- Docctore! Docctore!
Renato Santori nie był wyjątkowo ubrany w fartuchy, gdyż zajmował się bardziej pracą teoretyczną, szkicami i sporządzaniem notatek. Głos z dołu to chyba Luisa lub Maria, jedna z tych podstarzałych opiekunek Starego. Docctore! Śmiechu warte. Nawet nie ukończył nauk medycznych, nie miał nawet tytułu baccalario czy magisteri, a co dopiero...
-
Docctore! Państwo wiadomość przysłali! Zostawię na dole!
A gdzież by indziej. Na strych nikt nie wchodził, bali się. Zapachu formaliny i powietrza tętniącego mocą życia i śmierci, jego samego - wiecznie przybranego w żałobę, dziwnych dźwięków... a najbardziej nieznanego, podsycanego przez opowiadane sobie historie. Santori jednak nie weryfikował tych opowieści. Raz, że w dużej części były prawdziwe, dwa - samotność pomagała mu w pracy. A spłacenie długu ojca uważał za najważniejsze.
Posypał piaskiem zapisaną stronicę, zdmuchnął, zakorkował kałamarze i dopiero wtedy zszedł po kręconych schodach na dół, przemierzył salę trofeów i biblioteczkę. Wiadomość leżała tam gdzie zwykle, na wymyślnie rzeźbionym krześle w korytarzu, zaś po kobiecie nie było ani śladu - jak zwykle. Złamał pieczęć i przeczytał.
Cytat:
Siedziba Kompanii, Gabinet.
Pół godziny przed południem.
F.
|
Kolejne zadanie... nie lubił gdy odrywano go od pracy. Ale dobro rodziny Falco jest najważniejsze.
***
Renato Santori, ubrany w jeden ze swoich identycznych, pogrzebowych strojów z białą kryzą słuchał i nie mógł uwierzyć. Ściągnięto jego i grupę pozostałych zaufanych do... spalenia statku? I jeszcze nonszalancja z którą padrone mówił o rejestrach, kontaktach itd. Dla tak doborowej grupy zadaniem byłoby uprowadzenie ładunku z okrętu i wszelkich informacji, ale spalenie?
Gdyby wezwano tylko mnie, pomyślałbym, że chcą się pozbyć dobrego Pana Lorenzo, ale tu chyba o grubszą sprawę chodzi. Pomyślał o skrzynce, do eskorty której wezwano zastęp zaufanych, a teraz ten sam zastęp wysyłają do zadania dobrego dla pospolitych banditi, których posyła się na dno morza po robocie. I jeszcze to spotkanie w magazynie zamiast w gabinecie. To nie pasuje, lub całkiem pasuje, jeżeli szkatułka była tak ważna, że warto pozbyć się tych, co o niej wiedzieli.
Renato nie był dobry w spiskach i podstępach, jednak analityczny umysł naukowca od razu wyłapał nielogiczność całego przedsięwzięcia.
Rozejrzał się po towarzyszach - wszyscy tu byli wierni Rodzinie, ale kto jest na tyle inteligentny by dostrzec luki?