Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-04-2014, 18:39   #42
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Dzień drugi - wieczór


Mimo, że dzień zaczął się całkiem przyjemnie skończył się... W sumie jak zazwyczaj. Julki i jej bandito na razie więcej nie spotkał, stoczył elektroniczną walkę swojego życia którą musiał oddać w imię głupich niemodnych i nie dzisiejszych zasad które zaszczepił w nim człowiek który już dawno nie żył i za którym własciwie nigdy nie przepadał. Teraz zaś stał wpatrując się w mroczną ciemność za relingiem. Właściwie tylko na dole bielała piana z kilwartera. A dalej była ciemność. Nawet nie bardzo wiadomo gdzie jest rozgraniczenie między nieboskłonem a tym morskim padołem. W pewnym momencie końćzyły sie gwiazdy to pewnie gdzieś tam... Ale gdzie dokładnie? Może ktoś i wiedział ale na pewno nie Ed.

Próbując rozwikłać tę zagadkę wbrew rozsądkowi starał się mimo wszystko określić tę magiczną linię. Wówczas właśnie huknęły i błysnęłi pierwsze ognie sztuczne. Całkiem ładne choć bez rewelacji. Ed'owi przyjemnie jednak było, że tak okazałe i pewnie drogie fajerwerki są robione min. specjalnie dla niego. Zazwyczaj jeśli był widzem to zaledwie jednym z tysięcy którzy je oglądali na 4 lipca albo Nowy Rok. Teraz miał te przyjemne uczucie, że jest jednym z wybrańców którym specjalnie się serwuje to widowisko nawet jeśli nie było to dla niego konkretnie. Komunikat o wpłynięciu na wody Trójkąta przyjął z mieszanymi uczuciami. W końcu mówił, wczoraj przy kolacji, że będą go mijać właśnie jakos tak prawda? To teraz jakby co mieli potwierdzenia, że miał rację. Choć z drugiej strony pewnie nikt już o nim z wczorajszego wieczoru nie pamiętał a na pewno nie to, że miał rację... Z drugiej strony od razu przypomniały mu sie te wszystkie historie o porzucanych i zaginionych statkach i samolotach. Od "Marie Celeste" po Lot 19. A statystycznie niby nie różnił się ten akwen od reszty mórz i oceanów no ale jednak... Prychnął w duchu ~ W sumie jak i ze mną. Niby wszystko w porządku a jednak coś nie tak... ~ skrzywił się w grymasie półuśmiechu i odszedł w końću od relingu.


Przystanął niedaleko tego bikini - party. Wyglądało ciekawie. I muza, i stroboskopy, i drinki, i ocierające się laski w przemoczonych szmatkach... Właściwie wyglądało bardzo interesująco. Ale... Jakoś nie był w stanie wykrzesać z siebie entuzjazmu. Zmusił się prawie do cyknięcia paru fotek co ciekawszym turystkom, barmankom i ratowniczom w roli głównej ale zmęczenie i zniechęcenie wzięło górę. Jakoś w połowie drogi do kajuty zorientował się, że w sumie z tak głośną muzą nie musiałby za dużo mówić a jego usmiech i wysportowane ciało na pewno podziałały by na jakąś niunię. To było aż tak prawdopodobne, że przystanął w korytarzu zamierzając wrócić na ten basen. Ale entuzjazm został skutecznie spacyfikowany przez porażki ostatnich dni. Pewnie znów by coś sknocił i byłby tym dziwnym, obcym i generalnie z zewnątrz. Jak zwykle. Machnął tylko ręką i wrócił do swojej kajuty.


W środku wziął jeszcze prysznic, sprawdził maile, podłączył sprzęt do ładowarek. Wahał się czy męczyć się z tym swoim wideodziennikiem. Ze względu na swoją walkę postanowił jednak się zmusić. Już trzymając kamerę zastanawiał się czy wspomnieć o Julce. Wyobraził sobie jakby to wyglądało na filmie jak mówi, że z rana wpadła z wizytą do kajuty superlaska i zaczęli uprawiać seks. Mhm. Akurat. Edowi takie rzeczy sie po prostu nie zdażały. Za cholerę nikt kto go znał by mu nie uwierzył. Zresztą, ktoś kto by go nie znał pewnie też nie...

- Cześć, to znowu ja, Ed znaczy się... I ten dziś mamy drugi dzień rejsu po wypłynięciu z Miami. Właściwie to wieczór, prawie północ tak dokładnie. I ten no... W dzień generalnie było spoko, pozwiedzałem se statek... A zapomniałem pójść na mostek kapitański... Cholera... Dobra, może jutro spróbuję... I jeszcze ten, no... Byłem na Body Combat u Kristen... Trochę inaczej niż to co u nas ale było spoko. A potem... A potem byłem znów na symulatorach! - tu mniej więcej kończył się jasny opis a wychodziła dość rozentuzjazmowana i chaotyczna opowieść z udziałem obu dłoni elektronicznego pilota którymi pomagał sobie w wizualizacji powietrznej walki jaką stoczył. Już trochę ochłonąwszy dodał tylko, że na jutro Ken obiecał mu zgrać filmik to postara się go załaczyć albo i na yt wrzuci. Na tym dokument dziennika się kończył na dzisiaj. Oczywiście o swojej rozmowie z Fiolecikiem już po walce nie wspomniał. Nie było raczej czym się chwalić. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku humor mu się poprawił i nawet zastanawiał się czy jednak nie wrócić do tego basenu ale zanim się zdecydował zasnął nie wiadomo kiedy.



Drugi dzień - noc


Obudził się po ciemku i od razu wiedział, że coś jest nie tak. Że stało się coś strasznego. I że nadal to się dzieje. I może przydażyć się i jemu. Czuł obawę, wręcz strach. Bał się głośniej odetchnąć czy poruszyć. Choć rozum mu podpowiadał, że to bez sensu. Tylko, że... Te dźwięki...

Już wiedział, że to one go obudziły. Były tuż za ścianą, za drzwiami na korytarzu. Zupełnie jakby coś tamtędy przesuwano. ~ Czemu tego nie przewiozą na cholernym wózku tylko budzą ludzi po nocy?! ~ ale jakoś bezsensownie miał pewność, że to nie jest nikt z ekipy ani żaden wózek. To coś innego.

~ Rusz się! ~ zmusił się do działania. Był przecież facetem, dorosłym a nie jakimś dzieckiem. Podszedł cicho do drzwi i nasłuchiwał. Wciąż coś szurało. ~ Kurwa ile to ma metrów? ~ próbował obliczyć. Prędkie chyba nie było. A już trochę to trwało więc? Nie, nie... Bez sensu... Nie ma czegoś takiego. I to na nowoczesnym statku turystycznym! Bez sensu! To musiało się dać jakoś wytłumaczyć. Trzeba tylko jakiś łebskich kolesi jak z "Pogromców Mitów" albo co...

Próbował dojrzeć coś przez szczelinę w drzwiach i tej z boku i tej pod drzwiami no ale niestety w tych nowoczesnych konstrukcjach nie przewidziano takiej fanaberii jak szczelina w drzwiach. Nie wyczuwał też żadnego nowego zapachu ani powiewu cieplejszego ani chłodniejszego powietrza. No tak, bo w sumie niby dlaczego miałby? Pewnie ktoś się uchlał i leży na podłodze szurając czymś tam w tę i we w tę... No bo co innego?

A jednak wciąż pot rosił mu czoło i teraz już także plecy i odczuwał lęk. Bał się bardziej niż wczoraj jak ten buraczny kochaś Julki chciał mu przylać. Wtedy wiedział, że jakoś to będzie i co najwyżej zarobi parę ciosów. To było do opanowania, do przewidzenia... A teraz? Teraz... Teraz to było... Coś innego...

Nagle odgłosy szurnęły raz jeszcze i umilkły. Od razu spojrzał na klamkę i drzwi. A może zostać w kajucie? W sumie nie jego sprawa co się dzieje na korytarzu. Niech się obsługa tym zajmie. Co mu do tego? Ale... Czuł, ze wraz z powrotem ciszy wraca mu też odwaga. I ciekawość. To na pewno pijak... Ale jak nie? Może da się cyknąć fotkę? Jak postanowił tak zrobił. Zaczął się szybko ubierać, spodnie, buty, koszula, plecak, do środka kolena butelka z sokiem i kamera a aparat na szyję.

Spojrzał na drzwi. Wciąż cisza. Wpadł na pewien pomysł. Sięgnął po telefon i wcisnął "0". Usłyszał jednak w słuchawce jakiś eteryczny bezsens jakieś trzaski, szmery, zawodzenia... ~ No co jest kurwa?! ~ na zawahał się ale postanowił zgodnie z zamiarem powiedzieć swoje. Może to z jego aparatem jest coś nie tak i tam po drugiej stronie słyszą go normalnie? - Halo? Tu Ed Taksony, kajuta 2287. Na korytarzu coś... eee... Ktoś hałasuje. Może ktoś przyjść to sprawdzić? - zamilkł zastanawiając się czy powiedzieć coś jeszcze. Po chwili namysłu dodał. - Słyszę w słuchawce same trzaski i nikogo po drugiej stronie. Mam nadzieję, że wy mnie słyszycie. - poczekał chwilę czy trzaski nagle nie przemówią ludzkim i uspakajaącym głosem kogoś z obsługi. No ale nie. A kurde na filmach to zawsze w ostatniej chwili ktoś się zgłaszał...


Po cichu otworzył drzwi. Od razu uderzył go dziwny zapach i ciemność. Nie paliły się prawie żadne światła co dla Ed'a było bardzo złym znakiem. Oznaczała jakąś poważniejszą awarię może nic poważnego dla istnienia statku ale na pewno dla wygody i komfortu pasażerów. Mimo takiej chwili myśl, że ci wszyscy spasieni bogacze będą panikować z powodu paru żarówek jakoś sprawiła mu złośliwą satysfakcję. Pewnie posypią się na obsługę i armatora złe feedback'i... Drugą rzeczą jeszcze bardziej niepokojącą był zapach. A właściwie smród. Coś jak zgniłe ryby, wodorosty i słona woda. ~ Jakby coś wylazło z morza i tędy przepełzło... ~ wniosek wydał się Ed'owi pozornie logiczny ale w sumie musiał być chyba jednak fałszywy. Jak niby coś z oceanu miało się wdrapać po tej parometrowej burcie i wleźć na pokład i to jeszcze do środka? Bze sensu. Przecież wodne stworzenia duszą się na lądzie i na odwrót.


Sięgnął do kieszeni wyjął paczkę gum do żucia po czym wpakował sobie jedną do ust. Chciał zabepieczyć sobie odwrót... Eee... To znaczy powrót, przecież nie było przed czym uciekać no nie? Bez sensu. Tak naprawdę zbierał się jednak na odwagę przed opuszczeniem kajuty. Jakoś teraz wydawała mu się oazą bezpieczeństwa i spokoju. A jednak... Wiedział, że to pułapka. Pozór. Tak jak uciekanie na strych podczas pożaru. Instynkt uciekania na drzewo przed wilkami. Czytał o tym. Trochę sam się sobie dziwił ale dotarło do niego, że już prawie zaakceptował to, że dzieje się tu coś cholernie niedobrego. Coś czemu trzeba będzie stawić czoło albo uciec. Tylko, że to bez sensu...


Wziął głębszy oddech i zalepiając zamek gumą do żucia zablokował go. Teraz miał pewność, że czy z zasilaniem czy bez będzie mógł wrócić do kabiny jesli będzie chciał. Na razie jednak chciał się dostac do innych ludzi, najlepiej do kogoś z obsługi, na większą przestrzeń chociaż a nie w tej małej klitce gdzie ktoś mógł na niego wyskoczyć z kazdej dziury!


Zrobił krok na śrdoek korytarza i zamarł. Było ciemno a jednak ściany lekko fosforyzowały. A wczoraj były czyste. Zaskoczony rozejrzał się w obie strony. Ściany były jakby maźnięte tu czy tam na całej długości korytarza jakimś flurooscencyjnym sprajem. Zaskoczony podszedł bliżej i stwierdził, że to nie spray tylko jakiś świecący żel. Ed miał kontakt z różnymi dziwnymi chemikaliami ale o czymś takim nie słyszał. Będąc i pod wrażeniem i chęci udokumentowania tego dziwnego zjawiska cyknął parę fotek. Zarówno zbliżeń na sam spływający żel jak i na całość korytarza wymazanego tym cholerstwem. ~ Kurwa... A jak to jest radioaktywne? ~ zaniepokoił się Taksony. W końcu był jakiś powód dla którego to świństwo świeciło no nie? Zaniepokoił się nie na żarty. Trzeba było to pokazać obsłudze i niech to jakoś sprzątną. To może być szkodliwe dla zdrowia i przy takiej kubaturze i przepływie powietrza to stężenie dawki śmier... No tak, nie wiedział co to jest to nie mógł policzyć. Ale nawet jak nie było szkodliwe to wyglądało podejrzanie i szkaradnie więc i tak wypadałoby sie tego pozbyć.


Niewiele myśląc zpukał do sąsiedniej kabiny z numerem 2285. U niego telefon chyba nie działał ale może u nich będzie? Pukał dobrą chwilę nawet pytał czy tam ktoś jest i czy wszystko gra i czy może skorzystać z telefonu bo u niego nie działa. Ale wciąż odpowiadała mu cisza. Zawahał się czy zrobić to czy nie ale w końcu uznał, że sytuacja jest cholernie awaryjna i wyjątkowa. - Wchodzę do środka! Chcę tylko skorzystać z telefonu! - krzyknął już z ręką na klamce. Miał tylko nadzieję, że w środku nie był żaden rewolwerowiec z Teksasu. Własnoć prywatnia rzecz święta w końcu. Pocieszał się, że chyba czytał w przepisach wycieczki, ze broń można było zabrać ale chyba deponowało się ją w sejfie u obsługi czy coś w tą mańkę. Nie miał spluwy to tylko przeleciał ten punkt wzrokiem.


Otworzył drzwi i zapalił światło i zamarł w miejscu. - C... Co jest kurwa... - wysapał w końću całkowice pochłonięty widokiem w środku. Gdy światło się w końcu ustabilizowało i zapaliło oczom Ed'a ukazało się istne pobojowisko. Połamane szafki, porozrzucane ubrania i pościel, potłuczone lustro, rozbebeszone walizki ale nie to było najgorsze. To, że ktoś przyszedł wymęczony po całym dniu i z nożem albo młotem postanowił odreagować stresy i trudy wycieczki jeszcze Ed może i był nawet w stanie zrozumiec. Ludzie miewali dziwne fantazje i preferencje. Zwłaszcza na wakacjach z dala od domu gdzie królowała dyskrecja i animowość. Ale krew. Wszędzie była krew. Na tych wszystkich sprzętach, ubraniach, pościeli wszędzie była rochlapana krew. A także na ścianach, podłodze i suficie. Odruchowo chciał policzyć ile to może być tej krwi ale nie mógł się skupić. I widać było, że za dużo, cholernie za dużo na jakiś niegroźny wypadek. Koleś musiał się wykrwawić albo własnie się wykrwawiał. Ale może nie? Nie był w końcu lekarzem ani nawet sanitariuszem. Może jeszcze była szansa go uratować? Musiał sprowadzić pomoc!


Nie widział nigdzie jednak poszkodowanego. Miał ten ułamek sekundy wahania pomiędzy wejściem do pokoju i sprawdzeniem co się stało a natychmiastowym biegiem po pomoc. Uniósł dłoń by przeczesać włosy palcami i gdy ją zobaczył to do niego dotarło... Dłoń, odciski palców, klamka i kajuta przerobiona w rzeźnie... - Niee... O nie.... Znowu będzie na mnie! - jęknął zrozpaczony. Ale może była szansa by się jeszcze wykaraskać?! W końcu nie wszedł do środka i to chyba powinno dać się sprawdzić! Więc... Dłużej nie zwlekał. Odwrócił się pobiegł pędem wzdłuż ufajdanego korytarza. Biegł ku rufowej klatce schodowej bo miał najbliżej. Pokład wyżej sa jakieś sklepy i bary i w ogóle powinien się tam ktoś kręcić! Może uda się sprowadzić jakiegoś lekarza albo co! Ponadto biegł, wreszice robił coś na czym się znał i co mu wychodziło świetnie. I biegnąc mógł szybciej opuścić ten zajebany korytarz i tę rzeźnię w kajucie 2285. Chciał to zostawić za sobą i by zajął się tym ktoś inny.
 
Pipboy79 jest offline