Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-04-2014, 22:19   #46
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Akt I
"Apertura"


Audaces fortuna iuvat.
Tileańskie przysłowie


Akropol był bardzo cichy nocą, o wiele cichszy niż inne dzielnice miasta. W przeciwieństwie do, powiedzmy, Portu lub Cittaladro, straż była tutaj obecna i przykładała się do swych obowiązków. Powód był bardzo prosty - na Akropolu mieszkała luccińska elita, co poświadczały eleganckie i wymyślne rezydencje i kamieniczki. Arystokraci i kupcy natomiast, ze swoimi pokaźnymi majątkami i interesami, dodawali wiele do kiesy Księstwa - poprzez opłaty, "darowizny" lub jedną z dwóch pewnych w życiu rzeczy - a co za tym idzie, do żołnierskiego żołdu. Dmuchano więc i chuchano na nich, zapewniając spokojne i przyjazne otoczenie.

Falcowie, gdyby tylko mogli, postawiliby swoją rezydencję na samym czubku Akropolu. Cały Stary Kwartał bowiem, otulony przez Mury Aureliańskie, był swego rodzaju odzwierciedleniem życiowego porządku - od Cittaladro po sam Teatr Kruków - im wyżej się mieszkało, tym wyżej zasiadało się na społeczno-politycznej drabinie. Falcowie widok na niższe warstwy i miasto mieli bardzo dobry, ale nadal brakowało im wiele do szczytu. Jak to zwykle bywało, ambicja idąca w parze z dumą nie pozwalała na odpoczynek, dopóki jedynym co miało się nad sobą było błękitne niebo.

W gabinecie panowała cisza, przerywana jedynie miarowymi tik-tak wiekowego zegara na ścianie. Obecni, siedzący w fotelach wokół dębowego stoliczka, milczeli. Giovanni Falco, z pucharkiem wina w dłoni, uważnie obserwował reakcję swojej familii na wyłożony im plan działania. Agnes Hoffman była oazą spokoju i pozornej obojętności. Lorenzo, pierworodny pary, skubał nerwowo mankiety, a Michele wykręcał długie palce. Zawartość elfiej szkatułki spoczywająca na blacie, trzeba było przyznać, wzbudzała emocje i nie chodziło tutaj o listy. Pojemnik miał podwójne dno, które skrywało przedmiot obecnej dyskusji.

- Wiele ryzykujemy samym posiadaniem tej rzeczy. - odezwała się w końcu Agnes - Jeśli twój plan zawiedzie, jeśli wyjdzie na jaw nasz udział...

- To będzie nasz koniec. - dokończył spokojnie Giovanni - Tak, wiem. Rozważyłem wszystkie "za" i "przeciw" bardzo dokładnie, doskonale zdaję sobie sprawę z konsekwencji.

- Więc po co nas wezwałeś?

- Jesteśmy rodziną. I sukces, i porażka planu będą miały wpływ na nas wszystkich, nie mogę więc go trzymać w tajemnicy.

- A co z Gianlucą i Lucianą? - wtrącił Michele - Czemu ich tu nie ma?

- Są młodzi. - odparł Giovanni, a Agnes przytaknęła - Za młodzi na politykę i intrygi. Niech cieszą się swoją młodością, póki mogą.

- Nie zostało im wiele czasu. - zauważył Lorenzo - Za parę tygodni skończą piętnaście lat, a za rok szesnaście. Nim się obejrzymy, przestaną być dziećmi.

- Albo nawet i wcześniej. - mruknął Michele.

* * *


- Zawiedli. Falcowie mają szkatułę.

Postać w czerni, wydawać się mogło, nie słyszała słów posłańca lub nie wywierały one na niej żadnego wrażenia. Odesłała mężczyznę gestem i z powrotem odwróciła się ku szachownicy, na której trwała w najlepsze gra. Nie, nowiny z Luccini jej nie przejęły. Podobnie jak w szachach, potrzebna była po prostu zmiana taktyki.

* * *


- Gianluca się zmienia. - poskarżyła się Luciana, wydymając usta - Odkąd zaczął się uczyć na książęcym dworze, nigdy nie ma dla mnie czasu.

- Chłopcy tak już mają. - stwierdziła Katerina - A mężczyźni są jeszcze gorsi.

To był jeden z ich zwyczajów i nie zanosiło się na to, aby miał się zmienić. Najemniczka i Signorina było dziwnym połączeniem, to fakt. Katerina czasami zastanawiała się, czy z biegiem czasu Luciana uświadomi sobie różnicę stanów, jaka pomiędzy nimi była i zacznie spędzać czas z innymi szlachciankami, ale młoda Falco najwyraźniej nie miała tego w planach. Owszem, w towarzystwie dotrzymywała konwenansu, spędzała czas z dwórkami i innymi panienkami z dobrych domów oraz zachowywała się jak na młodą damę przystało, ale ich relacje nie zmieniły się ani o jotę.

Luciana czasami przypatrywała się, jak Katerina faszeruje słomianych "przeciwników" bełtami, wywija żelaznymi ostrzami lub wykonuje różne inne ćwiczenia. Od czasu do czasu prosiła nawet o jakąś lekcję - czy to łucznictwa, czy walki wręcz - w zamian ucząc najemniczkę dygnięć, ukłonów i etykiety. Teraz jednak siedziały w ogrodzie, wystawiając twarze ku słońcu. Pomiędzy nimi natomiast leżało opasłe tomiszcze, zatytułowane "Genealogia e Storia delle Grandi Famiglie di Luccini", które Luciana studiowała na swoich lekcjach z Signorą Beatrice.

- Cały czas spędza z Giordano. - młoda Falco kontynuowała temat - Giordano to, Giordano tamto. Wielcy z nich teraz przyjaciele.

- Zazdrosna? - Katerina nie mogła się powstrzymać - W końcu panicz Giordano to twój narzeczony.

- Nie i nie. - naburmuszyła się Luciana - Papa chce mnie za niego wydać, ale nic nie jest jeszcze pewne.

Co, jeśli wierzyć plotkom, nie podobało się Giovanniemu.

* * *


Wiadomość od Signora Falco przyszła w trzy dni po ostatnim spotkaniu. Najemnicy zostali "zaproszeni" do siedziby Kompanii, do tegoż samego gabinetu z widokiem na morze co przedtem. Pokój zmienił się niewiele - brakowało jedynie elfiej skrzyneczki i obu synów Giovanniego. Sam szlachcic natomiast siedział w fotelu i nabijał fajkę, czekając aż wszyscy stawią się na wezwanie. Grupa skurczyła się nieznacznie, co było łatwo zauważalne - brakowało młodszego Marrizano, Niccolo. Jak się okazało, jego zatargi ze strażą w Tracittcie były na tyle poważne, że nawet falcowe wpływy nie mogły go wyratować. To, albo Giovanni zwyczajnie uznał, że awanturnik nie był wart zachodu.

- "La Donucella." - zaczął ex-kondotier - Estalijski statek handlowy, który przybije do brzegu dziś wieczór, jest waszym kolejnym zadaniem. Załadowany różnymi towarami, które mają trafić do mości Scaligerów i de Roelefów po promocyjnej cenie. Cholera wie, co się na nim znajduje.

- Mamy zrobić rekonesans? - odezwał się Rust.

- Nie. - odparł stanowczo Giovanni - Macie posłać go na dno lub puścić z dymem, razem z ładunkiem i, jeśli trzeba, z załogą. Mają rozładować statek jutro, po parunastu dniach na morzu zawsze bardziej ciągnie do tawerny lub zamtuzu, niż do pracy, więc takie zuchy jak wy nie powinny mieć problemów. "La Donucella" stoi na zachodnim krańcu portu, całe szczęście, więc straż miejska nie powinna wam wchodzić w paradę. Za informacje o ładunku, kontaktach Estalijczyków w mieście i rejestr wypłacę wam bonus, o ile będzie się wam chciało fatygować na pokład.

- To wszystko?

- Jeśli idzie o Donucellę, tak. Jak już się uporacie z estalijskimi gośćmi, spotkacie się z moim Lorenzo w magazynie na Przybrzeżnej. On wam powie, co dalej. Jeśli nie macie pytań, zalecam przygotować się na wieczór. Czas leci.

Dzwon gdzieś w mieście, jak na komendę, wybił południe.
 

Ostatnio edytowane przez Aro : 17-04-2014 o 02:31.
Aro jest offline