanowiska. Przy pierwszym mieli tylko broń myśliwską a przy drugim całą kolekcję różnych emek. W dość kiepskim stanie i nie ośmieliłbym się z nich strzelać przed oddaniem w ręce zaufanego rusznikarza. Na trzecim położonym na obrzeżach znalazłem to czego szukałem.
Handlarzem był arab. Co tu robił arab w amerykańskim metrze po wojnie atomowej nie miałem pojęcia. Zresztą przez całe moje, nie tak krótkie życie, spotkałem tylko dwóch jego pobratymców. Braci służących na Froncie.


Ten wzbudzał zaufanie jeszcze mniej niż John ale jego towar, rozłożony na płachcie mnie zaintrygował. W całości była to broń palna. Kałach, jeden “normalny” czyli słynna 47, drugi jakiś dziwny a trzeci w wersji z składaną kolbą. Oprócz tego między nimi leżał scorpion. Fajny rozpylacz jeśli ktoś potrzebował czegoś walącego serią i mieszczącego się pod kurtką a nie lubił niecelnych Ingramów. Na honorowym miejscu stał obrzyn. Paskudna strzelba z rękojeścią obwiązaną sznurkiem. A z boku, pasujący jak pięść do nosa mój ulubiony subkarabinek. G36C.


Takiego używałem na Froncie i w Neodżungli. Miałem słabość do tej broni. Starając się ukryć błysk oka przystanąłem i niby od niechcenia wskazałem na leżącą broń.
- Można?
Arab wyszczerzył swoje paskudne zęby i zachęcił mnie ręką do obejrzenia towaru. Najpierw krytycznie wziąłem do ręki AKMS a potem scorpiona. Pomarudziłem, pozachwalałem a potem sięgnąłem po hecklera. Nieco zbyt chciwie. Sprawdziłem sprężynę w magazynku, mechanizm składający kolbę i bebechy karabinku sprawnie go składając.
- Niezła zabawka. Dam za nią to.
Pokazałem na rozpylacz. Arab pocmokał, pocmokał, obejrzał UMP.
- Mało, mało.
Ta… jakbym spodziewał się czegoś innego. Wyciągnąłem jeden z magazynków i położyłem go między nami.
- Komplet. A do 36 ciężko o części.
- A one wszędzie są. Wasi żołnierze z nich strzelali. Mało, mało…
Wyciągnąłem zdobyczny nóż.


- Teraz to jeszcze naboje powinienem dostać.
- Mało, mało… Jeszcze dwa naboje.
Dla pewności pokazał mi jeszcze dwa palce. Bez szemrania i je położyłem, to była dobra cena. Wtedy handlarz utkwił wzrok w szabli, na powrót zawiniętej w szmaty dla niepoznaki i przytroczonej do bagażu.
- Mogę?
Po chwili wahania podałem mu broń. Oglądał ją dłuższą chwilę z wyraźnym znawstwem i szacunkiem.
- Dobra broń. Broń wojownika. Amerykańska ale dobra. Za nią dam karabin.
- Nie jest na sprzedaż.
Arab wyszczerzył się i oddał mi szablę.
- Taką broń doceni tylko mężczyzna. Dobra broń. Nie to co te maczety czy katany. Szabla i kałach. O!
Skinąłem z aprobatą i uśmiechem głową.
- Naboje masz? 5,56.
- Mam.
Wyciągnął z skrzyneczki naboje, obejrzałem je. Wyglądały solidnie.
- Jaki kurs w stosunku do .45?
- A dla kogoś takiego jak Ty to jeden za jeden.
Ponownie pokazał na palcach i kontynuował.
- Dobra cena. Mężczyzna poznaje innego mężczyznę.
Skinąłem głową, faktycznie to była dobra cena. Oba naboje były tak samo popularne mimo, że o różnych osiągach. Wymieniłem się i przypieczętowałem targ uściskiem dłoni. Spakowałem się ponownie zgodnie z miejscowym prawem i odszedłem. Brak rewolweru przy pasie mnie irytował ale za to anonimowość cieszyła. Zwykle w metrze przyciągałem spojrzenia a tutaj mógłbym rozebrać się i pomalować na różowo a nikt by pewnie nie zauważył. To była miła odmiana od podróży w depresyjnych tunelach w towarzystwie osób, którym nie ufałem. Ech… Ale czas było odszukać kuriera i gliniarza.
 

Ostatnio edytowane przez Szarlej : 12-04-2014 o 20:51.
Szarlej jest offline