Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2014, 20:49   #57
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Givens skończył rozmowę z Jakiem, podszedł do siedzącego przy ogniu, ale trochę na uboczu Silnego, przynajmniej tak na niego wołał Jake. Usiadł na wprost niego: - Lynx - powiedział przedstawiając się. - Fajna spluwa - wskazał na karabin maszynowy - szybko żre amunicję, ale robi robotę. Przyglądał się przy tym posturze i wyposażeniu mężczyzny. Był ciekaw czy jakiś detal w ruchach albo maniera, pozwolą mu coś więcej powiedzieć o tym mężczyźnie.
Mężczyzna nie odezwał się, skinął tylko głową na potwierdzenie. Silny cały zawinięty jest w czarne łachmany, szczelnie zasłaniające jego skórę i część ekwipunku. Wszystko, co ma na sobie wygląda na zużyte, wielokrotnie cerowane i naprawiane, ale mimo tego, utrzymane w doskonałym stanie. Poza tym Lynx dostrzega, że mężczyzna ma na sobie solidną kamizelkę kuloodporną prawdopodobnie z płytami SAPI. Na niej ma kamizelkę taktyczna z dużymi wypełnionymi zasobnikami, prawdopodobnie amunicją do karabinu. Przez nią przewieszona jest niedbale kabura z pistoletem. Obok niego leży wypchany po brzegi wojskowy plecak patrolowy. Niewątpliwie masz przed sobą weterana niejednego starcia.

Facet był wojskowym, pewnie weteranem, mógł tylko zgadywać gdzie służył i walczył. Mężczyzna nie odpowiedział na pytanie Lynxa, ale ten nie zamierzał odpuścić tak łatwo. - Kamizelka - płyty SAPI - bardziej stwierdził niż zapytał - sporo amunicji i zacięta morda. Gdzie służyłeś kolego? Czy może raczej Silny? Przynajmniej tak mi Clyde powiedział, że tak Cię wołają.
- Silny. - Powiedział po dłuższej chwili. - Nie służyłem, a raczej nie można tego tak nazwać… Jestem najemnikiem.

- To tak jak teraz ja - stwierdził sucho snajper - nie wierzę jednak, że nie uczyłeś się gdzieś walczyć? Hegemonia?
- Nie, nigdy tam nie byłem. Okolicę Minneapolis.
- A więc z Północy? I nie służyłeś? Samouk z Ciebie po prostu - zaśmiał się pytająco Lynx. - Doświadczenie masz, sprzęt też niezły, bo takie cacko nie wala się w co drugim zrujnowanym domu - skinął głową w kierunku karabinu maszynowego. - Co Cię ściągnęło w te parszywą okolicę? Robota?
- Rodzina. - Odpowiedział głucho.
- Szukałeś kogoś? Ktoś zaginął? - zadawał kolejne pytania bez zbędnych emocji. Póki co nie dowiedział się niczego przydatnego, nie wiedział też czy Silny nie łga mu w żywe oczy.
- Nie, nie żyją. - Odpowiedział. Oboje, przez dłuższy czas milczeli, kiedy Lynx zdecydował się zadać w końcu następne pytanie.
- Długo już po tych ruinach wędrujesz?
- Prawie od początku wojny, czyli będzie ponad rok.
- Ja dopiero od niedawna, w zasadzie od trzech tygodni, ale już mi to miejsce obrzydło. Obecnych towarzyszy spotkałem dopiero kilka dni temu. Sam wędrujesz przez te okolice? Widzę, że sprzęt masz niezły, ale to i tak cholernie niebezpieczne? Szedłeś do Nashville? Wybacz pytania, ale powiem szczerze i przez ogródek. Czasy są chujowe, chciałbym wiedzieć z kim mam do czynienia?
- Zrozumiałe. - Odparł znudzonym tonem. - Czasami latałem sam, czasami w grupie. Różnie. - Wyprostował ręce i strzelił palcami. - Nie idę do Nashville, tylko w drugim kierunku. Zacząłem z tej strony tunelu i próbowałem dostać się na tamtą. - Roześmiał się. - Ale coś słabo mi idzie. Minęły dwa dni, a ja znowu jestem tutaj. Teraz może spróbuje górą.
- Ten gość mówi, że w tym niezburzonym apartamentowcu zasadzili się na nas. Jak się ściemni, chciałem zrobić mały zwiad, ale będę potrzebował pomocy. chciałem wziąć młodego Morgana albo Randalla, może byłbyś chętny iść z nami?
- Możemy iść we dwójkę. Ewentualnie zabrać twojego kumpla - Zasugerował wskazując na Randalla. - Tamten drugi to jeszcze dzieciak. - Powiedział wyciągając z plecaka skórzany futerał z noktowizorem. - Masz coś takiego?
Lynx uśmiechnął się widząc noktowizor: - Tak,mam - potwierdził nieco rozbawiony.
- A twoi kumple? Bez tego może być ciężko.
- Dobrze znasz te okolice? Jakieś niespodzianki po drodze nas mogą czekać? Bandyci? Mutanty? Mówię o drodze do Gianii, skoro z tamtąd idziesz.
- Całkiem nieźle. Jak przejdziecie Pogorzelisko, a to jeszcze trochę zajmie, a szczególnie z tym wozem, to będzie jeszcze z dzień drogi zależy od tempa. Nie ma tam jakiś stałych zagrożeń, droga jest często uczęszcza, ale wiesz.. - Westchnął grzebiąc obcasem w pyle. - To wciąż jest dziki zachód. - Dodał kpiącym tonem. - Dopiero od droga Misja-Nashville jest w miarę bezpieczna. Choć teraz odkąd Przeszukiwacze okopali się na swoich pozycjach, a większość patroli wysyłają na południe, ciężko którykolwiek szlak nazwać bezpiecznym.
- Samo Nashville jakie jest? Jest robota dla ludzi z moim wykształceniem? - śmiejąc się poklepał kolbę snajperki.
- Na pewno coś się znajdzie. Będziesz pewnie miał doskonałą okazję popolować na kobiety i dzieciaki i sprowadzić je na paleniska. Ewentualnie dać się rozstrzelać w kanałach. - Odburknął Silny widocznie niezadowolony.
- O czym ty bredzisz? Jakie kobiety i dzieci? Przecież Nashville walczy z mutantami o ile dobrze słyszałem od Morganów. A te Paleniska? Co to takiego? - weteran nie był zbyt na bieżąco z wydarzeniami z okolicy.
- Morganów? Tych z Pineville? Idź i zapytaj ich co to są Paleniska. - Mężczyzna zasępił się i nie odzywał przez chwilę. - Dam Ci jedną radę, bo widzę, że mało się rozglądałeś przez te trzy tygodnie. W Nashville… - Mężczyzna wypowiedział nazwę ruin, niemalże, jakby mówił o kimś. - Najgorsze co możesz zrobić, to opowiedzieć się za jedną ze stron.
Na te słowa do rozmowy wtrącił się stojący obok Jake, wypalając już trzeciego papierosa pod rząd.
- A znasz kogoś kto jest tu bez strony? - Silny zacisnął ogromne pięści, po czym wycedził beznamiętne.
- Takich już zabili.

*****


Jeniec leżał związany tam gdzie przedtem. Ktoś dał mu trochę wody, a teraz wszyscy zebrali się by ustalić plan na następne godziny. Samantha krzątała się wokół dzieciaków, a Kaspar siedział nieco na uboczu, zdenerwowany sprawdzał stan uratowanego przez Kinga dziecka. Pierwszy, przerywając milczenie odezwał się Lynx:
- Zostajemy tutaj na noc? Miejsce dobre jak każde inne w tej cholernej okolicy, macie inne propozycje? Moja jest tylko taka, że przed wyjściem z tunelu, wartobyłoby sprawdzić, czy koledzy tego durnia, nie mają pod ogniem tego miejsca? Proponowałbym mały zwiad, Silny - wskazał na sporej postury najemnika zgodził się pomóc, przydały by się jeszcze z cztery ręce?
- Wolałbym tutaj zostać i wspólnie z synem pilnować jeńca i obozowiska. Może Randall? - zapytał Nathan. - Nie wiem czy to dobry pomysł, Lynx. Każdy z nas jest bardzo wyczerpany…
- Nie musimy z nimi od razu walczyć, zwiad to dobry pomysł - skomentował Ezechiel - Lepiej żebyśmy byli krok przed nimi. Mogę iść z wami.
Clyde siedział na swoim stanowisku, na zdezelowanym fotelu, dłubiąc w rozsypanych na kocu łuskach. Przyjemna odmiana po tylu dniach babrania się w cudzej krwi. W pewnym sensie było to nawet odprężające, upychanie drobnych garści złomu do plastikowych zbiorniczków. Kolejne gotowe pociski ustawiane były w dwóch rządkach na ziemi.
- Trzech na zwiad powinno wystarczyć. - spec ziewnął przeciągle - Wy też musicie kiedyś spać, a dwie osoby mogą nie upilnować ogniska.
- Nathan, ja nie mówię, żeby iść od razu. Proponuję się przespać parę godzin, i przed świtem, kiedy będzie jeszcze ciemno, spróbować, czy nikt z tej niby Wieży nie obserwuje bądź szachuje tego miejsca? O tej porze czujność jest najbardziej osłabiona, a my będziemy uważać. Myślałem, żeby iść w czterech, tylko Ez, wybacz szczerość, dasz radę? Niedawno byłeś ranny? Jesteś pewny?
- Dałem radę przejść przez ten tunel - odparł krótko.
Lynx uważnie przyjrzał się twarzy starszego faceta, widać było determinację i chyba trochę złości: - A więc postanowione. Teraz idziemy się przekimać, wyjdziemy sporo po północy.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline