Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2014, 14:51   #37
behemot
 
behemot's Avatar
 
Reputacja: 1 behemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwubehemot jest godny podziwu

Arena pogrążyła się w chaosie. Widzowie padli przewracali się na ziemię otumanieni środkiem usypiającym, leżeli pośród tych zabitych przez raptory. Kilku próbowało się jeszcze czołgać przez pobojowisko, byle uciec od śmierci i piekła jakie się rozpętało w podziemiach Noctis.

Ogry nie wiedziały czy skupić się na raptorach czy najemnikach wyłaniających się z kazamatów. Te chwile wahania były ich zgubą, gdyż Naut nie miał wątpliwości. Parli w stronę Trolla. Zauważył ich.
- Coś ty za jeden? - wykrzyczał do nich z drugiego końca areny ściskając w dłoniach wielki zakrwawiony diamentowy topór, zza jego ramienia sterczała wycelowana w nich lufa automatycznego karabinu. - Mafia? Błędny rycerz? Idiota? - uśmiechnął się. Był wielki, opancerzony, mechanizmy i broń złączone były z metalem, choć chyba część organów miał jeszcze białkowych. - Myślisz, że uda ci się wygrać z Trundlem? Ta arena jest czerwona od krwi tych co próbowali. - zatoczył okrąg łapą ich miejsce walki. - A nawet jeśli… Chinshin nie daruje wam tego. Nie wiesz z kim zadzierasz! - mógłby tak jeszcze długo gadać, ale jego tyradę przerwał strzał ze snajperki. Loco w końcu zajęła dogodną pozycję. Strzał, łuska wylatująca z komory i szczęk przeładowania. Kolejny strzał. Pocisk dość szybko by przebić pancerz cyborga i rozpaść się w środku jego mniejszych tkanek. Kobieta strzelała bez pudła. Pokryta metalem twarz gangstera wykrzywiła się w grymasie zaskoczenia. - Tak głupio… - wystarczyło go już tylko dobić.

Gdy leżał powalony na czerwonym piasku Naut podszedł do niego by upewnić się, że nie żyje. Przeciwnik charczał, pluł krwią i złorzeczył.
- Poznaje cię. Jesteś dupą tego pedzia z klubu. Pieprzone tyłkojeby. Ktoś was w końcu wyrucha w wszystkie dziury. Nie zgadniesz kto dał cynk… sam Gajusz Bertrand, gejusz jeden wart drugiego. Macie wrogów i kiedyś… - już nie dokończył by zadławił się własną krwią, albo smarem.

Raptory padły od strzałów ogrów, zabierając wielu ze sobą, tak samo jak widzów. Reszta przeciwników się rozpierzchła. Z widowni wokół areny spływała krew do niecki. Strzały ucichły, słychać było tylko jęki rannych. Traperzy patrzyli po widowni z rosnącym przerażeniem, Rico patrzył w stronę drzwi. Chcieli po prostu opuścić to miejsce, cała trójka.
- Gdzie jest Freak? - zapytał Madmax.
- Zginął. - odpowiedziała Loco chłodno. Twarz miałą bladą, pozbawioną emocji, te były schowane gdzieś głęboko, próbując się ukryć przed rzeczywistością. Tylko chłodne działanie, strzał, walka, ewakuacja. Tyle można zrobić.
- Kurwa nie! - zaprotestował Madmax i pobiegł szukać ciała. Znaleźli go. Seria z automatu ogra przeszła na całej długości ciała. Jeszcze oddychał. Wstrzyknęli środek przeciwbólowy.
- Trzymaj się stary, jeszcze cię z tego wyciągniemy. - mówił Madmax trzymając kumpla za ramię.
- Heh, dopadłem go? - zapytał Freak ostatnim wysiłkiem woli.
- Tak stary, dopadłeś ich wszystkich. - zapewnił Madmax.
- To dobrze. Należało się im. - konający uśmiechnął się - Czuję się senny, powiedz… - już nie dokończył.
- Powiem jej. - zapewnił madmax, ale już nie było kogo. Traperzy nie byli ochipowani, dla nich śmierć była końcem. Milczeli przez chwilę.

- Niedługo zjawi się Nadzór. - stwierdziła chłodno Loco. - Nie możemy tu zostać. - Jak bezdusznie by to nie brzmiało miała rację. Zebrali się. Zanieśli ciało Freaka do jednego z transporterów zostawionego przed budynkiem. Akcja została zakończona.
 
__________________
Efekt masy sam się nie zrobi, per aspera ad astra
behemot jest offline