Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2014, 03:28   #45
Proxy
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
- Nie mogę "po prostu" Ci go załatwić - kontynuował podsuwając powoli swoją dłoń. Gdy znalazła się u jej podbrzusza Clem chciała go powstrzymać. Nim jednak na dobre uniosła rękę, by go złapać facet zdzielił ją w twarz aż w pomieszczeniu rozeszło się echo klaśnięcia. Ratowniczka z wrażenia przekręciła głowę w bok by następnie cała zamurowana powrócić wielkim wzrokiem na niego w niemym krzyku - No, oddaj mi, śmiało - kontynuował władczo napawając się jej reakcją, która nie była tak długa jak by chciał. Clem po chwili zabrała wzrok wbijając go w eter przed siebie. Facet pochylił się nad nią i złapał mocno za szczękę - Jak będziesz się stawiać odetnę Cię od wszystkiego na zawsze. Wiem o Twoich problemach psychicznych i agresji - zapewnił z satysfakcją dając się dziewczynie wyrwać z uścisku. Milczała nadal z kamienną i nerwową twarzą unikając patrzenia na niego. Sam wstał spokojnie i stanął za nią - Chętnie dałbym Ci ten papierek... - opowiadał z lekkością i troską w głosie. Jego łapska oparły się o jej ramiona. Jedno przesunęło się w kierunku szyi, zeszło przy obojczyku i zsuwało się niżej - Ale interesy opierają się na wzajemnym zaufaniu - Jego wolna ręką sięgnęła pod koszulę, było słychać cichy metaliczny brzęk klamry paska - Muszę wiedzieć... Że mogę Ci ufać - stan ten trwał parę sekund, by następnie wolna ręka dołączyła i zaczęła gładzić ją subtelnie po skroni, policzku i brodzie - No jak? - dopytał ciepło obracając jej krzesło do siebie. Jego rozmarzony i napięty wzrok spotkał się z jej wciąż kamiennym wyrazem twarzy. Jego nieco nagrzana od jej ciała ręka wplotła się w jej niedługie włosy. Trzymała sztywno głowę i demonstrowała swoją siłę mocniej i za każdym razem jak się opierała. Nie mogła tego robić długo. W końcu uległa sile a facet zbliżył jej głowę do spodni - Mogę Ci zaufać? - mówił już bardziej do siebie z rozmarzonym z napięcia wzrokiem i napływającą przyjemnością i nerwową pociechą - Jeśli będziesz dla mnie miła... Ja będę miły dla Ciebie...

* * *

Zapach mydła na wyposażeniu statku był całkiem przyjemny i świeży. Problem pojawiał się przy jego smaku. Sytuacja była identyczna jak z próbowaniem czekoladowego szamponu dla dzieci. Intensywny zapach pobudzał tak apetyt i ciągoty do słodkiego, że korciło odchylić głowę, otworzyć usta i wyciskać ambrozję prosto do ust. Każdy kto próbował, wie że czeka go tylko gorzkie rozczarowanie. Podobnie było i z tym mydłem. Mimo wszystko z pewnością spełniało zadanie dezynfekcji. Trzykrotne niemal wyszorowanie ust wystarczyłoby choć Clem wykorzystała jeszcze prawie połowę małego pojemnika, by pozbyć się DOKŁADNIE wszystkiego.

Po tym spojrzała na siebie w lustrze. Jak szybko ujrzała tak szybko zrezygnowała nie analizując jak gównianie wygląda i jak gównianie się czuje. Nie chciała myśleć. Wyłączyła je wystarczająco wcześnie. Był to jakiś sposób na przetrwanie największego bagna. W końcu żyje nadal, więc działanie tej metody nie było bez znaczenia. Przynajmniej by mieć ochotę na palenie nie potrzebowała myśleć. Czuła jedynie niesamowity głód nikotynowy. Nie chciała dłużej przebywać w tym pomieszczeniu ani na tym piętrze. Wyszła z toalety i wróciła do managera, który kończył coś wypisywać. Gdy się zbliżyła wręczył jej papierek z serdecznym i ciepłym wyrazem twarzy.

- To tylko na trzy dni - powiedziała po dłuższej chwili analizy trzymanego świstka rozplanowania przypisanych jej zmian.

- Jak na razie wystarczy - odpowiedział spokojnie przyjmując na siebie przeciągły i zabijający wzrok kamiennej twarzy podopiecznej.

* * *

Wypadając z głębokiego snu poczuła, że jest jej nieco chłodniej. Mając na sobie jedynie gacie i koszulkę bez rękawków nie marzła przecież wcześniej w kajucie. Mogłaby w końcu przykryć się kołdrą i zasnąć mając wszystko w nosie. Nie zgadzał się jednak jeden szkopół. W pomieszczeniu nie było nigdy tak wilgotno. To od tego zrobiło się zimniej. Najwidoczniej Janices wracając ze zmiany musiała przesadzić z przekręceniem termostatu. W kuchni zawsze panował gorąc, pewnie chciała się ochłodzić. Ruszyła się ociężale podnosząc się do pozycji siedzącej i wyciągnęła gołe stopy na podłogę. Zamiast wstać jedynie odskoczyła na łóżko jak poparzona czując wodę po kostki zamiast szorskiej i ubitej wykładziny.

Tafla wody na najniższym pokładzie? Bez alarmu? ...problem z rurami, które zalały cały poziom. Trzeba wszystkich wyprowadzić wyżej i to oczywiście w ramach nadgodzin.

- Świetnie… - wymamrotała pod nosem wściekła - Dziewczyny, wstajemy - odezwała się wystarczająco głośno by obudzić śpiącego. Sama po omacku w czarnej jak w dupie przestrzeni przepełzła na skraj łóżka łapiąc za ubrania - Dziewczyny, wstawać - powtórzyła nie słysząc odpowiedzi. Ubrała na ślepo skarpetki i spodnie. Wyciągnęła się nad wzbierającą wodą ku pobliskiej półce. Czując materiał kamizelki złapała ją i przyciągnęła do siebie siadając na łóżku. Wygrzebała niewielką latarkę i zapaliła.

- Kur*a… - wymamrotała zmieszana widząc, że żadnej współlokatorki nie ma. Przez jej głowę przeleciała myśl, że manager zrobił ją na całego i celowo ominął w zbieraniu ludzi do akcji nie robiąc sobie nic z realizacji jego żądań wieczora poprzedniego. Koncepcja jak się pojawiła tak szybko pękła - przecież o tej godzinie na stanowisku jest ktoś zupełnie inny. Dziewczyny zapewne musiały wyjść gdy spała a powrót już został zabroniony przez obecne służby.

Wkładając latarkę w zęby ubierała się szybko. Buty będące w połowie w wodzie na szczęście były suche w środku, zabrane przed przelaniem się zasyfionej wody. Służbowa koszulka, bluza, kurtka a na to jeszcze kamizelka z torbą medyczną u boku. Reszty swoich rzeczy nie zabierała, ale zwinęła i wrzuciła najwyżej jak się dało. Woda i tak mogłaby najwyżej podejść pod kolana. Uszykowana chwyciła latarkę w dłoń i brodząc w wodzie przedostała pod drzwi. Tam jednak zwątpiła mocno. Krzyki nie były dla niej niczym niecodziennym. Jej zadaniem było pakować się wszędzie tam, gdzie coś się spieprzyło i komuś stała się krzywda. Nie była również maszyną by nie odczuwać wtedy strachu, czy adrenaliny. To było zawsze. To było normalne. Nienormalnym jednak było, że poczuła się nieswojo. Będąc sama tym zaskoczona serce tłoczyło promieniujące zdenerwowanie. Zrezygnowała z szybkiego wybiegnięcia na zewnątrz. Stanęła przy drzwiach i przysłuchiwała się przez chwilę odgłosom - nie było niczego poza sukcesywnym przelewaniem wody. Uświadomiła sobie, że wyjście nie będzie najlepszym pomysłem, ale nie mogła przecież stać i narastającej tafli wody. Wyłączyła latarkę, przylgnęła do ściany obok i delikatnie przekręciła klamkę, by jedynie odrobinę wyjrzeć na zewnątrz.

Drzwi otworzyła z trudem, dzięki oporowi jaki stawiała woda. Jak się okazało korytarz zalany był nią znacznie wyżej, niż jej kajuta, bo woda sięgała ponad pas dziewczynie.
Była zimna, ciemna i gęsta. Pływały na niej różne śmieci.
Korytarz był ciemny. Nie paliło się na nim żadne światło. Ledwie widziała na krok, dwa przed sobą.
Kiedy tylko otworzyła drzwi, woda z korytarza zaczęła wlewać się do środka. Clem odniosła też dziwne wrażenie, że ktoś ją obserwuje, gdzieś z ciemności.
Nim zdążyła na dobre poddać się temu dziwnemu uczuciu, usłyszała krzyk dochodzący gdzieś, z głębi korytarza. Krzyk był dziwny. Niewyraźny, niczym echo dobite gdzieś z oddali. Nie była w stanie nawet przybliżeniu określić, czy dobiegał on z lewej, czy z prawej części korytarza.

Clem wcale nie czuła się na miejscu udzielającej pomocy. Nie wyglądało to jak pęknięcie rury. Pomocy sama potrzebowała i to było powodem nieswojego samopoczucia.

Pierwsza zasada udzielania pomocy: Zadbaj o własne bezpieczeńswo. Trzeba było spieprzać.

Zdenerwowana i wystraszona bez zastanawiania się rzuciła się w kierunku najbliższej klatki schodowej. Mocno trzymała nadal wyłączoną latarkę w jednej dłoni, a w drugiej unosiła torbę, by nie powolić jej zamoknąć, choć nie wpłynęło by to na jej zawartość, która jest wszędzie upakowana w plastikowe opakowania.
 
Proxy jest offline