Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-04-2014, 18:22   #36
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Nie odzywała się prawie wcale podczas drogi w dół. To wszystko ciągle ją oszałamiało i przytłaczało. Wielki świat, który pozostawił laboratoryjny kompleks samemu sobie i to wydawało się wieki temu. Świat ciągle piękny, jak się okazało. Zjeżdżali i z każdym metrem robiło się piękniej. Nie bardziej optymistycznie, tego Nina nie potrafiła jeszcze w sobie odnaleźć, lecz po prostu piękniej. Zieleń, biel, błękit, cudowna kompozycja.
Dopiero szczegóły zaburzyły ten obraz. Zrujnowana, uszkodzone lub całkowicie zmiecione z powierzchni ziemi domy. Obraz kataklizmu… ewentualnie obraz przyrody pozostawionej samej sobie.
I koniec drogi. Zablokowanej przez naczepę. Żywiący się z niej starzec. Może to kierowca, który przetrwał wypadek, schronił się w pobliskim domu i żył z tego co przewoził? I zestarzał w tym miejscu...

Wyss słysząc słowa starca, spojrzał na pozostałych.
- Kazał nam iść precz i nazwał demonami. - Przetłumaczył tym, którzy nie znali języka. - Stary wariat, ale może coś wiedzieć… Choć może też zarażać, więc nie wiem, czy warto ryzykować.
- Zaraza… nie utrzymuje się tak długo… - Nina wysiadła z samochodu i podeszła kilka kroków w kierunku przewróconej naczepy. Okolica byłaby piękna, gdyby nie okoliczności. Patrzyła w stronę nagle zamkniętych drzwi. - Na wszelki wypadek wezmę maseczkę na twarz… i nie będę się zbliżała za bardzo.
Odetchnęła kilka razy, zbierając się na odwagę i spróbowała wejść na teren posesji ze staruszkiem.
- Wir sind das Volk! Wir wollen einfach nur reden! - krzyknęła w stronę domu, sama zdając sobie sprawę ze słabości swojego głosu.
- Ile to znaczy długo? Nie wiemy ile byliśmy zahibernowani. Nie wiemy, kiedy się to zaczęło. - Powiedział nieprzekonany Wyss, również zakładając medyczną maskę. Gdy kobieta zaczęła krzyczeć, choć nie powinno, trochę rozśmieszyło go, że próbuje przekonać wariata, że nie są żadnymi demonami.
- Jesteśmy, tylko chowamy nasze rogi i racice. - Dodał rozbawionym szeptem w stronę Esko, obserwując zza ciężarówki z konserwami, rozwój sytuacji.
Esko uśmiechnął się, żart był nie majscu, ale on cenił “czarny humor”.
- Pójdę za nią, cholera jasna wie co może mu odbić… - Esko wysiadł z auta i przewiązał sobie twarz jakimś materiałem, a z bagażnika wyciągnął klucz do kół, który wsadził sobie za pas spodni i zakrył resztą ubrań, a potem w kilkumetrowym odstępie od Niny ruszył za nią.

- Weg! - odpowiedź ze środka dobiegła od razu. Starzec stał gdzieś za drzwiami, bo głos nie oddalił się zanadto. - Demons keinen Zugang haben hier!
Dało się słyszeć dźwięk szurania czegoś ciężkiego, tuż za drzwiami, a potem mocne uderzenie, aż drzwi wyraźnie zadrżały. Wariat zastawiał przejście, nie bacząc na to, że duża część okien to były tylko cienkie płyty ze sklejki lub blachy.
Tess pokręciła głową. Jej znajomość niemieckiego była jeszcze gorsza od francuskiego, ale słowo demon najwyraźniej było międzynorodowe.
- Nie wiem czy to ma sens próbować się z nim porozumieć. - Powiedziała do Niny. - Tutaj wszystko wygląda na opuszczone od dłuższego czasu. Te zniszczenia to raczej nie skutek klęski czy wojny tylko zwykłego zaniedbania. Przyroda odzyskuje co jej zabraliśmy, gdy ludzie przestali się o to troszczyć. To nie wygląda dobrze. Najwyraźniej od lat nikt tu nie zaglądał…
Esko rozejrzał się wokół. Chyba poza tym wariatem, nikogo tu nie było.
- Idę się rozejrzeć po zabudowaniach, może znajdę jakieś lepsze ubrania i powinniśmy przygarnąć trochę tych konserw, wyglądają na jeszcze jadalne - Esko podniósł jedną, tą najmniejszą ilością rdzy i otworzył ją, na szczęście miały kluczyki, w środku znajdowała się fasolka. Z samochodu wziął jedną z łyżek i konsumując swój pierwszy posiłek od dłuższego czasu poszedł zobaczyć czy pozostałe budynki są też zamieszkałe, albo czy jest w nich coś przydatnego.
- Pójdę z tobą - Powiedziała Tess - Może znajdziemy coś do uruchomienia samochodów? Albo inne porzucone auta? Jakoś nie uśmiecha mi się wędrówka na piechotę. Zwłaszcza, że wtedy musielibyśmy zostawić większość zabranych rzeczy, a nie wiadomo co jeszcze nas czeka.
Stojący początkowo z tyłu przy konserwach Rumun zastanawiał się czy warto próbować czegokolwiek się dowiedzieć od wariata. Niestety, działania towarzyszki dawały mizerny skutek. Cofnął się do samochodu, długi ostry nóż wsadził za pas, pochwycił łyżkę i biorąc dwie konserwy ruszył próbować się porozumieć z pomyleńcem.
- Warum denken Sie, dass wir die Dämonen? - zapytał starając się czegokolwiek dowiedzieć. Pytanie mogło brzmieć głupio, ale chwilowo nie miał innego pomysłu niż zaczynać od podstaw. Otworzył pierwszą konserwę, fasolka w sosie pomidorowym. Pyszności.

Odpowiedziała mu najpierw cisza. Oddalające się kroki. Fasolka nie była nawet najświeższa. Puszka wytrzymała, jedzenie smakowało tak jakby dawno było już po terminie z opakowania. Po kilku krokach i kęsach, głos starca rozbrzmiał gdzieś z głębi domu.
- Niemand sonst war! Nur Dämonen!
Fasolka nie była może najświeższa, ale rumuńczyk mocno wierzył w swój system immunologiczny. Usiadł więc na kawałku betonu i kontynuował paktowanie.
- Wir sind das Volk! Sicherlich können wir irgendwie beweisen! - zakrzyknął do mężczyzny konsumując fasolową zawartość puszki. Był głodny, a fasolka powinna dostarczyć organizmowi substancji ułatwiających przeżycie. Pomimo dacie zdatności do spożycia.
Nina z bezradną miną odwróciła się do jedynego mężczyzny, który postanowił ją wspomóc w próbach nawiązania kontaktu. Dziewczyna zawahała się przed dalszym postąpieniem do przodu.
- Jeśli ma broń, a paranoja zdążyła zakorzenić się głęboko, a skoro żył tutaj od kilku lat to na pewno tak jest, to powinniśmy być bardzo ostrożni. Może być świadom wyłącznie urojeń, a to oznacza, że nic nam nie powie, a bardziej namiesza w głowie. Nie wiem czy nie lepiej go zostawić… - westchnęła i w zamyśleniu sięgnęła po puszkę z jedzeniem. - Bądź tak miły i otwórz ją dla mnie, proszę.
Wyss przełknął głośno ślinę, jednakże nie wziął puszki do ręki.
- Powinniśmy je najpierw przegotować. Jeżeli ten facet w nich grzebał, a na to wygląda, to… Chyba gadam głupoty. - Zrezygnował z tłumaczeń, widząc apetyt pozostałych. - Weźmy ich jak najwięcej i oddalmy się od tego domu. Później przeszukajmy zabudowania.

- W środku przecież nie grzebał - Nina odpowiedziała automatycznie. Mężczyzna miał rację, przegotowanie wszystkiego co znajdowali było dobrym pomysłem. Niezależnie od tego, jak bardzo niesmaczna wydawała się myśl o jedzeniu gotowanej ryby z puszki. Problem w tym, że na razie nie mieli nawet na czym.
Oddaliła się powoli od zamieszkanego przez szaleńca budynku, nie podejmując na razie próby dalszego nawiązania komunikacji. Może oswoi się, przyjrzy im, uzna, że nie są demonami. Dalszy nacisk mógł wywołać agresję. Nawet starzec, jeśli miał broń, mógł okazać się śmiertelnie niebezpieczny. Odwróciła się w stronę domów.
- Poszukam garnków, nierdzewne lub ceramiczne mogły przetrwać. I tak musimy chyba wymyślić jak uruchomić samochody i ominąć przeszkodę… a lepiej nie jeść tego jedzenia tak prosto z puszek. Równie dobrze mogę spróbować coś ugotować… pewnie na ognisku, bo nie liczę na działający sprzęt turystyczny…
Mówiła cicho, więc pewnie niewiele osób ją zrozumiało. Widząc zagubioną Monique, podeszła do niej.
- Pouvez-vous m'aider a chercher quelque chose d'utile?
 
Lady jest offline